18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

Jak już o pracach - moja pierwsza robota.

NiedźwiedzioGłowy • 2014-12-05, 00:41
Czytam sobie tak o pracach różnych i myślę - ktoś mnie w ch*ja robi? Ile zarabia koleś w wieku 19 lat w McSraczu? Ile zarabia typ w Amazonie i narzeka? To ja wam napiszę o mojej pierwszej robocie.

Kraków, miasto smogu, maczet, nożowników i pytania "za kim jesteś?!". W mieście atrakcje turystyczne, dużo ścierwa się zjeżdża na tanie dupy i alkohol, jest potrzeba by to obrobić. Prawie dekadę temu miałem 19 lat, podjąłem pierwszą prawdziwą pracę - nie jakieś pomoce, robótki tylko konkret regularnie, na dłuższy czas.

Praca w jednym z krakowskich hosteli:
- 5 dni w tygodniu,
- 12h na dobę od 20 do 8,
- zmiany nocne,
- bez obiadków, premii, napojów, ch*jów-mujów,
- bez umowy,
- 5zł na rękę płatne co rano czyli 60 za nockę.

Hostel na ok. 40 klientów, stara kamienica - cała. Recepcja na dole - podła, przegrzana klitka z małym biureczkiem i starym laptopem, koło mega głośnej lodówki z napojami dla gości. Równie ch*jowe zaplecze/magazyn. Dwie kuchnie, 4 łazienki, nie pamiętam ile pokoi.

Bohater lat 19, suchoklates, pierwszy rok studiów zaocznych bo trzeba zarobić na nie, a przy dziennych się nie da. Dostaję cynk, że jest robota, jadę, krótka gadka, sprawdzenie czy angielski znam, dostaje pracę, zaczynam jutro.

Obowiązki:
- ogarnianie kuchni i łazienek na rano, jak jest syf,
- zakładanie/zdejmowanie pościeli w pokojach, czyszczenie koszy,
- przyjmowanie rezerwacji z portali/mailowych/telefonicznych i nadzór nad tym gównem,
- pilnowanie płatności, obsługa kasowa, obsługa dostaw jeśli są w tych godzinach,
- doradzanie klientom co i jak w mieścinie można robić,
- rozwiązywanie problemów doraźnych,
- ochrona w razie gdyby coś się działo i wzywanie prawdziwej ochrony/policji/straży/karetki,
- współpraca z kontrahentami - firmy wycieczkowe i eventowe, kluby go-go, laseczki.

Co noc nowa grupa lub grupy, rzadziej klienci indywidualni. Grupy to zazwyczaj irole, polacy, ukraińcy i ruscy, czasem inni. Wszyscy przyjeżdżają zobaczyć kwiat Europy Środkowej czyli mówiąc inaczej, napie**olić się jak paczka gwoździ.

W Nowej Hucie w grodzie kraka jest takie powiedzonko "chuda ręka, szczęka pęka", jako suchoklates przekonałem się osobiście, a okazji było aż nadto.

Przyjeżdżasz wieczorem, zmiennik przelicza kasę, mówi co i jak i gdzie, wypala papieroska i znika, cały sajgon masz od teraz na głowie - sam, całą noc z bydłem. Najweselsi goście to angole/irole na stag nightach czyli wieczorkach kawalerskich (zero hamulców, totalne bydło), robotnicy pracujący gdzieśw okolicy (tanio, więc majster dekuje ich w hostelu), grupki polskich imprezowiczów z podejściem - płacę to jestem pan!, inne dziwne zbieraniny różnego rodzaju kreatur, które powinno się zamknąć i zagazować w piwnicy.

Goście zaczynają się tłuc? Wzywasz ochronę, lecisz na górę, próbujesz uspokajać - jak się nie da to tłuczesz się z nimi, ochrona dojeżdża do 10 minut więc bywa kolorowo.

Goście podpalają łóżka/szafy w pokoju? Wzywasz ochronę, lecisz z kluczami na górę, próbujesz gasić pożar, patrzysz jak typy skaczą przez okno bo myślą, że to policja (dane i tak masz, ale teraz o tym nie pamiętają).

Goście biją zamówione panny, dzwonisz do ich kolegi, czekasz, sprawa rozwiązuje się sama, szybko.

Ktoś wyskakuje do ciebie z nożem? Srasz po sobie, sp***alasz, wzywasz policję, czekasz i myślisz ile będzie sprzątania jak się ktoś napatoczy na tego klienta wcześniej.

Mambo dżambo może być o każdej porze, nie ma żadnej reguły. Zwykle zaczyna się po 22, kończy najpóźniej ok 6. W tym czasie masz alert non stop, chociaż lecisz na ryj bo to czwarta nocka w tym tygodniu, a jeszcze jedna przed tobą. Po wyjściu z roboty jedziesz do domu, próbujesz spać - światło i hałas nie pomagają - zasypiasz zwykle przed 10, budzisz się jakoś o 17/18 z małymi przerwami. Czekasz na robotę, jedziesz, tyrasz.

Nie masz żadnego ubezpieczenia, żadnej umowy, żadnych bonusów, pochwał czy gratulacji, opłaconych dojazdów, tortów, życzeń, zegarków na rocznicę czy innego gówna. Żadnego żarcia, czy nawet puszki coli. To twoja pierwsza praca w j***nym miasteczku, gdzie student siedzi na studencie i nie masz szans na tak płatną pracę bez wykształcenia doświadczenia.

Po radosnym tygodniu pracy masz zajęcia w weekend, zwykle 6-8 godzin dziennie od rana z godziną - dwoma przerwy. Zasypiasz nieświadomie podczas wykładu, wszyscy mają z ciebie polew, j***ne k***y na utrzymaniu rodziców.

uczysz się na egzaminy na recepcji, jeśli jest chwila, ale raczej nie ma więc zarywasz resztki snu i jesteś zombie. Zaczynasz palić, bo to ponoć pomaga na nerwy - gówno prawda.

Zimą prawie nie widujesz słońca - po wyjściu z roboty jasno chwilę, potem już tylko ciemno do następnego poranka. Piździ to tu to tam. Trzeba chodzić po całym budynku i sprawdzać czy okna pozamykane, żeby nie zrobić z hostelu kostnicy, a w inne pory roku - basenu. Czasem podczas burzy trzeba biegać i zamykać wszystkie okna na czas.

Nad ranem, po baletach, uciszanie co bardziej żywych gości, tłumaczenie robolom, że nie powinni robić gównoburzy w kuchni bo jest 5 rano i ludzie śpią, a ich grochówka ch*j kogo obchodzi.

Czasem są fajni klienci, którzy się zaplątali jakoś w tym syfie, można pogadać, dowiedzieć się czegoś o świecie o ludziach gdzie indziej. Czasem totalne pojeby, których trzeba odpowiednio wcześnie wyczuć, żeby nie mieć kłopotów. Czasem nawalone laski, żal ściska. Czasem nawaleni kolesie, też żal, złe i jedno i drugie trzeba odprowadzić pod pokój.

Jak przyjeżdża policja, karetka czy nawet interpol, próbujesz pomagać jak możesz bo wiesz, że tak wypada, ale masz ochotę wyrwać komuś broń i wszystkich zaj***ć.

Nie opisuję szczegółów by nie zdradzić jakie to miejsce, potem był jeszcze jedne hostel gdzie byłem dwa razy dłużej - w tym ponad rok. Potem był kardiolog, przerwa, koniec studiów i normalna praca.

W hostelu nie przekładasz ciągle burgerów i frytek, nie przerzucasz ciągle paczek, nie stoisz przy taśmie jak automat, ale ciągle siedzisz jak na szpilkach. Zależy to też od miejsca bo są lepsze i gorsze. Pierwszy był fatalny, drugi przyzwoity, ale też z ogromem perypetii, których wolę nie opisywać bo to bardzo charakterystyczne historie i ktoś mógłby je poznać.

Kto nie stał oko w oko z irlandzkim nożownikiem za 5zł/h niech kuje mordę i się nie wypowiada.

Czytał Tomasz Knapik.

Hidalgo

2014-12-05, 12:51
A to może i ja się wypowiem jak to wygląda w Niemczech.
Mieszkałem normalnie, obywatelstwo szkoła itd.
Postanowiłem zarobić w wakacje trochę kasy, więc poszedłem do pośredniaka.
OK, jest praca na budowie.
Trzeba się stawić o 5.00 rano 25km od miejsca zamieszkania, stamtąd transport 90km do miejsca pracy.
Praca zaczyna się o 8 i trwa do 16.
Czyli razem z drogą "w te i wewte" 16 godzin, płatne 7 (bo godzina przerwy oczywiście bezpłatna).
Praca przy ocieplaniu dachu, w lecie. 35C pod dachem, na plecach żeby wcisnąć się w kąty.
Oczywiście gogle i maseczka, ale zapewniam was że moje ryło wyglądało nieciekawie po tym jak przez 7
godzin sypała się na nie wata szklana.
Stawka: 7 DM (tak, to już parę lat temu) za godzinę.
Edit:
Dodam jeszcze że po powrocie do Polski pracowałem w ochronie za...3,50PLN. To był dopiero fajny powrót.
No ale teraz jest jak najbardziej ok.

wolak27

2014-12-05, 12:52
Jako że poszły już dwa tematy z pierwszymi pracami na studiach to zmobilizowało mnie to do napisania czegoś o swojej pierwszej pracy.

Studiowałem dziennie Geodezje i Kartografie więc miałem ciężko pracować - akurat na mojej uczelni był jeden czy na późniejszych semestrach dwa dni wolne plus weekendy gdzie mogłem pracować, więc zacząłem szukać pracy, jako że jestem z dość dobrej rodziny to od razu ambitnie, bo nie wyobrażałem sobie robić za 5 czy nawet za 8zł/h rodzice pieniędzy mi nie dawali - tak jakoś wyszło że sam sobie radziłem od gimnazjum to i na studiach nie potrzebowałem.
Szukanie pracy było marne. Miałem samochód (dostałem od rodziców na 18 Golfa 3 - na start idealny tyle że 1.4 benzyna i ciągnął jak ukrainki pod Warszawą... ile wlezie) ale szukałem a to przez miesiąc jako dostawca pizzy a to jako kurier. Jedyne co mogę powiedzieć to wyzysk i zapie**alanie 200% normy...

Trafiłem na przeprowadzkę w moim bloku któregoś dnia patrze chłopaki niosą kartony jakieś szafy itp - mówię zagadam może bym sobie w ten sposób porobił. Jak się okazało akurat potrzebował pracownika który by był na zawołanie, wziął ode mnie numer telefonu i powiedział że będzie dzwonił.
Po tygodniu zadzwonił i mówi że potrzebuje że robota na 10h noszenie kartonów i że będzie mi się opłacało - mówie spoko bez zapytania o płace jeden dzień mogę się przemęczyć. Pogadałem z nim w samochodzie (roczny Mercedes Sprinter BUS 515) o tym czy jest ciężko itp powiedział że inni traktują to prace różnie i to zależy od człowieka - spoko to spróbuje, jako że nie miałem doświadczenia w noszeniu mebli wziął mnie najpierw na robotę z dużą ilości paczek/kartonów - jak się później okazało ludzie to totalni idioci i do jednego kartonu 50x50x50 a czasami nawet większych potrafili włożyć bezmyślnie same książki i taki karton potrafił ważyć 30kg a nawet więcej - szef odrazu się oburzał i gadał z klientem że to tak nie może być że nie można kartonu podnieść i albo klient przepakowywał albo nieśliśmy we 2 jak nie było czasu.
Po tym pierwszym dniu jak się okazało te 10h to było 1h dojazdu do klienta 0.5h gadania u klienta o cenie potem ze 3h-4h załadunku po załadunku podjechaliśmy na pizze w miedzyczasie bo trzeba było zjeść więc droga do drugiego mieszkania klienta trwała 1.5h i rozładunek 2h bo z tym zawsze szybciej - akurat wziął mnie pierwszy raz na robotę gdzie musiałem to nosić na 3 piętro po schodach w starej kamienicy ( jak się potem okazało chciał mnie sprawdzić) następnego dnia miałem takie zakwasy że ledwo co z łóżka wstałem. Także roboty z tego było koło 5-6h Więc myślę sobie ciekawe ile zapłaci za to - jak się okazało gościu na koniec dnia podwiózł mnie pod dom po drodze mówił że nawet dobrze się spisałem i wyjmuje 150zł i daje mi <lol> oczy mi z orbit wywaliło no ale spoko biorę ide do domu i czekam na następny telefon.

Na początku brał mnie dwa razy w tygodniu na taką robotę potem jak zobaczył że się nadaję to nosiłem z nim meble. Płaca była między 15zl/h a 20zl/h także nie narzekałem. W końcu przyszły wakacje więc chciałem zarobić powiedzialem mu że mogę pracować częściej w sumie codziennie i tak też było.

Robota ciężka szef straszny krzykacz ale w sumie się nie dziwie bo jak się niesie antyk wart 5000zł to trzeba uważać :D W trakcie wakacji można powiedzieć że awansowałem i się dobrze z nim zgrałem - zarabiałem lekką ręką koło 4tys na miesiąc - wiadomo roboty codziennie nie było także o tyle dobrze bo był czas na odpoczynek. Czasami trafiało się przeniesienie biura i to był istny hardcore bo trzeba było zapiepszać w nocy z ciężkimi meblami biurowymi przez tydzień ale i to się opłacało :)
Po dwóch miesiącach wakacji zabrałem narzeczoną na nasze pierwsze wakacje - stać mnie było, pojechalismy na dwa tygodnie do Egiptu 5* All-inclusive.
Potem znów przyszedł październik i znów byłem tylko na telefon ale w miesiąc te 1.5-2 tys mogłem zarobić.

Były oprócz przeprowadzek jeszcze utylizacje mieszkań - po osobach zmarłych albo ktoś postanowił sobie całe mieszkanie przemeblować albo żona po utracie męża postanowiła wyczyścić piwnice trafiały się różne perełki - jak się z szefem dobrze dogadałem to mogłem sobie brać różne rzeczy bo on i tak większość wiózł do firmy utylizacyjnej. Więc i tu mogłem sobie dorobić - na początku zbierałem monety banknoty czy klasery i inne małe wartościowe rzeczy i albo sprzedawałem na znanym portalu aukcyjnym albo zatrzymywałem dla siebie ;)
potem zapodałem mu pomysł jak wchodziła tablica żeby nie wyrzucał tych szaf łóżek itp tylko ja zrobię zdjęcia i wystawie na tablicy za 100zł może ktoś się skusi - i tak sporo rzeczy sprzedaliśmy i dzieliliśmy się 50/50 on jeszcze często zawoził ludziom do domu to jeszcze na tym zarabiał.
Roboty były różne od przeprowadzek całego mieszkania, likwidacji komorniczych, utylizacji piwnic, czy przeniesienia jednego mebla z piętra na piętro także było różnorodnie i nie musiałem chodzić na siłownie - w ten sposób przepracowałem ponad 4 lata skończyłem studia.
Jestem inżynierem geodetą więc mówię czas pójść do normalnej pracy i zacząć normalnie zarabiać bo i zaczęły mnie coś plecy od tej roboty boleć :D Pierwszy miesiąc złożone 50 CV część osobiście część w internecie i brak odzewu nawet na rozmowe albo telefon albo coś... w drugim miesiacu szukania odezwała się do mnie firma największa na rynku pod względem obsługi inwestycji geodezyjnych w polsce - mówię spoko będzie doświadczenie itp na rozmowę kwalifikacyjną poszedłem do fryzjera ładnie się ubrałem itp na rozmowie Pan mi powiedział że jako że nie mam doświadczenia w zawodzie za dużego to na start dostaje 10zł brutto i umowe zlecenie i po miesiącu dwóch mogę liczyć na podwyżkę.

Fakt inwestycje obsugiwaliśmy fajną, dużo się nauczyłem ale jak usłyszłem że ktoś kto jest najwyżej w geodezji na budowie musi wszystko ogarniać i brać odpowiedzialność za wszystko i zarabia 4500 zł brutto (widziałem umowe przez przypadek) nie ma mowy o żadnej premii na każdym kroku człowiek jest j***ny z góry przez prezesa to stwierdziełm że przesrałem sobie 4 lata życia studiami...
Jako że odłożyłem sobie pewien kapitał na szczęście bo w między czasie trochę handlowałem samochodami bo mnie było na to stać i zarabiałem na tym to rzuciłem tą prace w zawodzie i zaczynam właśnie zakładać własną firme - jak narazie po miesiącu jest ciężko ale wiadomo początki muszą być cieżkie.

Także drodzy sadole nie użalajcie się że na studiach jest ciężko i nie da się zarabiać bo się da - ale zastanówcie się już dziś czy te studia cokolwiek wam w życiu dadzą.
Mam taką małą propozycję zróbcie sobie CV tak jakbyście skończyli wasze studia dopiszcię kilka miesięcy doświadczenia w firmie krzak i spróbujcie znaleźć dobrze płatną prace tak żeby po kilku latach nawet 10 było was stać na wkład własny kupna mieszkania.
Jak się uda - to spoko studiujcie - a jak nie to może jest czas żeby się zastanowić co dalej ?

Ja żałuje że poszedłem na studia mimo że się dużo nauczyłem - miałem dobrą średnią stypendium rektora dla najlepszych studentów oraz dobrze zdałem prace dyplomową bo na 5.
Nic z tego nie mam i w zawodzie jestem traktowany jak śmieć bo teraz wszyscy są inżynierami i jak odchodziłem to kolega z pracy mi powiedział że jutro przyjdzie następny na moje miejsce i będzie w stanie robić nawet za mniej...

burżuj

2014-12-05, 13:05
Pojawił się wysyp tematów związanych z pracą za najniższą krajową (lub niewiele większą pensję) w naszym mlekiem i miodem płynącym kraju. Nie wiem czy to jakiś j***ny trend wymyślony przez lewaków, żeby pokazać, że jednak nie jest tu tak źle, czy po prostu takie sobie pie**ololo.
Otóż mam ogromny ból dupy z tytułu nie samej pracy w Polsce, a raczej z powodu siły nabywczej pieniądza. Co kogo obchodzi, że w maku czy innej tego typu firmie jest mniej lub bardziej dobrze jeśli do k***y nędzy zarabia się tam średnio 1500zł? Co za to kupisz mając na głowie rachunki i inne opłaty? Przeterminowane piwo z Selgrosa i kilo parówek z promocji? W p*zdu z takim życiem! To jest opcja dobra dla ucznia/studenta który chce sobie dorobić, ale na pewno nie dla kogoś kto chce założyć rodzinę i godnie żyć...
Gdzieś mam tłumaczenie, że "trzeba było się uczyć" skoro jadąc do UK czy nawet gdzieś bliżej z tymi samymi kwalifikacjami jesteśmy w stanie opłacić siebie i jeszcze sporo odłożyć (przeliczcie sobie 1200GBP na złotówki, bo tyle jest się w stanie wyciągnąć na budowie i wcale nie trzeba znać angielskiego, a ceny prócz zakwaterowania mają tam k***a takie same!).
Przepraszam za falę hejtu, ale jak dla mnie czarka się już przepełniła.

le...........65

2014-12-05, 13:11
Żalisz się czy chwalisz?

bz...........ue

2014-12-05, 13:11
Dam Ci piwko, kolego, bo mnie też to wk***ia.

le...........65

2014-12-05, 13:13
O k***a, kolejny. Chyba czas na zbiorczy o "Syzyfowych pracach sadoli".

iamthelaw

2014-12-05, 13:21
Tak podnieśmy minimalną krajową do 5000 zł. A od jutra wszyscy wyjedźmy bo nikt nas nie zatrudni. Jeżeli zarabia się w Polsce 1500, to znaczy że ktoś ci zabiera ponad 1000. Gdyby nie podatki i skłądki które płacimy za górników, rolników, księży itp. to z 2500 zostawało by nam 2000. A tak muszą cie skroić bo za rolnika trzeba wpłacić do nfz 273 zł, a on przecież płaci tylko 150.

C0ld

2014-12-05, 13:54
Przyjedźcie na mazury, tutaj jest dopiero fajnie. Jakiś czas temu w mojej okolicy na stolarni zatrudnił się 21 letni facet, miał pracować przy CNC, a wysłali go do betonowych bloczków (bo firma sobie dorabiała jak tylko można). Oczywiście bez umowy, tzn miała być takowa za jakiś czas (o dzieło), a że była to jego pierwsza praca, to siedział cicho i modlił się o umowę. Aż tu ostatnio jeden z tych betonowych bloczków zmiażdżył mu nogę, helikoptrem go zabrali. Prawdopodobnie do końca życia nie będzie chodził i dupa, żadnych pieniędzy, chłopak od fizycznej roboty (technik mechanik) nie znajdzie tu nic umysłowego. Jedynie będzie musiał żebrać o jakąś rentę. A, i właściciel firmy oczywiście zaprzeczył, że ten chłopak tam pracował podczas wypadku i uznał, że wtargnął na teren zakładu.

iamthelaw

2014-12-05, 14:00
C0ld napisał/a:

Przyjedźcie na mazury, tutaj jest dopiero fajnie. Jakiś czas temu w mojej okolicy na stolarni zatrudnił się 21 letni facet, miał pracować przy CNC, a wysłali go do betonowych bloczków (bo firma sobie dorabiała jak tylko można). Oczywiście bez umowy, tzn miała być takowa za jakiś czas (o dzieło), a że była to jego pierwsza praca, to siedział cicho i modlił się o umowę. Aż tu ostatnio jeden z tych betonowych bloczków zmiażdżył mu nogę, helikoptrem go zabrali. Prawdopodobnie do końca życia nie będzie chodził i dupa, żadnych pieniędzy, chłopak od fizycznej roboty (technik mechanik) nie znajdzie tu nic umysłowego. Jedynie będzie musiał żebrać o jakąś rentę. A, i właściciel firmy oczywiście zaprzeczył, że ten chłopak tam pracował podczas wypadku i uznał, że wtargnął na teren zakładu.



Dobry przykład na to że oskładkowane umowy są za drogie.

orz1

2014-12-05, 14:30
Muzz napisał/a:

@orz1
Takie życie? Godzisz się na to? No to zajebiście. Jeśli takich jak ty jest więcej to świetlana przyszłość tego kraju. Normalnie, k***a, świetlana.



Źle mnie zrozumiałeś, nikt ci nie zapłaci 5tyś miesięcznie (chodzi o legalną i uczciwą pracę) jeżeli nie masz żadnego doświadczenia. Dlatego niestety od gówna się zaczyna, tylko po to żeby podnosić swoje kwalifikacje, i u następnego pracodawcy żądać więcej. Mam nadzieję że skumałeś moją myśl :mrgreen:

sobanek

2014-12-05, 16:03
Skoro były już tematy o Amazonie w Poznaniu i Hostelu w Krakowie, nadszedł czas abym powiedział Wam jak wygląda moja praca w agencji ochrony na zielonej wyspie - Irlandii.

Miejsce pracy: Biurowiec w centrum Dublina.
Godziny pracy: 17:30 - 08:00 w tygodniu lub 20:00 - 08:00 w Weekendy.
Ja pracuję w piątek, sobotę i niedzielę. 38.5 godziny i 4 dni wolnego.

Stawka brutto: €10.50 na godzinę. Netto wychodzi €350.49 tygodniowo.

Przychodzę w piątek do pracy o godzinie 17:20, dzwonię do bazy i mówię, że już jestem na miejscu. Zdejmuję kurtkę, wyjmuję komplet kluczy do różnych pomieszczeń i siadam na fotelu w recepcji. Do godziny 19 zdarzają się jeszcze ludzie którzy przychodzą z jakąś sprawą. Zawsze witam ich z uśmiechem i mówię co i jak.

O godzinie 20 zazwyczaj wszyscy wychodzą z biurowca, biorę komplet kluczy, gaszę światła we wszystkich biurach i zamykam je po kolei. Kończę o 20:30.

O godzinie 21:00 wychodzę na papierosa, zaciągam się toksyczną substancją. Na zegarku wybija 21:10, wracam na fotel w recepcji, odpalam telefon i przeglądam sobie Facebooka, Sadola i inne.

W centrum jest w miarę spokojnie, chociaż i zdarzały się akcje.
Ostatnio gdy była na parkingu grupa intruzów, zadzwoniłem na 112, i po dokładnie 7 minutach przyjechała na miejsce policja, na dwa radiowozy i aresztowała intruzów. Szybki telefon do firmy i problem z głowy.

Raz na godzinę robię w biurze obchód żeby zobaczyć czy nic się nie dzieje - wycieki z toalet itp.
Nie przemęczam się, zarabiam przyzwoicie i jestem zadowolony z życia.

I ludzie pytają się mnie, "Czemu nie wrócisz do Polski?".

antek100

2014-12-05, 16:49
Leci piwko. Sam kiedyś pracowałem w tego typu miejscu. Mała miejscówka, 5 pokoi, goście to raczej drobni biznesmeni. Ewentualnie do rodziny przyjeżdżali. Ale zdarzało się też często, że przyjeżdżały jakieś patusy z którymi ni ch*ja nie szło nic załatwić. Darcie ryja, chlanie do rana i tego typu sprawy więc wyobrażam sobie jakie to może być przej***ne w dużym mieście w hostelu. Ja pracowałem w takim miejscu w liceum, tyle, że mogłem kimać, bo patusy które odpie**alały imbe do rana to była rzadkość, do szkoły rzut maczetą i ogólnie warunki miałem tam bardzo sprzyjające. Fakt, że za nocke dostawałem 25zł do łapy był trochę żenujący, gdy ktoś ze znajomych pytał ile zarabiam. Z drugiej strony satysfakcja -która wynikała z faktu, że w liceum na swoje 'drobne' wydatki zarabiałem sam a inni ciągneli od rodziców - była tego warta :D

szczerkos

2014-12-05, 16:54
No tak, mądry ten, kto nigdy nie był za granicą w pracy i nie zaczerpnął ''innego świata''. Gdy chodziłem do liceum i później na początku studiów (oczywiście do dziś mam wyrzuty sumienia bo mi się totalnie do niczego nie przydały) pracowałem w firmie wujasa (budowlanka, a jakżeby inaczej). Oczywiście praca na czarno, jakżeby inaczej. I tyrałem jak wół też za 5zł na godzine, a to było przecież prawie 10 lat temu, więc wtedy te 5zł było satysfakcjonujące, teraz totalnie nie do pomyślenia. Wiadomo jak ma młody na budowie - przynieś, podaj, pozamiataj, gdy coś gorszego trzeba zrobić to robisz, gdy musisz szlifować sufit bez żadnej maski i okularów (kto zna ten wie jakie to wk***iające gdy sie gips sypie w oczy i potem sie wydmuch*je z nosa tone gruzu) to też to robisz, bo po prostu nie masz innego wyjścia. Ale nie narzekałem, moim zdaniem takie rzeczy po części uczą życia, o ile nie pracuje się w obozie pracy gdzie jest stres gorszy niż podczas operacji serca :D

W międzyczasie, gdzieś na drugim roku studiów, wujas rzucił pracę w PL na rzecz Szwecji, no i zaproponował mi, żebym przyjeżdżał na wakacje dorobić. Jakież było moje zdziwienie, gdy szef spytał się, wręcz bojaźliwie, czy 80 szwedzkich koron (wtedy w przeliczeniu jakieś 35zł/h) odpowiada jako dla pomocnika majstra. Wiadomo jaka była decyzja, niestety ten wyjazd średnio się udał ponieważ później zaczęło być za dużo ludzi do pracy i sporo siedziałem w domu, ale i tak do PL po dwóch miesiącach wróciłem zarobiony.

Drugi wyjazd, już na dłużej i kolejna podwyżka - te same stanowisko, 100KR/h, wtedy to już dawało 50zł na godzinę. Praca od 7 do 19, w soboty też, fakt faktem sporo, no ale tam się jechało zarobić a nie odpoczywać. I przez cały ten okres przypominam sobie tylko jeden wk***iający mnie do dziś dzień, kiedy trzeba było przeciągnąć peszle z kablami z jednego końca pomieszczenia do drugiego, niestety tym pomieszczeniem był strych, gdzie leżała kurewsko zakurzona wata szklana, nawet nie wiem ile miała lat. Tydzień chorowałem po tym dniu, bo bez maski oczywiscie itp (można było dostać, ale zgrywałem cwaniaka i wiadomo jak się skończyło). A reszta to istna sielanka, nic tylko się uczyć języka i zostać.
Nie pamiętam teraz dokładnie ale tak naprawdę nie narabiając się za wiele, bo jak można się narobić kładąc tapetę gdzie nikt Cie nie pogania, czy też wykonując inne budowlane czynności, zarabiałem około 5 tysięcy na rękę w przeliczeniu na PL Zł.

Ano tak, zapomniałbym - mieszkałem na osiedlu gdzie byli praktycznie sami imigranci z Somalii, nie muszę wspominać jakiego są wyznania - co mieliśmy z tymi ch*jami przebojów to się w głowie nie mieści. Ich ulubionym zajęciem w niedzielę (czy sobotę wieczorem, nie pamiętam już) było powieszenie kozy i podcięcie jej gardła, a dalej patrzenie jak krew ścieka. Oczywiście miasto nie mogło nic z tym zrobić, jak wiadomo Szwedzi są popie**oleni na punkcie tolerancji, to też się muslimy panosiły (a teraz to już w ogóle masakra) jak chciały.

Także takie pie**olenie że narzekają itp, k***a sam bym narzekał gdybym miał tak jak autor bać się nawet o swoje życie za 5zł (wolałbym jednak te 5zł na budowie :D ).

Także racja leży po stronie tych, którym pasuje, wiadomo, że każdy ma swoją. To jest Polska zbudowana przez Dolana, tutaj każdy narzeka, choćby nie wiadomo jak było. Sam narzekam na wiele rzeczy, ale zamiast narzekać, warto zakasać rękawy i samemu coś zrobić ze swoim życiem, a nie obwiniać wszystkich dookoła.

Przecież nie jesteśmy cyganami ani murzynami żeby polegać na innych, Polak wszędzie sobie poradzi ;)

domlap

2014-12-05, 18:16
sila nabywcza tych 5 zlotych byla duzo wieksza niz obecnie, w luznym przeliczeniu, przy zestawieniu sily nabywczej 10 lat temu i teraz to zarabialbys teraz okolo 100-120 zlotych, niezla pensja jak na "ciecia". ciec teraz zarabia 5-10 zlotych BRUTTO.
pracowalem tez przez wakacje w mckwaczu i wole moje obecne zajecie (bramki)

NiedźwiedzioGłowy napisał/a:



Kto nie stał oko w oko z irlandzkim nożownikiem za 5zł/h niech kuje mordę i się nie wypowiada.


pracuje dorywczo na bramce na dyskotekach, wolalbys nie wiedziec czym ludzie mi grozili.

szefooo

2014-12-05, 18:33
O k***a! Jestem Tomasz Knapik.