Artysta, co 3/4 życia spędził poza granicami naszego kraju (a krytykuje Polskę przy niemal każdej okazji) i pijana lafirynda, co sobie musi na koncercie przez telefon porozmawiać. Obydwoje siebie warci...
Z innych relacji z koncertu wynika, że "pan" (w cudzysłowie bo pomyłką jest obdarzanie jakimś szacunkiem takiego osobnika, który w wulgarnych słowach obraża damy) był pijany, zamiast spiewać (choć śpiewem też jego twórczości bym nie nazwał) to głównie gadał coś do siebie i mamrotał do mikrofonu i co chwile wrzucał jakieś teksty na Polaków (że sami sobie zgotowaliście ten los, mieszkacie w norch jak szczury żeby tylko parę funtów zaoszczędzić etc oraz oczywiście standardowy pocisk "Polaczki"), z obfitej relacji wideo wycięto niemal wszystko to co miały do powiedzenia "pijane" panie i pozostawiono jedynie kilka sekund "tłumaczenia się" tego "artysty" (i tak poprzycinane i posklejane)... Wolność słowa