kilkanaście lat temu znalazłem na plaży telefon (wtedy wart ok 500-600 zł przy minimalnej niecałe 1000 zł netto)
"koledzy" mówią żeby kartę wyrzucić i telefon wziąć sobie albo sprzedać.
Ja twardo, że nie i koniec.
Zatem dzwonimy na numery w telefonie. Następuje standardowe szukanie pod "d" jak "dom" - pudło.
Potem "m' jak "mama" - jest!
Dzwonię. Biip...biip...
"-Tak słucham?
- Dzień dobry, znalazłem ten telefon na plaży, więc dzwonię żeby...
- TY ch*jU j***nY, ZŁODZIEJU pie**olONY, JA CIE NAMIERZĘ (ciekawe k***a jak?), JUŻ TO ZGŁOSIŁAM NA POLICJĘ I CIĘ ZNAJDĄ (no k***a jak?)/.../
- ale ja...
- JA CI k***A DAM Sk***YSYNIE j***nY/.../
- ALE DZWONIE ŻEBY ODDAĆ TEN TELEFON!!!
- MASZ GO ODDAĆ ALBO PÓJDZIESZ DO PIERDLA/.../
(W tym miejscu odsunąłem telefon od ucha na jakieś 2-3 minuty.
Jak przestała drzeć mordę to kontynuowałem:
- słuchaj, telefon będzie do odebrania w sklepie spożywczym "xxx" w miejscowości "xxx" (sklep znajomego)...
- I LEPIEJ ŻEBY TAM BYŁ BO CIE ZNAJDĘ I ZApie**olĘ (nadal nie wiem jak?)"
po czym się rozłączyłem.
Jeszcze tego samego dnia się zjawił jaśnie Pan (pewnie synalek) razem z dwoma kolegami odebrać telefon.
Czy może wykosztowali się na flaszeczkę ew. browara? Może chociaż: "dzięki!"?
cała historia opowiada jaką to jesteś ciamajdą, normalny człowiek zauważyłby że kretyn do którego się dodzwoniłeś posiada IQ mniejsze od przeciętnego kraba złowionego przez BongMana i nie ma sensu oddawać mu tego telefonu ale Ty o dobrym serduszku musiałeś oddać bo ksiądz po nocach by Cię nawiedział...
ty p*zdo (czyt. autorze tego gowna), nie dosc ze zj***la cie za znalezienie telefonu to jeszcze potulnie oddales telefon jak pies nie zadajac nawet slow wyjasnien za obelgi czy ki ch*j, nie wiem jak ciebie ale mnie by trzęsło po takim czymś.
ja bym zadzwonił po takiej rozmowie na jakiś płatny numer typu 0-700. Zostawiłbym go tak w jakimś śmietniku, olał temat i miał jedynie nadzieję ,że telefon był na abonament a nie na kartę.