Temat nie jest bardzo sadystyczny, ale w tym smutnym jak piza świecie, warto pokazać pozytywne zachowania.
W Chinach, czterdzistoletni Yu Xukang codziennie zanosi swojego niepełnosprawnego syna do najbliższej szkoły(7,2 km w jenną stronę). Następnie wraca do domu, a po południu znów idzie do szkoły i odbiera dzieciaka.
Pan Yu zamiast maszerować dziennie prawie 30 kilometrów mógłby: oddać dzieciaka, albo przestać się nim zajmować...a jednak poświęcił się dla niego.
tam nie ma takiego chorego systemu emerytalnego jak u nas, u nich jest jak u nas kiedyś - inwestowałeś i dbałeś o dzieci to one na starość dbają o cb. emerytury burzą normalny układ rodziny
Daleko przykładu nie szukać. Na Wydziale Matematyki w Poznaniu jest teraz na 5 roku niepełnosprawny student. Jeździ na wózku, a w zasadzie nie jeździ, bo jest pchany. Sam nie jest w stanie się poruszać, ani w zasadzie dobrze mówić. Przez tych kilka lat jego (prawdopodobnie) mama jest z nim, zawozi go na każde zajęcia i po nich odbiera. Co prawda sytuacja różna od tej w Japonii, bo u nas taki student ma z góry zagwarantowane stypendium, a pewnie i na inną pomoc może liczyć.
W każdym razie - cudze chwalicie, swojego nie znacie.
Ja w 2009 roku codziennie zimą o 5 rano lazłem z buta 15 km do roboty. Gdzie jest dla mnie medal?????
Chyba jeszcze żadna cywilizacja tam nie dotarła skoro na takim długim odcinku nie było żadnego busa czy innego podjazdu. Ja kiedyś zrobiłem z buta 20 km i zajęło mi to 7 godzin co prawda byłem trochę naj***ny ale się śpieszyłem.
Chłop się poświęca dla syna - to jest normalne, a nie jak zrobisz lasce dziecko, sp***alać ch*j wie gdzie. Trzeba odpowiadać za swoje czyny, a nie myśleć, że życie to ciągła sielanka. Chłop wyraźnie chce, aby jak go zabraknie, jego syn mógł żyć jako tako, przede wszystkim być samodzielnym, chociaż w jakimś tam stopniu. Dla osób nie rozumiejących poświecenia chłopa - nie chcę nikomu źle życzyć, ale żeby się wam dzieci niedorobione urodziły.