18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
topic

Rycerz przestworzy

Cwieku • 2012-11-13, 09:08
Kolejna świetna historia Pana Biszopa klik

Niemcy, okolice Bremy, 20 grudnia 1943 roku.
Powiew zimnego powietrza i jego świst we wnętrzu postrzelanego bombowca sprawiły, że ranny pilot odzyskał przytomność. W samą porę – Latająca Forteca nieubłaganie traciła wysokość i właśnie znajdowała się na pułapie 300 metrów. Jeszcze minuta, a roztrzaskałaby się o ziemię.
Pilot sięgnął ku wolantowi, ale natychmiast syknął z bólu i opuścił ramię. Miał przestrzelony prawy bark. Chwycił więc wolant lewą ręką i przyciągnął do siebie. Maszyna wyrównała lot.
Podporucznik Charles Brown z trudem rozejrzał się, by ocenić sytuację. Oba silniki na lewym skrzydle przestały działać. Tablica instrumentów wyglądała, jakby ktoś potraktował ją młotem kowalskim i opryskana była krwią. Nie działał także kompas. Z tyłu bombowca dochodziły jęki rannych. Dziób maszyny był rozbity, a w kadłubie ziały ogromne dziury. Drugi pilot porucznik Luke Spencer siedział bezwładnie na fotelu z głową przechyloną na bok. Był nieprzytomny, ale raczej z powodu braku tlenu, niż ran.
Przez kabinę przeleciał złowrogi cień. Podporucznik Brown spojrzał w górę i znieruchomiał z przerażenia. Dostrzegł sylwetkę niemieckiego myśliwca.
Messerschmitt wykonał koło nad zmasakrowanym bombowcem i zrównał się z nim. Podporucznik Brown spojrzał ze zdziwieniem na jego pilota. Machał do niego ręką, jakby chciał mu coś przekazać.

Podczas I Wojny Światowej piloci wojskowi byli absolutną elitą sił zbrojnych każdego państwa. Tworzyli osobną kastę ludzi, którzy dokonali tego, o czym człowiek marzył od tysiącleci. Wznosili się ku niebiosom na swoich niezwykłych maszynach powodując niekłamaną zazdrość u żołnierzy z innych rodzajów broni.
Istniał wśród nich silny etos i etyka walki, którym większość z nich była wierna. Często zdarzało się, że po walce powietrznej zwycięzca lądował koło zestrzelonej maszyny przeciwnika, wyciągał go z wraku i wzywał pomoc. Atakowanie bezbronnego, czy strzelanie do ludności cywilnej było nie do pomyślenia.
Wystarczyło nieco ponad dwadzieścia lat, by ów etos trafił do lamusa. Podczas II Wojny Światowej lotnicy Luftwaffe masakrowali cywilów z karabinów maszynowych i strzelali do alianckich pilotów ratujących się na spadochronach.
Ci zresztą nie pozostawali im dłużni. Polscy i brytyjscy piloci zazwyczaj nie oszczędzali niemieckich lotników wyskakujących z płonących Dornierów, czy Heinkli.
Nie musieli nawet do nich strzelać. Wystarczyło trącić skrzydłem opadającego na spadochronie pilota, albo przelecieć koło niego na pełnym gazie. Podmuch powietrza plątał spadochron i nieszczęsny lotnik spadał na ziemię jak kamień.
Nieliczni piloci pozostali wierni staremu kodeksowi etycznemu. Jednym z nich był Oberleutnant Franz Stigler – myśliwski as Luftwaffe.
Rankiem 20 grudnia 1943 roku kilkadziesiąt bombowców B-17 „Latająca Forteca” 379 Grupy Bombowej US Army Air Force wystartowało z bazy lotniczej RAF Kimbolton w hrabstwie Cambridgeshire. Ich celem była Brema, a konkretnie – zakłady zbrojeniowe produkujące myśliwce FW-190. Misja była niezwykle trudna – zakłady w Bremie były częstym celem alianckich rajdów bombowych i wskutek tego Niemcy obstawili je gęsto stanowiskami artylerii przeciwlotniczej. W pobliżu stacjonowało także kilka dywizjonów myśliwskich.
Jeden z bombowców o nazwie „Ye Olde Pub” był pilotowany przez 21-letniego podporucznika Charlesa Browna. Był to jego debiut jako dowódcy Latającej Fortecy.
Powietrzna armada skierowała się na północny wschód i po kilku godzinach lotu nad Morzem Północnym skręciła na południe wlatując nad terytorium Niemiec. Bombowce wspięły się na wysokość 8 kilometrów i rozpoczęły zbliżanie do celu.
Niemieccy artylerzyści szybko dali o sobie znać. Obok Latających Fortec zaczęły wykwitać małe, brudne obłoczki pękających pocisków przeciwlotniczych. „Ye Olde Pub” porządnie oberwał w tym ostrzale. Jeden z silników na lewym skrzydle przestał działać, inny zaczął dymić, a pleksiglasowa osłona na dziobie samolotu była podziurawiona jak sito odłamkami pocisku. Mimo uszkodzeń samolot utrzymał się w formacji i razem z pozostałymi rozpoczął bombardowanie.
Kiedy bomby poszły w cel podporucznik Brown zorientował się, że zniszczenia dokonane przez artylerię przeciwlotniczą są większe, niż początkowo przypuszczał. Jeden silnik stracił bezpowrotnie, w innym musiał zmniejszyć ciąg do minimum, system elektryczny był uszkodzony, a instalacja tlenowa zaczynała szwankować. „Ye Olde Pub” musiał opuścić formację i na własną rękę wracać do Anglii.
Samotny bombowiec z dymiącymi silnikami został natychmiast spostrzeżony przez pilotów niemieckich myśliwców. Opadła go chmara kilkunastu Messerschmittów i Focke-Wulfów. Z jedenastu karabinów maszynowych Fortecy działały trzy – dwa w górnej wieżyczce oraz jeden z trzech umieszczonych w strzaskanym dziobie. Reszta po prostu zamarzła.
Na wysokości 8 kilometrów, na którą wspiął się bombowiec panowała temperatura minus 60 stopni Celsjusza.

Podporucznik USAAF Charles Brown


Mimo tego ledwo trzymający się w powietrzu bombowiec podjął walkę. Podporucznik Brown tak manewrował Fortecą, by rozbić szyk nieprzyjacielskich maszyn, a trzy karabiny maszynowe nieustannie pluły ogniem. Strzelcom pokładowym udało się zestrzelić dwie wrogie maszyny.
Atak trwał około 10 minut, a bombowiec odniósł podczas niego nowe rany. Obydwa silniki na lewym skrzydle przestały działać, a jeden z tych na prawym skrzydle dymił niemiłosiernie. Instalacja tlenowa była w strzępach, podobnie jak elektryczna. Tablica instrumentów była kompletnie strzaskana i zachlapana krwią – jeden z pocisków trafił podporucznika Browna w bark, przebił go i utkwił w niej. Tylny strzelec sierżant Hugh Eckenrode nie żył, a trzej inni członkowie załogi byli ciężko ranni. Właściwie – cała załoga odniosła rany, u trzech z nich były one jednak wyjątkowo ciężkie.
Pociski z Messerschmittów i Focke-Wulfów wyrwały potężne dziury w kadłubie i w bombowcu powstał ogromny, mroźny przeciąg.
Najgorsze skutki miało uszkodzenie instalacji tlenowej. Członkowie załogi zaczęli po kolei tracić przytomność. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał Charles Brown był ostry przechył samolotu na prawe skrzydło. Potem zapanowała ciemność.
Odzyskał przytomność, kiedy bombowiec był na wysokości około 300 metrów. W ostatniej chwili zdrową ręką chwycił ster i wyrównał lot. Wobec zniszczenia instrumentów nawigacyjnych załoga Fortecy była jak zagubiony wędrowiec – nie mieli pojęcia, gdzie lecieli. Czy na północ, ku zbawczemu morzu, czy też wgłąb Niemiec.
Niestety – lecieli wgłąb Niemiec. Na domiar złego przelecieli nisko nad jednym z lotnisk wojskowych.
Porucznik Luftwaffe Franz Stigler z Jagdgeschwander 27 (27 Dywizjonu Myśliwskiego) uzupełniał właśnie paliwo w swoim Messerschmitcie Bf-109, kiedy zobaczył samotny bombowiec lecący na wysokości kilkuset metrów i wlokący za sobą warkocz dymu. Przerwał tankowanie, machnął ręką do kolegów biegnących w stronę swoich maszyn i krzyknął:
- Ja go wezmę!
Tamci przystanęli. Istotnie, na tak uszkodzony bombowiec w zupełności wystarczy jeden Messerschmitt.
Franz Stigler wspiął się do kabiny, zapuścił silnik i pokołował na początek pasa. Tego dnia uczestniczył już w walce – zestrzelił dwie Fortece z tej samej formacji, w której leciał „Ye Olde Pub”. Teraz wietrzył kolejne, trzecie zwycięstwo tego dnia, które oznaczało pewne odznaczenie Krzyżem Rycerskim.
Był asem Luftwaffe. Walczył wcześniej w północnej Afryce i miał na koncie 28 zestrzelonych maszyn.

Oberleutnant Luftwaffe Franz Stigler


Messerschmitt szybko nabrał wysokości i dogonił dymiącą Fortecę. Ustawił się za nią i położył palec na przycisku ur*chamiającym karabiny maszynowe.
Nagle przed oczami stanęła mu postać jego dowódcy z Afryki. Ten weteran I Wojny Światowej zawsze powtarzał swoim pilotom „Pamiętajcie, że jesteście rycerzami przestworzy. Jeśli dowiem się, że któryś z was otworzył ogień do człowieka na spadochronie, wówczas osobiście go zastrzelę”.
Franz cofnął kciuk ze spustu. Ten postrzelany, bezbronny bombowiec był właśnie takim lotnikiem na spadochronie. Podleciał nieco bliżej. Przez dziury w kadłubie mógł zajrzeć do wnętrza maszyny. Zobaczył jak kilku rannych członków załogi opatruje trzech nieprzytomnych kolegów. Zbliżywszy się nieco bardziej zobaczył ochlapaną krwią kabinę pilota i Charlesa Browna walczącego z uszkodzonymi sterami. Przez ułamek sekundy patrzyli sobie w oczy.
Franz szybko domyślił się dlaczego bombowiec leci w złym kierunku. Zaczął machać do pilota, a kiedy zwrócił jego uwagę dał mu znak, by leciał za nim. Po czym wykonał skręt o 180 stopni, na północ.
Charles zrozumiał intencje niemieckiego pilota, chociaż nadal nie mógł uwierzyć własnym oczom…

Artystyczna wizja niezwykłego spotkania Latającej Fortecy Charlesa Browna z Messerschmittem Franza Stiglera gdzieś nad Niemcami. Autor Ernie Boyett.


Kiedy znaleźli się nad Morzem Północnym Franz jeszcze raz zbliżył się do kabiny Fortecy, zasalutował i wrócił do Niemiec. Lecący na jednym silniku bombowiec cudem osiągnął brzeg Wielkiej Brytanii i wylądował na lotnisku w Seething w hrabstwie Norfolk. Lotnisko było bazą 448 Grupy Bombowej i członkowie załogi „Ye Olde Pub” natychmiast złożyli wyczerpujące zeznania przed amerykańskimi dowódcami. Nie pominęli oczywiście niezwykłego spotkania z Messerschmittem, który zamiast ich zestrzelić wskazał im drogę do domu.
Ku ich zdziwieniu ten fragment zeznań został utajniony, a im zabroniono o tym mówić pod groźbą kar.
Widocznie amerykańskim dowódcom nie mieściło się w głowie, że za sterami niemieckiego myśliwca mógł siedzieć rycerz, a nie bandyta.
Franz Stigler po powrocie do bazy nie pisnął ani słowem o tym, co się wydarzyło. Zameldował swoim dowódcom, że zestrzelił Fortecę nad morzem, a oni nie zadawali żadnych pytań.
Gdyby im powiedział, co zrobił zapewne stanąłby przed sądem wojennym i otrzymał karę śmierci.
Po wojnie podporucznik Charles Brown pozostał w Siłach Powietrznych USA i powoli piął się po szczeblach kariery. Przeszedł na emeryturę w 1972 roku w stopniu podpułkownika, zamieszkał na Florydzie i objął kierownictwo firmy zajmującej się opracowywaniem nowych modeli silników.
Widok Messerschmitta lecącego tuż obok jego postrzelanej Fortecy i wskazującego drogę do domu nie dawał mu spokoju. Postanowił za wszelką cenę odnaleźć pilota, który siedział za jego sterami.
Rozpoczął poszukiwania w 1986 roku. Pisał listy do niemieckich ministerstw obrony (RFN i NRD) i kontaktował się ze stowarzyszeniami skupiającymi byłych pilotów Luftwaffe. W 1990 roku jedno z nich umieściło jego list w wydawanym przez siebie periodyku. Wkrótce w odpowiedzi nań przyszła wiadomość z Kanady.
Okazało się, że Franz Stigler krótko po wojnie wyemigrował do Vancouver. Charles Brown natychmiast do niego napisał. Franz odpisał zawierając w swoim liście tyle szczegółów, że wszelkie wątpliwości się rozwiały. To on był tym rycerskim pilotem Messerschmitta. Dwaj byli piloci nawiązali ze sobą stały kontakt i jak nietrudno się domyśleć – zostali serdecznymi przyjaciółmi.
Franz został zaproszony na coroczne spotkanie weteranów 379 Grupy Bombowej, gdzie spotkał pięciu żyjących członków załogi Fortecy – żyjących tylko dlatego, że 47 lat wcześniej cofnął kciuk z przycisku ur*chamiającego karabiny maszynowe myśliwca.
Za swój czyn odebrał wiele nagród od amerykańskich stowarzyszeń weteranów.

Spotkanie po latach.


Co ciekawe – Charles Brown nie otrzymał za swój heroizm żadnego odznaczenia. Dowództwo 448 Grupy Bombowej, które zebrało zeznania załogi Fortecy utajniło je do tego stopnia, że nie powiadomiło nawet bezpośrednich dowódców Charlesa i jego kolegów.
Charles Brown i Franz Stigler do końca życia pozostali serdecznymi przyjaciółmi, często odwiedzając się nawzajem.
Franz Stigler zmarł 22 marca 2008 roku. Charles Brown odszedł osiem miesięcy później – 24 listopada tego samego roku.[/b]

kolosialdo

2012-11-13, 18:45
Masakra tak się wczułem że całe przeczytałem. PIWKO

JURIJ_77

2012-11-13, 19:02
Alien_12 napisał/a:



Tu przesadziłeś. Piloci Luftwaffe byli akurat najbardziej honorowymi lotnikami, w dodatku silnie zdyscyplinowanymi. Nie słyszałem dotąd o przypadku ostrzelania wiszącego lotnika przez pilota LW, który zostałby udowodniony. Całe to ,,rozstrzeliwanie bezbronnych pilotów'' to wytwór polskiej propagandy, ni mniej, ni więcej.
Znany jest przykład zestrzelenia podporucznika Feliksa Szyszki z 123. Eskadry Myśliwskiej przez Hauptmanna Schleifa w początkowej fazie kampanii wrześniowej. W czasie ataku Niemca PZL Szyszki doznał tak wielkich uszkodzeń, że wybuchnął. Polak jakimś cudem przeżył i - prawdopodobnie gdy był nieprzytomny - otworzył mu się spadochron. Gdy wylądował, opadli go ludzie i wzięli pod opiekę. Naliczyli tam 14 ran na jego nogach (po ODŁAMKACH) i liczne poparzenia powstałe w wyniku pożaru PZLa. Potem znalazł się ,,świadek'', który zeznał że Schleif lecący na Messerschmitcie Bf 110 ostrzelał Szyszkę gdy ten wisiał na spadochronie i trafił w nogi. To niezbicie świadczy o głupocie Niemców, którzy, jak powszechnie wiadomo, ładowali karabiny odłamkami i myśleli że strzał w nogi zabije ofiarę. To było dla polskich pilotów potwierdzenie ,,faktu'' o chamstwie Luftwaffe i od tego momentu Polacy zaczęli stosować takie metody. Metody, których żaden szanujący się oficer Luftwaffe by nie tknął długim kijem.
Więc proszę cię synek nie pie**ol.



i tu masz rację - nie ma potwierdzenia że Niemiaszki strzelali do skoczków, poza plotkami że kolega kolegi widział jak strzela w kampanii wrześniowej. Natomiast Polacy w Bitwie o Anglię wręcz chwalili się, że strzelali do pilotów na spadochronach - jest sporo tego w spisanych wspomnieniach (dokładny opis ostrzelania skoczka przez Hurricana - siła ognia tak ogromna, że Niemca dosłownie rozszarpało ...). A już w ogóle prym w strzelaniu do ratujących się na spadochronach pilotów wiedli Amerykanie ... ci to nawet prowadzili rankingi ... z resztą można zobaczyć tu na sadolu film, gdzie na Pacyfiku załoga niszczyciela strzela z karabinów do japońca, który dryfuje na tratwie/kamizelce.

Inną ciemną stroną walki Polaków o wolność było zabijanie na miejscu żołnierzy Wehrmachtu, którzy brali udział w Kampanii Wrześniowej - w tym specjalizowali się po czerwcu 1944. Dochodziło nawet do tego, że amerykańcy i Angole po sprawdzeniu w jenieckich książeczkach wojskowych sami przyprowadzali ich do Polaków, by ci "zrobili z nimi to, o uznają za słuszne". Tak wyglądała wojna - ale taką rycerskość jak opisał autor tematu też spotykano - nie wszyscy stali się zwierzętami.

Alien_12

2012-11-13, 19:26
@up
Dokładnie. Tak niestety wyglądała rzeczywistość lat 40. To zwycięzcy piszą historię, a niezręcznie byłoby gdyby ludzie zamiast o złych, żądnych krwi HITLEROWCACH za sterami beefów i fok, mówili o rozszalałych kowbojach w Mustangach. Przecież oni byli wybawicielami i tępicielami nazistowskiego pomiotu i nigdy by nie sięgali po zwierzęce prawa dżungli!
PS masz może linka do tego filmiku?

JarekBestia

2012-11-13, 20:47
Pogielo was??? moze jeszce pomnik temu szkopowi postawcie. skujwersyny tu przyszli w 39r nas wymordowac!!!! nie cackali sie z nami!!! Zabili miliony Polaków!!! Nie zapominajcie nigdy o tym!!!

merh

2012-11-13, 20:59
juri77- tak to własnie powinno wyglądać,a nie jakieś rycerskie k***a honory.jak sie nie myle to w pianiscie była taka scena,gdzie puszczono niemca wolno.Tak przytaczam tylko dla wyobrazenia. pozniej niemiaszek zyskuje siły i dalej rżnie twoich kolegów. Jakby rozstrzeliwali na miejscu najeźdźców swojego kraju,to moze bardziej by sie najezdzcy bali . a nie jakieś obozy jenieckie. Jak to sobie wyobrazacie?! gosć strzela do ciebie,czy przypadkiem granat przez niego rzucony robi z ciebie kaleke,a jak go schwytają,to mają mu jeszcze papu dać w obozie ?

samstag

2012-11-13, 22:44
Najbardziej rycerskie i honorowe były bombardowania gentelmanów z luftwaffe. W 90% dokonywane na cywilnych obiektach. Musze was zaszokować bo po każdej stronie konfliktu byli i ludzie i zwierzęta, ale o Niemcach którzy zachowali się jak ludzie pisze się artykuły tego typu bo większość to były potwory, a tylko garstka pozostała ludzka. Wiem o tym nie z TVN-u tylko z historii polskiego narodu oraz historii mojej rodziny.

solteck

2012-11-13, 23:35
@up
jaka rodzina, taka historia :hitler:

JURIJ_77

2012-11-14, 01:12
merh napisał/a:

a nie jakieś obozy jenieckie. Jak to sobie wyobrazacie?! gosć strzela do ciebie,czy przypadkiem granat przez niego rzucony robi z ciebie kaleke,a jak go schwytają,to mają mu jeszcze papu dać w obozie ?



tzn, ja jestem człowiekiem honorowym - przynajmniej staram się być, o co w dzisiejszych czasach jest bardzo ciężko. Jak powiedział mi kiedyś dziadek - mieszkaniec Prus Wschodnich - kiedyś w służbie Wehrmachtu ...

Cytat:

"honor jest rzeczą świętą - można go splamić, ale jak go stracisz, to już go NIGDY go nie odzyskasz ... "



coś trzeba szanować, w coś trzeba wierzyć ... jeżeli zostawimy wszystko i będziemy się bawić bez zasad, to nic nie będzie nas różniło od dziczyzny ... i tu jest ten patos żołnierza, którego będzie nienawidził każdy, oprócz tych, dla których strony walczyli. Czasem nie rozumiem myślenia ludzi szczających (tak, widziałem takie rzeczy ...) na wojskowe groby ... mogiła sowieckiego żołnierza, niemieckiego, czy bezimienny grób polskiego partyzanta ... jeżeli ktoś ma w sobie odrobinę honoru, to każde miejsce spoczynku wojownika powinien traktować z szacunkiem - bo tam leży człowiek, osoba, która była na tyle odważna, że oddała swoje życie w walce za siebie i swoich towarzyszy broni - jeżeli większość wierzy, że każdy Niemiec był nazistą a każdy Rosjanin - komunistą, to niech dale śpi w swoich chorych sadomasochistycznych koszmarach ...

Romand

2012-11-14, 05:54
Alien_12 napisał/a:


Piloci Luftwaffe byli akurat najbardziej honorowymi lotnikami... Polacy zaczęli stosować takie metody. Metody, których żaden szanujący się oficer Luftwaffe by nie tknął długim kijem.



Stanisław Skalski...Już 1 września brał udział w ataku na samolot rozpoznawczy Henschel Hs 126 zakończonym zestrzeleniem niemieckiego samolotu, które zaliczono Marianowi Pisarkowi, po czym wylądował obok, opatrzył załogę i pomógł umieścić ją w szpitalu.
Tia, generał Skalski ma się czego wstydzić... te polskie metody...
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Skalski_(lotnik)



JURIJ_77 napisał/a:


Polacy w Bitwie o Anglię wręcz chwalili się, że strzelali do pilotów na spadochronach...

Inną ciemną stroną walki Polaków o wolność było zabijanie na miejscu żołnierzy Wehrmachtu, którzy brali udział w Kampanii Wrześniowej...



Takich antypolskich bredni to Janek "Menda" Gross może pozazdrościć. Jesteś honorowy jak J.T. Gross - dziadek z Wehrmachtu pewnie z ciebie zadowolony. Btw - czy ty nie jestes rudy? :-)

Ze strzelaniem do spadochroniarzy było różnie - zależało od człowieka, generalnie europejscy piloci po obu stronach potępiali takie zachowanie ale też nie było ono po obu stronach zakazane i karane. Czasami strzelanie wynikało z chęci udokumentowania zestrzelenia - kamery rejestrujące były sprzężone z karabinami i sfilmowanie skoczka oznaczało strzał w jego stronę.
Na pewno wiecej zestrzelonych alianckich pilotów zginęło przez głupotę brytyjskiego dowództwa niż z powodu ostrzału skoczka przez Niemca. Podczas Bitwy o Anglię wiele zestrzeleń było nad Kanałem - Niemcy od początku mieli dobrze zorganizowane grupy ratunkowe z hydroplanami, natomiast alianci skakali do wody i pozostawali bez wsparcia - w ten sposób zgineło ponad stu pilotów.

Dla zaiteresowanych - kronika dzień po dniu:
http://thedaysofglory.blogspot.com/2010/07/it-started-today.html

JURIJ_77

2012-11-14, 10:59
Romand napisał/a:

Takich antypolskich bredni to Janek "Menda" Gross może pozazdrościć. Jesteś honorowy jak J.T. Gross - dziadek z Wehrmachtu pewnie z ciebie zadowolony. Btw - czy ty nie jestes rudy?



argument pierwsza klasa - typowa Kaczuszka - a ja powiem Ci tak: j***ć Rudego i Kaczora Twego. Nie wmawiaj mi więcej że sympatyzuję z ryżym oszustem, bo jeżeli już mamy z dupy wymyślać na siebie poparcie dla partii politycznych, to ja napiszę - "o ty komunistyczny popleczniku Lenina" ... a dlaczego? A ot tak ... dajmy już sobie spokój - takie były czasy. Połowa Śląskich rodzin służyła w Wehrmachcie. A co powiesz na to - w kampanii wrześniowej Marian Pisarek (późniejszy as) zestrzelił Karasia - zgodnie z Twoimi oskarżeniami i porównaniami to ... PEWNIE BYŁ NA LIŚCIE PŁAC LUFTWAFFE! Paranoja ...

cytuję siebie:

Cytat:

Inną ciemną stroną walki Polaków o wolność było zabijanie na miejscu żołnierzy Wehrmachtu, którzy brali udział w Kampanii Wrześniowej



Grzegorz Czwartoch "Zwycięzców nikt nie sądzi" - polecam zapoznać się z tym "anty-polskim" i "anty-patriotycznym" dziełem. Opisuje tam bluźnierstwa typu nie przestrzeganie Konwencji Genewskiej przez zawsze tylko i wyłącznie rycerskich Polaków ... moje słowa oczywiście napisane humorystycznie - żeby nie było, bo zaraz napisze jakiś debil, że obrażam itp. Wiem oczywiście że w każdym kraju na każdej wojnie z ludzi rodzą się demony ...

Ale tu, uwaga, zbliża się cytat:

Cytat:

w rejonie Falaise wśród jeńców rozpoznano żołnierzy 21 dyw. panc. która została utworzona z 4 dywizji lekkiej, walczącej w Polsce z ... 10 Brygadą ! Gen. Skibiński komentuje :" długo i daleko szukaliśmy się po świecie, żeby wyrównać rachunki"



proszzzz ... w końcu znalazłem - to są słowa gen. Skibińskiego. W wyrównanie rachunków z jeńcami pewnie wytłumaczysz ... żądzą rewanżu za przegraną partię szachów i chęcią rozegrania kolejnej ... a tak w rzeczywistości, to Polacy sprawdzali wszystkim jeńcom Solderbuchy. Ci którzy brali udział w wojnie 1939 roku, delikatnie mówiąc, mieli mniejsze szanse na poznanie losu jeńca wojennego, podobnie jak esesmani.

-----

wstawiłeś jakiś link, który ma popierać twoje słowa? Przecież to zwykłe kalendarium ... a co do mojego postu - proszę:

Cytat:

"Przed wejściem Do 17 w chmury doszedłem do niego na około 30 m, prawie pod kątem 90 stopni i oddałem serię, prawie bez poprawki. Widziałem doskonale pociski armatki w nim, wiedziałem, że już nie ucieknie. W tym czasie wchodziliśmy w chmury. W chmurach oddałem jeszcze jedną serię, bardzo krótką zupełnie z tyłu i wpadłem w wiry Dorniera. Wyszedłem z chmur i szukałem go pod chmurami wraz ze wszystkimi. Po paru sekundach wynurzył się z chmur "niebieski ptaszek" solidnie kopcąc. Z Dorniera tego wyskoczyło trzech ludzi. Dwóch wyskoczyło zupełnie dobrze, trzeci zaś otworzył spadochron za szybko i spadochron owinął mu się dookoła steru głębokości. Biedak spadł tak ze swoim samolotem na ziemię. Z dwoma pozostałymi postanowiłem się zabawić. Już dawno szukałem takiej okazji, by odpłacić im się za kolegów, którzy w ten sposób ginęli w okolicy Warszawy. Zabrałem się do roboty i zaatakowałem tego, który wisiał niżej. Doszedłem bliziutko i samą armatką oddałem małą serię. Siła ognia straszna, bo jedna z nóg mu zupełnie odpadła przy tułowiu, druga zaś wisiała na szczątkach kombinezonu. Uprzednio kiwał rękami, żeby nie strzelać, później przestał już kiwać. Drugi spadochroniarz spadłjuż na ziemię, ale to mu nie pomogło, bo i tu spotkała go zasłużona kara. Do tego drugiego, który leżał na ziemi nawet Francuzi koledzy zaczęli strzelać. Po upływie paru minut goniliśmy drugiego Dorniera, ale bez skutku, bo trzeba było wracać na lotnisko, benzyna była na wyczerpaniu. A szkoda, bo byłoby jednego mniej."



E. Nowakiewicz, 15 czerwca 1940 - za Śliżewskim, "Stracone złudzenia..."

-----

Cytat:

"Kiedy znaleźliśmy się w polu widzenia Niemców, klucze Me-109 zaatakowały nas w nurkowaniu.Widzialem jednego z Me-109 mającego zamiar zaatakować hurricane?a przede mną. Zaatakowałem go z prawej i otorzyłem ogień z odległości 100-1500 yardów celując w jego silnik który zaczął się palić. Pilot ostrzelanego samolotu próbował uciec wznosząc się. Potem otworzył kabinę i przygotowywał się do skoku. Zaatakowałem znowu, moja seria dosięgła kabiny i pilot zgiął się i wpadł do jej środka. Samolot spadł w płomieniach w rejonie Horsham."



Fragment raportu Josefa Frantiska, asa 303 Sqdn, 9 września 1940r. Już chciał wyskakiwać, ale na szczęście dorwałam szwaba. Co prawda nie Polak strzelał, a Czech który twierdził, że czyje się bardziej Polakiem niż Czechem, lecz dywizjon 303 ... Frantisek zestrzelił także podającego się Bf-110 który miał lądować na brytyjskim lotnisku, ale Czech rozmyślił się i zestrzelił go na podejściu do pasa, co po wylądowaniu na lotnisko było powodem sprzeczki z personelem brytyjskim.

-----

Cytat:

Peter Matthews was on leave at the beginning of September and went home to Ewell. He was teaching his wife to drive on Epsom Downs when he looked up to see "Hurricanes shooting down germans in parachutes. I knew jolly well who they were. They were 303 Squadron boys. Poles. They owned to it.




"Fighter Boys" Patrick Bishop, hmmm nawet Angole wiedzieli kto robi to najlepiej ...

-----

tym razem to Amerykanin był brany za cel:

Cytat:

"Odpiąłem pasy i kopnęłem drążek sterowy. Jedynym błędem, jaki popełniłem było to, że zbyt wcześnie szarpnąłem za linke wyzwalającą spadochron, wskutek czego przez tę długą chwile wydawało mi się, że strzelają do mnie całe cholerne Japońskie Siły Powietrzne, od wysokości 10000 stóp poczawszy, aż do lądowania na szczycie gór Penang. Japończycy strzelali do mnie dopóki nie schroniłem się w dźungli."



flt.lt. Vigirs, cytat z "Krwawa jatka"

-----

Cytat:

Thus, his carreer at Malta came to a halt, with 27 enemy aircraft shot down. Also worth mentioning is (but can not be document) that, for almost every victory achieved, Beurling lost a wingman - or so is belived - and experienced pilots refused to fly with him. (Many veteran would confirm this. The fact however, is always omitted in every publication I have seen so far.) Later he openly admitted shooting a pilot in the parachute, during his days in Mlata. Annihilation of a Ju-88 crew in a floating dinghy, was also attributed to him.



o proszę, nawet Kanadyjczyk się znalazł ... cytat z jakiegoś opracowania o kanadyjskim top asie George "Buzz" Beurling

-----

A teraz taka mała ciekawostka - Erich Hartmann twierdził że na froncie wschodnim nigdy nie spotkał się z tym żeby piloci Rosyjscy strzelali do zestrzelonych pilotów i był podobno zszokowany kiedy pierwszy raz spotkał się z tym procederem czynionym przez pilotów P-51, kiedy kiedy jego Jg-52 spotkał się z nimi nad Rumunią w lecie 1944. Proszę jak ironia losu - ruska dzicz, której Niemcy wyrządzili jeszcze większe szkody niż komuś innemu nie strzela do spadochroniarzy tak jak inne "cywilizowane narody" ...

Tu taki kwiatek odnośnie "walki na ziemi" i odnośnie jeńców ... odsyłam do książki Władysława Deca "Od Narwiku do Falaise", gdzie sobie możesz przeczytać o popularnej rozrywce kierowców czołgów gen. Maczka, polegającej na "niezauważaniu" grup niemieckich jeńców idących poboczem z raczkami w powietrzu ...

a co zaś tyczy się "strzelania nad Warszawą" to Robert Michulec chyba ( i ile dobrze pamiętam) w "Ku wrześniowi 1939" fajnie komentuje "rozstrzelania " nad Warszawa i dodaje, że z kilku takich przypadków potwierdzenie znajduje tylko jeden - bo ktoś widział z ziemi jak strzela się do spadochroniarza...


jedziemy dalej?

OK:

Cytat:

"zapamiętaliśmy sobie dobrze te sposoby, szczególnie ten drugi i wydobyliśmy z pamięci w 1945r. na ziemi niemieckiej".
Słynny rozkaz o zakazie "fraternizacji". Po przekroczeniu Renu około 98% wojsk zaczęło się "fraternizować" po wszystkich krzakach z Niemkami (nie wspomina tylko, czy była to fraternizacja ... - z obu stron dobrowolna? )




Cytat:

- 5 maja 1945r. sam gen. F. Skibiński wydał rozkaz ostrzału artyleryjskiego Wilhelmshaven do godz. 7.59. O godz. 8.00 miało nastąpić zawieszenie broni...



gen. Skibiński


i na koniec znana wszystkim akcja spod Chambois :

Cytat:

Over the next couple of days,Waters wrote"the Germans attacked with all the fury they they could bring to bear,fueled by their desperation to escape.""Others were trying to surrender,many of them succesfully.Too many,in fact.Neither the Poles nor the Americans had facilities to deal with them.Waters estabilished a POW pen in Chambois,but it was badly overcrowded.Still,one morning a Polish captain brought in some 200 additional POW,s to turn over to the Americans.

Polish captain:"Here are your prisoners"

Waters:"I donn't want them."

Polish captain:"But i must leave them with you.Those are my orders".

Waters:"I still don't want them.Get them out of here".(Waters orders were to accept them.but he had been told to expect 1500;in fact there were only couple of hundred.)

Polish captain: "But i must still leave them with you."

Warers:"well,you were supposed to have 1500 prisoners.Where are they?"

Polish captain:"They are dead.We shoot them.These are all that are left".

Waters: "Then why don't you shoot these too?" A pause,then Waters corrected himself:"No,you can't do that."

Polish captain:"Oh,yes we can.They shot my countryman.".

He took Waters by the arm and escorted him away from the others.Then he said ,

Polish captain: "Captain ,we can't shoot them.We are out of ammunition."



John Colby - "War From the Ground" ... Polacy twierdzą, że oddali Amerykanom w Chambois wszystkich swoich jeńców jednego dnia, w jednej partii i w liczbie 1906, zaś Amerykanie mają kwit (plus własną pamięć i wspomnienia), że Polacy oddali ok. 950 jeńców w dwóch partiach i w dwóch różnych dniach. Nie potrafimy się „rozliczyć” z ok. 1 tys. jeńców. hmmm ...


i tak dla przypomnienia

Cytat:

Osoby, nie biorące bezpośrednio udziału w działaniach wojennych, włącznie z członkami
sił zbrojnych, które złożyły broń, oraz osobami, które stały się niezdolne do walki na
skutek choroby, ran, pozbawienia wolności lub z jakiegokolwiek innego powodu, będą
we wszelkich okolicznościach traktowane w sposób humanitarny.



Konwencja Genewska - ta obowiązuje wszystkich.


Tym postem NIE CHCĘ udowadniać, że to tylko Polacy i Alianci popełniali zbrodnie. Chcę

xts

2012-11-14, 11:09
toranaga7 napisał/a:

@xts,edek20,chodziło wam zapewne o ten film
http://www.filmweb.pl/film/Piekło+na+Pacyfiku-1968-37617



nie, nie ten ;-)

w tym co mam na myśli, dwóch typów walczy ze sobą cały film, na końcu ulotki spadają z kapitulacją japonii i kitajec chce se gardło podciąć i amerykaniec go ratuje.

była w nim akcja co amerykański żołnierz miał dwa magazynki, przełożył z jednego do drugiego jeden nabój, była to broń m1 garand, chciał ściemnij kitacja bo po jednym strzale magazynek wyskoczył i był ten charakterystyczny "ping.

szukam szukam i nic

JURIJ_77

2012-11-14, 12:06
Cytat:

Tym postem NIE CHCĘ udowadniać, że to tylko Polacy i Alianci popełniali zbrodnie. Chcę



edytowałem post po 60min i mi przerwało ... dokończę więc tutaj:

Tym postem NIE CHCĘ udowadniać, że to tylko Polacy i Alianci popełniali zbrodnie. Chcę pokazać, nie ma ucieczki od tego faktu. Faktu, że np. słynne polskie zbrodnie wojenne w Normandii doczekały się debaty w parlamencie kanadyjskim. W tym momencie patologiczna polska szkoła uprawiania historii nakazuje schować głowę w piasek, a w zasadzie wziąć za łeb całe społeczeństwo i to raczej jemu wcisnąć głowę w piasek aż do wiecznej zmarzliny, aby coś przypadkiem nie zostało ze świata usłyszane. Żeby linia badania historii była jedyną i słuszną.

Alien_12

2012-11-14, 15:23
Romand napisał/a:

Stanisław Skalski...Już 1 września brał udział w ataku na samolot rozpoznawczy Henschel Hs 126 zakończonym zestrzeleniem niemieckiego samolotu, które zaliczono Marianowi Pisarkowi, po czym wylądował obok, opatrzył załogę i pomógł umieścić ją w szpitalu.
Tia, generał Skalski ma się czego wstydzić... te polskie metody...



O tym że ten sam Skalski 2 dni później ostrzelał niemieckiego lotnika na ziemi już się nie mówi...

Romand

2012-11-16, 05:08
@ JURIJ_77:

Okazuje się, że moje porównanie do Grossa było prorocze, oskarżenia o "słynne polskie zbrodnie wojenne" to klasyczne talmudyczne kurestwo - przedstawianie oderwanych od kontekstu sporadycznych, marginalnych wydarzeń i przypisywanie odpowiedzialności całemu narodowi.

Naziści to była prymitywna, bandycka dyktatura bedąca zaprzeczeniem ideałów rycerskich, każdy kto służył tej dyktaturze tracił prawo do nazywania siebie człowiekiem honoru tak jak nie można pracować w burdelu i pozostać przyzwoitą kobietą.

Znam relacje żółnierza 1 Dywizji Pancernej mówiącą o sporadycznym rozstrzeliwaniu pojmanych Niemców ale dotyczyło to SS-manów. Trudno mi oceniać prawdziwość podanych cytatów i ich rzetelność ale to nie zmienia istoty rzeczy. Istotne jest rozróżnienie - Niemcy w sposób zorganizowany dokonywali na Polakach ludobójstwa a Polacy zabijali Niemców w ramach zemsty za pomordowanych braci.
Napadnięty ma prawo zemścić się na napastniku stosując jego metody. Niemcy zamiast bezczelnie pyskować powinni się cieszyć i dziękować, że zemsta była łagodna i żółnierze 1 Dywizji nie zniżali się do poziomu Wehrmachtu.


JURIJ_77

2012-11-16, 18:45
@Romand:

Ale ja nie neguję tego, że naziści popełniali zbrodnie - przecież powszechnie wiadomo, że takie zbrodnie popełniali powszechnie i nie trzeba im tego udowadniać, zostało już tyle powiedziane na ten temat że bezsensem jest powielanie tego.
Ja natomiast jestem historykiem - badam historię taką, jaka była - nie taką, jaką chcielibyśmy ją widzieć - a do tego właśnie nasz naród ma tendencje. Nie można nie mówić o czymś, co było. Jeżeli będziemy ukrywać fakty i nie będziemy potrafili się do nich przyznać, to w istocie nie będziemy lepsi od tych parszywych nazistów. Dlatego mało znane i często przemilczane "ciemne" karty historii powinny być powszechnie znane. Nie musimy o tym wciąż mówić, ale dobrze by było, by każdy zdawał sobie sprawę z tego, że miało to miejsce. To się właśnie nazywa "uprawianiem historii" ...

Romand napisał/a:

Okazuje się, że moje porównanie do Grossa było prorocze, oskarżenia o "słynne polskie zbrodnie wojenne" to klasyczne talmudyczne kurestwo - przedstawianie oderwanych od kontekstu sporadycznych, marginalnych wydarzeń i przypisywanie odpowiedzialności całemu narodowi.



nie prawda - wskaż mi moment, w którym tak twierdzę. Nie ma? Dlaczego więc rzucasz takie populistyczne hasła - takie działania są jednoznacznie kojarzone z pewnym nurtem politycznym ... równie dobrze mogę Ciebie zapytać: "Dlaczego podajesz przykłady kłamstw żydowskich - przecież nie każdy żyć z natury musi taki być? Dlaczego przypisujesz to całemu narodowi(choć tu określenie użyłam swobodnie - nie uznaję Żydów jako narodu)". Zalecam trochę powściągliwości w swoich słowach.

Romand napisał/a:

Niemcy w sposób zorganizowany dokonywali na Polakach ludobójstwa



będę ch*jem i złapię za słówka ale ... nie widzisz tu delikatnej analogii? Nie każdy Niemiec był przecież nazistą i nie każdy mordował ... z tym, że ich przypadki nie były marginalne - jak to określiłeś.


A wiesz dlaczego użyłem określenia "słynne polskie zbrodnie wojenne"? Bo one faktycznie są słynne - słynne w ogromnej ilości grup naukowych w Europie i Ameryce - niestety polska szkoła historii o tym milczy. Dlatego później następuje brutalne zderzenia z rzeczywistością ... polecam także lekturę opracowań obcojęzycznych, ale przede wszystkim ŹRÓDEŁ - to w nich znajduje się historia i z nich ją trzeba interpretować.

Ale nie zgodzę się z Tobą, że:

Romand napisał/a:

Napadnięty ma prawo zemścić się na napastniku stosując jego metody.



a dlaczego? Bo to właśnie MY chcemy, by postrzegano nas jako LUDZI - nie jako zwierzęta, które masowo z zimną krwią mordowało miliony Polaków, Żydów czy dziesiątek innych narodowości/grup społecznych. Po to powstała konwencja genewska, która określa pewne zasady. Nie zaprzeczysz, że Polacy także pod nią podlegają ... powinni więc ponieść konsekwencje swoich czynów - tak samo jak takie konsekwencje ponieśli naziści.

Romand napisał/a:

Naziści to była prymitywna, bandycka dyktatura bedąca zaprzeczeniem ideałów rycerskich, każdy kto służył tej dyktaturze tracił prawo do nazywania siebie człowiekiem honoru tak jak nie można pracować w burdelu i pozostać przyzwoitą kobietą.



i tym cytatem potwierdzasz moją tezę. "Zwierzę" typu nazista, za to co zrobił nie może zostać znowu "człowiekiem" - pewnych rzeczy się nie da odzyskać. Co więc, gdy Polak mszczący się za agresję będzie postępował jak "zwierze", stosując jego metody? Czy później Polak będzie mógł stać się z powrotem "człowiekiem", skoro postępował jak "zwierzę"? Takie trochę filozoficzne myślenie :) wiem, że wielu Polakom uprawiać historię Polski jest strasznie trudno - bo aby rzetelnie uprawiać historię, trzeba potrafić być chłodnym w obserwacjach i ocenach. A jako że nasza historia jest praktycznie nierozłącznie związana ze znienawidzonymi narodami Niemieckim i Rosyjskim - taką postawę zachować jest bardzo ciężko. Dlatego nie dziwię się, że tak niewielu w Polsce jest dobrych badaczy naszej historii najnowszej.

Romand napisał/a:

Znam relacje żółnierza 1 Dywizji Pancernej mówiącą o sporadycznym rozstrzeliwaniu pojmanych Niemców ale dotyczyło to SS-manów.



na to było tzw. ciche przyzwolenie - nie tylko u Polaków, ale czy to Amerykanie, Anglicy czy Rosjanie - każdy SSmann pojmany żywcem nie miał prawa doczekać losu jeńca. I nie były to "sporadyczne przypadki" ... w niemal każdych wspomnieniach żołnierskich można o tym poczytać. W praktyce każdy to robił, ale nikt się nie przyzna przecież do złamania konwencji genewskiej - zastrzelenia jeńca. Czytałem kiedyś wspomnienia jakiegoś AKowca -pisał: " złapaliśmy 2ch SSmanów - chłopcy poprowadzili ich w las ..." - nie powie otwarcie po co, ale przecież chyba nie po to, by zbierać jagody ... takich aluzji jest kupa w literaturze. Dlatego mieli takie ciśnienie na podrabianie Solderbuchów i podawanie się za zaginionych w akcji żołnierzy. Po wojnie raptem odnalazło się wielu SSmanów, którzy przyznali się do prawdziwej tożsamości - wtedy już nikt ich na miejscu nie rozwalał ...

POZDRAWIAM