Dziki zjazd miałem kiedyś w Szczyrku, postanowiłem sobie skręcic w trasę FIS-owską, a co mi tam. Zjechałem sobie kulturalnie na dół okazało się, wylądowałem z drugiej strony góry w miejscu, którego kompletnie nie znałem w dodatku sam. No to zacząłem dymać pod górke do momentu az wróce na własciwą trasę zajeło mi to dokładnie 6 godzin, rodzice zapłakani, ciotkom, wujkom 2 tony z serc pospadały a ja z brakiem poczucia czasu dziwiłem się o co im chodzi i dlaczego już musimy wracać. ach te szalone czasy podstawówki. Byłem takim idiotą.
dobre! w górach tak zawsze, jak skręcisz gdzie nie trzeba to masz parę godzin w plecy i to ciężkiej drogi
ach ten świeży śnieg. Kiedyś próbowałem eksperymentować, ale coś zakopywałem się w nim. Pomyślałem, że tu chodzi o szybkość, tak samo jak po wodzie.
Musiałem to sprawdzić, ta wizja jazdy po świeżym śniegu jak na tym filmie nie dawała mi spokoju.
Pamiętam tylko, że prędkość miałem sporą. Gdy już się zatrzymałem, narty miałem pare metrów od siebie. Więcej nie próbowałem