Od kilku dni w szpitalu w Tuszynie panowała atmosfera napięcia i grozy. Czarno-biały kot raz po raz uchodził z coraz to wymyślniejszych pułapek na niego zastawianych. W końcu dziś nadszedł ten dzień- dr Nostry podstępem zakradł się do bestii i uchwycił ją w żelazny uścisk. Kocur szamotał się jak oszalały, raniąc przy tym dotkliwie swojego oprawcę.
Mimo całej determinacji sierściucha, kwestią czasu już tylko było aż zostanie on umieszczony w pojemniku transportowym, z którego już dwukrotnie był dał radę uciec. Tym razem jednak akcja była przeprowadzona bezbłędnie i po kilku chwilach monstrum siedziało grzecznie w przeznaczonej dla siebie klatce.
Łowcą tymczasem zajęły się ochoczo (nawet bardzo!) pielęgniarki
a kotek pojechał do swojego nowego domku.
Morał: nie noś prądu w słoiku bo się potkniesz o kabel od prodiża
w szpitalach nie karmią tylko zamawiają z firmy kateringowej takie śmieszne tacki z czerstwym chlebem i paroma kawałkami czegoś masło. Czasem też dorzucają cienką zupę w kubku.
A tak swoją drogą przypomniał mi się pewien kawał.
Przychodzi Jasiu do domy cały podrapany na ciele. ręce, twarz, a po rozebraniu przez mamę okazało się że tułów i nogi też ma całe podrapane. Mama się pyta :
M-Jasiu! co ci się stało?!
J-no jechałem na rowerku i się przewróciłem
M-ale synku, przecież tydzień temu ukradli ci rowerek z piwnic!
J-no, to się bawiliśmy w gonito pod blokiem i kolega mnie wepchną w krzaki
M-ale Jasiu! krzaki przecież wyciął wczoraj zarząd zieleni miejskiej!
J- No dobra, k***a! Kot jest mój i będę go r*chał kiedy chcę!