18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#opowiadania

Opowiadania - Gabriel Garcia Marquez

marna • 2012-11-13, 18:17
0

Jest to najpełniejszy do tej pory zbiór opowiadań Gabriela Garcíi Márqueza sprzed Dwunastu opowiadań tułaczych. Obejmuje zarówno tomy: W tym mieście nie ma złodziei i Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki, jak i tom Dialog lustra poszerzony o trzy opowiadania: Tubal-Kain wykuwa gwiazdę, Nataniel składa wizytę i Mężczyzna przychodzi w deszczu. W opowiadaniach Gabriela Garcíi Márqueza można znaleźć zaczątki jego słynnych powieści, pierwowzory przyszłych bohaterów, fragmenty opowiadań stanowiące inne wersje wątków Złej godziny, Stu lat samotności czy Jesieni patriarchy. Ale to właśnie w opowiadanich García Márquez najpełniej ukazuje magię Karaibów i cudowny świat własnej, niczym nieskrępowanej wyobraźni.

Mnie osobiście urzekły opowiadania, w których narratorami są trupy będące w różnych stadiach rozkładu. Działają na wyobraźnię, lecz mimo wszystko czyta je się dość lekko i przyjemnie ;)
Sam autor jest moim ulubionym noblistą jak do tej pory.
Polecam gorąco lekturę, zwłaszcza w towarzystwie dobrej herbaty na długie jesienne wieczory.

Stefan Grabiński - polski Lovecraft

Anonymous • 2012-09-20, 17:36
3
"Stefan Grabiński (ur. 26 lutego 1887 w Kamionce Strumiłowej nad Bugiem, zm. 12 listopada 1936 we Lwowie) – polski pisarz, przedstawiciel nurtu grozy w polskiej literaturze międzywojennej. Klasyk noweli fantastycznej, twórca horroru kolejowego, określany czasem mianem "polskiego Poe" lub "polskiego Lovecrafta".
Stefan Grabiński stworzył swoisty, rozpoznawalny styl literacki, oparty na zestawieniu tradycyjnej, realistycznej narracji z elementami języka poetyckiego. Charakterystyczne dla prozy Grabińskiego są zapadające w pamięć fikcyjne nazwiska i nazwy miejscowości.
Większość utworów pisarza zbudowana jest wedle podobnego schematu: w początkowo "zwyczajnym" życiu bohatera zaczynają pojawiać się zjawiska tajemnicze i niezwykłe, z którymi konfrontacja doprowadza go w zaskakującym finale do jego przemiany wewnętrznej, lub, znacznie częściej, do zguby. Miejscem akcji większości opowiadań są prowincjonalne miasteczka, samotne budynki, zapomniane stacje kolejowe.
Chociaż opisy światów kreowanych przez Grabińskiego cech*je daleko posunięta dbałość o szczegóły (np. w opowiadaniach z cyklu Demon ruchu występują fachowe terminy związane z kolejnictwem), klasyczne cechy prozy realistycznej, takie jak próby wiernego odwzorowania rzeczywistości lub psychologii ludzkiej, nierzadko ustępują w jego narracjach miejsca środkom budującym szczególny nastrój niesamowitości i umiejętnemu stosowaniu napięcia.
Najbardziej wyraziste motywy, powracające w kolejnych utworach Grabińskiego, to: problem tożsamości, istnienie zaburzeń rzeczywistości lub rzeczywistości równoległych, życie pozagrobowe, fascynacja zdobyczami nauki i paranaukami, nadnaturalne przyczyny obłędu i fatalny demonizm kobiet (motyw femme fatale).
Artur Hutnikiewicz zwraca uwagę, że wszystkie fantastyczne pomysły Grabińskiego mają źródła w jego pluralistycznej, neoplatońskiej koncepcji rzeczywistości, w przekonaniu o szczególnej mocy myśli i aktu twórczego oraz w wierze w dynamiczną koncepcję bytu, zainspirowanej doktrynami Fryderyka Nietzschego i Bergsona."

źródło:wikipedia.org

Dzierżę w swojej kolekcji trzy obfite tomy z opowiadaniami S. Grabińskiego, na razie zapoznałem się z jednym - przeczytałem opowiadanie "Salamandra" i jestem w trakcie "Cień Bafometa". Spodziewałem się że będzie to klon stylu H. P Lovecrafta, bo tak mi to większość osób rekomendowała. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to co do tej pory przeczytałem (czyli w sumie niewiele), jest porównywalne z najlepszymi opowiadaniami twórcy Cthulhu (co za tym idzie naprawdę dobre).
Jednak zamiast wszelakiej maści potworów, hybryd i poj***nych kultystów, mamy tutaj klimaty bardziej swojskie - ot rozmaitych Januszów, Andrzejów i innych z pozoru przyziemnych ludzi, których cech*je głęboka duchowość i zafascynowanie okultyzmem. Swoją drogą Grabiński podobnie jak Lovecraft z okultyzmem był za pan brat i chyba sporo w temacie przeczytał - tak przynajmniej mogę wywnioskować po dotychczasowych przygodach z jego opowiadaniami.
Polecam miłośnikom grozy, a zwłaszcza fanom mr Howarda.

Creepypasta - Blind Maiden [zbiorczy]

JakiesGowno • 2012-09-13, 21:28
74
Oto kolenie opowiadanie Creepypasta. Wklejam w opowiadaniu bo jest długie i większości tu pewnie nie chciało by się czytać

PS: to mój pierwszy tematy i pewnie nudniejsze opowiadanie wybrałem więc proszę o wyrozumiałość i mogę wrzucić bardziej ciekawsze jeśli napiszecie.
JakiesGowno • 2012-09-13, 21:28  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (53 piw)
Dodaję to gdyż poprzedni creepypasta był do dupy mam nadzieję, że to będzie lepsze.

i tak jak poprzednio piszę żebyście komentowali czy wam sie podoba i chcecie więcej

Alfred Hitchcock ciężki dzień na szafocie

marna • 2011-09-03, 23:15
1
Książka ta niedawno wpadła mi w ręce w antykwariacie. O jej wyborze zadecydował autor oraz format, w sam raz nadający się w podróż jako coś niewiele miejsca zajmującego do czytania ;)
Opowiadania są ciekawe, niektóre zaskakujące i czyta się je z przyjemnością.
Autor pozostawia spore pole do popisu dla wyobraźni czytelnika opisując bardziej lub mniej szczegółowo poszczególne historie.

to fragment jednej, zamieszczonej na tylnej okładce książki:


Jeśli ktoś zainteresowany byłby lekturą, to przy jakimś spotkaniu mogę ją podać dalej.

Polecam.
39
Oto niektóre z opowiadań sadystycznego pisarza, Rolanda Topora. Gorąco polecam zapoznać się z resztą jego twórczości, znaczna większość jest napisana w takim klimacie, jak te poniższe :mrgreen:

"Wypadek"
Chrystus zdecydowanym krokiem wstąpił na wody jeziora Genezaret. Apostołowie, wciąż jeszcze z niedowierzaniem, obserwowali stopy Pana. Jezus szedł po wodzie! Nie zanurzał się ani na milimetr! Z oczyma wzniesionymi ku niebu, zdawał się nie pamiętać, gdzie się znajduje.
Krzyk wyrwał się z piersi Apostołów. Za późno. Jezus nie zauważył skórki od banana. W czasie krótszym, niż to sobie można wyobrazić, poślizgnął się i roztrzaskał czaszkę o grzbiet fali.


"Jak pies z kotem"
Człowiek na tratwie żył już tylko nadzieją. Pod skóra wychudłej twarzy rysowały się kości. Z drżących ust dobywało się nieustanne rzężenie. Oczy błyszczały gorączką. Już ponad miesiąc kurczowo czepiał się życia na nędznej wiązce desek. Nagle nowy dźwięk dotarł do jego skołatanej głowy. Zapewne zbliżał się obłęd. Ależ nie! To helikopter powoli nadlatywał nad tratwę. Uratowany! Był uratowany! Rozbitek niezdarnie próbował zatańczyć.
Tymczasem z helikoptera spuszczono sznurową drabinkę. Mężczyzna o wychudłej, porosłej krzaczastą brodą twarzy, cały w łachmanach, został brutalnie wypchnięty na stopnie drabinki.
Helikopter oddalił się i zniknął.
Na tratwie było teraz dwóch rozbitków.

I na koniec trochę dłuższy, ale mój ulubiony - "Sznycel górski"

- Moja noga! Wcale jej nie czuję!
Phil znęcał się nad nogą : przez spodnie chwytał ciało w garście i rozdzierał z furią. Szczypał się zapamiętale od uda po kostkę, na koniec walił wściekle pięścią w kolano. Koledzy próbowali go pocieszyć.
- No i co z tego! To normalne! - rzekł Jerzy. - Wszyscy mamy takie samo wrażenie. Patrz!
Jerzy kopnął Henryka w goleń z całej siły, żeby wyglądało to przekonywająco. Henryk nie mógł powstrzymać boleściwego jęku, po którym zrozpaczony Phil zalał się łzami.
- No i sami widzicie! Chcecie mi tylko zamydlić oczy!
Henryk uśmiechnął się krzywo.
- Akurat w tym momencie zabolał mnie żołądek. Kopniaka nawet nie poczułem. Zresztą popatrz na Jerzego. Twoja kolej, Jurek!
Jerzy jęknął, ale zacisnął zęby i udało mu się zdusić okrzyk. Phil odzyskał nadzieję.
- Naprawdę nic cię nie bolało, Jureczku? Spróbuj jeszcze raz, Heniu!
Jerzy podskoczył.
- O nie! Co to to nie! Dosyć tego! Lepiej raz wreszcie powiedzieć mu prawdę! Mam tego dość!
- Phil musisz być dzielny. Nie chcieliśmy ci mówić, ale skoro nalegasz, trudno. Tak odmroziłeś nogę. To straszny cios, wiem, ale nie przejmuj się, nie ma ani śladu gangreny. Jeszcze nie wszystko stracone, wyciągniemy cię stąd. Gdyby nie ta cholerna lina...
Phil jednak nie słuchał. Płakał cicho, obmacując nogę. Henryk odwrócił się z obrzydzeniem.
Nazajutrz noga Phila zsiniała. Poświęcili jeden koc i owinęli ją.
- Gdyby nam się udało dostać na tę półkę, którą tam widać moglibyśmy rozpalić ognisko- rzekł Jerzy. - Patrzcie, rośnie tam kilka niskopiennych drzew. Zostało nam jeszcze pudełko zapałek.
- Ognisko - jęknął Phil - ognisko, błagam was!
- Zaraz, zaraz rozpalimy ognisko jak się patrzy, a ty... Uwaga! Jerzy!
Za późno. Phil porwał pudełko zapałek, trzymane niedbale przez Jerzego. Chwycił je łapczywie i zanim pozostali zdążyli się ruszyć, zapalił jedną i zbliżył do twarzy z odpychającym wyrazem zwierzęcej radości.
- Ciepło... bardzo ciepło... dobre, dobre ciepło! - bełkotał, śliniąc się.
Drżącymi palcami usiłował zapalić następną, ale nie zdążył. Henryk rozłożył go celnym kopniakiem w brodę i schylił się, by odzyskać cenne pudełeczko. Na twarzy Phila odcisnęły się czerwone ślady gwoździ.
- W drogę!
Unieśli chorego i powędrowali w kierunku skalnego występu. Przy każdym kroku ślizgali się po oblodzonym śniegu, bezwładnie padali, a Phil wymykał im się z rąk jak szmaciana lalka. Żeby nie zjechał na sam dół zbocza, trzeba go było przywiązać, a przy tym, oczywiście, samemu nie dać się ściągnąć. Wreszcie dotarli do półki. Zanadto wyczerpani, by cokolwiek mówić, padli na ściętą mrozem ziemię i leżeli bez ruchu. Alarmujące kłucie w kończynach dolnych dodało im sił. Wstali. W każdym razie Henryk i Jerzy wstali Z trudem ułamali kilka niższych gałęzi. Wkrótce mieli już dość paliwa na małe ognisko. Rozpalenie okazało się trudne, ale możliwe. Kilka chwil później krztusili się od gryzącego dymu z wilgotnego drewna Ale i tak było to niesłychanie przyjemne.
- Trzeba podsycać ogień, żeby nie zgasł.
Doglądanie ogniska zlecono Philowi. Dwaj pozostali poszli tymczasem po drewno. Nadzieja wraca. Niedługo pewnie nadejdzie pomoc. Grunt to wytrzymać.
Dwa dni później ujrzeli helikopter, krążący wysoko na północnym krańcu nieba. Machali rękoma, krzyczeli, biegali. Wszystko na nic. Helikopter krążył całe przedpołudnie i nie zauważył ich. Potem widzieli jeszcze wiele śmigłowców. A nawet, daleko na wschodzie, dostrzegli kolumnę ratowników. Wiał jednak wschodni wiatr. Krzyków trzech ludzi nie dosłyszano. Problemem numer jeden stał się jednak głód. Starali się jak najdłużej zachować kanapki, w które zaopatrzono ich w schronisku. Teraz jednak zostało po nich tylko wspomnienie. Trzeba było znaleźć coś innego.
- Zdechniemy z głodu - rozpaczał Henryk - zdechniemy z głodu jak psy. Nie mamy nawet kości do ogryzania.
Phil miał się trochę lepiej. Nogi nadal nie czuł, ale przynajmniej zachowywał się przyzwoicie.
- Czy nie moglibyście poszukać jagód? - zaproponował bez uśmiechu.
Pozostali nawet nie odpowiedzieli. Po dwóch dniach byli tak osłabieni, że nie mogli się już czołgać do drzew po następną porcję opału. To Henryk wpadł na pomysł. Pewnej nocy zbudził Jerzego i długo szeptał mu na ucho. Jerzy podskoczył.
- Och, nie mówisz tego serio!?
Henryk zapalił się.
- A dlaczego nie? Czemu nie mielibyśmy tak zrobić? Ze względu na zasady moralne? Chcesz może zdechnąć bez walki? Czy zrobimy coś złego? Tak czy owak, nic z niej już nie będzie, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Moglibyśmy ciągnąć zapałki, ale skoro on jej nie czuje, bierzmy jego.
- Jednak... A gdyby coś poczuł?
- E tam! Ja to załatwię.
Henryk podczołgał się do śpiącego Phila. Zachowując wszelkie środki ostrożności, odwinął koc i podciągnął nogawkę. Uszczypnął odmrożoną łydkę. Phil nawet nie drgnął. Henryk otworzył harcerski scyzoryk o sześciu ostrzach. Jerzy zamknął oczy. Gdy je znów otworzył, Henryk trzymał gruby plaster łydki w lewej ręce; prawą wytarł nóż, zamknął go i schował do kieszeni. Opuścił nogawkę, narzucił koc i wrócił do Jerzego, ważąc na dłoni kawał mięsa.
- Wcale nie cierpiał. Upieczemy to, będzie całkiem niezłe.
Rozkoszny zapach pieczystego zbudził Phila.
- Hej, chłopaki, co to, sen, czy co? Skąd wytrzasnęliście mięso?
- To Henryk. Zabił jakieś dziwne zwierzątko. Rzucił nożem i udało mu się trafić ostrzem. Wyobrażasz sobie? Smak może być dziwny, ale nie czas teraz na wybrzydzanie, prawda?
Phil zgadzał się w zupełności.
Gdy mięso się upiekło, podzielili je na trzy równe części. Henryk i Jerzy uznali, że pieczeń jest pyszna. Z Philem sprawa miała się inaczej. Już przy pierwszym kęsie - poznał siebie.
- Złodzieje! Parszywi złodzieje!
Chciał ich bić, ale nie starczyło mu sił. Upadł twarzą w śnieg i płakał żałośnie. Jerzemu i Henrykowi zrobiło się strasznie przykro. Próbowali przemówić mu do rozsądku.
- Rzeczywiście, może powinniśmy cię byli uprzedzić, ale to nie powód do robienia tragedii...
- Oczywiście, dla was to żadna tragedia! Takich złodziei jak wy w ogóle nic nie obchodzi!
- Po pierwsze, nie jesteśmy złodziejami! Podzieliliśmy dokładnie na trzy równe części. Dostałeś tyle, co my!
- Ale dla mnie to nie to samo! Żywić się własną nogą! Zresztą nie będę mógł jej nawet tknąć! To nieludzkie!
- Nieludzkie, nieludzkie! Łatwo ci mówić! Zresztą sam przecież masz w zwyczaju obgryzać paznokcie!
Phil dąsał się przez cały dzień, jak niegrzeczny chłopczyk, co nie chce jeść zupki. Porcja leżała przed nim, zimna. Henryk zaproponował, by ją odstąpił, jeśli sam nie je, ale odmówił z oburzeniem. Wreszcie, wieczorem, nie wytrzymał. Przekonany, że go nie widzą, rzucił się na plaster mięsa i pożarł go. Zaraz potem zasnął, pomrukując z sytości. Nazajutrz znów był mięsny posiłek, następnego dnia też. Ogień trzaskał wesoło. Trzej mężczyźni spędzali czas patrząc w niebo, z nadzieją, że ujrzą helikoptery ratowników. Rzeczywiście, wypatrzyli dwa czy trzy, daleko na południu, lecz nie udało się zwrócić ich uwagi. Noga powoli się kończyła. Trzeba było oszczędzać. Ołówkiem wyrysowali na skórze znaki. Dzienną porcję wytyczyli linia przerywaną. Racjonowanie żywności jednak tylko odroczyło zbliżający się koniec. Pewnej nocy (zabiegu dokonywali zawsze podczas snu Phila, by nie nadwerężać jego wrażliwości ), otóż pewnej nocy ból obudził Phila. Odmrożona część nogi została skonsumowana. Po złudnej obfitości nastąpił post, który bliskość pożywienia czyniła jeszcze bardziej okrutnym i nieznośnym. Henryk, większy głodomór, płakał z bólu. A jednak to nie on, lecz właśnie Jerzy pewnego dnia spytał niewinnie:
- A jak się miewa twoja druga noga, stary?
- Jak marzenie. Nic się nie bój. Masuję ją rano i wieczorem. Zostanie mi przynajmniej ta.
Następnej nocy Henryk przyłapał Jerzego na odchylaniu koca, kryjącego jedyną kończynę dolną Phila. Mimo woli nie mógł się powstrzymać, by nie życzyć akcji powodzenia. Nazajutrz, przechodząc, niby przypadkiem potrącił nogę Phila.
- Och, przepraszam! Zabolało?
- Nic nie szkodzi, drobiazg.
Odtąd co noc Jerzy odsłaniał nogę Phila, a co rano Henryk podstępem mierzył stopień jej wrażliwości. Phil raz krzyczał z bólu, to znów nie reagował. Jego dziwne zachowanie zaniepokoiło przyjaciół. Tej nocy postanowili sprawę wyjaśnić. Podwinęli nogawkę. Z piersi wyrwał im się krzyk rozczarowania. Z drugiej nogi zostały już tylko resztki.
Ten świntuch Phil zeżarł ją po kryjomu!
40
Znalezione w necie

Magda jechała pociągiem tego dnia do swojej koleżanki na wakacje. Była to długa trasa i rodzice trochę obawiali się puszczać w nią szesnastoletnią córkę. Po wielu namowach i prośbach zgodzili się.

Teraz siedziała w pustym przedziale i czytała jakieś pismo młodzieżowe. Miała niewiele ponad 160 centymetrów wzrostu, czarne włosy do ramion i delikatnie zadarty nosek, na którym nosiła okulary. Była bardzo ładną dziewczyną, obiektem westchnień wielu chłopców, lecz dobre wychowanie rodziców powodowało to, że nadal z żadnym nie chodziła a co za tym idzie, była jeszcze dziewicą.

Właśnie sięgała do plecaka po napój, kiedy drzwi do przedziału otworzyły się gwałtownie i weszło do niego trzech podpitych, ogolonych na łyso facetów w okolicy trzydziestki.
-Można? – powiedział jeden i nie czekając na odpowiedź usadowił się naprzeciwko zdezorientowanej dziewczyny.
– Wacha, zamknij drzwi i zasłoń to gówno. – rzucił do ostatniego, który wszedł.
- Na zamek? – spytał Wacha.
- A na co, na ku*asa?
- Spoko Menel. Już się robi.
Magda postanowiła w tym momencie opuścić przedział i w momencie, kiedy wzięła swój plecak i chciała wyjść, mężczyzna złapał ją za włosy i szarpnięciem w dół zmusił do siąknięcia powrotem.
- Gdzie się wybierasz? – spytał i splunął jej prosto w twarz.
Magda zaniemówiła i poczuła, że prócz śmierdzącej piwem śliny, po policzkach płyną jej również łzy.
- Proszę. – wyjąkała – Nie róbcie mi krzywdy.
- Krzywdy? – zaśmiał się Menel – Zaraz będziesz błagała o życie.
Dziewczyna zaczęła głośno szlochać i zanosić się płaczem.
- Zamknij się szmato! – powiedział i nadal trzymając za włosy, bardzo mocno spoliczkował ją kilka razy. Na policzkach ukazały się czerwone ślady w kształcie palców oprawcy.
- Zamkniesz się teraz?
Niepewnie skinęła głową i próbowała powstrzymać płacz.
- Teraz rozbierzesz się grzecznie a my popatrzymy. – powiedział i sam zsunął swoje spodenki. Reszta mężczyzn poszła w jego ślady.

Magda powoli zdjęła swoją różową obcisłą bluzeczkę, opinającą niemały, jędrny, młody biust. Biały koronkowy staniczek na dwóch kształtnych kulach został przyjęty entuzjastycznym westchnieniem napalonych facetów. Kiedy to robiła, z przerażeniem stwierdziła, że jej gwałciciele są nadzy a tak wielkich penisów nie widziała nawet na pornosie, którego obejrzała kiedyś w tajemnicy przed rodzicami. Były wielkie, grube i ociekające sokami.
- Pospiesz się dz**ko. – ponaglił Menel.

Kiedy trzęsącymi rękami pozbyła się reszty garderoby i stanęła przed nimi naga, Menel kazał jej uklęknąć przed sobą na podłodze. Jeden z nich usiadł za nią a trzeci, którego ksywki jeszcze nie słyszała, obok Menela. Ten wziął do ręki swojego penisa i zaczął go masować. Bez słowa chwycił ją za głowę i szarpnął za włosy. Dziewczyna krzyknęła, ale za chwile była zakneblowana ogromnym ku*asem mężczyzny.
- Ugryziesz, to zginiesz.- powiedział i żeby potwierdzić powagę swoich słów, uderzył Magdę trzymającą jego organ w ustach kilkakrotnie w twarz.. Zaczął wykonywać gwałtowne ruchy jej głową i koordynować je z r*chami swoich bioder. Nadziewał biedną dziewczynę na swojego penisa, a ta dławiła się, charczała a ślina i soki Mendla ściekały jej po brodzie. Cały czas płakała. Nagle Menel przycisnął jej głowę najmocniej jak potrafił do swojego podbrzusza i jego trzydziestocentymetrowy fjut znalazł się cały w jej gardle. Magda szarpała głową, lecz nadaremnie. Trwało to kilkanaście sekund, po czym z gardła buchnął gejzer wymiocin.
- Osz ty k***o! – krzyknął i odepchnął ja gwałtownie aż Magda uderzyła głową w kolano siedzącego za nią Wachy. Menel uderzył ją znów otwartą dłonią w twarz, zebrał wymiociny z podłogi i plasnął nimi w twarz dziewczyny.
- Masz, brudna ździro – zarechotał – To jeszcze nie koniec.
Pozostali dwaj stanęli przy zapłakanej szesnastolatce i kazali jej obciągać swoje ku*asy. Robili to równie brutalnie jak ich poprzednik. Wpychali je bez litości, czerpiąc radość z widoku zapłakanej, czerwonej od bicia twarzy dziewczyny, która krztusiła się mając w je w gardle.

Wacha w pewnym momencie uklęknął na siedzeniu tyłem do Magdy i wypiął swój owłosiony tyłek w jej kierunku.
- Liż mi dupsko !
Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła odbyt, który dookoła był otoczony kępkami pozlepianych brązową, zaschniętą substancją włosków.
- Błagam.- wyjęczała czując nawrót odruchu wymiotnego.
Ten, którego nie znała z personaliów położył odzianą w brązowy, skórzany but nogę na tyle jej głowy i pchnął silnie, po czym przytrzymał w tej pozycji.
- Wyliż mu dziurkę do czysta, k***o. – usłyszała po raz pierwszy jego głos.
Magda poczuła smród kału, który pod wpływem jej śliny zaczął się rozpuszczać. Jej język wnikał w śmierdząca dziurę a mężczyzna jęczał z rozkoszy.

W tym czasie Menel stanął za nią i podziwiał jej wypięty, kształtny tyłek. Ukucnął i rozchylił jej pośladki. Widok młodzieńczej cipeczki i odbytu zadziałał na niego pobudzająco. Poślinił palec i gwałtownie wepchnął go w dupkę Magdy. Poczuła silny ból i syknęła. Wacha w tym samym momencie wypuścił w twarz dziewczyny porcję smrodliwych gazów i kretyńsko zarechotał. Noga nadal dociskała jej głowę do pośladków mężczyzny.
- Wąchaj to, smarkulko.
Magda czuła, że zaraz zemdleje.

Menel odszukał swoje przepocone majtki, które leżały na jednym z siedzeń i gestem dał znać, żeby mężczyźni przestali.
Odwrócił głowę dziewczyny ku sobie i kazał otworzyć jej usta. Magda szlochając, uczyniła co jej kazano. W jej ustach znalazły się majtki Menela, które wypychał bezlitośnie głęboko.
- Teraz nie będzie cię słychać a musisz wiedzieć, że będzie bolało.
Podnieśli ją gwałtownie za ramiona i kazali wypiąć tyłek tak, by jej piersi leżały na siedzeniu a reszta klęczała obok.
- Oli, twoja kolej. – rzucił Menel do dotychczas bezimiennego kolegi.
Facet podszedł do niej od tyłu i napluł jej na odbyt. Poślizg i poprzednia ingerencja Menela pozwoliły mu łatwiej wniknąć w jej młodziutką dziurkę. Po jednym palcu przyszła kolej na następne dwa. Krzyk niknął w zakneblowanych ustach Magdy. Oli wkładał je szybko i głęboko rozciągając dziurkę na wszystkie strony. Dziewczyna zaczęła się miotać na boki, więc Wacha usiadł jej na karku, skąd miał niezły widok na rozwój akcji. Oli wyjął palce z tyłka dziewczyny i rozszerzył pośladki dłońmi. Dziura była znacznie powiększona i wyraźnie było widać wnętrze szesnastolatki. Brąz odbytu płynnie przechodził w mięsistą czerwień. Bez słowa ostrzeżenia zaczął wpychać penisa w świeżo rozciągnięty odbyt. Średnica jego członka była mniej więcej taka sama jak średnica jej ręki w nadgarstku. Ból był niewyobrażalny a gdy Oli uporał się z umieszczeniem go całego we wnętrzu, zaczął wykonywać posuwiste ruchy biodrami. Z powolnego tempa przeszedł w gwałtowne, energiczne ruchy. ku*as wchodził w jej tyłek aż po same jaja, po czym cofał się o całą długość tylko po to, by za ułamek sekundy powtórzyć czynność. Trwało to kilka minut, lecz dla Magdy były to wieki. Ból rozdzierał i palił jej wnętrze. Oli chwycił ją za włosy i szarpnął do siebie i zaczął rżnąc ja jeszcze mocniej. Wolna ręka bił ja po pośladkach i twarzy.
- Jak ci szmato? Dobrze? – dyszał smagając raz to policzek a raz pośladek Magdy.
Pewnym momencie naprężył się i wystrzelił ogromnym ładunkiem spermy do jej dupeczki. Wyciągnął go, a z odbytu wypłynęła struga białego nasienia.

Zgonił Wachę z jej karku, podniósł za włosy jej głowę i usiadł przed nią nadstawiając ociekającego wydzielinami ku*asa przed jej usta.
- Wyczyść go teraz. - sapnął wyrywając majtki z jej ust. Magda chciała dać wyraz swojemu bólowi i już miała zacząć zawodzić płaczem, kiedy siarczyste uderzenie w twarz odebrało jej głos.
- Nawet o tym nie myśl. – rzekł Oli. – Teraz role knebla odegra mój brudny, cuchnący twoim gównem człon.

Zauważyła jakiś ruch za sobą. Po chwili okazało się, że Wacha kładzie się pod nią a Menel staje za jej pupą.
Wacha ułożył się wygodnie mając jej młode piersi na wysokości swojej ogorzałej twarzy i zaczął nadziewać od dołu odbyt dziewczyny na swój pal. Magda zajęczała, więc Oli wepchnął jej penisa w usta i napluł w oczy.
- Ssij.
Poczuła dziwny, nieznany smak spermy i odór własnego kału. Oli dociskał jej głowę i nie dawał chwili oddechu. Czuła, jak penis znów rośnie i po chwili nie mieścił się jej w ustach. Oddychała przez nos, który chyba tylko cudem był nie zapchany od płaczu. Po chwili ból w odbycie niewyobrażalnie wzrósł. To Menel zaczął wpychać swojego ku*asa nad ku*asa Wachy. Gdy ten wszedł gwałtownie, Oli docisnął jej głowę jeszcze mocniej, tłumiąc przeraźliwy krzyk cierpienia Magdy. Posuwali ją bez litości, ostro, brutalnie, zwierzęco. Menel bił ją po plecach, szarpał za włosy i wyzywał jak tylko potrafił a Wacha gryzł i szczypał jej sutki oraz co chwila walił je z całej siły otwartą dłonią. Kiedy poczuli, że zbliża się wytrysk, wyjęli ku*asy z jej dupki. Wyglądała ona teraz jak dołek do gry w golfa i miała średnicę szklanki do herbaty. Dziewczyna opadła na ziemie półprzytomna i próbowała się podnieść. Oli przytrzymał ją od tyłu i palcami rozszerzył jej oczy, żeby nie mogła ich zamknąć. Widziała dwa ogromne penisy swoich gwałcicieli poruszane rękami. Nagle dwie strugi nasienia wylądowały na jej gałkach ocznych. Poczuła przeraźliwe pieczenie i zaczęła cicho szlochać. Bała się zrobić cokolwiek i nie widziała, co robią mężczyźni. Poczuła jeszcze kilka uderzeń w twarz i trzy strumienie moczu płynące od jej rozwartych czymś metalowym ust. Potem wszystko ucichło.