Tytuł trochę chybiony, bo Sono jest od Quentina... lepszy.
Bardziej szalony, oryginalny. Umiejętnie gra kiczem, groteską i łączy ze sobą pozornie sprzeczne gatunki filmowe. Podobnie jak Tarantino, lubi wplatać do swoich filmów nawiązania do klasyki kina, ale robi to bardziej subtelnie. Nie ma kopiowania scen co 5 minut w skali 1:1.
No i jego filmy są zdecydowanie bardziej intensywne, ostre, perwersyjne.
Kino rewelacyjne, będące swoistym destylatem azjatyckiej kinematografii. Trzeba jednak uczciwie przyznać - kino nie dla każdego.
Widziałem "Zabawmy się w piekle " i fragmenty paru innych filmów, zabieram sie od paru miesięcy żeby oglądnąć coś więcej, niestety nie moge na razie żony namówić na japońskie kino, zraziła się po raptem 2óch filmach Takashiego Miike. A widzę, że Sono mógłby z nim przybijać piąteczki, forma jak i tematyka dość podobna, przy czym Sono chyba bardziej lekkostrawny.