Jak byłem nastolatkiem to wyskakiwaliśmy z pociągu w podwarszawskim Rembertowie. Z tą różnicą że skakaliśmy na piasek i pociąg jechał wolniej....
Proceder miał miejsce ze 3 lata aż w końcu jeden typ od nas połamał sobie oba obojczyki i matka musiała mu dupe i ch*ja przez 2 miesiace myć....
Był nie był... wysiadałem tak raz i tez będąc w wojsku tylko kilka lat wcześniej. Tylko robiłem to w zimie. Śniegu było doj***ne i komunikacja umarła. Przepustka krótka i padło na pocig, który przelatywał przezz moje nienajblizsze okolice i w dodatku nie zatrzymywał się, na tym zadupiu. Jako, ze nie uśmiechało mi się dymać z buta ponad 40 km w środku nocy, to wybrałem opcję ze skokiem. Pociąg szybko nie jechał ze względu na zalegający śnieg, to patrzyłem aby tylko w słupa lub krzaki się nie wj***ć. Cała reszta zła nie była. Pomijajac te prawie 20 km w głebokim śniegu, ale w tamtym okresie śnieg, błoto czy inne gówno, to był jeden ch*j więc pałatka przez grzbiet, rurka na psy i kierunek dom. Zadna filozofia...dzień jak codzień w tamtym okresie.