Był sobie raz pewien książę, który pewnego dnia spytał piękną księżniczkę, czy wyjdzie za niego za mąż.
W odpowiedzi usłyszał tylko krótkie: "Nie!" ...
I żył książę długo i szczęśliwie, jeździł na polowania i na ryby, każdego dnia spotykał się z kolegami, pił mnóstwo piwa i upijał się w sztok, grał w brydża, rozrzucał skarpetki po domu i nie opuszczał deski sedesowej, posuwał służki, sąsiadki i koleżanki, śpiewał pod prysznicem na cały głos, pierdział, kiedy miał na to ochotę, głośno bekał i drapał się po jajach.
Jeszcze powinno być:
A księżniczka, która zapisała się do towarzystwa feministek, zmarła podczas wiecu, przypadkowo trafiona butelką po piwie wylatującą z książeckiej włości. Jej ciało użyło sobie paru znudzonych strażników miejskich. Happy end.
go...........ch
2009-10-28, 14:53
Księżniczka wyszła za mąż za prawdziwego księcia. Żyli długo iszczęśliwie jeżdżąc na jego rumaku.
A biedny, samotny książę? No, cóż... Całymi dniami pierdział, drapał się po jajkach i na cały głos fałszował tę samą piosenkę...
Wkrótce po tym księżniczka dowiedziała się, że ma złośliwego raka, z przerzutami na mózg. Chemioterapia niestety niewiele dała. Księżniczka konała przez wiele dni, podsrywacjąc sie regularnie.