Ojciec z synem handlują ziemniakami po osiedlach. Zajeżdżają na podwórko i wołają "Ziemniaki! Ziemniaki!" Z drugiego piętra wychyla się kobieta i mówi, że chce.
- Ile?
- Cztery worki.
- Synu idź - mówi ojciec.
Na górze babka pyta: - Dobra. Ile płacę?
- 200 zł.
- Hmm, nie mam tyle, ale pan jest dorosły, mi też niczego nie brakuje, może seks?
- Hmm, wie pani, musiałbym się skonsultować z tatą.
- Ale, no wie pan, przecież pan jest dorosły, po co takie pytania?
- Jednak wołałbym zapytać.
- Ale dlaczego?
- No bo w zeszłym roku przedmuchaliśmy 8 ton.
1. Kartofle to u szwabów, u nas są ziemniaki.
2. Nie wiem jak u was, ale jak u mnie przed blokiem zajeżdża swoim żukiem wyładowanym ziemniakami facet w gumowcach i drze sie nie wiem ile "zieeemnioook" to mam sazczerą ochote go odstrzelić.
Zajeżdża na osiedle furmanka. Koń ciągnie wyładowany węglem wóz.
Wóz zatrzymuje się, woźnica krzyczy na całą okolicę:
- WĘGIEL PRZYWIOZŁEM, WĘGIEL!!!
Koń obraca się i spoglądając na woźnicę bezlitosnym wzrokiem mówi:
- Ty, k***a, przywiozłeś...
Niby Lublin, zagłębie rolnicze, ale akcji z obwoźnymi handlarzami ziemniaków jeszcze nie widziałem. A swoją drogą, to ziemniaki jeszcze można od rolnika kupić na metry (dawne kwintale, 100kg)