Podobny przypadek był dawno temu w Stomilu w Wolbromiu. Kolesiowi wciągnęło dyszel od wózka ,wózek go docisnął do ściany i połamał mu żebra. Był tak unieruchomiony ponad godzinę , nie mógł krzyczeć .Dopiero jak kończyła się dniówka znajomy zauważył że winda jest między pietrami.Inaczej zmarłby w cierpieniach. A teraz wisienka na torcie. Facet leczył się ponad 5 miesięcy w szpitalu doszedł do siebie ale mógł jeszcze chorować miesiąc .Wolał jednak iść do pracy bo mu się już nudziło na wolnym. Nie minęło 2 tygodnie jak wózkiem akumulatorowym docisnęli go do ściany .Wtedy już nie oszukał przeznaczenia i zmarł. Historia prawdziwa, pracowałem na tym magazynie. Znałem też żonę tego pechowca.
Sorki przeskoczyła mi ramka i napisałem ten tekst w absurdzie wyżej .Niech pierwszy rzuci kamień ten co zawsze jest nieomylny.