Książka ta powstała, ponieważ - oprócz kilku wyjątków - każda rozprawa, praca naukowa lub "tajemniczy" grimo-ire, wszystkie "wielkie dzieła" na temat magii, to nic innego jak obłudne kłamstwa tworzone przez kierowanych poczuciem winy włóczęgów i ezoteryczny bełkot kronikarzy magicznej wiedzy, niezdolnych do obiektywnego przedstawienia tematu lub temu niechętnych. Kolejni pisarze w swoich wysiłkach zebrania zasad "białej i czarnej" magii zaciemniali obraz całego zagadnienia do tego stopnia, że niedoszły badacz czarów kończy wszystko głupio - wyciąga planszę z literami, mającą ułatwić kontakt z "tamta stroną", stoi w obrębie pentagramu i czekając na pojawienie się demona, podrzuca lekko źdźbła krwawnika (co praktykuje się w I-Ching) niczym czerstwe precle na stolnicy, aby przepowiedzieć przyszłość, która straciła jakiekolwiek znaczenie, uczęszcza na seminaria gwarantujące stłamszenie jego ego - a to samo czynią z jego portfelem - i w ogóle robi z siebie skończonego durnia w oczach tych, którzy wiedzą!
LaVey twórcą satanizmu? Ludzie, błaaagam...
A temat raczej do działu o książkach.
Cóż jeszcze można dodać o panu Rumuńskim Cyrkowcu?
Wziął hedonizm, posypał szczyptą mistycyzmu i zaczął sprzedawać to pod szyldem "satanizm racjonalny", propagując owe zjawisko jako coś pozytywnego, przyziemnego i obdartego ze sfery sacrum. Na tytuł guru w dziedzinie satanizmu sensu stricto nie zasłużył sobie ani trochę, ale jego na ogół podaje się mówiąc o tym temacie, z racji że był najgłośniejszy. I zarazem najbardziej popularny, bo po pierwsze jego idee są proste jak budowa cepa, a po drugie ideologia głoszona przez ową personę jest najprzyjaźniejszą odmianą satanizmu: r*chajta i bądźta happy, a będzie wam dane.