Prof. podzielił nas na grupy i kazał każdej złożyć coś samodzielnie według schematów. Jak to on, dał takie, że powstała jedna wielka plątanina kabli. Po 2 godzinach czas na szybką demonstrację. Wychodzi pierwsza grupa:
- Mógłby pan profesor podejść?
- No co tam?
- A bo nie wiemy czy to jest dobrze, to może by sor rzucił okiem...
- Wszystko okej. Odpalać!
Po czym przysiadł się do kolegi obok i do niego z uśmiechem:
- Pa, jak zaraz jebnie.
Nic mnie tak nie wk***iało, jak mówienie do ledwo magistrów uczących w szkole średniej "profesorze". Powiedz do takiego panie magistrze, to przej***ne do końca szkoły.
Czyżby laborka z miarki na PW?
Sam kończyłem inżyniera przy takim podejściu profesorów. Wtedy, gdy kilka razy prąd popieści to człowiek zapamięta co jak powinno się łączyć. Dzięki temu nauczyłem się że potrzebna jest nie tylko wiedza książkowa, ale i myślenie.
U mnie na warszawkim WAT jest gość który prowadzi laborki z elementów w wieku ~55-60 lat którego wszyscy nazywają "malina"
Koledzy oddają sprawozdanie i gość przeglądając na szybkiego zawiesił się na jednej z charakterystyk....
- Co to k***a jest?!? Kogoś tu chyba popie**oliło k***a.
Ogólnie z gościa niezłe zbyty bo takie akcje u niego często w najróżniejszych przypadkach
Ehh aż mi przypomniało się jak kiedyś szukałem h*j wie czego na politechnice i na laborkach omyłkowo odpaliliśmy (a też wykładowca mówił że wszystko git) taki silnik z +3kW z trójkąta aż j***ny ze stołu spadł