Gwiazdorska plejada polskich lektorów, tych żyjących jak i tych którzy już nam nie poczytają, ale ich głosy nadal pamiętamy.
Ich głosy podkreślają wagę dobrego kina i sprawiają że nawet kiepskie produkcje można nawet obejrzeć.
Wiem że temat przewijał się wielokrotnie ale wpadła mi w ręce kaseta VHS a tam "Uniwersalny Żołnierz" z Lucjanem Szołajskim i po prostu musiałem.
(Terminatora (Elektroniczny Morderca) też chyba czytał...dawno to było)
Ciężką jednak pracę ma lektor. Musi czytać te ch*jowe, ocenzurowane tłumaczenia, a potem ludzie się z niego śmieją. No ale jak tu się nie śmiać jeśli:
- "Fuck you" to dla nich "goń się".
- "I will blow your fucking head off" to "strzelę ci w łeb".
- "Motherfucker" to "skubaniec"
I najlepsze co słyszałem - film "Wstrząsy". Back off, asshole - odwal się, szparagu.
Przypomniało mi się, jak kiedyś brat przyniósł na VHS South Park. Cały urok był właśnie w polskich lektorach. Miałem wtedy z 10 lat, więc wyobraźcie sobie jaka była moja reakcja na takie słownictwo:
Bo lektor musi niestety czytac to, co mu tlumaczyc zrobi. A ze tempo slow musi sie zgadzac z tekstem albo byc takie, by nie zatracic sensu, no to i mamy tlumaczenia takie jakie sa... Ale to wiadome.