Wycieczka do fabryki była dziełem przypadku. Zupełnie bez planu, przy okazji — skorzystaliśmy z uprzejmości przyjaciół, którzy zdradzili lokalizację i dowieźli na miejsce. Już samo wejście na teren zwiastowało, że „dziś nie damy rady”. Mieliśmy po prostu za mało czasu na zwiedzanie ogromnego obszaru względem zmroku, który był już za pasem.
Pierwszy zachwyt padł łupem strzelistych kominów majaczących na horyzoncie, słusznie zresztą. Jeden z nich jest obecnie najwyższym punktem w Europie, z którego organizowane są skoki na linie. Tego nie spróbujemy nigdy — oj, nie ma mowy — ale za to z chęcią zagłębiliśmy się w okoliczne zabudowania. Tradycyjnie: od strychu, aż po piwnice.
To co jest takie zagadkowe i jest wysokie, betonowe z wielkimi dziurami to nic innego jak pozostałość systemu odprowadzającego syf do..... Trzeciego komina... Tak... Tak... Trzeciego komina już nie ma jak i również hali przędzalni która była na miejscu obecnego wielkiego placu a komin ten odprowadzał dym i resztę związków z piecy które służyły na tej hali do podgrzewania wielkich bębnów przędzy a także do standardowego ogrzania pomieszczeń... A pozostałość to nic innego jak monolit skrętny gdzie były zamontowane wielkie łopaty Śmigiel które włączone szybciej podawały dym w komin