Takiego koszmarnego wypadku nie było od dawna. Podczas wyścigu Indianapolis 500 w formule Indy Car Mike Conway roztrzaskał bolid w drobny mak. Na szczęście kokpit Brytyjczyka przetrwał uderzenie w bandę i szaleńcze koziołkowanie po torze.
Conway jechał z prędkością ponad 300 km na godzinę, kiedy podczas wyprzedzania najechał na bolid rywala. Pojazd Conwaya wystrzelił w powietrze jak z katapulty i z niebywałą siłą uderzył o bandy oddzielające tor od publiczności. Samochód odbił się od barier i - wciąż w pędzie - rozbił na kawałki.
Kierowca cudem uniknął poważnych obrażeń, a może nawet i śmierci. Jego obrażenia są jednak bardzo poważne. Wielokrotne złamania, zerwania ścięgien, rany. Conway spędzi teraz miesiące na rehabilitacji.
niezła zajawka, ale barwny opis wypadku rzucił mnie na kolana(cyt...Kierowca cudem uniknął poważnych obrażeń, a może nawet i śmierci. Jego obrażenia są jednak bardzo poważne. Wielokrotne złamania, zerwania ścięgien, rany...)