Przy opowieści z tym co kobiety robią kiedy przegrywają, od razu mi się przypomniała moja ex, z którą żyłem kilkanaście lat. Jak trafiała do niej logika tego co mówię, zaraz okazywało się, że moja mama to, mój tata tamto, a moja siostra to darmozjad, wczoraj nie wyniosłem śmieci, a sześć k***a lat temu spojrzała na mnie sprzedawczyni taki wzrokiem, że ja MUSIAŁEM wcześniej na nią w SPECJALNY sposób patrzeć. Co oczywiście miało z dyskusją na konkretny temat tyle wspólnego, co pierogi z wirusem Ebola. I hitem była końcówka, prawie zawsze: NIC NIE ROZUMIESZ. Niestety, z pewnego powodu mam z nią wątpliwą przyjemność kontaktować się kilka razy w tygodniu i do dzisiaj - minęło prawie 5 lat od rozstania - jest jeden zajebisty patent, żeby ją wk***ić na maksa, do czerwoności i animowanego gwizdania czajnika, mianowicie: brak reakcji. Ja tego nie ogarniam, ale w momencie kiedy się nie odzywałem, żeby nie robić większego gnoju jak jest, ona k***a dostawała takiego wk***a perpetuum mobile, że ja współczuję jej obecnemu facetowi kiedy wreszcie mu minie okres ochronny, zamieszkają razem i pewnego razu on nieświadomie wypie**oli jej zawleczkę... Albo niech ma, co sam będę ten krzyż niósł
Ten gatunek jest zdrowo jebnięty. A wyjątki potwierdzają regułę