Teza: w Polsce życie lub zdrowie ludzkie jest mniej warte niż lakier samochodu.
Próba dowodu.
Rozpatrzmy dwa przypadki.
1. Pożyczasz swój nowy samochód osobie, o której mało wiesz jeśli chodzi o jej umiejętności kierowania autem. Ty z nią nie jedziesz – zostajesz w domu.
2. Osoba z punktu 1 zaoferowała ci podwiezienie swoim własnym, starym samochodem. Dziękujesz i korzystasz z oferty.
W którym przypadku bardziej się boisz? Teraz odpowiedz.
Jeśli odpowiedziałeś, że w 1, to znaczy, że teza została udowodniona.
1 - zakładasz, że prawdopodobieństwo wypadku jest tak duże, że lepiej żeby ktoś się zabił lub uszkodził niż ty, nawet jeżeli auto nie ma AC a gość jest gołodupcem, z przetrąconym kręgosłupem nie zapracujesz na nowe, a tak jesteś cały tylko w plecy trochę floty
2 - twój nowy golf w TDI jest wart zaryzykowania życia, wolisz pojechać z sebixem jego zaszperowanym e36
Wybranie opcji 1 oznacza że : cudze życie jest mniej warte niż moje
Wybranie opcji 2 oznacza że: jesteś pie**olonym materialistą i ryzykujesz śmierć za leasing, brawo
1. Nigdy w życiu nie pożyczyłbym żadnego mojego samochodu. Nawet ojcu nie dałem mojego pierwszego Złomka - Escorta
2. Nigdy nie jeżdżę jako pasażer.
Poza tym stare auto nie oznacza z automatu niebezpieczne auto. Nie każde "stare" auto to bezwypadkowy 10 letni egzemplarz z Niemiec z przebiegiem 150 000 km (czwarty, albo piąty raz).
Tłumaczę i objaśniam: samochód jest droższy dla większości ludzi, bo musieli na niego zapracować, a życie i zdrowie dostali za darmo (z ich punktu widzenia). Darmowego się nie szanuje. Dopiero jak się straci zdrowie, to zaczyna się je doceniać i mieć głęboko dobra materialne.
Co za niedorzeczne porównanie.
Nowe auto warte jest kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych.
Abstrah*jąc od śmieszności tezy, że pożyczyłbym komuś(tym bardziej z poza rodziny) mój samochód to odpowiedź nr 1 jest po prostu rozważniejsza.
Kiedy oddajesz komuś własny samochód i w dodatku nie jedziesz to nie masz pojęcia czy "sobie nie będzie próbował" na zakrętach, a jak Ci rozjebie to Twoje ciężko zarobione pieniądze z paru lat idą się j***ć, bo na pewno nie odda("Tamten mi wyjechał","Koło się urwało","To nie moja wina, że miałeś ch*jowy samochód").
W sytuacji drugiej korzystasz z zwykłej podwózki, a nikt się nie rozbija bez przerwy. Z racji tego, że jesteś pasażerem-kierowca jedzie wolniej i uważniej. Do tego w pierwszym momencie wyczucia zagrożenia czy niepewności mogę wysiąść.
Reasumując. Każda inteligentna osoba będzie się o wiele bardziej bać w pierwszym przypadku.
Przyrównanie nic nie warte.
Równie dobrze mogę stwierdzić:
1. Możesz stracić dom z powodu nietrafionego zakładu.
2. Jedziesz na rowerze bez kasku.
Gdzie bardziej się boisz? Jeżeli nr 1 to znaczy, że życie jest dla Ciebie mniej warte od dobra materialnego.
Może średnio tu jest to zobrazowane, ale naprawdę mało osób z mojego otoczenia zdaje sobie sprawę, że jadąc jako pasażer powierzamy swoje życie danemu kierowcy. Tak naprawdę wystarczy ułamek sekundy, szarpnięcie kierownicy i wszyscy wyskakują z butów. Niestety część kierowców także nie do końca rozumie, że niejako pasażerowie powierzają mu swoje życie. Ja mając w aucie pasażerów jakoś podświadomie jadę bardziej "defensywnie". Wolę się spóźnić gdzieś kilka minut, niż mieć na sumieniu moich znajomych, czy nawet nieznaną mi osobę z blablacara. Znam także osoby z którymi raczej nie pojechałbym w trasę poza miasto jako pasażer.
Przeraża mnie także jak wiele osób lekceważy sobie zapinanie pasów. Osobiście za każdym razem kontroluje, czy wszyscy pasażerowie się zapieli. Osoba bez pasów nie tylko stwarza zagrożenie dla siebie, ale także dla współpasażerów. Osobiście znam faceta, który latając po samochodzie zabił swojego dobrego kumpla i nie życzę nikomu aby musiał żyć z takim obciążeniem psychicznym.