"Wesoła historia!" - pomyślał ksiądz, który właśnie skończył r*chać upośledzonego 7-latka.
Mój dziadek wydzierżawił sobie działkę, był tam taki stary domek. Dziadek go wyremontował, dobudowane zostało dodatkowe piętro, ogólnie wszystko jest już wyszykowane. Jednak dziadek postanowił końcu zrobić ogrodzenie wokół działki. Na początek stwierdził, że zbuduje prowizoryczny płot, czyli grube kołki i przybite do nich deski. I tutaj zaczyna się jazda. Sąsiad dziadka stwierdził, że płot jest zbyt blisko drogi (chociaż i tak na pewno nikomu to nie przeszkadzało) i powiadomił odpowiednie służby. Oczywiście przyjechali jacyś panowie, coś pomierzyli, posprawdzali i okazało się, że faktycznie, dziadek musi rozebrać płot, bo jest o 10cm za blisko. Ale.. panowie o których wcześniej wspomniałem zwrócili uwagę na płot sąsiada (bardzo ładny betonowy płot z drewnianymi sztachetami) i stwierdzili, że też im coś nie pasuje. Płot sąsiada również był źle postawiony i za bardzo wchodził na drogę, dostał on nakaz rozbiórki tego płotu. Dodatkowo stwierdzili, że płot szwagra owego sąsiada (który mieszka obok niego) też źle stoi (ogrodzenie z kamienia) i też trzeba go przestawić. W efekcie dziadek musiał rozebrać swój prowizoryczny płot, co zajęło 30min a sąsiad i jego szwagier muszą burzyć niektóre elementy i wykopywać betonowe kawałki.
A szkoda bo wystarczyło by jakiekolwiek działanie policji, by zakończyć te kradzieże. Niestety musiało prawie dojść do tragedii
zaj***ne z piekielni.pl
Historia o piekielnym, którego spotkała zasłużona kara.
Do warsztatu przyjechał jeden z klientów „których nie obsługujemy”.
Gość podpadł już nieraz, piekielny – to mało powiedziane. Już dawno temu skończyło się tym, że Szef odmówił mu napraw i odesłał do konkurencji. Pocztą pantoflową wiedzieliśmy, że krok ten konkurencji zysków nie przysporzył, a wręcz posądzali nas o sabotaż za pomocą tego jegomościa.
Tym razem jednak przyjechał skruszony, prosił, prawie błagał, żebyśmy jednak zrobili wyjątek, on będzie grzeczny tylko „błagam zróbcie coś”.
W samochodzie coś uporczywie stukało, doprowadzając ponoć do rozpaczy. Podobno nikt nic nie mógł zrobić. Zlecenie zostało w końcu przyjęte.
Faktycznie, podczas jazdy po dziurach – stuka gdzieś z tyłu.
Drobiazgowe sprawdzanie zawieszenia – bez rezultatu. Wyjęliśmy z auta wszelkie ruchome przedmioty, częściowo zdemontowaliśmy wykładzinę podłogi i tylne siedzenia – „stukacz” pozostaje nieuchwytny.
Zaczynałem demontować tapicerkę, kiedy klient jednak nie wytrzymał. Wszczął iście piekielną awanturę, czemu tak długo, sami debile na warsztacie, on nam pokaże, on to, on tamto... Szef kazał klientowi wyjść na godzinę, mnie natychmiast wszystko składać, klient ma sobie za godzinę zabrać auto. Ucichło, piekielny poszedł.
Mnie jednak nie dawało spokoju i skoro już miałem do połowy rozmontowane – zdjąłem do końca obicie tylnego słupka. Przez otwór w profilu zobaczyłem przyczynę stukania, zapewne prezent od innego mechanika, któremu facet zalazł za skórę ... niewielki klucz oczkowy, zawieszony na drucie. Na kluczu była przyczepiona karteczka z napisem „ Ale się ch..ju naszukałeś”.
Wybuch mojego histerycznego śmiechu przywołał Szefa i kolegów. Po chwili śmiali się już wszyscy. Kiedy już ochłonęliśmy, niepewnie spytałem Szefa
-Co mam z tym zrobić?
-Jak to co? Poskładaj panu ładnie samochód, tylko żeby niczego nie brakowało! – jego spojrzenie było WYMOWNE.
Poskładałem. Wyzywając nas i złorzecząc klient zabrał auto. Więcej nas nie odwiedzał.
Jak się okazuje wnerwieni mechanicy potrafią być równie mściwi jak budowlańcy.