Do agresji na drodze dochodzi coraz częściej, ale taką sytuację widzimy po raz pierwszy. Jak poinformował nas uczestnik zdarzenia wczoraj wracał wraz z dzieckiem ze Świdnicy. Na jednym z przystanków w Dzierżoniowie zauważył stojącego kontrolera biletów. Jak twierdzi przystanął samochodem i powiedział dziecku, że tak wygląda osoba wystawiająca mandaty za brak biletu. Po krótkiej wymianie zdań raczej nie należących do cenzuralnych doszło do szarpaniny między uczestnikami zdarzenia, po czym kierowca samochodu wsiadł do auta i próbował odjechać. Kontroler biletów niestety nie pozwolił na to, co widać na załączonym filmie i rzucił się na maskę samochodu, który z impetem odjechał. Po zaistniałej akcji jeden jak i drugi mężczyzna zgłosił sprawę na policję. Kontroler biletów poinformował, że został potrącony, kierowca samochodu, że zaatakował go agresywny kontroler biletów. Sprawa z pewnością znajdzie swój finał w sądzie. Pytanie, czy osoba wykonująca zawód kontrolera biletów komunikacji miejskiej bez względu na zaistniałą sytuację powinna się tak zachować?
Ale wiesz, że jazda na gapę to nie heroizm, tylko zwykłe cebulactwo i nie powinieneś się tym chwalić?
Czy ja gdzieś twierdziłem, że jeździłem bez biletu, albo, że takie zachowanie to heroizm? Nie, to nie wiem o co sapiesz.
Napisałeś, że miałeś dużo do czynienia z kanarami. W jakich sytuacjach ma się z nimi przygody? Gdy cię złapią. Ergo - jeździsz na gapę i jeszcze się tym chwalisz.
A Ty co? Kanar z ZTMu, że Ci tak gul skoczył? W niektórych miastach (jak na przykład w Warszawie) ceny biletów są z dupy, albo to jakiś ponury żart. Pomijam to, że drożeją z roku na rok, a w cywilizowanych krajach / miastach komunikacja miejska jest bezpłatna. Tzn. zbijasz się na nią w podatkach, których i tak płacimy od ch*ja. Ja na przykład bilety kupuję, bo na codzień poruszam się autem, i z komunikacji korzystam tak rzadko, że nie opłaca mi się jazda bez biletu. Natomiast co ma powiedzieć ten, który codziennie musi dojeżdżać do pracy, a nie stać go na samochód, czy bilet. Jazda komunikacją miejską się opłaca, jak jesteś studentem / doktorantem do 35 roku życia, bo masz zniżki 50%. Potem, jak tracisz legitkę studencką, to zaczyna się hardkor. A samochód to też nie mały wydatek. Prawko - 1600 zł z egzaminami + 2000-5000 samochód + OC - w moim wypadku 1700 zł. A jeszcze dodaj wachę + naprawy. Dla kogoś zarabiającego 1800-2500 zł na łapę bez żadnej pomocy są to koszty nie do przeskoczenia. Niech obniżą ceny biletów do rozsądnych kwot, a podwyższą kary - nikomu niebędzie opłącało się jeździć na gapę. A skuteczna windykacja za kary za jazdę bez biletu to jakieś 30% minus koszty założenia sprawy, minus prawnicy.
A Ty co? Kanar z ZTMu, że Ci tak gul skoczył? W niektórych miastach (jak na przykład w Warszawie) ceny biletów są z dupy, albo to jakiś ponury żart. Pomijam to, że drożeją z roku na rok, a w cywilizowanych krajach / miastach komunikacja miejska jest bezpłatna. Tzn. zbijasz się na nią w podatkach, których i tak płacimy od ch*ja. Ja na przykład bilety kupuję, bo na codzień poruszam się autem, i z komunikacji korzystam tak rzadko, że nie opłaca mi się jazda bez biletu. Natomiast co ma powiedzieć ten, który codziennie musi dojeżdżać do pracy, a nie stać go na samochód, czy bilet. Jazda komunikacją miejską się opłaca, jak jesteś studentem / doktorantem do 35 roku życia, bo masz zniżki 50%. Potem, jak tracisz legitkę studencką, to zaczyna się hardkor. A samochód to też nie mały wydatek. Prawko - 1600 zł z egzaminami + 2000-5000 samochód + OC - w moim wypadku 1700 zł. A jeszcze dodaj wachę + naprawy. Dla kogoś zarabiającego 1800-2500 zł na łapę bez żadnej pomocy są to koszty nie do przeskoczenia. Niech obniżą ceny biletów do rozsądnych kwot, a podwyższą kary - nikomu niebędzie opłącało się jeździć na gapę. A skuteczna windykacja za kary za jazdę bez biletu to jakieś 30% minus koszty założenia sprawy, minus prawnicy.
A Ty co? Kanar z ZTMu, że Ci tak gul skoczył? W niektórych miastach (jak na przykład w Warszawie) ceny biletów są z dupy, albo to jakiś ponury żart. Pomijam to, że drożeją z roku na rok, a w cywilizowanych krajach / miastach komunikacja miejska jest bezpłatna. Tzn. zbijasz się na nią w podatkach, których i tak płacimy od ch*ja....Natomiast co ma powiedzieć ten, który codziennie musi dojeżdżać do pracy, a nie stać go na samochód, czy bilet. Jazda komunikacją miejską się opłaca, jak jesteś studentem / doktorantem do 35 roku życia, bo masz zniżki 50%. Potem, jak tracisz legitkę studencką, to zaczyna się hardkor. A samochód to też nie mały wydatek. Prawko - 1600 zł z egzaminami + 2000-5000 samochód + OC - w moim wypadku 1700 zł. A jeszcze dodaj wachę + naprawy. Dla kogoś zarabiającego 1800-2500 zł na łapę bez żadnej pomocy są to koszty nie do przeskoczenia. Niech obniżą ceny biletów do rozsądnych kwot, a podwyższą kary - nikomu niebędzie opłącało się jeździć na gapę. A skuteczna windykacja za kary za jazdę bez biletu to jakieś 30% minus koszty założenia sprawy, minus prawnicy.
.