18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#opinie

22
Wstęp

Po ostatnim Sajgonie na ShoutBoxie, który zdziwił mnie nie mniej, niż ofiary bana za wyrażanie opinii o odważnym bojowniku tęczowych ANALiz, postanowiłem przytoczyć tu pewne fakty, tak dziś zapominane i wypierane z debaty publicznej. Zacznijmy jednak od krótkiego cytatu.

Rozwinięcie

Nawet Wikipedia, tak często wstawiana przez lewych w debacie na temat różnego rodzaju zboczeń, stwierdza:
"Usunięcie homoseksualności przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) z klasyfikacji DSM w 1973 roku poprzedziło ukazanie się nowych prac naukowych i badań nad osobami homoseksualnymi oraz naciski ze strony gejowskich aktywistów oraz debaty, które przetoczyły się przez samo Towarzystwo, organizacje homoseksualne i media."

Spróbujmy razem przejść przez i ten cytat, i argumentację APA za usunięciem homo z listy chorób.
Nade wszystko w tym miejscu należy zaznaczyć, jak działa APA i jakie znaczenie ma tu metoda (i formowanie się konsensusu) naukowa.
APA (oraz WHO) to nie grono 10 jednomyślnych, zgodnych ze sobą naukowców. Przeciwnie, to ciągle buzująca, potężna grupa naukowców, badaczy i znawców, w której to grupie non stop, NAWET TERAZ, trwają debaty na tematy zdrowotne.

Dzieje się tak, gdyż formowanie się opinii i konsensusu naukowego jest, nazwijmy to, jedynie wyrażeniem ogólnego spojrzenia większości naukowej danego środowiska. Gdy w 1973 roku doszło do usunięcia homo z listy chorób, nie odbyło się to tak, iż naukowcy usiedli, przegadali i jednogłośnie uznali "chcemy głosować za usunięciem". Przeciwnie. Według danych dostępnych jeszcze całkiem niedawno na samej stronie APA, w tamtym czasie 34,6% naukowców APA była przeciwna usunięciu homo z DSM/nie widziała wystarczających argumentów za zmianą ówczesnego stanu wiedzy/potrafiło odpowiedzieć krytycznie na każdy z 3+2 argumentów podanych później, jako uzasadnienie wyrażonej opinii.
I na rozmowie na ShoutBoxie, i często podczas dyskusji z piewcami zboczeń, strona tęczowa nagminnie pomija te fakty. Tworzą obraz, jakoby naukowcy uważali X i jeśli ktoś jest temu przeciwny, jest szurem, ciemnogrodem, fanatykiem.

Zauważmy, że to potwarz już nie dla krytyków obecnego stanu nauki, ale wprost olewanie metodologii naukowej, jak i samego autorytetu tychże instytucji. To typowe myślenie rodem z reklam szamponu: "amerykańscy naukowcy odkryli, że..."
Nie jest tak, że opinie tych instytucji były jednomyślne, a w przypadku APA mowa o niemal 40% krytyce ze strony naukowców. Znawców nie gorszych, niż ich 60% większości koledzy po fachu. Nie bez znaczenia jest tu także fragment o naciskach. Naciski to trochę zbyt słabe słowo, które by określało to, co tęczowi terroryści w tamtych czasach robili z APA: wchodzono agresywnie na spotkania naukowców, krzyczano, ubliżano, grożono, rzucano propagandowymi ulotkami, farbami, doszło nawet do tego, że jeden z naukowców, John Fryer jako Dr H Anonymous, wyznał, iż jest homo i że mają w końcu naukowcy porozmawiać Z homo a nie O homo.



Naukowiec ubrany w maskę, mając mikrofon zniekształcający głos, mówiący, iż jest homo i jest psychiatrą. Prosty zabieg psychologiczny, manipulacja odbiorcami.
Jak bzdurne to podejście powie wam każdy, kto choć raz pytał ćpuna, czy jest ćpunem, albo alkoholika, czy jest alkoholikiem.

Argumentacja i Kontry
Homoseksualizm został usunięty z DSMki z trzech głównych powodów, plus dwóch dodatkowych, dorzuconych po latach.

1. Lista +100, czyli naturalność homoseksualizmu. Argumentem tutaj miał być fakt, iż w naturze homoseksualizm występuje.
Krytycy słusznie niemniej zaznaczali w owym okresie, iż pojęcie naturalności nie może operować na prostym przekładaniu zachowań i zjawisk występujących w przyrodzie na homo sapiens. Przykładowo, fakt, iż istnieją gatunki potrafiące zmienić płeć na zawołanie, wcale nie oznacza, iż człowiek odcinający sobie genitalia chirurgicznie ma tą umiejętność naturalnie, ze swej specyfikacji gatunkowej. Poza tym, istnieją zachowania w przyrodzie, które w cywilizowanym społeczeństwie uchodzą za niepożądane: pedofilia, gwałty, "ludobójstwa" (szympansy dokonują regularnych wojen i eksterminacji, mrówki także), kazirodztwo, kanibalizm. Sam fakt, iż w naturze coś występuje, nie znaczy, iż jest to uzasadnienie do uznania czegoś za naturalne (w domyśle: dobre i pożądane, zgodne z naturą).
Należy także zaznaczyć, że naukowcy będący za usunięciem homo z listy DSM prowadzili badania stałe nad gatunkami, ALE pomijali specjalnie fakt, iż w okresie rui samce, uznawane za homo w liście +100, rzucały się na samice. Przykładów szukać dużo nie trzeba, Nowojorskie słynne pingwiny homo, z których oba poszły na samice, gdy im je dostarczono, albo słynne delfiny, które w okresie menstruacji samic się do nich zbliżały.
Nie można tu więc mówić o stałym homoseksualizmie, a co najmniej o sytuacji, w której napięte hormonami samce rzucały się na siebie.
Czy pies skaczący na nogę właściciela ma fetysz stóp, seksualność nakierowaną na homo sapiens? No nie, prawda?

2. Homoseksualizm nie prowadzi do żadnych chorób psychicznych, ani chorób fizycznych.
Absurdem tegoż argumentu, jak wyłuszczali krytycy naukowi z samej APA, jest fakt, że większość naukowa potraktowała homoseksualizm, jako wektor mogący prowadzić do zmian. Problem z takim podejściem jest w tym, iż jest absolutnie idiotyczny i niezgodny z podejściem naukowym dotyczącym każdej innej choroby i zaburzenia.
Żeby to zrozumieć, wystarczy przytoczyć dowolną inną chorobę, na przykład nowotwór.
Nowotwór, gdyby stosować założenia APA jak wobec homoseksualizmu, nie jest chorobą, gdyż nie prowadzi do negatywnych zmian w organizmie i psychice. Tutaj każdy z was z głową na karku uderzył się w łeb i słusznie zauważył, że przecież nowotwór SAM W SOBIE jest chorobą, ZMIANĄ w ciele. Nie inaczej jest z homoseksualizmem. On nie musi prowadzić do zaburzeń i chorób, on nimi JEST.
Leczymy bezpłodność. Leczymy niskie libido. Rozumiemy, że coś się dzieje z organizmem negatywnego, jeśli umiejętność i zdolność prokreacji zostaje zaburzona. Nauka uznaje brak możliwości posiadania potomstwa za przejawy różnorakich chorób i są prowadzone terapie, mające przywrócić zdolność rozrodczą chorego. Tutaj właśnie krytycy z niecałych 40% APA zaznaczali, że przecież oczywistym skutkiem homoseksualizmu jest brak dzieci. Pamiętajmy, że wynajęcie surogatki czy in vitro to nie rozwiązanie tego problemu. To sztuczne obejście, które nie powinno być obiektem uznania przez naukę. Należy także pamiętać, iż zwolennicy tego tęczowego podejścia twierdzą, iż na orientację homoseksualną nie ma się wpływu. W tej materii to sporo zmienia - jeśli byłoby to bowiem obiektem wyboru, wtedy mówić należałoby o bezdzietności z wyboru, zaś jeśli nie ma się na to wpływu (jak na chorobę, cechy genetyczne itd) wtedy jest to forma upośledzenia seksualnego, skutkująca de facto, realnie bezpłodnością.
Pamiętajmy w tym wszystkim o biologii. APA nie zajmuje się biologią, a psychiatrią. Badaniami psychologicznymi i terapiami. Kategoryzacją chorób umysłowych. Nie jest to dziedzina nauk ścisłych, w przeciwieństwie do biologii. Biologia zaś nazywa homo sapiens gatunkiem ssaka: cudzożywnym, wszystkożernym, oportunistycznym, rozmnażającym się drogą płciową, a więc w sposób, w którym do przekazania genów dalej natura stosuje zapłodnienie komórki jajowej (2n) przez plemnik (2n), co daje zygotę (4n). Już na gruncie genetycznym, nim się urodzimy, mamy ustalone cechy płciowe.
Oczywiście, zdarzają się odstępstwa od normy, zaburzenia, genetyczne mutacje, problemy hormonalne. I tu dochodzimy do kwestii kolejnej, której użyli naukowcy z APA do uargumentowania usunięcia homo z listy chorób.

3. Z powodu braku jednoznacznym wyników badań, opisujących, skąd się bierze homoseksualizm, naukowcy uznali, że w takim razie należy założyć jego wrodzenie a nie nabycie.
To jeden z moich ulubionych argumentów, bo jest iście abstrakcyjny, patrząc na to, iż mówimy o renomowanym towarzystwie psychiatrycznym.
Krytycy tej decyzji zaznaczyli, iż to pierwszy taki przypadek w historii nowoczesnej nauki, w którym brak jednoznacznych wyników na pochodzenie jakiegoś zaburzenia/choroby z marszu zostaje uznany za dowód wrodzenia.
Tak, dobrze to rozumiecie. Banda fanatyków tej ideologii szukała na siłę legendarnego G-Genu. Poległa. Nie znaleziono genu za to odpowiedzialnego. Nie znaleziono jednoznacznych dowodów hormonalnych w macicy matek, wpływu chemii, diety, czy preferencji. Nie odnaleziono jednego wzorca behawioralnego dla homo. Do dziś, przypomnijmy, nie ma takich badań. Nie istnieje odpowiedź na pytanie, skąd się to wzięło. Ogólnym konsensusem jest zaś to, że prawdopodobnie nie jest to nabyte drogą przeżyć.
Rozumiecie to? Użyjmy argumentu porównawczego.
Gdyby stosować tą samą metodę do jakiejkolwiek innej choroby, na przykład Cholery, i naukowcy nie byliby w stanie technologicznie ustalić, że wywołuje ją przecinkowiec cholery, bardzo zaraźliwa bakteria, to uznaliby że Cholera jest wrodzona. Tak, właśnie o tak patologicznie idiotycznym argumencie tu mówimy.
Naukowcy nie mają jednego zdania w tej materii, bo i nie ma żadnych badań na ten temat dających jednoznaczne wyniki. Ba, bywa, że w obrębie jednej populacji homo powodów tego zjawiska może być całkiem sporo. Nie bez znaczenia jest też przeprowadzony lata temu eksperyment Mysiej Utopii, w której przesyt dóbr i brak niebezpieczeństw doprowadzał do wykształcenia u myszy zachowań homo, mimo ich wcześniejszych braków. Nie jest też wykluczone, że to zaburzenie na gruncie genetycznym, choć dowodów brak.
Tylko że no właśnie. Nawet jeśli jest to, nazwijmy to, wrodzone a nie nabyte w jakikolwiek sposób, to przecież jest cała paleta chorób i zaburzeń, na które pacjent nie miał wpływu. Od zespołu Downa, poprzez rozszczep kręgosłupa, udar mózgu po przejściu zakażenia pneumokokami, deformacje, potrójne kończyny. Fakt wrodzenia NIE determinuje, iż coś jest naturalne, zdrowe czy... Nieuleczalne.

To były główne trzy argumenty wysunięte przez APA w '73 roku, podchwycone niedługo później przez WHO. Do nich doszły przez lata dwa kolejne, niejako jako skutek poprzednich.

+4. Nie da się leczyć homoseksualizmu, więc nie może być traktowany, jako zaburzenie. Ba, wiele krajów dziś uznaje takie terapie za nieludzkie.
Zaczynając od poprzedniego punktu. Nie da się racjonalnie uznać, zgodnie z wiedzą medyczną, że nie da się na pewno leczyć czegoś, czego źródeł się NIE ZNA. Tu w zasadzie możnaby przestać, ale jest jeszcze jedna kwestia. Są homo, którzy "okazali się" być homo po latach, mając już rozwód z kobietą za sobą i gromadkę dzieci. Jeśli nie rozumiecie tego, o czym tu piszę - przecież seks samiec-samica dla wrodzonego rzekomo homo jest równie obrzydliwy, jak dla heteraka seks samiec-samiec. Czy gdyby wasz kolega was smyrał, stanąłby wam? Czulibyscie podniecenie? No nie. A oni produkują dzieci i NAGLE im się odkleja, że są homo?
Poważnie? To wbrew pozorom bardzo ważny argument przeciwko. Mówimy w końcu o preferencjach seksualnych, o tym, co kogo kręci.
Tu też należy zaznaczyć totalitarność tego zabiegu politycznego. Z jednej strony mówią lewi, że każdy może robić, co chce. Z drugiej, zakazują terapii. Terapii, które (uwaga!) Niejednokrotnie DZIAŁAJĄ. To nie pojedyncze przykłady. Osobiście znam byłą lesbę, która Obecnie ma mężczyznę.
Oczywiście, odbitką jest to, że widocznie te osoby były bi. Nie ma żadnego logicznego argumentu, by tak uważać, skoro same się za homo deklarowały. Trzeba stosować odgórny klucz lewicowej myśli, że homo jest wrodzone więc jak wrodzone to nie można się zmienić. A jak opisałem wyżej, to nieprawda, że taki jest stan obecnej wiedzy.

+5. Tak, to nie żart. Jednym z argumentów naukowych była... Walka z dyskryminacją i wykluczeniem, które mogłyby się pojawić przy pozostawieniu homo na liście DSM!
Krytycy, według relacji, aż prychnęli. Nauka NIE JEST od walki z dyskryminacją. Gdyby dziś udowodniono, że czarnoskórzy mają niższe średnie IQ od białych, albo żółtych, zadaniem naukowca jest udokumentować i udostępnić ten fakt świadomości naukowej i społecznej. Sami wiemy, że takie cenzorskie metody wobec IQ ras i płci są stosowane, więc to żadna nowość.
Nauka nie jest od walki z dyskryminacją.
----------
W tym miejscu pragnę dodać, że WHO trzykrotnie do tej pory wystosowała apel i opinię, zalecającą homoseksualistom, zwłaszcza mężczyznom, zażywanie profilaktycznie leków antyretrowirusowowych przeciw HIV, gdyż są najbardziej zakażoną grupą w USA i EU. Dodać należy, że było głośno o małpiej ospie do czasu, aż okazało się, że znowu ta sama grupa jest siedliskiem tej choroby w USA i EU. I nagle cisza, nawet nieukrywana, iż chodzi i walkę z piętnowaniem.
Tu więc warto by zastanowić się, czy środowiska społeczne ewidentnie będące kotłem na takie zagrożenia i później roznoszące, jak szczury w średniowieczu, choroby dalej... serio nie szkodzą zdrowiu publicznemu. I czy serio to tylko "ich sprawa".
--------
Zakończenie
Można długo dywagować na temat źródeł, problemów i rozwiązania problemu obecnej fali rewolucji seksualnej. Dla jednych to moda, dla innych atak na rodzinę.
Dla mnie osobiście to zwyczajny atak na racjonalizm. Naukowcy, ze strachu, z ideologii i braku dowodów postanowili stworzyć sobie kolejną czerwoną Sorbonę. Tym razem jest to jednak Sorbona Tęczowa. Zahiviona. Przecząca biologii. Wmawiająca, że istnieje 72 płcie. Wciskająca akceptację zboczeń pod hasłami o tolerancji i miłości. Wycierając sobie buźki wisielcami, którym źle było we własnym ciele.
A napisałem to, bo już rzygam, jak czytam wysrywy pewnych nowych użytkowników na sadolu. Poglądy zawsze były tu różne, wiadomo, ale żeby zawędrowali tu skrajni obrońcy zboczeń? Na portal z czarnym humorem? I jeszcze ludzie dostają bany, gdy cisną po waginosceptyku, gdyż ten nazwał ich per "debilami"?
To sadol. Hard pełen jest różnej maści rzeczy w odbytach, od petard po szkło. Sami wiecie. Koleś piszący na ShoutBoxie nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, które rzuciłem ja i rzucił jeszcze jeden użytkownik:
Jakim prawem wyjmujesz pedofilię/zoofilię/nekrofilię z kręgu orientacji i nazywasz per zboczeniem, skoro sam chwilę temu twierdziłeś, że jest wiele płci, seksualności i zboczeń nie ma?

Bo widzicie. Zakończę to krótkim cytatem.
"W 2008 roku Charles Sil­ver­stein, akty­wista gejowski, który był jed­nym z dzi­ałaczy, którzy spotkali się Komitetem Nazewnictwa Amerykańskiego Towarzystwa Psy­chi­a­trycznego w 1973 roku, w liś­cie do redakcji 'Archives of Sex­ual Behav­ior' cele ruchu gejowskiego pod­sumował słowami: "Mija w tej chwili 35 lat od usunię­cia homosek­su­al­izmu z DSM, co było naszym celem krótkoter­mi­nowym. Nasz cel dłu­goter­mi­nowy - usunię­cie z DSM tego, co nazy­wane jest per­w­er­sją sek­su­alną, zaburze­niem sek­su­al­nym czy parafilią, w zależności od wyda­nia, nie został zre­al­i­zowany".

Usuwając obiektywną ocenę, co jest zboczeniem a co normą, wszystko staje się normą i nic nie można krytykować. Lewi mają ciężko w konsekwencję logiczną własnych poglądów. Typ z ShoutBoxa uważał, że opinia penetrowanego obiektu ma określać, czy penetrujący jest zboczony.
Nauka nie działa i nie operuje na odczuciach.
Skąd tu się wzięły takie osoby? Nie wiem. Skąd ich święte oburzenie? Nie wiem. Ale wiem jedno, jako typ mający konto od 2010 roku.
Sadolu, Qvo Vadis?

Dla głębszego zgłębienia tematu, polecam niniejszą stronę. Lewi nienawidzą jej, krytykują, ale paradoksalnie żaden z nich nigdy nie był w stanie zaprzeczyć, że jakieś badania/słowa i opinie tam przedstawione są prawdziwe. Zwyczajnie je zlewają, bo oni NIE CZUJĄ się chorzy.
https://www.homoseksualizm.edu.pl/wiecej/publicystyka/383-kulisy-usunicia-homoseksualizmu-z-klasyfikacji-dsm-
Jeśli ktoś jest zainteresowany także politycznym odbiorem LGBT i czy jest to ideologia, polecam materiały Myślozbrodni, kolesia z YT, który sam jest homo i krytykuje ich postulaty. Tu jego kanał:
https://m.youtube.com/@myslozbrodnia8670

Potrzebne opinie o partii politycznej

tips6 • 2018-10-14, 20:29
0
Witam wszystkich, na początek zaznaczam że nie chcę tutaj gównoburzy, piszcie na temat. Nie jestem ekspertem w polityce, a chcę sprawdzić czy mój tok myślenia trzyma się kupy. Chciałbym żeby zainteresowane osoby napisały swoją szczerą opinię na temat partii
Unia Polityki Realnej
Czy uważacie że ich postulaty da się spełnić, czy to tylko pic na wodę?
Gdyby teoretycznie wygrali co mogłoby pójść źle?
Wiem że właściwie nikt o nich nie słyszał i nie mają żadnego wpływu na politykę, ale zastanawiam się czy ich idea jest w jakiś sposób "słuszna".

Dorzucam program partii:
http://uniapolitykirealnej.org.pl/program.html
i deklarację ideową:
http://uniapolitykirealnej.org.pl/deklaracja.html

Wymiana opinii

konrad100 • 2017-11-15, 21:19
214
– Panie prezesie, czy w partii PiS funkcjonuje wymiana opinii?
– Oczywiście. Wczoraj, na przykład, przyszła do mnie premier ze swoją opinią, a wyszła z moją.
AleDlaczego • 2017-11-15, 21:31  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (34 piw)
MaszAyahuaskę napisał/a:

– Panie MaszAyauaskę, czy na Sadolu funkcjonuje wymiana płynów ustrojowych?
– Oczywiście. Teraz, na przykład, przyszedł do nas kondradjeden, zero, zero, plując suchara politycznego, natychmiast przyszedł AleDLaczego, łykając ciepło, prosząc o więcej na twarzy tego...

8-)



Ładnie się tam w tej pisowskiej młodzieżówce bawicie.

Niemki o Polkach

ObserwatorSadol • 2016-02-06, 16:53
155

Przynajmniej na tej płaszczyźnie Niemcy wiedzą jaka jest prawda :-D
JankoMuzykanto101 • 2016-02-06, 17:21  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (81 piw)
Tak słucham ich i se myślę że tym niemkom też staje jak patrzą na Polki.

Żydzi na temat Polaków

platwi • 2015-12-07, 21:39
20
Przeglądając internet przypadkiem trafiłem na poniższy film. Generalnie patrząc przez pryzmat powszechności opinii jaka tam obowiązuje nasz rodzimy niszowy antysemityzm jest niczym w porównaniu do ich antypolonizmu. Angielski na dość banalnym poziomie.
platwi • 2015-12-07, 21:58  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (23 piw)
Dla mnie to jest totalny matrix. W dobie internetu z ogolnodostepnymi raportami i danymi dalej glosic takie krzywdzace herezje bazujac na opinii dziadkow i babek. Inna kwestia, ze nasi filmowcy tez produkuja gnioty w stylu "Poklosie", czy "Ida", dajac pozywke takim glabom.

Opinie na temat Anny Grodzkiej

Dreamer • 2015-06-12, 11:58
8
Bardzo ciekawy film przedstawiający wypowiedzi różnych znanych/mniej znanych osób na temat jednego z sadolowych ulubieńców - Krzyśka.

Moim zdaniem wypowiedź Pana Michalkiewicza zasługuje na szczególną uwagę ;-)

232
"Krótka wypowiedź Himmlera na temat homosiów.
Co by nie mówić o tym zwierzaku w ludzkiej skórze, miał trochę racji.

"Niektórzy homoseksualiści uważają, że to co oni robią jest ich prywatnym życiem. Lecz życie seksualne nie jest już prywatną sprawą, ponieważ dotyczy przeżycia narodu. (...) Dlatego też wszyscy musimy zrozumieć, że nie możemy tej chorobie pozwolić rozwijać się w Niemczech i musimy ją zwalczać… To jest bardzo ważne, abyśmy ich wytępili, nie z zemsty, ale z konieczności życiowej.”

Henrich Himmler, Reichsfuerher SS. Przemówienie do lejtnantów SS, 1937 rok
"

Szukałem, także raczej nie było, a jeśli już, to możecie mnie poćwiartować, spalić na stosie, a materiał z tego wrzucić na harda, ku uciesze społeczności:)
Liton • 2014-08-08, 23:00  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (73 piw)
Ciekawe czy idąc do komory gazowej jako słowian też byś mu kibicował?

Cała prawda o raportach i testach

kicku • 2014-06-24, 21:49
12
Tekst nie jest mój, jest w 100% zerżnięty ze strony Auto świata .

Statystyki usterkowości są bardzo cenne z punktu widzenia... producentów samochodów. Model, który dobrze wypada w raporcie usterkowości, łatwiej znajduje nabywców. W tym biznesie krążą ogromne pieniądze. Tak duże, że producentom raportów i samochodów opłaciło się dogadać ze sobą. Kto nie płaci, ten frajer – jego auta (na papierze!) psują się częściej niż inne

Już kilka lat temu opisywaliśmy, jak tworzone są raporty usterkowości przez najważniejsze niemieckie organizacje. Wystarczyło zadać sobie trochę trudu i dopytać, jak zbierane są dane do poszczególnych rankingów, żeby wiedzieć, że raporty te są pełne dziur, a warte są cokolwiek tylko z punktu widzenia osoby, która dobrze zna zasady ich powstawania.

W ciągu paru lat sporo się jednak zmieniło. Na gorsze! Interesy robione pomiędzy firmami i organizacjami wzięły górę nad dobrem klienta. O problemie zrobiło się głośno przy okazji afery, jaka wynikła na początku roku, kiedy okazało się, że ADAC, uchodzący nie tylko w Niemczech za instytucję zaufania publicznego, drugi co do wielkości automobilklub na świecie, od lat ordynarnie oszukiwał przy prowadzonych przez siebie konkursach na ulubione auto niemieckich kierowców.

O tym, kto dostanie Żółtego Anioła – nagrodę niezwykle pożądaną wśród producentów aut – decydowały nie głosy publiczności, ale kalkulacja funkcjonariuszy automobilklubu, którzy zabiegali o względy koncernów motoryzacyjnych. Niemal od razu pojawiły się podejrzenia, że również inne rankingi i testy prowadzone przez ADAC mogą nie być wiarygodne.

Lipny ranking niezawodności
Sztandarowym produktem ADAC jest od lat ranking niezawodności aut tworzony na podstawie sprawozdań pomocy drogowej organizowanej przez automobilklub. Fachowcy od dawna podchodzili do niego z rezerwą. A wszystko to za sprawą przyjętej jakiś czas temu metodologii zbierania wyników. Otóż do statystyk nie trafiały wcale wszystkie interwencje pomocy drogowej, a jedynie wybrane, spełniające określone kryteria.

Już od wielu lat ADAC oferuje swoje usługi nie tylko klientom indywidualnym, ale też producentom i importerom aut. Zwykle bywa tak, że kierowca w razie usterki auta dzwoni na numer usługi assistance organizowanej przez producenta auta – w Niemczech w takiej sytuacji na miejsce bardzo często podjeżdża pomoc drogowa w barwach ADAC. Tyle że wtedy interwencja jest opłacana przez producenta lub importera auta i... nie trafia do statystyki awaryjności.

Ponadto w zestawieniach pomijane są auta za młode, za stare, występujące w zbyt małej liczbie na niemieckim rynku, a także interwencje realizowane przez podmioty współpracujące z ADAC. Można produkować najgorsze, najbardziej awaryjne samochody, jakie występują na rynku – a i tak w raporcie awaryjności wypadną one na „zielono”. Trzeba tylko wiedzieć, z kim podpisać umowę na ich holowanie. Dla producentów samochodów to niewątpliwe poważny argument, żeby współpracować z ADAC.

O skali procederu dobitnie świadczą konkretne liczby. W 2007 roku spośród ok. 3,8 mln interwencji pomocy drogowych ADAC do statystyk awaryjności trafiło ok. 400 tys. To jednak nie było ostatnie słowo automobilklubu. W 2012 roku interes z producentami aut kręcił się jeszcze lepiej: na 4,17 mln wyjazdów trafiło do statystyk zaledwie 168 tys. interwencji.

Przyczyny pozostałych 96 proc. wyjazdów pomocy drogowych dyskretnie przemilczano. Dobitnym przykładem tego, jak niedoskonały jest ranking niezawodności prowadzony przez ADAC, jest gigantyczna wpadka Mercedesa sprzed kilku lat. Przypomnijmy: niemiecki producent wprowadził do kilku swoich modeli nowy silnik Diesla o wewnętrznym oznaczeniu OM651. Jak się później okazało, poza mnóstwem zalet, nowa jednostka miała też poważną wadę: niedopracowany układ wtryskowy.

W szczytowym momencie kryzysu, w 2009 roku, nowe Mercedesy padały jak muchy – według nieoficjalnych przecieków psuło się ok. 4500 aut tygodniowo (!), usunięcie usterek kosztowało koncern ok. pół miliarda euro. Co na to statystyka awaryjności? Nic! Reputacja Mercedesa jako marki aut solidnych i niezawodnych nie ucierpiała zanadto na tej historii: w 2009 roku Mercedes klasy E wypadł prawie idealnie (6. miejsce w swojej klasie), a w 2010 – wręcz koncertowo – 3. miejsce! Dla zainteresowanych: na łagodne traktowanie ADAC mogą też liczyć firmy (klienci ADAC): Cadillac, Chevrolet, Citroën, Ford, Honda, Hyundai, Jaguar, Kia, Land Rover, Nissan, Opel, Peugeot, Smart oraz Volvo. Wartość merytoryczna raportu spadła więc niemal do zera.

Dane z przeglądów
W europejskich mediach równie chętnie co statystyki ADAC cytowane są rankingi Dekry i TÜV-u. Dane do ich tworzenia zbierane są na obowiązkowych przeglądach aut – w Niemczech przeprowadzanych co dwa lata. Odnotowuje się w nich usterki z podziałem na „drobne” i „poważne”.

Bystry czytelnik już wie, że raporty te nie uwzględniają wszystkich usterek, jakie pojawiają się w samochodach, a jedynie te, które stwierdzono w dniu obowiązkowego przeglądu, i to tylko te, które w jakikolwiek sposób mają wpływ na bezpieczeństwo jazdy i zanieczyszczenie środowiska – diagnosta nie sprawdza przecież, czy np. działa szyberdach.

Po co miałby to robić? W szczególności zaś raporty te nie uwzględniają tych awarii, które spowodowały unieruchomienie samochodu na drodze. Zanim bowiem zepsuty samochód trafił na przegląd, został zawieziony przez pomoc drogową do warsztatu i naprawiony – ale o tym diagnosta nie musi ani nie potrzebuje wiedzieć.

Socjologia czy technika
Raporty dotyczące usterek z obowiązkowych przeglądów często stanowią bardziej podstawę do rozważań socjologicznych, a nie technicznych. Dlaczego? Często zupełnie różnie wypadają w nich auta technicznie i jakościowo identyczne, produkowane w tych samych fabrykach, ale adresowane do różnych odbiorców. Czy to znaczy, że te raporty są bezużyteczne?

Wcale nie: z nich dowiadujemy się bowiem, w jakim stanie (statystycznie) są egzemplarze aut wybranej marki i modelu. Stąd np. niezmiennie od lat wysokie notowania aut Porsche – ich właściciele nie majsterkują sami, stać ich na pedantyczny serwis, który dba o zachowanie samochodu w odpowiednim stanie. W niezłym stanie (statystycznie) są też modele wybierane przez emerytów (to zjawisko obserwuje się także w Polsce, niech przykładem będzie Renault Thalia – znacznie łatwiej o dobry egzemplarz tego modelu niż w przypadku Renault Clio), zaś modele chętnie kupowane z drugiej ręki przez młodych ludzi na dorobku albo wybierane jako samochody „do zajeżdżenia” wypadają w raportach usterkowości gorzej.

Nie do końca jednak oddaje to stan używanych samochodów sprowadzanych przez handlarzy do Polski: te są bowiem z reguły bardziej zużyte i z różnych przyczyn wybrakowane. Dla większości importerów głównym kryterium opłacalności jest cena – kupuje się głównie auta powypadkowe lub wyjątkowo wyeksploatowane. Warto też wiedzieć, że Dekra ocenia w swoim rankingu wyłącznie auta o przebiegu do 200 tys. km, czyli takie, które trafiając na polski rynek, mają na liczniku zwykle o 100 tys. km mniej po interwencji oszusta.

Zależy, jak się psuje
Miejsce danego modelu w statystyce awaryjności zależy w dużej mierze nie od tego, czy auto się psuje (bo każde jakoś się psuje), ale jak się psuje. Jeśli samochód zepsuł się w trasie z powodu usterki układu wtryskowego, to nawet jeśli właściciel zapłacił za naprawę kilkaset czy kilka tysięcy euro, usterka ta może nie „zasilić” ani bazy danych Dekry czy TÜV, ani ADAC.

Dlaczego? To proste – zwykle pierwszym objawem zbliżającej się katastrofy jest zapalenie się kontrolki check engine i włączenie trybu awaryjnego. Z reguły jednak samochód w takim stanie może o własnych siłach „doczłapać się” do serwisu. W takiej sytuacji usterka nie zostanie jednak odnotowana ani w statystykach prowadzonych przez operatorów pomocy drogowych, ani przez organizacje nadzoru technicznego.

Jeżeli samochód trafi do warsztatu autoryzowanego, informacja o niej wyląduje w zestawieniach prowadzonych przez producenta lub importera aut danej marki – ale te są pilnie strzeżoną tajemnicą. Przecieki z takich baz danych zdarzają się rzadko. Osoby mające do nich dostęp podpisują cyrografy, które skutecznie powstrzymują od przesadnego gadulstwa. Czy to znaczy, że wiarygodnych statystyk dotyczących aut różnych marek nie ma wcale? Ależ skąd, są – choć ich dane pozostają utajnione.

Z takich rankingów korzystają m.in. firmy ubezpieczeniowe oferujące produkty „gwarancjopodobne”. Ponieważ z takich programów korzystają też sprzedawcy nowych aut (opcja przedłużenia gwarancji to właśnie przykład takiego ubezpieczenia), trafiają do nich dane zbierane również przez autoryzowane serwisy, dotyczące m.in. napraw wykonywanych jeszcze na gwarancji. Liczba wybrańców mających dostęp do takich zestawień nie jest jednak duża, a uczestnicy programów dbają, żeby nie dochodziło do przecieków. Chodzi przecież o to, żeby nie odstraszać potencjalnych nabywców nowych samochodów.

Testy długodystansowe
Długodystansowe testy nowych aut prowadzone przez redakcje motoryzacyjne też nie dają wystarczających podstaw do wyciągania ogólnych wniosków w kwestii jakości konkretnych modeli. Tylko nieliczne gazety mogą sobie pozwolić na zakup pojazdu jako „tajemniczy klient” – zwykle pojazdy do testów przekazywane są przez producentów.

A to oznacza, że mogą to być egzemplarze starannie dobrane (lub wręcz przygotowane na potrzeby testów) i otoczone szczególną opieką serwisową. Jeśli takie auto trafi do serwisu na rutynowy przegląd lub wymianę oleju, to mechanicy po cichu mogą też wymienić wszystkie te elementy, które potencjalnie mogłyby sprawiać problemy. Mimo takich zabiegów wpadki i tak się zdarzają. Z punktu widzenia potencjalnego nabywcy najciekawsze mogą być wnioski z rozbiórki takiego auta po zakończeniu testu – fachowcy mogą ocenić stopień zużycia poszczególnych podzespołów i oszacować w ten sposób jego trwałość.

Warto jednak pamiętać, że takie samochody eksploatowane są z reguły w specyficzny sposób, inny niż przeciętne egzemplarze tego modelu. Ponieważ mało kto zainteresowałby się wynikami testu auta sprzed 10 lat o przebiegu 100 tys. km, samochody muszą w bardzo krótkim czasie pokonywać ekstremalne przebiegi. Wbrew pozorom, czasem im to służy. Np. niektóre volkswagenowskie silniki TSI bardzo źle znoszą częste rozruchy na zimno – zamontowane w nich wadliwe napinacze przez pierwszych kilka sekund nie napinają wystarczająco łańcucha rozrządu, przez co element ten przedwcześnie się zużywa, w efekcie demolując silnik.

W żadnym teście długodystansowym ta usterka się nie ujawniła – nie miała prawa, bo takie auta praktycznie nie stygną! W pojazdach przeciętnych użytkowników, które przejeżdżają czasem zaledwie kilka, kilkanaście kilometrów dziennie, taki problem może wystąpić już po 30 tys. km. To samo dotyczy częstych kłopotów z filtrami cząstek stałych. Choć zwykli użytkownicy je przeklinają, testerzy nie znają tego problemu. Nic w tym dziwnego – w intensywnie eksploatowanych samochodach filtr ma się kiedy „przedmuchać”, szczególnie że kierowcy testowi z reguły mają bardzo ciężką nogę.

Rankingi zadowolenia
W krajach anglosaskich bardzo popularne są rankingi zadowolenia klientów poszczególnych marek lub modeli aut, np. firmy badawczej J.D. Power. To także cenne źródło wiedzy o samochodach, ale również o ich użytkownikach, a przede wszystkim o poziomie obsługi klienta w autoryzowanych serwisach oraz salonach danej marki.

Niestety, w Polsce żadna firma badawcza nie prowadzi takich badań na reperezentatywnej próbie użytkowników. Jak w takiej sytuacji wyrobić sobie wiarygodną opinię o konkretnym modelu samochodu czy opony? Najlepszą metodą jest po prostu korzystanie z wielu źródeł. Zawsze warto poszukać opinii użytkowników danego modelu umieszczanych na specjalistycznych forach.

Autor:
Maciej Brzeziński, Piotr Szypulski[/quote]

Rzetelna opinia o usłudze

Anonymous • 2014-02-01, 18:23
75
Znalazłem bardzo ciekawe forum, na którym można między innymi dzielić się opiniami o różnych ciekawych usługach. Czytuję w wolnym czasie, bo trafiają się takie perełki, że boki zrywać. Oto jeden z przykładów, chyba nie trzeba się domyślać o co chodzi:

Cytat:

Numer telefonu: 5xx-xxx-xxx
Miałem ochotę na młodą czarnulkę, pomyślałem zaryzykuję ...

Słuchajcie, nigdy nie spotkałem się z czymś takim, brak mi słów na to co zastałem na miejscu i jestem w totalnym amoku, zniesmaczony a zarazem śmieję się sam z siebie.

Telefon, gadka jak z automatyczną sekretarą, trajkocze piskliwym głosem lekko przechrypniętym ale co tam, jadę.
Otwiera chyba ta ze zdjęć, ale albo są one po mocnym retuszu albo robione w dalekiej przeszłości.
Panna ma ewidentny problem z nadwagą.
Rozczochrana, nieumalowana, ubrana w jakieś ewidentnie zafarbowane szmatki... rozbiegany wystrzelony wzrok zdradził całą tajemnicę owego miejsca.

Już z czystej ciekawości idę dalej ...
Za drzwiami do sąsiedniego pokoju gwar jak na bazarze, śmiechy krzyki ( nie tylko dziewczęce ) i porażający smród alkoholu połączonego z jakimś potem zabijanym tanim dezadorantem. Nie wiem co to było ale szczypało w gardło i to jedyne określenie jakie najbardziej trafnie może to opisać.
Poza przećpanej pijanej ( już w bełkoczącej rozmowie wyszło ) laski, ubawionego śmierdzącego towarzystwa do kompletu dołączył pies w którego siuśki udało mi się wdepnąć ( najwidoczniej nie ma czasu na to aby go wyprowadzić, wóda leje się litrami, a pies co tam, klient rozetrze butem ).

Wchodzę do "pokoju" a raczej pomieszczenia menelowego nr.2 i co widzę ? a łóżko z rozj***ną kołdrą, poduszkami koloru biało-szaro-żółtego, kilka zwiniętych ręczników pieprzniętych w kąt, nie wiem czy szwagier się nimi wycierał czy te psie siki były wycierane ale śmierdziało już kilka tonów inaczej :D

Kilka rozj***nych chusteczek, rolka od papieru i chyba guma ale pewien nie jestem.
Pytam co proponuje ciągnąc dalej komedie pomyłek, na co panna odpowiada że " dzisiaj to tak sobie "
więc pytam co tak sobie ? ja tak sobie czy mi tak sobie czy co ?
na co ona że na pieska propouje bo chyba tak będzie lepiej, nosz ... lekkie przegięcie pałki ale nie w tą stronę ?

Mówię że rezygnuję na co ona że zapłacić trzeba bo oferta zgodna i to ona :D
Uśmiechnąłem się dość głośno odwracając napięcie i idąc w stronę drzwi na co ona w krzyk "ratunku" :laugh: :laugh: :laugh:
ku mojemu zaskoczeniu nikt nie wyszedł z pokoju w którym towarzystwo biesiadowało ...
Postałem chwilę, otworzyłem sam drzwi i wyszedłem.
Paląc pod blokiem papierosa zobaczyłem jak z góry wybiega jakiś karakan bo inaczej go nazwać nie można :laugh:
Jeśli tak wygląda współczesny alf to ... a zresztą !
Facet biega dookoła jak by mu korba w dupie pękła, nerwowo pali fajka, i chyba udaje że dzwoni przez telefon.
Stoję cały czas w odległości jakieś 5-7 metrów od klatki i palę fajka, koleś telefonicznie informuje chyba swoją divkę że " nie ma go, nie ma k***a go" :laugh:

Sam koniec tej paradoksalnej sytuacji zrekompensował mój stracony czas bo widok biegającego wk***ionego karakana dookoła własnej osi - BEZCENNY ! :laugh:


polecam forum garsoniera, te historie które Ci ludzie opisują z wojaży po burdelach są po prostu absurdalnie śmieszne :amused:
bloodwar • 2014-02-01, 19:01  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (28 piw)
Absurdalnie śmieszni są ludzie, którzy żeby zar*chać muszą chodzić do burdeli :-)
271
Panie dzielą się nawykami swoich mężów , dużo ale miło się czyta. Naśmiałem się sporo






A powracają do niego ma kilka wad...

- nie spuszcza wody jak robi siku :// bardzo mi wstyd za niego jak można o tym nie pamiętać mówiłam mu już ale on się tylko złości.

- często ma jakieś kleksy na gaciach kupiłam mu białe bokserki i jak przyjechałam do niego to zauważyłam że po praniu mają na dup**e brązową plamę...

- jak coś zje odbija mu się jak staremu dziadkowi.... :/

- cały czas ma gile w nosie i mu wystają ja nie wiem co to jest że cały czas się ma gile... teraz mu zwracam na to uwagę ale kiedyś to się wstydziłam i niejednokrotnie wtarł je w moje włosy..:/ i wannie jak się kąpiemy to też mu wystają i potrafi je wwalić do wody ..:/

- zdarza mu się kąpać i jak wyjdzie i chce mu zrobić dobrze to czuje że nie jest do końca umyty ..:/

- ogólnie myje go co 2 -3 dni i często śmierdzi szczochami i aż mnie odrzuca w seksie oralnym... :/

- kiedyś jak robiliśmy 69 to robiliśmy to w odwrotnej pozycji.. i on był na górze i widziałam jak w tyłku na włosach miał zaschniętą kupę :/ a do tego coś z jego tyłka wyleciało mi na czoło i śmierdziało... myślałam że zwymiotuje na miejscu....

- ma cały czas brudne uszy myje je palcami ale co to da jak ma duże palce wiec w dziurkę nie wejdą a potem chce żebym mu popieściłam uszko..

- ma cały czas takie ostre stopy i mnie nimi drapie

- śmierdzą mu często nogi bo nosi skarpetki 2 -3 dni to samo z bokserkami.

- siorbie jak pije herbatę

- zamiast tak mówi JO Jak jakiś chłop ze wsi

-no chyba wszystko dużo tego wiem czasami się zastanawiam jak ja to mogę wytrzymać ale kocham go bardzo i nie mogła bym bez niego żyć więc pozostaje mi albo się przyzwyczaić albo zmienić go z tymi jego okropnymi przyzwyczajeniami...






Mojego faceta można bez przerwy podziwiać jak trzyma kabanosa albo żre jakąś kiełbase i to jeszcze z taką zawziętością jakby ktoś chciał mu zabrać czasem kiedy chce gryza to sie nawet nie podzieli ham. Pierdzi na zawołanie, czasami kiedy go o coś pytam to mi piardem odpowiada albo prosi żeby go pociągnąć za palec.Mówi też np. uwaga!! i puszcza bąka niemal że gra melodie. zaproponowałam mu kiedyś żeby wsadził sobie korek w d**e a w chwilach wściekłości życze żeby mu d**a wybuchła.Pewnego dnia jadł śledzie i zaczęłam sie z nim droczyć to mnie za kare oblizał( tak jak krowa to robi) myślałam że go zabije



Mój facet ma chemorojdy i wkłada sobie palec w otworek i sie drapie.
ma przy tym taki wyraz twarzy jakby dostał orgazm.Najgorzej sie męczy kiedy ma na sobie spodnie bo trudno mu powiercić w swoim
kropku.Prawie wszystkie bokserki mają dziure na dupie i prośi zeby mu kupić nowe. On sie w ogóle przy mnie nie krępuje.Kiedyś
wyciągnął sobie gila takiego że zwisał mu z palca i jeszcze nim potrząsał, byłam przerażona, gonił mnie po całym mieszkaniu
zeby mi go przykleić



Mój mąż to już w ogóle niezły talent.
- Ślini się w nocy strasznie, wymieniałam już mu 3 poduszki.
- Zostawia pod poduszka zaschnięte kozy, fuuuuj!
- Śpi w koszulce, w której chodził cały dzień (rąbał drzewo, grzebał przy aucie itp) Rano go zrypałam o to, że się nie wykąpał i na dodatek poszedł spać w tej koszulce. Często mu się to zdarza.
- Jak ściąga skarpetki to wygrzebuje nimi bród między paluchami.
- Drapie się po głowie strzepując łupież z głowy.
- Zapomina do czego służy szczoteczka i pasta do zębów, często ma resztki jedzenia na zębach ten biały nalot.
- Na tyłku ma dziury na slipkach, dość często muszę kupować nowe, chociaż on woli te z dziurami.
- Jak już idzie się wykapać to zostawia po sobie dużo włosów i tych i tamtych.
Jak sobie jeszcze coś przypomnę to napiszę.




Mój mąż chodzi po domu w bokserkach i kiedy siada, przynajmniej połowa klejnotów wypada mu z nogawki (bokserki są odpowiednio rozciągnięte). Wieczorem ma rewolucję w żołądku i odgłosy z jego trzewi nie pozwalają mi zasnąć. Godzinami zajmuje WCet, musi czytać siedząc na tronie, jak zabiorę z kibelka wszystkie gazety, to czyta naklejki na środkach czystości.




Moje kochanie ma owłosiony tyłek. Ponieważ do moich, powiedzmy, obowiązków należy masowanie jego wielkiego cielska również tyłka (co uwielbia) któregoś dnia myślałam, że udławię się ze śmiechu jak dostrzegłam zaplątane między kędziorami zaschnięte resztki kupy. Widocznie kupa wolała przylgnąć do owłosienia niż do papieru toaletowego. Och mówię wam jaki miałam ubaw. do tej pory gdy sobie o tym przypomnę prycham śmiechem




której mąż zachowuje się jakby był z epoki kamienia łupanego, zupełnie nie zwraca uwagi na to, ze obok niego są inni ludzie, czy jest to obiad w restauracji, czy domowa impreza u nich lub u znajomych. Podam kilka przykładów jego zachowania ( tylko nie zwymiotujcie), przysięgam że nie wymyśliłam tego.
1. wyciska pryszcze przy wszystkich, albo je rozdrapuje i ogląda co wydrapał
2. wkłada palucha do pępka, wierci w nim a potem go wącha
3. obcina przy wszystkich paznokcie u nóg
4. zaprasza gości na domową imprezę i wita ich w samych majtkach, dopiero jak gdzieś wszyscy wychodzimy to się ubiera
5. kiedyś miał kciuka w gipsie (w lecie) i caly czas go wąchał
6. wącha miód który wygrzebuje z uszu
7. drapie się po łbie i wącha palce
8. wkłada rękę w gacie i tez wącha
9. bek bez krępacji wszędzie- w restauracji, pubie, na imprezie sylwestrowej-wszędzie!
10. pierdzi też nierzadko przy wszystkich
11. kiedyś na imprezie w knajpie nasikał do szklanki a potem wlał to do kwiatka
12. ma manię pokazywania wszystkim (jak się napije) d**y i przyrodzenia, w ogóle czesto ściąga te majty
13. dłubie w zębach, oglada co wydłubał i zjada





1) Wyciska pryscze na prawo i lewo, zolte kropelki tryskaja w najlepszym wypadku na lustra a tak scisle rzecz biorac nie da sie ich lotu matematcznie okreslic...
2)Pobija wlasne rekordy w pierdzeniu, to sport a sport = zdrowie
3) fetyszyzm skarpetkowy... tj wyciera czlonka w skarpetki
4)jest bardzo sprawny w obgryzaniu paznokci u nog
5)nosi te same ubrania i od czasu do czasu perfumuje je moimi perfumami (raz byl to odswiezacz toaletowy) albo jak wyraznie: czarne na bialym to przeciera chusteczkami nawilzajacymi
6) raz chcial sobie ogolic nozki i zapchal golarke
7) nie myje rak po ubikacji, bo rzekomo anatomicznie nie brudzi sie przy tym
8) potrafi uzywac tych samych naczyn co kot
9) wytarl kiedys kibel gabka do mycia naczyn, umyl gabke i potem myl nia naczynia
10)nie myje za czesto zebow gdyz uwaza ze to dzieki temu wlasnie nie ma prochnicy




Ale tak naprawde (to oczym tutaj nie czytalam) a chcialam opisac to pewien specyficzny rytual porannych ablucji mojego pierniczka (on do mnie mowi ciasteczko). Otoz moj kochany myje sie praktycznie tylko rano (zeby, twarz itd, ale juz nie nogi - nogi tylko raz w tygodniu przy zmianie skarpetek, o czym bedzie dalej), ale za to dosyc dokladnie. To co jest hmmm... powiedzmy innego w porannej toalecie mojego pierniczka to uskutecznianie higieny miejsc intymnych, a wiec krocza. Otoz moj mezus siada na wannie okrakiem, namydla malego i tylek, splukuje i zaczyna higiene dziurki czyli anala. Wsadza sobie w tylek palec i zaczyna go czyscic. Oczywiscie wydlubuje kupe, ktora splukuje pod wanna, a gdy w trakcie tych zabiegow sprowokowana kiszka odda stolec, lapie go w reke i wywala do kibla. Dla mnie totalna zaj**oza.

No panie przygotujcie się , macie tu coś żeby to sobie lepiej wyobrazić

bloodwar • 2013-11-24, 18:43  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (43 piw)
Ja pie**olę, a moja była narzekała na to, że nie stawiam włosów na żel... Mam nadzieję, że po mnie brał ją właśnie taki śmierdziel z rodzynami w dupie jak w temacie!