Nasz dziadek miał ostry atak kolki nerkowej, więc wezwaliśmy pogotowie. Przyjechał zalany w trupa lekarz. Nasikał do szafy, zrobił zastrzyk w wersalkę, posłał wszystkich w trzy diabły i pojechał. A dziadek tak się śmiał, że kolka mu przeszła.
Się śmiejecie, a ja wam coś opowiem: w h*j lat temu (jakieś 20) mój ojciec miał wypadek - ciął drewno na opał na pile tarczowej, odbiło mu kawałek i poleciał prawą ręką na piłę. W szpitalu lekarz, który przygotowywał go do operacji powiedział, że rękę przyszyją tylko po to, żeby prawy rękaw nie zwisał, bo do niczego się nie nada (nie odciął jej w całości, ale mało brakło). No i w końcu przyszedł chirurg, tak naprany, że ledwo stał na nogach. Teraz, dwadzieścia lat od tamtej nocy, ojciec rękę ma niemal tak sprawną jak przed wypadkiem i umie nią nawet pisać, a po rocznej rehabilitacji wrócił bez problemu do pracy. Śmiał się tylko, jak jeździł na rehabilitację do Lublina, że tamtejsi chirurdzy nie mogli wyjść z podziwu co za fachowiec światowej klasy zrobił tak dobrą operację, i żaden z nich nie chciał uwierzyć, że był to naprany chirurg ze szpitala na zadupiu:D