Leżałem tydzień w szpitalu w niemczech. Pierwszego dnia przyszła pielegniarka i pytała co chce na obiad w poszczególne dni tygodnia... dostałem karte dań i mogłem sobie wybrac, kotlety, klopsiki, surówki, warzywa, sałatki no k***a w domu tak nie jadam... na sniadanie i kolacje do wyboru dzemy, serki, wedliny, jogurciki, chleb-zwykły razowy albo bułki, herbata do wyboru kilkanascie rodzai od jakiś tam smakowych po rumiankowe, miętowe itd.. po południu kawa do wyboru zwykła albo puszczalska. Obok mnie leżał ciapaty, nie jadł mięsa to dostawał dania wegetarianskie... musze jeszcze dodac ze pierwszej nocy co dwie godziny modlił sie po swojemu.. rozkładal taką bambusowa mate i bił poklony.. jak o godz 9 wieczorem była zmiana pielegniarek i robiły obchod po całym oddziale(pytały każdego pacjenta jak sie czuje itp) to musiały 20 minut czekac az skończy... i zeby mu bron boże nie przerywać LoL... praktycznie w dwa dni zrobili mi badania:morfologie krwi, mocz, przeswiatlenia głowy i klatki piersiowej, ekg, echo serca, ekg24 godzinne, potem 5 dni byłem na obserwacji+konsultacje z chirurgiem, neurologiem oraz ordynatorem... lekarze w ch*j mili, pielegniarki też. Niemieccy obywatele mają leczenie bezpłatne, mi wystawili rachunek 1400 euro. a i jeszcze dodam że trafiłem do szpitala po 4 dniach picia wódki, wina i piwa... piatego dnia chciałem iść do pracy ale padłem na ulicy i ktos wezwał karetke.. nigdy nie zapomne tamtych wakacji.
Byłem raz po poważnym zatruciu (cała rodzina zatruła się, w czwórkę leżeliśmy na jednej sali) w szpitalu na oddziale zakaźnym. Tydzień na kroplówce i wpie**alania wody z rozgotowanym ryżem. W końcu jest - dobra nowina. Doktor powiedział, że dzisiaj już możemy normalny obiad zjeść, że układ trawienny zaczyna działać. Łzy szczęścia zaczęły mi spływać. Tydzień nie widziałem jedzenia (woda z rozgotowanym ryżem to ch*j a nie jedzenie). Nie mogliśmy się doczekać. No i nie doczekaliśmy się.
Po paru godzinach poszedłem wk***iony się przejść po oddziale (tylko my leżeliśmy na oddziale, był to niewielki budynek na obrzeżach miasta). Po drodze chciałem wyrzucić chusteczkę higieniczną do kosza. Otwieram kubeł a tam patrze - trzy opakowania po opie**olonych przez pielęgniarki obiadach i czwarty, nietknięty, też wypie**olony do kubła. Te szmaty oj***ły nasz obiad. Złodziejskie dz**ki. Przywieźli ze stołówki szpitalnej DLA NAS, PACJENTÓW, a te k***y zamiast nam go podać, to wolały same w trójkę opie**olić a czwarty wyrzucić. Tak się traktuje ludzi w państwowych szpitalach. pie**olĘ PAŃSTWOWĄ OPIEKĘ ZDROWOTNĄ.
Ra...........it
2013-02-26, 10:15
Jestem ekspertem (serio)
Sytuacja taka jest również w stołówkach szkolnych, przedszkolnych itp Jest to spowodowane wadliwym prawem oraz kiepskim zarządzaniem szpitali (prosze mi wierzyć - dobry dyrektor nie dopuści do spadku opinii o szpitalu bo jedzenie niestrawne), ustawa prawo zamóień publicznych przewiduej jedno kryterium wyboru (cenę) każde inne wymogi na etapie przetargu bardzo cieżko określić i wyegzekwować na etapie realizacji (określa się np. temperaturę, ilość kalorii itp) ale co mozna dostać przez cały dzień za 5,5 zł.
Skutek - do jedzenia ścierwo, na bruku wszystkie pracownice które robiły kotleciki na szpitalnej stołówce (catermed zrobi hurtem za pomocą 3 osób koryto dla 1000000000 pensjonariuiszy - pozostaje kwestia dowozu) Outsourcing nie jest najlepszym wyjściem.
Jeżeli chodzi o szpitale w Warszawie: w zakaźnym na woli byłem w 2010 roku i karmili o dziwo dobrze, może nie poziom restauracji ale np. pierś kurczaka przyprawiana czosnkiem jest i tak powyżej oczekiwań względem kuchni szpitalnej.