Kiedyś przy krakowskim lotnisku zostawiłem samochód na jednym z tamtejszych parkingów u jakiegoś janusza który był prawie najbliżej lotniska. Jak wróciłem odebrać auto zaoferował mi kawę, lot był męczący to wziąłem. Zapaliliśmy szlugasa i zaczęła się jakaś gadka, która wylądowała na makłowiczu. Aaale janusz na niego j***ł - że pijak straszny i że dzieci był, a żona to psychicznie z nim nie wytrzymywała (podobno jakiś ziomek z ławy z czasów szkoły).
Tak czy siak, czeski kokot mu w zadok za pisanie dla gazety wyborczej i newsweeka.