18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

#zdrowia

To nie gałęzie w dżungli...

Halman • 2022-05-29, 14:47
267

ale mokebe musiał to sprawdzić...

Ścieżka zdrowia

jebau • 2020-04-25, 22:50
256
Napie**alanie niestosujących się do kwarantanny

Szanowni Państwo.

MenSa • 2020-04-08, 23:37
202
Za chwilę o sytacji wypowie się Minister Zdrowia Belgii Maggie de Block :ciasteczkowy:



Jak nie wierzycie, to patrzcie. Albo sobie poszukajcie :wyj***ne:
spoiler
~DMT • 2020-04-08, 23:51  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (30 piw)
gackowaty napisał/a:

Pytanie brzmi : czy jest dobra w te klocki?



Patrząc na nią, to klocki stawia na pewno spore...

Polska służba zdrowia

Colossus • 2015-03-01, 19:51
170
Witajcie.

Pozwólcie, że podzielę się z wami historią, która spotkała mojego ojca. Niestety historia nie będzie zawierała żadnych zdjęć, ale w sumie to nie ma za bardzo czego fotografować, więc do rzeczy.

Kilka tygodni temu ojciec wyczuł u siebie przepuklinę, wiedział czym to się objawia ponieważ kiedyś już miał przepuklinę, więc potrafił to określić. Poszedł do przychodni po skierowanie do szpitala, w celu przeprowadzenia zabiegu. Ojciec dostał skierowanie po czym udał się do szpitala i umówił na zabieg. Musiał czekać miesiąc ponieważ nie miał szczepionki przeciw żółtaczce typu B, więc musiał je przyjąć.

Po kilku dniach objawy się nasiliły, ojca zaczęło bardzo boleć, pojechaliśmy na izbę przyjęć. Tam zrobili mu badania i puścili do domu bo niby wszystko w porządku.

Po kolejnych kilku dniach ojciec już zwijał się z bólu, nie mógł niczego jeść, cokolwiek zjadł, natychmiast zwymiotował. Pojechaliśmy do chirurga i ten wydał pilne skierowanie na izbę przyjęć. Ojca przyjęli, wykonali zabieg i wszystko miało być w porządku.

Niestety, okazało się, że to nie tylko przepuklina, ojciec miał niedrożne jelita, cokolwiek zjadł od razu wymiotował bo wszystko się cofało. W jelito wdała się martwica, więc lekarze usunęli ten martwy kawałek oraz założyli ojcu stomię

Po tym zabiegu niby miało być już w porządku, oczywiście przez pewien czas ojciec miał jeść dożylnie i tylko czekaliśmy, aż w końcu te jelita zaczną pracować. Niestety w woreczkach do stomii nic się nie pojawiało przez tydzień. Po kilkunastu dniach ojca ponownie otworzyli, popatrzyli i zamknęli bo nie wiedzieli co robić. Ot tak, jedno machnięcie skalpelem w tą czy w tą, bez różnicy dla nich.

Podczas tego zabiegu zrobili ojcu jakieś zdjęcia i wysłali to do profesora ze szpitala w innym mieście.

Po zapoznaniu się z ojca przypadkiem zdecydowali się przyjąć go do innego miasta, gdzie mieli specjalistyczny oddział zajmujący się takimi przypadkami.

W nowym szpitalu też do końca nie wiedzieli co mu jest, dawali antybiotyki, przeczyścili jelita, zlecili badania i czekali na wyniki.

Gdy przyszły wyniki, okazało się, że ojciec miał jakiegoś guza, podobno nic groźnego więc wycięli ok 50 cm jelita grubego oraz przenieśli stomię w inną część jelita, ponieważ podobno w pierwszym szpitalu nie zrobili tego za dobrze.

No i praktycznie historia się kończy, ojca wypisali do domu po 34 dniach leżenia w szpitalu, przez ok 30 dni niczego nie jadł, schudł 13 kg, no ale najważniejsze, że już jest w porządku i może normalnie jeść.

Najgorszy był oczywiście ten pierwszy szpital, nie był to specjalistyczny szpital zajmujący się tymi sprawami, ale lekarze trzymali ojca chyba z nudów, a mojej mamie mówili, ze to beznadziejny przypadek i żeby nie robiła sobie zbyt dużych nadziei. Dla naszej rodziny to miesiąc z życia wyjęty. Na koniec, kiedy ojciec wychodził z tego drugiego szpitala, lekarz który go operował powiedział, żeby się cieszył, że żyje.

I to tyle, pewnie i tak niewielu to przeczyta bo się trochę rozwlekłem :-P no ale tak pięknie wygląda leczenie w naszym kraju. Nie wiedzą co Ci jest, więc zamiast spytać kogoś mądrzejszego będą Cię trzymać i czekać aż umrzesz.
raflas • 2015-03-01, 21:25  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (93 piw)
To się podłączę pod wątek i opowiem historię z moim ojcem. Kilka lat temu coś się ze staruszkiem zaczęło dziać niedobrego - schudł 10kg w ciągu tygodnia. Po wielkich bojach z lekarzem rodzinnym, dostał skierowanie na badania m.in. na prześwietlenie płuc. Potem po wielkich bojach u lekarza specjalisty z podejrzeniem raka płuc skierowano go na szczegółowe badania. Minęły ze 3 tygodnie i stwierdzono mega 6-cm guza w płucach z naciekiem na oskrzela bez możliwości wykoniania operacji. Ogólnie siara jak ch... no i pan lekarz stwierdził, że zasadniczo sytuacja jest słaba, że można się już pożegnać itp. itd. i że można cośtam spróbować robić ale pozostawił nas samych sobie. Żadnych informacji co w ogóle możnaby tu zadziałać.

Mimo tego nie poddałem się i dobijałem się we wszelkie możliwe miejsca gdzie cokolwiek można zrobić. Byłem nawet z płytką z nagraniem tomografu u ordynatora onkologii w większym mieście, a ten nawet nie za bardzo umiał odpalić nagranie i się temu przyjrzeć to stwierdził, że guz nieoperacyjny i ta sama historia jak z lekarzem w moim mieście.

Koniec końców trafiłęm do Giganta w Białymstoku na oddział płucny i skonsultowałem sprawę bezpośrednio z chirurgami. Panowie mimo sędziwego wieku konkretnie obejrzeli tomograf klatka po klatce, powiedzieli, że jest ch*jnia ale że da się to zoperować. Powiedzieli, żebym natychmiast przywiózł ojca i oni spróbują go naprawić.

Potrzebowałęm skierowanie ze szpitala w moim mieście więc zajechałem do pana lekarza, który zdiagnozował raka i powiedziałem o co chodzi, że jednak da się zoperować. Chyba jego honor został zszargany bo pan lekarz wyjechał mi z takim tekstem: PHI, SKORO CHCE IM SIĘ W TO BAWIĆ TO MASZ TE SKIEROWANIE. Nosz k***a..... straciłęm cały szacunek do typa, który swoją drogą był moim dalszym znajomy.

Nie będę dalej zanudzał. W Białymstoku chłopaki po serii badań wyp***zielili skażone płuco i staruszek już trzy lata buja na tym świecie zdrowy - no może nie do końca zdrowy bo przez brak płuca szybko się męczy ale kurfa ŻYJE! Do tego nie ma żadnych przerzutów.

Chciałbym z całego serca podziękować dr. Cybuskiemu z oddziału płucnego w Białystoku, który naprawił starszego, a całej tej reszcie patałachów z polskiej służby zdrowia życzyć wielkiego murzyńskiego kutacha w odbycie!

Ebola vs Polska Służba Zdrowia

oblivionn • 2014-10-10, 23:49
886
Ebola w Polsce dzień pierwszy

RapPanaJapy • 2014-10-11, 00:13  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (148 piw)
Jesteśmy przygotowani na pojawienie się co najwyżej jaboli.

Hasło

BongMan • 2014-09-19, 15:50
468
- Pieniądze albo życie!
- Panie dyrektorze, moim zdaniem to słabe hasło reklamowe dla naszego szpitala.

Polscy "lekarze" i ich poziom

BongMan • 2014-02-17, 13:44
82
k***y partackie w tym europejskim Bangladeszu są dobre tylko w braniu do łapy i niby to przypadkowym wysyłaniu pacjentów do krainy wiecznych łowów. Niezwykle rzadko to mówię, ale szacun dla niemców.

Cytat:

18-letni Kacper od 4 lutego ma w nodze sztuczną kość, którą otaczają mięśnie przeszczepione z jego brzucha. Operowali go lekarze w Niemczech, za zabieg jego rodzice zapłacili z własnej kieszeni. Chętni do zajęcia się jego nogą, na której rozwinął się nowotwór, byli także medycy w Polsce. Na 6 stycznia wyznaczyli mu nawet datę amputacji...


Kacper 4 lutego przeszedł operację w jednej z niemieckich klinik. Całość kosztowała ponad 67 tys. euro.

Wszystko zaczęło się 2 listopada 2013 roku, kiedy chłopaka przewieziono do szpitala we Włocławku. Tego samego, w którym niedawno zmarły bliźnięta, bo kobiecie w dziewiątym miesiącu ciąży odmówiono cesarskiego cięcia. Odesłano ją do domu i polecano uprawiać seks, co przyspieszy poród (więcej o tej sprawie przeczytasz tutaj ).

18-letni Kacper trafił na izbę przyjęć prosto z treningu, ze złamaną kością podudzia. Na pomoc czekał kilka godzin. Lekarze zlecili prześwietlenie i zdecydowali, że operacja odbędzie się za kilka dni. Na prośby rodziny, by przewieźć go do bardziej specjalistycznego szpitala, np. w Toruniu, odpowiadali: Proszę bardzo, ale na państwa odpowiedzialność.

- Włocławscy lekarze już wtedy nie dopatrzyli się albo nie umieli zobaczyć, że na zdjęciach był widoczny guz. Włożyli synowi gwóźdź i nogę zespoli - opowiada w dziennik.pl Agnieszka Piekarska. - A tego się przecież nie robi przy patologicznym złamaniu. Jeśli dochodzi do pęknięcia najgrubszej kości ciała, to mogą być tego dwa najczęstsze powody. Wiem to po kilkudziesięciu wizytach u różnych specjalistów: albo uderzył w nią samochód jadący z prędkością około 50 km/h, albo jest to nowotwór - przekonuje.

Z gwoździem w nodze chłopak nie mógł przejść specjalistycznych badań przy użyciu rezonansu magnetycznego, które potwierdziłyby lub wykluczyły nowotwór. Te groziłoby urwaniem kończyny. Skończyło się na tomografie komputerowym.
7 cm różnicy i guz wielkości pięści

Po trzech miesiącach okazało się, że podczas operacji we Włocławku Kacprowi skrócono nogę o 6-7 cm, o czym rodzina dowiedziała się dopiero od rehabilitantki. - Nikt nas o tym nie poinformował. Lekarz powiedział tylko z uśmiechem, że operacja się udała - opowiada matka chłopaka.

Wcześniej noga była zbyt opuchnięta, żeby zobaczyć, że jest krótsza. - To było dla nas wielkim szokiem. A pan doktor doradzał: Niech sobie syn nosi wkładkę w bucie - dodaje. Podjęto decyzję, by nogę wydłużyć i rozpocząć rehabilitację, tym razem już w Łodzi. Wtedy jednak uaktywnił się guz. Z jednego centymetra urósł do kilkudziesięciu centymetrów. Miał wielkość pięści.

- Lekarz z warszawskiego Centrum Onkologii powiedział tylko jedno: To się w głowie nie mieści. Takie przypadki natychmiast konsultuje się z onkologami i przewozi pacjenta tam, gdzie są kompetentne osoby. Nie trzyma się na siłę i nie myśli: jestem chirurgiem, to ja tę nogę złożę - mówi Agnieszka Piekarska.

Prof. Piotr Rutkowski, kierownik klinki nowotworów tkanek mięśni, kości i czerniaków ze stołecznego Centrum Onkologii: - Jeżeli są przerzuty, to błędem nie jest wkładanie w chorą kończynę gwoździ. Jeśli z kolei jest podejrzenie nowotworu pierwotnego, to nie należy tego wykonywać. Takie są ogólne zasady, jeśli chodzi o diagnostykę. Zastrzega, że nie chce komentować konkretnego przypadku.

W tej sytuacji - zdiagnozowany rak, rehabilitacja w toku - lekarze stwierdzili, że nogi nie da się uratować. Wyjaśniali, że bez amputacji pojawią się przerzuty. Takiego zdania byli zarówno specjaliści w szpitalach publicznych, jak i lekarze, którzy za wizytę brali 750 zł. Termin amputacji wyznaczyli na 6 stycznia. Kacper odmówił.
9 godzin i 67 tys. euro później

Ostatecznie 4 lutego trafił do niemieckiej kliniki, która kilka lat temu w podobnym przypadku uratowała nogę 9-letniemu chłopcu. Tam Kacprowi wycięto guza i wstawiono sztuczną kość od miednicy do kolana, a mięśnie pobrano z brzucha.

- Niemieccy lekarze kręcili głową z niedowierzaniem, że można chcieć obciąć nogę młodemu chłopakowi. Powiedzieli, że teraz może tylko lekko kuleć - cieszy się matka Kacpra.

Operacja trwała 9 godzin i kosztowała ponad 67 tys. euro. Rodzina Piekarskich zwróciła się do NFZ z prośbą o refundację. Odmówiono im - lekarz opiniujący ten przypadek orzekł, że operacja jest bezzasadna.

W zbieraniu pieniędzy na operację Kacpra pomogli fundacja i znajomi. Teraz rodzina planuje domagać się odszkodowania, choć wcześniej nie brała tego pod uwagę. Gdzie będzie dochodzić praw i jakiego odszkodowania żądać - jeszcze nie zdecydowała. Zamierza także ponownie zwrócić się do NFZ.

- Przez półtora roku Kacper jeździł od szpitala do szpitala. Leczył się, a narażono go na utratę zdrowia, a nawet życia. I teraz to ja mam płacić za błędy lekarzy? Przecież syn jest ubezpieczony - oburza się Marcin Piekarski.

- Szpital najprawdopodobniej popełnił błąd, bo przy takich złamaniach powinna być natychmiastowa interwencja ortopedy, chirurga, onkologia... - mówi radca prawny z Białegostoku, prosi o zachowanie anonimowości. I wskazuje przy tym, że ten przypadek można analizować także ze względu na brak odpowiednich badań.

- Już na zdjęciu rentgenowskim powinny być widoczne zmiany, które dają lekarzom do myślenia. Przecież tak młody chłopak nie łamie sobie nogi ot tak - podkreśla. I dodaje, że nie ma powodu, by wymawiać się nieczytelnymi wynikami - zawsze można przecież powtórzyć badania.

- Lekarz przed przystąpieniem do zabiegu operacyjnego powinien mieć pełną świadomość, z czym się styka. Co innego kiedy mówimy o zabiegu bezpośrednio ratującym życie - podkreśla.

Kacper podczas choroby schudł 15 kilogramów. Teraz czeka go rehabilitacja i chemioterapia. Pod koniec lutego ma być ponownie w Polsce.


http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/450847,szpital-we-wloclawku-nie-rozpoznal-raka-i-skrocil-noge-18-letniemu-kacprowi.html/?no_redirect=1

Polska służba zdrowia

Ziemniakowąż • 2013-12-04, 18:22
203
Był tu kiedyś taki komiks o operacji na NFZ, to teraz coś nowego. Coś pięknego :D






Jakby ktoś chciał więcej, to źródełko
:mikolaj:

Polska służba zdrowia

Pawlikowsky • 2013-09-17, 16:47
166
Przed chwilą otrzymałem wiadomość, że zmarł mój wujek.
Oto co odpowiedział lekarz na informację o stanie mojego wujka:
Ciotka: Chcę wezwać pogotowie[...] Mój mąż jest umierający.
Szpital: a ile mąż ma lat ?
[C]: 82
[S]: To już swoje przeżył..

Po takiej odpowiedzi wybuchła kłótnia, odwiózł go do szpitala sąsiad.
Na miejscu nie przyjęto go na izbę przyjęć... zmarł 3 godziny później.
Morał z tego incydentu jest wam wszystkim dobrze znany:
"Nie ufaj służbie zdrowia, gdy zrobisz się stary"
Sataris • 2013-09-17, 18:35  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (53 piw)
-(Pani od polskiego): Siadaj Ja-nusz, jedynka
-(Ja-nusz): no to będzie zawiadomienie do prokuratury i pozew cywilny