Wracałem wczoraj wieczorem do domu samochodem ojca... no i nagle coś mi się wj***ło prosto na maskę. Ja cały wk***iony bo stary mnie zajebie i przestraszony bo nie widziałem kogo lub co ja potrąciłem. Patrze w lusterko a tam kot ledwo się rusza... żal mi go było strasznie bo wiesz jak ja kocham zwierzęta. Chciałem żeby tak nie cierpiał i wziąłem z bagażnika siekierkę... dobiegłem do niego... normalnie aż łzy miałem w oczach, ale go dobiłem...
Nagle wyskoczył jakiś koleś i zaczął się na mnie drzeć że mu kota zabiłem siekierą. Ja mu mówię że go potrąciłem i nie chciałem żeby cierpiał to go dobiłem. Mówię że pokażę mu maskę bo musi być jakieś wgniecenie czy krew...
Podchodzimy naprzeciwko samochodu... a tam k***a na masce leży inny kot
Kto normalny wozi k***a siekierę w bagażniku ?!