Moja żona była całą noc bardzo niespokojna w łóżku. Jęczała, stękała i kręciła się z boku na bok.
W lodówce musiał zostać jeszcze jakiś kawałek ciasta.
Tylko ja doszedłem do wniosku, że sednem jest zatrute ciasto? Żonka omijając jakiś pozostawiony w lodówce kawałek przyjęła za małą ilość toksyn i zamiast zdechnąć we śnie jedynie cierpiała bez (nie)szczęśliwego końca.
Czekaj czekaj...nie ma na końcu dopisku "chyba musze ją spowrotem zakopać", że ma 12 lat albo że to koza?? I te dziwne pomioty zwane sadolami dopuściły to na główną?