Kiedyś za bajtla szedłem po jeziorze i jakiś moczykij łowił w przeręblu i to co złowił to zostawił na lodzie, taki ch*jek sadysta z niego, wziąłem jedną rybkę do kieszeni żeby nastraszyć koleżankę, ale na osiedle daleko i zapomniałem o tej j***nej rybie w kieszeni... wieczorem starzy kazali do kościoła bo to roraty czy ch*j nie pamietam, stoje w tym kościele, wsadzam ręce do kieszeni... i o k***a j***na ryba zaczyna wierzgać jak poj***na ja ją wyrzuciłem w ludzi, ryba wierzga na podłodze, pisk mocherów, jedna płakała coś o klątwie że ryba w kościele to znak... ale miałem poj***ne pomysły.
Ale kolejka do spowiedzi się potem zrobiła;D!!