Wysłany:
2011-12-05, 8:16
, ID:
872165
65
Zgłoś nadużycie
Ja pierdolę... 70 lat temu nasi przodkowie za akt odwagi uznawali podejście do niemieckiego wachtmana i strzelenie mu w garnek z point blank, ucieknięcie z pociągu do Auschwitz i ukrywanie się, zarówno przed Niemcami jak i komuchami, przez 3 lata z "leśnymi ludźmi" a potem nieustanne życie w stresie z lewymi papierami w "wolnej Polsce". Ludzie wyjeżdzali na front w 1939, 1940, 41... z perspektywą, że przez kilka lat (albo już nigdy) nie zobaczą swojej rodziny i nie płakali, na bali się - przeładowywali broń i z krzykiem na ustach szli na wroga - to było uważane za akt odwagi! 50 lat temu świat był na krawędzi wojny jądrowej, ale ludzie mieli odwagę wychodzić na ulicę, żyli tak jakby nigdy nic! 30 lat temu młodzi ludzie tysiącami wychodzili demonstrować, ale się nei bali, mimo że wiedzieli że będa polewani zimną wodą, pałowani, zabierani do aresztów, ryzykowali nawet życiem bo zawsze mogli "spaść ze schodów" albo utopić się w rzece, przy wymiernym udziale "pomocników" z ubecji. A dzisiaj? Kuuuuuurwaaaaa! Chłopaczek robi sobie mini-blizny (miewałem gorsze urazy podczas golenia jaj) i płacze w necie jaki to jest smutny i to jest uznawana za akt odwagi? Kuuuurwaaa! Genotypie, co się stało? W którą kurwa polazłeś stronę że w ciągu kilkunastu lat gen odwagi zanikł całkowicie i został zastąpiony przez ciotowatą płaczliwość?