18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
topic

Sprawcy nie wykryto

Prometheus_Coprophagus • 2014-01-17, 20:54
Cytat:

Pijany kierowca powoduje wypadek w jednej z dzielnic Warszawy i ucieka. Jeden ze świadków to siedzący obok niego pasażer i jednocześnie właściciel auta. Podaje nazwisko i adres zamieszkania sprawcy. Po roku policja jednak umarza dochodzenie. Powód? "Niewykrycie sprawcy".


Uszkodzony samochód, fot. materiały poszkodowanej


W wypadku poszkodowana została młoda kobieta. - Wyjechał prosto na mnie i zepchnął z drogi do płytkiego rowu. Stamtąd mój samochód wyskoczył i przebił drewniane ogrodzenie. Auto było całkowicie zniszczone. Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie policjantka z pytaniem, jak się czuję, bo po raporcie z wypadku nie mogła uwierzyć, że przeżyłam - tę historię opowiedziała reporterowi TOK FM młoda kobieta ranna w wypadku.

A doszło do niego rok temu na warszawskiej Białołęce. Z osiedlowej drogi wyjechał osobowy samochód i staranował drugi pojazd. - Miałam pierwszeństwo przejazdu. Nikt nie ma co do tego wątpliwości. Jest świadek, pasażer samochodu i jednocześnie jego właściciel, który powiedział, że autem kierował jego pijany kolega. Podał nawet adres - relacjonuje poszkodowana.


Miejsce, w którym doszło do wypadku, fot. materiały poszkodowanej


Sprawa wędrowała od prokuratury do policji, od drogówki do prewencji. Ostatecznie wypadek funkcjonariusze zakwalifikowali jako kolizję i wykroczenie drogowe. Dlaczego? Precyzują to przepisy - chodzi o czas spędzony w szpitalu po takich urazach. Upraszczając: kolizja - obrażenia do 7 dni, wypadek - obrażenia powyżej tygodnia. Kolizjami, co zrozumiałe, policja zajmuje się z mniejszą atencją. - Mija już rok od wypadku, a ja nadal odczuwam skutki urazu szyi, mam zaburzenia widzenia czy zawroty głowy - skarży się kobieta.

"Materiał dowodowy nie dał podstaw do przedstawienia zarzutu"



Jednak zdaniem sierżant Marty Sulowskiej z komendy na warszawskiej Pradze-Północ policjanci zrobili wszystko, by znaleźć winowajcę. Jak twierdzi, "materiał dowodowy nie dał podstaw do przedstawienia zarzutu czy też skierowania wniosku (do sądu - przyp. red.) co do konkretnej osoby". - Funkcjonariusze wysyłali kilka razy wezwanie do osoby wskazanej przez świadka. Nikt tych wezwań nie odbierał. Policjanci byli też osobiście pod wskazanym adresem, ale nikogo o ustalonym nazwisku nie zastali - wyjaśnia Sulowska.

- Po wyjściu z samochodu zobaczyłam, jak w stronę auta, które mnie staranowało, idzie jakiś mężczyzna. Zapytałam kilku świadków, którzy stali obok, czy to kierowca, usłyszałam, że on miał kierowcę gonić. Miał też krzyczeć, by się zatrzymał, ale w odpowiedzi miał usłyszeć od uciekającego, że tamten nie ma prawa jazdy - opowiada poszkodowana.

- Mimo to policjanci podczas przesłuchania pytali mnie dwa razy, czy to właściciel samochodu mógł go prowadzić - dodaje. Takiej hipotezy policjanci jednak dalej nie sprawdzali. Z ich ustaleń nie wynika, że świadek mógł wskazać fikcyjną osobę, a sam spowodować wypadek.

"Pasażer sam był pod wpływem alkoholu"



- My oczywiście ustaliliśmy wszystkie okoliczności. Ustaliliśmy to, kto jest właścicielem pojazdu. Wiemy, że nie należał do osoby, która została wymieniona przez świadka jako sprawca kolizji - tłumaczy sierżant Sulowska. Jednocześnie policjantka podkreśla, że "nie było na miejscu świadka, który widział tego sprawcę". Zwraca też uwagę, że pasażer, który twierdzi, że samochodem kierował jego pijany kolega, sam był pod wpływem alkoholu. - Nie ma takiego świadka, który widział, że wskazany przez pasażera sprawca siedział w samochodzie ani jak wyglądał - tłumaczy w rozmowie z TOK FM. Funkcjonariusze nie sprawdzili jednak osiedlowego monitoringu, a z dokumentów wynika, że z co najmniej czterech świadków wypadku przesłuchali tylko dwójkę.

Tłumaczenia policji są niejasne. Poszkodowana twierdzi, że jeden z funkcjonariuszy, pytając o podejrzanego sprawcę, wymienił konkretne imię, nazwisko i adres tej osoby. - Podczas przesłuchania policjant powiedział, że to właśnie ta osoba (wskazana przez świadka - red.), która we mnie wjechała - relacjonuje jedno z przesłuchań poszkodowana. - Teraz dostałam pismo, że ten kierowca nie dostał nawet mandatu, bo policja nie ustaliła sprawcy i dochodzenie jest umorzone - dodaje.

- Sprawa nie zostanie skierowana do sądu z uwagi na niewykrycie sprawcy - potwierdza w rozmowie z TOK FM sierż. Marta Sulowska. - To, że we wstępnych dokumentach jest wskazana osoba, która mogła być sprawcą kolizji, nie oznacza, że wobec tej osoby zostanie przedstawiony zarzut czy też sprawa zostanie skierowana do sądu - dodaje.

Dlaczego nie uciekać, skoro może się udać?

Sprawa, choć dotyczy pojedynczego przypadku, może niepokoić - wskazuje sama poszkodowana. - Co chwilę słyszymy, że kierowca uciekł z miejsca wypadku, a nawet że policjant uciekł z miejsca wypadku. Wydaje się, że to najwygodniejsza droga. Dlaczego nie uciekać, skoro może się udać - ironizuje poszkodowana kobieta. - Tak jak w moim przypadku, ktoś może uciec, ranna osoba nie jest bardzo poturbowana i być może nie będzie żadnej kary - dodaje.

Źródło: Pasażer podał imię, nazwisko i adres sprawcy wypadku. Policja umarza dochodzenie. Powód: "niewykrycie sprawcy"

macleod

2014-01-20, 15:38
naiwny01 napisał/a:


Wiesz co to jest ochrona danych osobowych? Ktoś tu popełnił przestępstwo. Policjanci też pewnie po 10 minutach wiedzieli to co Ty. Różnica jest taka, że muszą to mieć na piśmie z odpowiednimi pieczątkami, podpisami itd. które mogą przesłać do sądu.



Co ma piernik do wiatraka?
Ja całe zdarzenie zgłosiłem do WDR, najpierw telefonicznie (zaraz po kolizji) potem osobiście w WDR. Policjanci jedyne co ustalili (przy mnie), że właścicielem samochodu jest firma leasingowa. I od nich zaczęli korespondencję listową. Nic innego ich nie interesowało. Od razu zostałem uprzedzony, ze to potrwa i nie wiadomo jak się skończy :-/ . W tym czasie sprawca mógł np. samochód naprawić i stwierdzić, ze nic takiego nie miało miejsca.
I pewnie by tak było, bo jak zgłosiłem to temu facetowi odpowiedzialnemu od floty w firmie, numer rejestracyjny, model, kolor, rocznik i uszkodzenia jakie miał tamten samochód, to on po rozmowie ze sprawca stwierdził, że nie pamięta takiego zajścia ale uszkodzenia rzeczywiście ma :lol: .

Ale już mniejsza z ochroną danych bo istotne jest co innego. Jeżeli ja zwykły zjadacz chleba jestem w stanie w 10 minut ustalić sprawcę takiego zdarzenia, to mam prawo wymagać od policji tego samego. Gdyby oni wykonali taki telefon do centrali tej firmy, którą im podałem to cała historia zakończyła by się w 3 dni, a nie 333, wymianą kilkunastu listów i grubą teczką dokumentów w archiwum.

naiwny01

2014-01-20, 18:02
macleod chyba mnie nie rozumiesz. Co innego jest wiedzieć a co innego jest móc przedstawić sprawę w sądzie. To, że jakiś typek przez telefon coś powiedział nie jest żadnym dowodem. Wszystko musi być na piśmie.

PegasiBierzeWDupe

2014-01-20, 18:29
to wziąć go k***a na przesłuchanie, spisać protokół z przesłuchania i kazać mu podpisać... tadaaam, jest na piśmie

macleod

2014-01-20, 23:26
naiwny01 napisał/a:

macleod chyba mnie nie rozumiesz. Co innego jest wiedzieć a co innego jest móc przedstawić sprawę w sądzie. To, że jakiś typek przez telefon coś powiedział nie jest żadnym dowodem. Wszystko musi być na piśmie.



A kto im zabronił zadzwonić, ustalić miejsce przebywania sprawcy i sprawdzić przede wszystkim samochód (potwierdzić uszkodzenia). Przesłuchać, zrobić oględziny pojazdu, wszystko spisać na protokół i skierować do sądu lub ukarać sprawcę na miejscu, jakby się jednak przyznał. Wszystko dostali ode mnie na tacy. Sorry ale gówno mnie obchodzi, ze oni mają takie a nie inne procedury jeżeli sprawiają one, że ja mogę nie uzyskać odszkodowania za poniesiona szkodę.