U psychiatry: – Pokażę Panu pewne obrazki, proszę powiedzieć z czym się Panu kojarzą. – OK. – Pierwszy… – Sex. – Drugi… – Sex. – Kolejny… – Sex. – Panie Robinson, obawiam się, że ma Pan poważne zaburzenia. – Ja mam zaburzenia?! To nie ja jestem dziwakiem trzymającym zdjęcia martwych dzieci w biurze.
- Panie profesorze, jaki miał pan najtrudniejszy przypadek? - pyta asystent starego profesora psychiatrii. - Jeden pacjent uważał, że jest zegarkiem. Jak nie był wieczorem "nakręcony", rano - równo o 7.00 - budził się, charczał i podrygiwał w konwulsjach. - Jak go pan uleczył? - Wieczorem, każdego dnia mniej i mniej, "nakręcałem" go. Aż do momentu, gdy już tego nie potrzebował i się obudził rano ozdrowiony. Minęły lata. Asystent stał się profesorem i spotkał swego starego mentora. - Jak tam, Władku, miałeś jakieś ciekawe przypadki? - pyta staruszek. - Tak, profesorze. Miałem gościa, który czuł się sekundnikiem. - Wyleczyłeś go? - Tak. Wmówiłem mu manię wielkości. Przekonałem go, że nie jest zwykłym sekundnikiem, ale całym, wielkim zegarkiem. Aż w to uwierzył. A jak się leczy zegarki, to pan profesor już pokazał...
Kaskaderdx10 • 2014-09-07, 12:27 Najlepszy komentarz (124 piw)
- Panie profesorze, jaki miał pan najtrudniejszy przypadek? - pyta asystent starego profesora psychiatrii.
- Jeden pacjent uważał, że zna śmieszne dowc**y. Jak sie mu nie powiedziało wieczorem że nie jest śmieszny, to następnego dnia wrzucał suchary na sadola.
- Jak go pan uleczył?
-Nie da sie tego uleczyć... wrzuca suchary każdego dnia i nawet sto krabów w dupie tego nie zmieni
Jasiu od zawsze miał kolegę. Jego mama to tolerowała, choć nigdy kolegi nie spotkała. Któregoś dnia Jasiu jak zwykle powiedział, że idzie bawić się z kolegą. Mama ucałowała synka w czoło i puściła go, a ten zamknął się w swoim pokoju.
Po jakimś czasie zawołała synka na obiad. Ten odpowiedział że zje w pokoju, ale poprosił o trzy porcje. Zdziwiło to mamę: „Dlaczego trzy Jasiu? Dla Ciebie, kolegi i…? Z kim jeszcze się bawisz?”. Jasiu odkrzyknął: „Dla wujka”. Mama przygotowała obiad, zaniosła na tacy, zapukała do drzwi, a następnie odeszła. Po chwili drzwi się uchyliły, a taca zniknęła. Jak się później okazało synkowi i jego przyjaciołom obiad bardzo smakował, a na twarzy matki zagościł szczery uśmiech.
Tamten dzień okazał się jednak przełomowy. W ciągu najbliższych tygodni liczba przyjaciół Jasia rosła dramatycznie i matka musiała wkrótce gotować jak dla całej kompanii. To było ponad jej siły. Któregoś dnia zawiozła synka do szpitala psychiatrycznego i zrzekła się opieki nad dzieckiem. Doszła do wniosku, że można mieć syna pojeba, ale wszystko ma swoje granice.
nervous-_- • 2014-05-01, 19:21 Najlepszy komentarz (150 piw)