Etam, w podstawówce babka od chemii niosła raz fiolkę z nitro i spadła ze schodów. Wszyscy profilaktycznie uciekli jak to widzieli, bo każdy wiedział, że ona ciągle nosi coś wybuchającego (raz wysadziła sufit w pracowni). Potem się właśnie okazało, że była to nitrogliceryna. I co ciekawe jak tak sobie upadła i jebnęła głową o ścianę, to nic nie wybuchło. Dziwne to było, ale w sumie to dobrze, bo w sumie fajna babka z niej. Była. Nie wiem czy jest, bo po reformacji podobno przenieśli ją do gimnazjum i ch*j to wie, czy jej się od tamtego czasu nie wybuchło, bo zapędy do pirotechniki to ona miała.