Kilka dni temu naszej matematyczce umarl ojciec, ogolnie zaloba itp. ubrana na czarno. Mam taki zwyczaj ze zawsze witam sie tekstem "czesc dziewczyny"z dwiema kolezankami ktore siedza za mna. Tak sie zdarzylo ze pewnego dnia owe kolezanki mialy czarne koszulki, obie. No to standardzik "Czesc dziewczyny..." i czarna dusza sadola nakazala mi dodac "... co wy tak na czarno? umarl ktos w rodzinie?", a ze siedze w pierwszej lawce to nauczycielka wszystko slyszala. W ogole nie skojarzylem jak to mowilem ;D Jej mina bezcenna, sam chcialem sie zapasc pod ziemie. No ale to jeszcze nie wszystko. 2 dni pozniej, temat na lekcji "prawdopodobienstwo", nauczycielka dyktuje zadanie "W urnie znajduja sie..." a ja glupi na cala klase dokonczylem za nia "... prochy dziadka"... znowu k***a nie pomyslalem. Wtedy juz wygladala jakby chciala mnie zabic :DDD
Świetna historyjka. Krąży taka legenda niepisana o pewnej nauczycielce z polskiego miasta, która miała ponoć takiego zeza, że jak czasami ostro syknęła do kogoś za przeszkadzanie w lekcji ,,wstań" to pół klasy wstawało ze strachu. Ile w tym prawdy to ch*j wie.
Kiedyś na matmie babka kazała się mnie i koledze przesiąść bo ciągle gadaliśmy i nie uważaliśmy na lekcji. No to my ambitnie zamieniliśmy się miejscami. Za karę wzięła nas obu do odpowiedzi, przy czym kolega dostał 1 ja 3
Wiem, ch*ja was to obchodzi, ale czasem se fajnie powspominać różne pierdoły