18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#nfz

Wspomnienia z wizyty w szpitalu

chceszwiedziec • 2014-01-26, 23:49
200
Historia własna, myślę że dobrze obrazująca stosunek lekarzy do pacjentów w szpitalu.
Jeden z żartów na głównej przypomniał mi dość absurdalną sytuację z mojego życia, a że jutro mam egzamin ze średnio zajmującego przedmiotu to w sumie czemu nie zrobić sobie przerwy od nauki i nie opisać.

W wieku 17 lat, jakoś czerwcem, zdarzyło mi się zachorować. Ogólne osłabienie, problemy żołądkowe, omdlenia i najgorsze bóle głowy w życiu. No nic, dopóki nie zdarzyło się że nie miałam siły wrócić ze szkoły do domu i robiłam przerwy co kilkadziesiąt metrów zwalałam wszystko na migreny wywołane stresem i przemęczeniem (koniec semestru).
1. Wizyta u lekarza rodzinnego. Diagnoza: zmęczenie, odpocząć, jeść cukierki z meliską i będzie dobrze.
Powrót do domu. No nie jest dobrze. Przypomina mi się, że jakiś czas temu rozbił się w moim pokoju termometr.
2. Druga wizyta u lekarza rodzinnego, panika lekarki że może być poważnie, skierowanie do szpitala w trybie natychmiastowym.
3. Szpital. Pierwsze spotkanie z lekarzem mnie prowadzącym, on twierdzi że jeśli tej rtęci nie paliłam to na pewno mi nie zaszkodziła. Mam zostać mimo to w szpitalu.
4. Szpital. Spotkanie z panią neurolog, ona twierdzi że jednak mogłam się zatruć rtęcią. Z powodu bólu głowy mówi, że za jakiś czas zrobimy EEG. Nie doczekałam się przez cały mój pobyt tego badania, mniejsza.
5. Szpital. Leżę na dziecięcym, jestem najstarsza wśród maluchów, ból głowy rozwala mi czaszkę szczególnie o stałych porach, jak dzieci trzeba obudzić na jedzenie. Płaczą chórkiem, później krzyki bo bawią się i biegają. Trudno, wytrzymam. Bez żadnych badań zaczynają leczyć mnie na zatoki i podają coś przeciwbólowego.
6. Po kilku dniach lekarz zlecił badanie moczu, wychodzi nieodpowiednio (białko w moczu i coś tam wskazujące na stan zapalny). No i się zdziwili, bo skoro zatoki chore to jak to układ moczowy nie taki :lol: ? Każą ponowić badanie, pielęgniarka łapie mnie na korytarzu i konspiracyjnie podpowiada, że pewnie się nie umyłam i stąd zły wynik badania :lol: .
7. Powtórzone badanie, znowu ten sam wynik. Znowu zostałam posądzona o bycie brudasem, bo białko w moczu nie pasuje do diagnozy "chore zatoki". Następnego dnia powtórzyć.
8. Badanie po raz trzeci wykonane, tym razem zostało przyjęte do wiadomości, że to nie z moją higieną coś nie tak. Zostaję skierowana na badanie zatok (o kurde, a może jednak zdrowe :mrgreen: ?).
9. Zatoki oczywiście czyściutkie, moje leczenie zostaje przerwane. Lekarze mają mnie w dupie bo nie wiedzą co mi jest, dostaję wypis ze szpitala i nakaz, żeby wrócić z dokumentacją medyczną po ukończeniu leczenia nerek. Wychodzę ze szpitala tak samo chora jak przyszłam.

Paranoja. :roll:
piki1337 • 2014-01-27, 00:17  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (31 piw)
No dobra, wszystko fajnie, ale gdzie cycki ?

Śmierć dziecka w Kutnowskim szpitalu.

Szron • 2014-01-15, 17:50
9


Komentarz z jednego z portali, napisał brutal:
Cytat:

nas też gnębią wezwaniami na szczepinie syn ma 10 lat nie damy szczepić !!!! jak ktoś spróbuje siłą zabije jak boga kocham !!! zniszcze !!! dziwię się ludziom którzy pozwalają sobie by im zabierano dzieci bardzo się dziwie trzeba ich nie kochać aby dać sobie je odebrać umnie toporek w korytarzu zawsze jest pod ręką tak profilaktycznie lepiej by nie był potrzebny!!!! ten system jest krwiożerczy, zawsze mówię kiedyś trafi na jakiegoś urzędasa posłańca systemu a wtedy reszta urzędasów się posra ze strachu i zastanowią się !!!! tak system nas straszy robi pokazówki ,trzeba robić tak samo , kużwa nas jest miljony !!!!!! krew mnie zalewa jak czytam że zowu zawinił system kolejna śmierć niedawno powiesił się ten chłopak co go matce odebrali RZĄD MA NA RĘKACH KREW NIEWINNYCH LUDZI !!!!!!!!!



Przerzucanie gorącego ziemniak trwa.
118


Na wstępie zaznaczę, że temat będzie o "bezsensownej" moim zdaniem całej akcji WOŚP.

Jak kogoś ten temat drażni, powoduje złość, ból dupy itp. to proszę bardzo:

spoiler



Przeglądając internet, zacząłem szukać informacji na temat tego w jakim stopniu WOŚP faktycznie wspiera budżet NFZ, znalazłem ciekawe zestawienie gdzie ukazane jest porównanie z rocznym budżetem oraz długiem publicznym... W połączeniu z reportażem Maxa faktycznie odnoszę wrażenie, że cała ta impreza jest co najmniej przereklamowana...



12 stycznia 2014 roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagra po raz dwudziesty drugi! Po raz kolejny na ulicach pojawi się kilka tysięcy wolontariuszy, Polska zaklejona zostanie kolorowymi serduszkami, a na koniec zapłonie światełko do nieba. W tej niesamowitej atmosferze na chore dzieci zebrana zostanie pokaźna sumka, która w tym roku przekroczy prawdopodobnie 50 milionów złotych. Jak napisał jeden z portali: „To swoisty fenomen w skali światowej”.


Istotnie. Fenomenem tej akcji jest przede wszystkim to, że przez dużą część społeczeństwa zaczęła być ona postrzegana jako ostatnia deska ratunku dla polskiej służby zdrowia, bez której szpitale nie miałyby sprzętu, a chore dzieci należytej opieki specjalistów. Łukasz Woźniacki z Akademii Medycznej pisze:

„Polska służba zdrowia zaniedbywana przez dziesięciolecia i permanentnie niedofinansowywana stanęła nad przepaścią. Tę sytuację postanowiła zmienić grupa ludzi.”



Brawo za chęci, ale spójrzmy na liczby! Około 50 milionów złotych, jakie prawdopodobnie zbierze w tym roku WOŚP, stanowi zaledwie 0,075% (sic!) budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia, który na 2014 rok zaplanowany został na poziomie około 67 miliardów złotych.

Rysunek 1: Porównanie rocznych przychodów WOŚP i NFZ




Nie trzeba być szczególnie bystrym, żeby zorientować się, że zwiększenie wydatków na służbę zdrowia o niecały promil niczego nie zmieni. Ciśnie się raczej na myśl gomułkowskie: „staliśmy nad przepaścią i… zrobiliśmy krok naprzód”, bo jak inaczej nazwać dolewanie wody do przeciekającego dzbana, zanim się go wpierw nie uszczelni i podreperuje konkretnymi reformami. A o tym, że nadużyć w sektorze zdrowia jest wiele i jest co uszczelniać przekonuje choćby lektura raportu firmy doradczej Ernst & Young „Ocena możliwości poprawy działania polskiego systemu ochrony zdrowia”, gdzie sygnalizowana jest pilna potrzeba reform instytucjonalnych, które poprawią efektywność systemu. A tymczasem zamiast reform mamy jedynie personalne zmiany na stanowisku dyrektora NFZ i ojcowskie grożenie palcem Donalda Tuska w stronę Ministra Arłukowicza, któremu premier dał kilka miesięcy na zmniejszenie kolejek. A czasu na realną debatę o służbie zdrowia nie ma, a już na pewno nie ma na nią miejsca w telewizji, no bo przecież pokazać trzeba jak Wielka Orkiestra gra. A pokazywać jest co, gdyż aby uzbierać owe 50 milionów złotych cała Polska dosłownie staje na głowie. W tym roku stanie prawdopodobnie wyjątkowo okazale, gdyż prezydenci miast nie będą oszczędzać na koncertach i fajerwerkach – w końcu będzie to świetna okazja aby pokazać się z dobrej strony i powiedzieć „Siema” do Jurka Owsiaka w telewizji roku wyborczym – wszystko za publiczne pieniądze rzecz jasna.


A tymczasem gdy opadnie kurz, ulice zostaną sprzątnięte, a Polacy wrócą dumni do domów z serduszkiem na piersi, okaże się że za „koncert kapeli Donalda Tuska” odegrany po cichu za drzwiami gabinetów muszą zapłacić kwotę ponad trzykrotnie większą niż przekazali na WOŚP.

Rysunek 2: Dług publiczny kontra WOŚP





Uzasadnienie: Szacunkowa wielkość jawnego długu publicznego, po uwzględnieniu wahań kursu złotego, rośnie obecnie z 927,5 mld zł na koniec czerwca 2013 r. do 959,1 mld zł na koniec grudnia 2013 r., czyli o przeszło 172 mln zł na dobę (za FOR)

O ile jednak Wielka Orkiestra gra do końca świata i jeden dzień dłużej, o tyle każdy dzień dłużej koncertu w wykonaniu tego rządu przybliża nas do „końca świata”, a przynajmniej do końca marzeń o wysokim wzroście gospodarczym i inwestycjach, bo jak tu je finansować, skoro na samą obsługę długu publicznego wydajemy rocznie około 40 miliardów złotych, czyli kwotę, za jaką moglibyśmy zbudować około 1100 km autostrad. Ale żeby w Nowy Rok nie wchodzić zbyt pesymistycznie — zatrzymajmy się nad grafiką Wasiukiewicza i ucieszmy, że są obszary, w których doganiamy Europę. :)








W spojlerze dorzucam tekścik Adrianny Gąsiorek odnośnie bezsensu WOŚP

spoiler


Oczywiście - jak ktoś chce niech wrzuca do puszek pieniądze garściami, ja nie zamierzam to Wasza decyzja... Jak chcę wspomóc dzieciaki to dołączam do jakiejś akcji motocyklistów i odwiedzam je w szpitalach i domach adopcyjnych






Cały artykuł znajduje się na stronie: http://wmeritum.pl/wosp-vs-wielka-kapela-donalda-tuska-polityczny-plecak-szwarockiego/
BongMan • 2014-01-12, 13:23  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (23 piw)
Masz sporo racji. Ale uważaj, bo owsik lubi straszyć sądem każdego, kto go skrytykuje. No i zaraz się tu za ciebie weźmie jego banda szczekaczy, będą cię wyzywać od Żydów, lewaków i innych.

Grypa: organizacja głupoty w Polsce

Mr.Drwalu • 2013-12-09, 11:47
14




Grypa: organizacja głupoty w Polsce. #Część 1

Przypadkowo natrafiłem na opracowanie Dymitra Orłowa pt: „Zrozumieć organizację głupoty”. Praca ta pozwoliła mi otworzyć oczy na dużo zagadnień związanych z funkcjonowaniem służby zdrowia w kraju nad Wisłą. Autor używa także terminu „ku...ewsko głupi” w celu sprecyzowania diagnozy. I ten termin bardzo przypadł mi do gustu. A wszystko zaczęło się od cyklu wykładów p.prof. Bogusław Wolniewicza. P. Profesor w sposób niezwykle łopatologiczny sformułował tezę o ciążeniu mas w dół. Czyli, innymi słowy, im większa będzie jakaś populacja wypowiadająca się na dany temat, tym głupsze będą jej wnioski. Teoretycznie bowiem tzw. krzywa Gausa wskazuje, że zarówno mądrych, jak i głupich powinno być mniej więcej tyle samo, czyli co najwyżej kilka procent w danej populacji, grupie, komitecie. Niestety, jak wykazują obserwacje, w tzw. demokracji jest zupełnie odwrotnie. Krzywa przesuwa się w stronę głupoty w proporcji 1:20, lub nawet większej.

Dymitr Orłow twierdzi, że inteligencja zhierarchizowanej grupy ludzi jest odwrotnie proporcjonalna do jej wielkości. Generalnie to wszystko mieści się w pojęciach cywilizacji sformułowanych przez Feliksa Konecznego przed prawie 100 laty. Zawsze cywilizacje azjatyckie, zbiorowe, są bardziej prymitywne, aniżeli cywilizacje personifikujące. Właśnie z tego wyżej wymienionego powodu.

Funkcjonalna głupota jest niezbędna, aby utrzymywać hierarchiczne struktury w całości, aby nie uległy one dezintegracji. Jest to motyw przewodni wszelkich organizacji typu wodzowskiego- partii, partyjek, komisji i komitetów. Wszak do nas przyszły te pojęcia wraz z wojskami sowieckimi, nie sięgając dalej. Przecież przez całe 50 lat tzw. komunizmu, a faktycznie okupacji sowieckiej, o wszystkim decydowały komitety, od szczebla państwa, po szczebel gmin. Po prostu w ten sposób łatwiej można było trzymać tubylczy ludek, mniej wartościowy [St.Michalkiewicz] za przysłowiową mordę. Do kontroli potrzeba było znacznie mniej swoich ludzi. Było to ekonomicznie uzasadnione, dużo tańsze. Po 1990 roku także powstały zorganizowane struktury, łatwe do zarządzania, a więc wszelkiego rodzaju izby lekarskie, prawnicze etc., mające skanalizować indywidualne działania w kierunku odpowiednim dla armii urzędników. Można to obserwować na co dzień, śledząc doniesienia prasowe na temat działania tzw. Narodowego Funduszu Zdrowia [ciekawe jakiego to narodu jest ten fundusz, ponieważ Polska zawsze była wielonarodowa] .

Pisze się już otwarcie, że lekarz to nie leczy chorego, ale wypełnia procedury narzucone przez urzędnika. Skutki są widoczne. Oczekiwanie na wizytę u specjalisty trwa kilka, często kilkanaście miesięcy. A koszty nikomu niepotrzebnych badań dodatkowych wzrosły kilkanaście razy. Przypomnę, że w stanie wojennym było u nas ok. 50 000 urzędników, a obecnie, na dzień 31 grudnia 2012, jest ok. 968 000 plus 168 000 tzw. MOPS-ów [pomoc rzekomo społeczna] oraz ok. 130 000 strażników plus ok. 100 000 policjantów [a w II Rzeczypospolitej, większej o prawie 1/3 terytorium, wystarczało na wszystko 12 000 policjantów] czyli ok. 1 300 000 ludzi nic nierobiących, nie wytwarzających żadnego dochodu narodowego, ale w znaczącym stopniu pasożytujących na tym narodzie. Dla porównania np. budowlańcy, podstawowa grupa wytwarzająca dochód narodowy, liczy sobie tylko ok. 900 000 ludzi.

Opierając się na prawie prof. B. Wolniewicza, taka masa musi ciągnąć w dół, czyli w istotny sposób wpływać na zwiększanie tzw. funkcjonalnej głupoty w społeczeństwie. Możemy to wyraźnie prześledzić na licytowaniu się sejmu w ilości zatwierdzanych ustaw w kolejnych kadencjach. Czyli nie jakość, ale ilość decyduje.

Po tym przydługim może, ale niezbędnym wstępie, przechodzę do konkretów. Jak oszukać obywatela? Wszystko od wielu lat sprowadza się u nas do jednej, podstawowej wartości - pieniądza. Pieniądz rządzi obecnym światem. Czyli wszelkie działania tej grupy darmozjadów sprowadzają się do tego, jak oskubać ludzi, nie ponosząc ryzyka narażenia się na .... [proszę wpisać właściwe pojęcie].

Sprzedaż leków zawsze, od tysiącleci, była podyktowana strachem. Świetnie to pokazuje Akira Kurosawa w swoim filmie przedstawiającym sytuacje w Japonii na początku XX wieku pt. "Rudobrody" Ale jak wywołać strach w sytuacji kiedy się nic nie dzieje, a poprzednie machlojki z informacjami na temat świńskiej grypy zawiodły?

Jest to doskonale widoczne w tytułach artykułów przeznaczonych dla służby zdrowia. I tak, Medexpress z 13 września 2013 roku rusza z tytułem: „Rusza sezon na szczepienia przeciwko grypie”. Jest to tytuł w stylu: "Ruszają wykopki", czy "Rusza sezon na grzyby", "Rusza świąteczna wyprzedaż" itd. Innymi słowy, zaczynamy zarabiać. Niestety „głupi" nie chcą się szczepić. I to nie chcą się szczepić pomimo wysiłków rozmaitych organizacji, z nazwy pozarządowych. Np. Polskie Towarzystwo Oświaty Zdrowotnej, czy Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy, zorganizowany przez p.prof.mgr Lidię Brydak w 2008 roku. Jak wypowiada się prezes tego stowarzyszenia, p.Wł. Jezierski: „Zależy nam, żeby Polacy [a inne narodowości to nie?] wiedzieli dla kogo grypa jest szczególnie groźna. Grypa, oprócz negatywnego wpływu na zdrowie społeczeństwa [ a moim zdaniem, komunizm czy też dziki kapitalizm, o wiele bardziej uszkodził zdrowiu społeczeństwa, aniżeli grypa- jj] powoduje również poważne konsekwencje ekonomiczne, które w sezonie epidemii mogą wynieść 4.3 miliarda złotych". Ba, powstał jeszcze Instytut Oświaty Zdrowotnej - znowu prywatna firma [niewiadomy fundusz zasilania], który opracował Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy.

Wyraźnie widać, że pojęcie "grypa" ma działać jak straszak na ludzi. Pomimo, że jak wskazuje nazwa "Instytut", jest to placówka naukowa, to nauki tutaj niewiele widać. I tak, we wszystkich podręcznikach od 100 lat grypa jest znana jako wirusowa choroba, nie wymagająca specjalnego leczenia. Najlepszym dowodem, że nie jest ona specjalnym problemem medycznym jest fakt, że p. prof. L. Brydak od ok. 20 lat zajmująca się grypą w PZH, do dnia dzisiejszego nie umie rozdzielić grypy, od innych zakażeń paragrypy i chorób wirusowych dróg oddechowych. Na swoim portalu dowartościowuje się podając liczby dotyczące łącznych zakażeń ok. 200 wirusami. Nie umie, lub z niewiadomych powodów nie chce nawet przeprowadzić prostego rozdziału: ile osób z grupy chorych było uprzednio szczepionych, a ile nie, z rozbiciem na poszczególne województwa. Wypada także przypomnieć, że manipuluje danymi twierdząc, że świńska grypa A1H1N1 to jest inna grypa, niż ta sezonowa, kiedy od 1976 roku ok. 85% zachorowań w grupie sezonowej powodował właśnie wirus A1H1N1, czyli ten sam wirus. Problem polega na tym, że szczepionki wprowadzono do Polski dopiero po 2000 roku i trzeba ludzi postraszyć, ponieważ inaczej nie kupią. Przecież przez poprzednie ćwierć wieku, pomimo istnienia wirusa, żadnej epidemii pani prof. Brydak nie ogłaszała. Dlaczego więc nagle poczciwy wirus miałby się zbuntować?

Innym problemem, wymagającym nie tylko wyjaśnienia, ale i sprawdzenia, jest fakt podawania danych o rzekomych skutkach ekonomicznych zachorowań na grypę. I tak opracowanie to zostało dokonane przez firmę ERNEST I YOUNG, POWIĄZANĄ Z WYWIADEM. Opisane to szerzej jest tutaj Klik

Nie podano nigdzie, kto finansował takie opracowanie, czyli za czyje to pieniądze je wykonano, publiczne, czy też prywatne? Jeżeli prywatne, to kto płacił? Firma należy do drogich. I ile kosztowało takie opracowanie na zamówienie? Wiadomo nie od dzisiaj, że opracowania są robione pod zlecającego. Ile i za co płacono? Nie wiadomo więc, jakie były cele opracowania i jakie ustalenia dotyczące kosztów. To, że firma ta „odwaliła chałturę", jest widoczne z każdego prawie kawałka opracowania. PT Autorzy tego opracowania nie rozróżniają pojęcia "grypa", od pojęć "zachorowania grypopodobne", "zakażenia górnych dróg oddechowych" itd. Czyli sztucznie zawyżają liczbę chorych. A raport miał rzekomo dotyczyć grypy! Przecież rzekoma szczepionka nie działa na wszystkie 200 wirusów, tylko na kilka. Aby przybliżyć problem i pokazać go w odpowiedniej proporcji, podam dane amerykańskie. I tak, rzekoma świńska grypa była oceniana na ponad 61 000 zgonów, a nawet do 90 000, wg specjalistów od grypy i urzędników CDC, sprzedających szczepionki. Badania przeprowadzone po roku wykazały, że tak naprawdę w sezonie zmarło tylko 256 osób. Ale z tej liczby zgonów, z powodu grypy zmarło tylko 18 osób. Czyli dane urzędników i ekspertów od grypy były zawyżone 4000 razy czyli 400 000% .To robi wrażenie. Jakiej klasy muszą to być eksperci i jakimi pieniędzmi muszą dysponować, aby usłużni dziennikarze natychmiast publikowali takie bzdury. No ale skoro aż 4000 razy zawyżyli dane, to należy te kwoty, podane przez Ernest & Younga, odpowiednio podzielić, ponieważ oni także nie rozróżniali grypy od innych chorób. I tak, jeżeli koszt grypy wg tej renomowanej firmy, wynosi od 800 000 000 do 4.3 miliarda, to tak naprawdę wynosi on 200 000 do 1 075 000. Czyli koszt prawdziwy grypy to od 200 tysięcy do miliona, wg obliczeń firmy Ernest i Young, skorygowanych przez prawdziwą liczbę zachorowań.

Czyli mamy problem. Koszt leczenia wynosi w normalnym roku 200 000 zł, a chcą szczepionkowcy zaszczepić co najmniej 50% populacji, czyli ok. 15 milionów ludzi, po 50 złotych jedna szczepionka, tj.chcą wywieźć z kraju ok. 750 000 000 złotych. Czyli jest się o co bić!

Teraz chyba rozumiesz Wielce Szanowny Czytelniku, dlaczego tyle artykułów sponsorowanych i taka aktywność sekty szczepionkarskiej. Jeżeli koszt produkcji szczepionki wynosi ok. 33 groszy, to pomnożony przez 15 milionów „do zaszczepienia” , to koszty materialne całej imprezy wynoszą 5 000 000 złotych. A reszta to jest ponad 700 milionów to czysty zysk bezkarnie ściągnięty z frajerów. Jak zauważyliście, odliczyłem te głupie 50 milionów jako koszta reklamy. Ale moi koledzy oraz wpisy blogerów wskazują, że na „koszta pośrednie" idzie nawet 30% tej kwoty, czyli ok. 200 milionów. Warto więc szaleć z dezinformacją.

Grypa: organizacja głupoty w Polsce. #Część 2

Tak więc akcja straszenia grypą rusza do przodu. Już w październiku ukazują się tytuły: „Polacy nie chcą się szczepić i umierają po grypie” [GW 16.10.2013] P. prof. Antczak z Instytutu Oświaty Zdrowotnej [prywatnej firemki] już 07 listopada 2013 załamuje ręce: ”zabrakło szczepionek na grypę, jeszcze gorsze będą konsekwencje”. Oczywiście takie tytuły ukazują się w gazetach głównego nurtu dezinformacji, przedrukowywane potem gdzie się da. Ale ta sama redakcja dopiero 20 listopada podaje: "Grypa dotarła do Polski. Czy grozi nam epidemia?" No jak to, najpierw Polacy się nie szczepią, a po kilku tygodniach, że zabrakło szczepionek. No i oczywiście straszenie śmiercią przez p. prof. magister L.Brydak. Ale kilka dni wcześniej rynek zdrowia.pl 08.11 2013 podaje: "Zainteresowanie szczepieniami przeciw grypie nadal spada. Jak podaje producent firma Sanofi Pasteur zainteresowanie szczepionkami przeciw grupie w ciągu ostatnich 3 lat spadło o 45%". Już 13 listopada rusza do boju znana reklamówka przemysłu szczepionkarskiego "Medycyna Praktyczna", podając: „Media alarmują: Brakuje szczepionek przeciwko grupie. I szczepionki przesłane do POlski już się skończyły. To zainteresowanie pacjentów wzbudza nadzieję, że w ciągu najbliższych lat wzrośnie zainteresowanie pacjentów szczepionkami."

Ale zaraz? Jak to, najpierw podają, że zainteresowanie systematycznie spada. A potem nagle ludziska się obudzili i wykupują na zapas, tak jak ocet i papier toaletowy w stanie wojennym? Ale nie martwcie się drodzy Rodacy, starsi i mądrzejsi czuwają. I już niedługo pojawią się nowe szczepionki przeciwko grypie, w tzw. opakowaniach międzynarodowych. Co to znaczy z polskiego na nasze? A to znaczy, że będą to zbiorowe opakowania zawierające rtęć, czyli jedną z najsilniejszych neurotoksyn. No i o to chodziło. I dopiero w tym aspekcie należy zapoznać się z wywiadem, jakiego udzieliła tej wymienionej już reklamówce przemysłu szczepionkarskiego, tj.Medycynie Praktycznej, p.prof. Waleria Hrynkiewicz. Nie mogłem znaleźć informacji, jakie specjalizacje medyczne zdobyła p. Profesor, ale jej wypowiedzi bardziej przypomina reklamę aniżeli wypowiedź naukowca. I tak, pani Profesor powtarza wielokrotnie już dementowaną informację na temat szczepionek: ”Dzięki szczepieniom udało się wyeliminować ciężką chorobę wirusowa, jaką jest ospa prawdziwa”. Nie wiem czy płakać czy się śmiać. Kobieta pracująca w medycynie kilkadziesiąt lat nie zna zupełnie historii swojej specjalizacji. Szczepienia wprowadzono ok. 1700 roku. Wyeliminowanie ospy, jak twierdziło WHO, nastąpiło w 1978 roku, czyli po ok. 300 latach tj. 12 pokoleniach. Natomiast inna, równie groźna, lub nawet groźniejsza choroba wirusowa, tzw. poty angielskie, bez szczepień została wyeliminowana w okresie ok. 30 lat, tj. jednego pokolenia. Jakoś nie może to dotrzeć do główek pracowników PZH. Zaburzyłoby to ich marketingowy system dezinformacji?

Kolejny cytat: ”Polska przeżyła poważną epidemię ospy dokładnie 50 lat temu, we Wrocławiu". Zapomniała znowu podać szanowna pani Profesor, że ospę przywiózł agent Informacji Wojskowej z Indii. Lekarze wojskowego szpitala nie tylko nie umieli jej rozpoznać, ale u zakażonej innej osoby rozpoznali chorobę nowotworową i leczyli tak jak raka, skutecznie ją uśmiercając. Dopiero po kilkunastu zachorowaniach lekarze z Instytutu Medycyny Tropikalnej z Trójmiasta ustalili co to jest. Kolejny akapit dotyczy polio. I znowu same dyrdymały na poziomie gazetowym. P.Profesor nie wie, że polio dzikie już praktycznie nie istnieje. Do 2010 roku notowano na świecie kilkadziesiąt - kilkaset przypadków. Epidemia wybuchła dopiero jak „ONZ-Billy Gates and Company” zaczęli szczepienia. W samych Indiach epidemia poszczepienna objęła ponad 61 000 dzieci. Związek przyczynowo skutkowy był tak wyraźny, że zdesperowani rodzice zastrzelili ludzi od szczepionek. Trzeba przyznać, że była to zasłużona kara za inwalidztwo tylu tysięcy zdrowych dzieci. Szkoda tylko, że jak to zwykle bywa, cygan zawinił a kowala powiesili. Nikt z organizatorów nie poniósł żadnej kary. Wręcz przeciwnie, zarobili grube miliony. Oczywiście szczepionkarze spłynęli błyskawicznie z Indii. O żadnym odszkodowaniu nie ma mowy. O tym wszystkim p.prof. W.Hrynkiewicz nie wie albo woli nie mówić. Musisz sam Szanowny Czytelniku odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie są motywy takiej dezinformacji pracownika - urzędnika państwowej placówki, opłacanej przez podatnika. Kolejna dezinformacja pani prof. W.Hrynkiewicz: „Wiemy, że dzięki zastosowaniu szczepionki przeciw zapaleniu wątroby B w sposób spektakularny obniżyliśmy zachorowania na tą ciężką chorobę” Nie wiadomo co robić, ręce opadają. Student wyleciałby na zbity łeb po takiej odpowiedzi. Niestety potwierdza to cykl, który napisałem: „Polska medycyna sto lat za murzynami, z całym szacunkiem dla czarnoskórych". Proszę zobaczyć wykres, szczepienia wprowadzono w Polsce w 2007 roku. Natomiast spadek zachorowań obserwowaliśmy, po wycofaniu kartek na mydło wprowadzonych w stanie wojennym, już w roku 1994.

Żeby pracownik instytucji państwowej nie miał zielonego pojęcia o zachorowalności na kilka podstawowych chorób zakaźnych? Przecież tak naprawdę to mamy: żółtaczkę, choroby dziecięce, choroby wirusowe dróg oddechowych. Zgodzicie się ze mną PT Czytelnicy, że można się tych kilku wykresów nauczyć na pamięć. Może wypadałoby zakupić pracownikom PZH chociażby podręcznik dla szkół średnich pt. „Zarys epidemiologii”. W tym podręczniku wszelkie wykresy się znajdują. Kolejny akapit dotyczy gruźlicy. I to samo pomieszanie z poplątaniem. Pani Profesor nie wie, że ten wzorowy kraj USA w ogóle nie stosuje szczepień przeciwko gruźlicy, a spadek zachorowań miał lepszy, aniżeli Anglia, która stosowała szczepienia dzieci przeciw gruźlicy. Jeszcze było zrozumiałe, że bezpośrednio po wojnie stosowano szczepienia. Taka była w tamtym okresie wiedza. Ale obecnie wiemy, że gruźlica to głównie niedożywienie. Te wszelkie fast foody. Dlatego PZH miał pilnować tego co robią duże korporacje z produktami żywnościowymi. Dlatego jest opłacany przez podatników. I co? I nic. A już przed 10 laty były główny technolog rzeźni w Gdańsku powiedział mi, że gdyby w latach 70-tych produkował takie kiełbasy jakie obecnie sprzedają supermarkety, to z więzienia nie wychodziłby przez długi czas.

No i na końcu „nasza” ulubiona przez Narodowy Instytut Zdrowia P. jednostka chorobowa - grypa. Oczywisty wniosek wypływa z wypowiedzi p. prof. Hrynkiewicz: "Warto się szczepić” i nawoływanie do obowiązku szczepienia pracowników służby zdrowia. Ani jednego słowa o możliwości powikłań. Czysta reklama. No ale to wywiad do takiego biuletynu reklamowego. A tymczasem prasa medyczna donosi: "Szczepionka A1H1N1 spowodowała 700 procentowy wzrost poronień u kobiet". A więc szczepcie się przyszłe mamusie, skrobanka będzie niepotrzebna. Autorytatywne badania ujawniają brak przekonujących dowodów co do skuteczności szczepienia przeciwko grypie dzieci do 2 lat, osób zdrowych oraz starszych, a także pracowników służby zdrowia opiekujących się starszymi osobami. Masowe badania listonoszy w Anglii wykonane zgodnie z zasadami medycznymi, czyli grupa szczepiona i grupa nieszczepiona, udowodniły bezsens szczepień. Liczba dni opuszczonych była podobna, liczba hospitalizacji także, ale koszty szczepień zdecydowanie odstraszają od bezmyślności. Kolejne badania tym razem kanadyjskie wykazały, że przyjmowanie szczepionki przeciw grypie przez Kanadyjczyków faktycznie spowodowało wzrost zachorowań i hospitalizacji, spowodowanych grypą AH1N1. Najciekawsze jest to, że poważne podręczniki od ok. 100 lat podają, że szczepienie przeciwko grypie jest i będzie bezskuteczne z prostego powodu, te 200 wirusów powodujących podobne objawy chorobowe bardzo często mutuje. Czas przygotowania szczepionki to ok. 6-9 miesięcy. Nie ma więc żadnych możliwości przetestowania skuteczności szczepionki i wyeliminowanie powikłań. Tym bardziej, że zgadujemy, który to akurat wirus, z tych 200, będzie szalał. Innymi słowy PZH prowadzi testowanie leków - szczepionek, bez zgody i wiedzy królików doświadczalnych, to jest polskiego społeczeństwa, vide sprawa w Grudziądzu i Białymstoku.

19 września Rząd Jej Królewskiej Mości przyznał, że szczepionka przeciwko grypie może powodować narkolepsje czyli krótkotrwałą senność z zaburzeniami neurologicznymi, tj. zwiotczeniem mięśni. Szczepionka Pandermix sprzedawana prze GSK, głównego sponsora "Medycyny Praktycznej", podawana szczególnie dzieciom i osobom starszym, jest związana z narkolepsją. Szczególnie narażeni są młodzi ludzie, u których szczepionka może powodować trudności w nauce, prowadzeniu pojazdów mechanicznych, całkowitą utratę kontroli nad mięśniami, zaburzenia poczucia własnej wartości, zaburzenia w funkcjonowaniu w pracy, powodujące zwolnienia. Prawnicy oceniają, że odszkodowania będą w wysokości jednego miliona funtów na ofiarę. Rzecznik prasowy GSK przyznał się już do zanotowania ok. 900 przypadków takich powikłań. Sprawa musi być poważna, ponieważ GSK idzie na ugody wypłacając po 120000 funtów. Badania wykazały, że szczepionka przeciwko grypie może działać w ok. 1.5% przypadków. Cohrane Libery stwierdziło po analizie dostępnych prac naukowych, że skuteczność szczepionki przeciwko grypie jest taka sama jak mycia rąk. Ale do tej pory nikt po myciu rąk nie zmarł i mydła za 50 złotych jeszcze kupować nie musimy.

Zastanawiasz się Szanowny Czytelniku dlaczego profesorowie typu W. Hrynkiewicz, A. Antczak, L. Brydak o tym nie wiedzą? Albo dlaczego nie informują społeczeństwa? Tak, to poważny problem. Czym się kierują nie ujawniając prawdy? Zdziwienie budzi także fakt, że na stronie bądź co bądź jeszcze państwowej instytucji, jaką jest Narodowy Instytut Zdrowia Pub., brak konkretnych danych o składzie szczepionek. Przypominam, że p. prof. Bucholc publicznie zapraszała do odwiedzenia zakładu i zobowiązywała się do udostępnienia wszelkich materiałów związanych ze składem szczepionek, a jak umówiona osoba przyszła, to zakazała jej wpuszczania do Instytutu.

Ciąg dalszy nastąpi...

Źródło

Pan kotek był chory

melemele89 • 2013-11-30, 18:49
85
Pan Kotek był chory

Gdyńskim; lekarzom, satyrykom czarnego humoru;

Pan kotek, choć chory, nie leżał w łóżeczku,
bał się stracić pracę, bo skąd wziąć na mleczko.
Dzień cały harował(nikt nie chce być głodny),
pod wieczór cichaczem poszedł do przychodni.
W przychodni mu dali numerek z terminem;
termin nieodległy, miesiąc szybko minie.

Nic wyskokowego przez miesiąc nie pijał,
mimo to choroba jakby się rozwija.
Opadły mu wąsy, nos na kwintę zwiesił,
nadal gorączkuje, życie go nie cieszy,
czka, kaszle, bojowe na rząd puszcza gazy,
z wściekłości o bliskim końcu rządu marzy,
lecz sam bliższy końca z dniem każdym jest kotek.
Miesiąc jakoś wytrwał, lecz co będzie potem?
Lekarz go wysłuchał i westchnął; „Na Boga!
Idź kotku czym prędzej do laryngologa!”.

Na wizytę czekał kolejne pół roku,
chudł, marniał, coś w płucach go kłuło i w boku,
lecz doktor do gardła mu nawet nie zajrzał:
„Nie tego- koteczku- wybrałeś lekarza.
Nie z gardła ten kaszel, on z płuc się dobywa,
do pulmonologa idź!- Śmierć zbiera żniwo!”.

Kolejne pół roku. Doktor mięsem rzucał:
„Diagnozę postawię jak prześwietlisz płuca.
Niech lekarz rodzinny da ci skierowanie.
Do diabła koteczku, lecz się,skończysz marnie!”.

Na wizytę czekał koteczek znów miesiąc
i na prześwietlenie dni jeszcze pięćdziesiąt,
aż dzień wreszcie nadszedł, czas iść do rentgena.
Jest termin, jest rentgen, lecz... koteczka nie ma.

Kotek nie doczekał. Już leży w mogile
a dusza do Boga uśmiecha się mile:
„Najwyższy Doktorze, znajdź miseczkę mleczka,
w rajskim sanatorium dla mnie, dla koteczka.
Będę Tobie mruczał i grzał Twoje kości,
tylko mnie w Twym Raju chciej u siebie gościć”.

„Cóż mogę, koteczku â rzekł Bóg- wobec faktu;
nie chciał ze mną zawrzeć NFZ kontraktu”.

A morał? Morału napisać nie zdążę,
bo też za koteczkiem niedługo podążę.
Lecz mnie nie żałujcie, wszak byłem ladaco-
choć żal, że nie dowiem się: umarłem na co?

Jedna z okolicznych przychodni

desperadonbth • 2013-10-15, 10:02
103






- ... Pani jest pacjentką onkologii ? Proszę srać na korytarzu.
:kop:
tonieja • 2013-10-15, 10:14  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (51 piw)
z w tle brat Cejrowskiego robi "Boso - do lekarza"
187
Zastanawialiście się kiedyś jak dobrze mamy żyjąc w tym kraju? Na całym świecie postrach wśród swych krajan sieją różnego rodzaju zbrodnicze organizacje typu ETA, HAMAS, Hezbollah, IRA. U nas tego nie ma. Podobno. Przed Państwem lista pięciu zbrodniczych organizacji w Polsce.



Alias: ZUS, Zeus

Data utworzenia: 1934 r. z mocy rozporządzenia prezydenta Ignacego Mościckiego.

Zakres działań: krajowe

Kwatera główna: ul. Szamocka 3/5, Warszawa, Żoliborz

Motto: „Everybody dies”

Liczba członków: nieznane, szacowane na 20.000 – 100.000

Budżet: utajniony

Przywódca: Zbigniew Derdziuk

Modus operandi: wojna psychologiczna, wymuszenie, szantaż

Owiana tajemnicą gigantyczna scentralizowana organizacja posiadająca swoje komórki w każdym większym ośrodku aglomeracyjnym kraju. Dokładna liczba członków organizacji, tzw. Urzędników nie jest znana, ponieważ Urzędnicy ZUS zobowiązują się przysięgą do zabrania sekretu członkostwa w organizacji do grobu pod groźbą wymordowania trzech kolejnych pokoleń (ktoś się chwali, że matka robi w ZUS-ie?). Według bardzo skąpych źródeł (tj. ludzi, którzy przeżyli spotkanie z Urzędnikiem i zachowali zmysły) Urzędnicy operacyjni ZUS odbywają wielotygodniowe, tajne szkolenia w ekstremalnych warunkach Szczyrku, Krynicy czy Zakopanego, w celu nauki sztuk kamuflażu w tłumie, manipulacji, hipnozy czy skrytobójstwa z wykorzystaniem konta bankowego oraz wielu wyrafinowanych technik manipulacji.

Bezwzględność Urzędników jest powszechnie znana, wystarczy popatrzeć na pasek z wypłatą.

Metody działania Urzędników zostały uznane za zbrodnicze przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, ONZ, UNICEF, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych oraz wiele innych organizacji pozarządowych. Z kolei Komitet Centralny Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej stanowczo protestuje przeciwko tego typu opiniom i cyklicznie wysyła na staże do ZUS swych najbardziej oddanych ideologicznie członków. Zazwyczaj są to zarządcy obozów turystycznych, bardzo popularnych w tamtych stronach.

Urzędnicy ZUS słyną między innymi z perfekcyjnego porządku w utrzymywaniu dokumentacji.






Polskie Koleje Państwowe


Alias: PKP, Przyjadę Kiedy Przyjadę

Data utworzenia: 1926 r.

Zakres działań: krajowe

Kwatera główna: ul. Szczęśliwicka 62, Warszawa, Śródmieście

Motto: „Połączeni opóźnieniem”

Liczba członków: 100.000

Budżet: ciągle za mały

Przywódca: Krzysztof Opawski

Modus operandi: wojna totalna, dywersja, działania partyzanckie

Paramilitarna organizacja, funkcjonująca na zasadach tzw. Umbrella organization, czyli jednego ciała skupiającego większą ilość spółek-córek, oddelegowanych do wykonywania poszczególnych działań. W strukturach PKP znajdziemy między innymi PKP Intercity (frakcje: Express InterCity , Express EuroCity - bojówki miejskie; EuroNight – oddziały specjalne, oraz pociągi pospieszne Tanie Linie Kolejowe – ghetto squad), PKP Cargo, PKP Fargo, Przewozy Regionalne, Koleje Mazowieckie, Koleje Śląskie czy Koleje Losu. Struktura powiązań i zależności między tzw. Spółkami jest diabolo skomplikowana i niemożliwa do ogarnięcia przez zwykłego zjadacza chleba.

Członkowie organizacji, tzw. Kolejarze są łatwo rozpoznawalni w tłumie– charakterystyczne mundury pozwalają na łatwą identyfikację członka gangu oraz jego przydziału i rangi.

Zakres działań Kolejarzy koncentruje się na systematycznym spowalnianiu migracji w Polsce, wymuszeń haraczu na podatnikach i dezorganizacji życia setkom tysięcy niewinnych osób.

W razie spotkania z Kolejarzem należy zachować całkowity spokój i przygotować odpowiedź na pytanie, które Kolejarz zadaje odruchowo, nawet żonie przy kolacji. Pytanie w swej dzisiejszej formie zostało skonstruowane przez elitarną grupę psychologów marketingu pekape , brzmiące: „Bileciki są?” Kolejarz w razie uzyskania odpowiedzi pozytywnej nie reaguje. W przypadku braku odpowiedzi lub gdy twoja odpowiedź brzmi „nie” lub „kopytko” przechodzi w tryb bojowy.

Organizacja słynie ze spektakularnych akcji dywersyjnych, jak np. kradzież pociągów czy też strajk w środku szczytu komunikacyjnego.






Parlament

Code names: Sejm, Koryto, Żłób

Data utworzenia: 1493 r.

Zakres działań: globalne*

Kwatera główna: ul. Wiejska 4/6/8, Warszawa, Śródmieście

Motto: „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?”

Liczba członków: 560 (460 + 100)

Budżet: ok. 450 mln PLN

Przywódca: de iure Ewa Kopacz, de facto Donald Tusk

Modus operandi: dezorganizacja, sabotaż, destrukcja

Obrzydliwie pazerna organizacja w skład której wchodzi 460 Posłów i 100 Senatorów, w różnych koniunkcjach tworzących Rząd, Opozycję, Partie, Kluby, Koła oraz owiane niesławą Komisje, których to posiedzenia transmitowane są w systemie pay per viev w najlepszym czasie antenowym.

Werbunek do organizacji poprzedzony jest długoterminowymi działaniami hipnotycznymi, których celem pada nieogarnięta część społeczeństwa.

Nie ulega wątpliwości, że Parlament jest najbardziej niebezpieczną organizacją terrorystyczną w kraju. Skoncentrowana na działaniach dywersyjnych i sabotażu organizacja uchwala prawo, ustawy oraz rozporządzenia, które w lwiej części wykluczają siebie nawzajem lub co najmniej są niezgodne z konstytucją co dale Parlamentarzystom nieograniczone wprost możliwości dla swych niecnych działań.

Parlamentarzyści posiadają immunitet, który umożliwia im działalność bez jakichkolwiek konsekwencji. Senatorowie działają z przyczajki, niby Izba Wyższa, ale tak naprawdę generalnie są bo są. Od kilku lat słyszymy plotki o chęci rozwiązania Senatu, jednakże wiązałoby się to z koniecznością uchwalenia co najmniej jednej prawidłowo skonstruowanej poprawki do konstytucji, co przewyższa kompetencje umysłowe każdego z tych bandziorów. Na ten moment Senatorowie przydadzą się w razie zwołania Zgromadzenia Narodowego, gdyby akurat kogoś oskarżono o zdradę stanu, szpiegostwo czy też ścięcie brzozy bez pozwolenia.

Posłowie natomiast nie pie**olą się w tańcu. Chyba że akurat tańczą z jakąś gwiazdą. Ich głównym działaniem jest rozbawianie ludzi swoją głupotą, prostactwem i chamstwem, przy jednoczesnym maksymalnym skoncentrowaniu mocy na przywłaszczeniu dóbr z jakiegokolwiek źródła. Dzięki tym performance’om stali się ulubieńcami mediów, nie schodzą z okładek gazet i goszczą we wszelkiego rodzaju programach telewizyjnych.

*W swoim mniemaniu.





Telewizja Polska

Alias: TEFAŁPE, Publiczna

Data utworzenia: 1952 r.

Zakres działań: krajowe

Kwatera główna: ul. Woronicza 17, Warszawa, Mokotów

Motto: „Misja i abonament”

Liczba członków: ok. 4k

Budżet: ok. 3mld PLN

Przywódca: Juliusz Braun

Modus operandi: masowa hipnoza, wojna psychologiczna, propaganda

Cytując klasyka: „Koń jaki jest, każdy widzi”. Przerzucając kanały TV, ogromna część narodu przy przypadkowym zetknięciu z jakimkolwiek programem nadawanym w tymże momencie przez Publiczną, cicho jęknie „Ja pie**olę, co za gówno”. Do klasyków emisji należą taki cuda jak Kocham Cię, Polsko!, Przebojowa noc, Gwiazdy płaczą na żużlu czy Klan.

Sztandarowym tworem Publicznej są tzw. Dziennikarze.

Publicznej nie można się narazić, ponieważ jest w stanie w ciągu dwóch tygodni wykreować człowieka na gwiazdę lub też całkowicie zniszczyć jego reputację.

Przykładowo, pewien Dziennikarz trzy lata z rzędu zgarniał Telekamerę w kategorii najlepszego komentatora sportowego roku, ale jakoś nikomu nie wpadło do łba dać mu do skomentowania chociaż jednego wydarzenia sportowego w ciągu tego okresu, aby wybór dało się w jakikolwiek sposób legitymizować.

Z kolei inny, były już dziennikarz serią kilku wypowiedzi został zdyskredytowany i musiał szukać innych zajęć. Zapewne pozdrawia swoich byłych kolegów z Boston, Massachusetts.





Narodowy Fundusz Zdrowia

Alias: ENEFZET, Resort

Data utworzenia: 2004 r.

Zakres działań: krajowe

Kwatera główna: ul. Grójecka 186, Warszawa, Ochota

Motto: „Przede wszystkim, nie!”

Liczba członków: tajne

Budżet: ok. 50 mld PLN

Przywódca: Agnieszka Pachaciarz

Modus operandi: nieodnotowany

Organizacja pozorująca… całkowity brak organizacji. W rzeczywistości potężny, perfekcyjnie zorganizowany konglomerat stworzony do utylizowania niewyobrażalnych kwot pieniężnych. Podany do wiadomości publicznej budżet NFZ w 2012 r. według raportu Najwyższej Izby Kontroli, wystarczył na 2 dni działalności Resortu po Sylwestrze.

NFZ w żelaznym uścisku trzyma całe społeczeństwo, które z wielką estymą odnosi się do usług proponowanych przez tenże twór. Szczególną popularnością cieszą się operacje złamanych kończyn, na które należy się zapisać trzy lata wstecz, refundacja leków w wysokości 0 procent czy też światowej klasy obsługa klienta, fundowana przez komando robocze organizacji -„Lekarzy i Pielęgniarki”.

NFZ i wszystko jasne

unf • 2013-08-20, 18:08
242
Poseł - sposób na (prze)życie

meil1 • 2013-08-20, 20:24  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (48 piw)
No, ale co tu się dziwić - wszyscy wiemy, że w Polsce rządzą układy i są równi oraz równiejsi.
Media pod przewodnictwem rządu wydadzą parę tematów zastępczych - tak jak ostatnio z rzekomą wojną kibiców Ruchu na plaży z meksykańcami (a kązdy ogarnięty i tak wie, że to meksykańcy zaczęli) i przeciętny Kowalski żyje tym do czasu następnego newsa zastępczego.
Kraj popada w marazm, szerzy się bieda i ubóstwo - ceny idą w górę, pracy niema, służby zdrowia w PL nie ma, transportu nie ma, rozwijającej sięgospodarki nie ma dzięki temu, że miłosciwie nam panujący rudy zdrajca sprzedaje cały polski kapitał...

Jak tu ma być k***a lepiej jak przeciętny kowalski nie myśli samodzielnie, a jego tok myśleniowy kształtuje wyborcza, tvn i inne wynalazki ?

W filmiku pokazano tylko naocznie wszystko to co wiemy już od dawna ty zwykły zjadaczu chleba mozesz umrzeć, ale spasła świnia co bierze za siedzenie na dupie pieniądze ma żyć jak król.

Wyznania polskiego pielęgniarza

sulik • 2013-07-13, 21:34
171
Ciekawy wywiad. Źródło: http://www.vice.com/pl/read/bruna-swiat-absurdu-wyznania-polskiego-pielegniarza

Pijaństwo, babranie się w gównie, lapówkarstwo, zapach śmierci, pacynki z ludzkich szczątków, ogólne rozmemłanie - czyli polska służba zdrowia oczami jej wieloletniego pracownika. Przed Wami Janusz, 39-letni pielęgniarz, przeczytajcie co słychać w NFZ-cie.

VICE: Pamiętam jeden z sms-ów jaki wysłałeś mi podczas wigilijnego dyżuru (bodaj w 2011) brzmiący: "Ropień wargi sromowej przechodzący na odbytnicę. Nie dzisiaj, k***a. Nie w święta!". Prosty wniosek, że życie pielęgniarza nie zawsze usłane jest różami. Myślałem, że przez te dwie dekady zmieniło się choć parę rzeczy i nie mamy do czynienia ze średniowieczem.

Janusz: Cały czas jest małe średniowiecze. To znaczy zależy też, z której perspektywy patrzysz na sprawę. Na przykład nie chleje się w szpitalach tak jak dawniej - strasznie tego pilnują – no i to na przykład zmieniło się na lepsze. W XXI wieku pijaństwo na służbie należy do najcięższych grzechów w moim zawodzie, ale o tym później... Ale masz też do czynienia z innymi rzeczami, które mnie nurtują. Bo tak - masz szpital wojewódzki, czyli poważną placówkę, gdzie leżą tzw. pacjenci "czyści" i pacjenci "brudni". Pacjenci "czyści" to tacy ze świeżymi i czystymi ranami (na przykład pooperacyjnymi), a "brudni" to sam wiesz- cukrzycowe stopy, odleżyny, zarazki...makabra! Pylą bakteriami jak wściekłe konie. I co się dzieje? W szpitalu wojewódzkim na takim oddziale jest tylko jeden kibel. Ci z tymi ropnymi, syfnymi ranami idą niego, srają sobie elegancko i wychodzą zadowoleni. A po nich wchodzi gość ze świeżo wyciętym wyrostkiem. I się ludzie później, k***a, dziwią, że wraca z tej toalety, a rana po chwili zaczerwieniona i cieknie z niej ropa. Po zwykłym wyrostku? Nad tym się jakoś nikt nie zastanawia, nikt nie patrzy - ważne jest, że wszystko jest zgodnie z procedurą, nie? (śmiech)

VICE: Swoją drogą i pacjenci też dokładają do całej radosnej sytuacji swoje trzy grosze. Wspominałeś mi kiedyś, że systematycznie - rok w rok, gdy zbliża się Boże Narodzenie – macie wysyp przyjęć na oddział starych osób z gigantycznymi odleżynami, czy innymi tego typu paskudztwami. Czyżby polskie bogobojne rodziny pozbywały się krewnych na chwilę przed świętami, by nie śmierdzieli im przy karpiu i opłatku?

Janusz: Dokładnie, chyba właśnie o to chodzi. Przed każdymi świętami bardzo często się to powtarza – jak nie stopy cukrzycowe, to inne rzeczy. A jak wiadomo śmierdzi to jak cholera. Ci ludzie zajmują się krewnymi w domach, no i jak przychodzi Wielkanoc czy Boże Narodzenie (większości nie stać na drogie domy starców) oddają swoich seniorów do szpitali pod pretekstem, że stało się to wczoraj. Wiesz, niby nagły przypadek - a tu trzyletnia, capiąca odleżyna. Zawieźmy babcię albo dziadka do szpitala na święta, bo jebie w domu.

VICE: Czy to prawda, że macie w umowie taką klauzulę, że nie możecie udzielić pomocy osobie, która umiera w konwulsjach dajmy na to 3 metry od szpitala jeśli nie będzie oficjalnego telefonicznego zgłoszenia tej sprawy? To lekka paranoja. Dużo jest takich niedorzecznych przepisów?

Janusz: Pamiętam, że w poprzednim szpitalu, w którym pracowałem – była taka sytuacja, że gość padł nagle parę kroków od bramy. Wybiegło do niego dwóch ratowników z izby przyjęć, no i reanimowali faceta (jak się okazało był to ksiądz) z zachowaniem wszystkich resuscytacyjnych czynności – no, ale niestety po jakimś czasie zmarł. No i się zaczęło. Oni w ogóle tak intensywnie go reanimowali, że połamali mu mostek w trakcie, więc od razu skandal, że niby psychopaci wybiegli, albo po kielichu. Pewnie gdyby go uratowali, to byłoby inaczej, ale skoro tak się nie stało, to przełożeni pogrzebali i doszukali się tej własnie klauzuli gdzieś w papierach, że nie mogli tego zrobić, i że musi być zarejestrowane wezwanie.

VICE: I co, teraz każdy się boi? (śmiech)

Janusz: Nie. Wszyscy to w dupie mają. Jednak ta służba zdrowia – jak by źle się o niej nie mówiło - nie jest taka najgorsza w tym sensie, że absurdy absurdami, ale jednak zdrowy rozsądek idzie czasami w ruch. Bezsensem jest wrzucanie wszystkich do jednego worka. Wiesz jak się mówi: "pieprzona służba zdrowia, j***ne kolejki, znieczulica" i tak dalej... A to też nie jest tak do końca. To nie tylko kolejki i przychodnie, to ciężka robota.

VICE: Tak szczerze, kto bardziej cię wkurza w pracy – lekarze (nie od dziś wiadomo, że traktują was z pewną wyższością), czy pacjenci i ich rodziny? A może zwyczajnie – warunki w jakich przychodzi tyrać polskim pielęgniarzom?

Janusz: To nie jest tak, że ja kogoś nie lubię, czy lubię. Mi się po prostu nie podoba jak to wszystko jest zarządzane – i nie tylko mi. Wkurzają mnie dyrektorzy i ministrowie, bo z lekarzami zawsze da się dogadać – a to, że oni sobie jakieś tam rzeczy prywatnie robią to już ich sprawa. Ja się w to nie mieszam.

VICE: Pora na opowieści z krypty – a może raczej z oddziału. Pamiętasz jakieś szczególnie bulwersujące, czy może szokujące dyżury w swojej karierze? Nie raz opowiadałeś, że to co wyprawia się u ciebie w pracy starczy na kilka opasłych tomów.

Janusz: Dużo było takich hardkorów, ciężko wybrać. Ale skoro mówiliśmy o wk***iających sytuacjach w robocie, to przytoczę ci sytuację sprzed kilku tygodni. Bo okazuje się, że najbardziej mnie zaskakują nie pacjenci, nie lekarze, ale rodziny tych pacjentów. To jest absolutna mogiła, stary. Ostatnio jakaś babcia na oddziale zaczęła umierać – wpadała w bezdechy, cukier spadł do trzydziestu, wiadomo. No i była przy niej niemal cała rodzina. Syn, córka, ich małżonkowie, dzieci – komplet. I wobraź sobie, że ona jeszcze żyła, a ci zaczęli się kłócić o pieniądze. Ekipa zaczęła ją reanimować, a ci zaczynają dzwonić, że babka miała gdzieś tam schowane dziesięć tysięcy w szafce pod kocami i, k***a, kto pierwszy. Zaczęli się szarpać między sobą – na pieprzonej sali się szarpali i kłócili, gdy ratownicy próbowali przywrócić ją do życia! No i w końcu umarła, i wcale jej się, k***a, nie dziwię.

VICE: Jakie są warunki w przeciętnym szpitalu wojewódzkim – w końcu pracowałeś w dwóch? Często pewnie przypominają one bardziej placówki medyczne w Bangladeszu, niż porządne szpitale - szczególnie latem, gdy przysmaży słoneczko i smród rozkładających się, umazanych w fekaliach ciał rozniesie się po korytarzach?

Janusz: Odkąd pracuję tak to wygląda. Śmierdzi jak w szambie i nikt się tym nie przejmuje. Rozmowa o standardach w ogóle nie ma sensu, bo ich po prostu nie ma. Serio. Ale tu znów się rozbijamy nie o nasze zaniedbania, czy lekarzy – podziękujmy ministrom.

VICE: Kolejny niezły temat – powszechny w służbie zdrowia alkoholizm. Nie od dziś wiadomo, że za kołnierz w polskich szpitalach nigdy sie nie wylewało – chociaż chyba czasy drynienia spirytusu, bez żadnych ceregieli, w trakcie dyżuru chyba już się skończyły?

Janusz: To prawda, że teraz jest jednak inaczej, ale pamiętam złote czasy pijaństwa w służbie zdrowia. Na przykład kiedyś oddziałowa wpada rano na dyżur, a tam dwóch pięlegniarzy kompletnie nawalonych śpi sobie na sofach w najlepsze. Odór alkoholu wprost zwalał z nóg, nie dało się wejść do dyżurki. No, ale widzisz – jest druga strona tego medalu. Za tamtych czasów mimo wszystko, kiedy wszyscy sobie słodko chlali na dyżurach – łącznie ze mną, pielęgniarkami, lekarzami, a nawet pacjentami, nie oszukujmy się – wszystko, absolutnie wszystko było dopięte na oddziale na ostatni guzik. Paradoks? Być może. Ale wszystkie zadania były wykonane, wszyscy mieli pomierzone ciśnienia, zmienione pampersy, łóżka pościelone – my mieliśmy porobione raporty, nie było, że ktoś z czymś nie zdążył. A teraz? k***a, człowieku. Nawał tych papierów, tej pieprzonej biurokracji i wprowadzenie tej, śmiechu wartej, komputeryzacji to jest jeden wielki cyrk. Chcą wprowadzić system komputerowy na cały szpital, nie? Brzmi dumnie, ale robi się mniej zabawnie, kiedy się okazuje, że na oddziale gdzie pracuje na raz sześć lub osiem osób jest jeden komputer, który jest zepsuty, a jego system operacyjny to Windows 95. I oni każą nam wszystko robić na tym sprzęcie. Każde zlecenie, każdy venflon, każe zmienienie pampersa – wszystko musi być wklepane w tę piekielną maszynę. Na to nie ma kompletnie czasu, tym bardziej, że oprócz tego masz sto tysięcy innych papierów, które każdego dnia musisz zapisać odręcznie. Wspomnę choćby tylko o tym, że podstawowe informacje o pacjencie to są odręcznie zapisane dwie strony A4, a na jedną pielęgniarkę przypada dwudziestu pacjentów. No i gdzie jest czas na zmienienie pampersa? Na podstawową opiekę? Już nie mówię o pielęgniarkach i pielęgniarzach, którzy pracują na OIOM-ie, tam to w ogóle jest sajgon. Ale nie, musisz wszystko wklepać do tego cholernego komputera, bo inaczej masz przej***ne. Stary, nawet premię ci mogą zabrać za zaniedbanie tej sprawy.

VICE: Masz zatem ochotę pogadać o zarobkach? (śmiech)

Janusz: To jest temat bardziej niż tragiczny. Zawsze powtarzam, że każde odebranie wypłaty, to jak odebranie kieszonkowego na papierosy. Jakby ktoś mi splunął w mordę. Przychodzi kasa i masz ochotę tylko na jedno – na zachlanie ryja z tego wszystkiego. I ludzie się później dziwią, że służba zdrowia tyle chleje. (śmiech)

VICE: Dobra, zatem trochę kontrowersji. Słyszałem historie – nie wiem czy to tylko miejskie legendy, czy prawda, ale dają do myślenia – że już na studiach dzieją się u was dantejskie sceny. Plotki o bawieniu sie płodami w prosektorium, kopanie sie po dupskach uciętymi nogami, czy robienie sobie z wyciętych twarzy pacynek na rękę. No przyznaj się, jest w tym trochę prawdy?

Janusz: No trochę jest...(śmiech). Z tym, że ja nigdy czegoś takiego nie widziałem. Wiesz, stary, za to jest kryminał (śmiech). Ale tak poważnie, jeśli takie sytuacje mają miejsce, to chyba tylko po to by wyrobić sobie jakiś dystans do tej roboty i trochę też po to, by jakąś część siebie skutecznie znieczulić. Bo w tej pracy trzeba być cholernie wytrzymałym psychicznie i mieć stalowe nerwy. To nie jest nawet ani głupie, ani zwyrodniałe – tu chodzi o odporność, która jest niezbędna w naszym zawodzie. Nie chcę głupio takich zachowań tłumaczyć, ale tak jest. To profesja z zupełnie innej, dziwnej półki. Opowiadałem Ci o zapachu śmierci kiedyś?

VICE: Coś wspominałeś.

Janusz: Po tylu latach w zawodzie jestem w stanie po wejściu do pokoju ze 100% pewnością powiedzieć, że ktoś w pomieszczeniu umiera – albo umrze w bardzo krótkim czasie.

VICE: Jaki to zapach? Potrafisz go scharakteryzować?

Janusz: Słodkawy, ale bardzo nieprzyjemny. Trudno go opisać, ale jest jakiś taki... cierpki. No nie wiem. Zaraz gdy go poczuję, czuję się cholernie nieprzyjemnie, aż ciarki przechodzą. Może to po prostu świadomość skąd ten zapach, ale jednak sam w sobie nie należy do przyjemnych. Zresztą również po oczach widać, że ktoś jest na wylocie. Robią się diabelnie puste.

VICE: Kolejna kwestia – łapówkarstwo. W Polsce ponoć każdy bierze, więc czemu nie w szpitalach. Strasznie mnie bawi fakt, że to głównie lekarzom płaci się ekstra, podczas, gdy to wy – pielęgniarze i pielęgniarki opiekujecie się pacjentem 24h na dobę. Kiedyś znajomy chirurg podśmiewywał się nawet trochę, że to czy mu się zapłaci więcej, czy mniej nie zmieni jego podejścia do danej operacji. Tu nie ma lepszego i gorszego traktowania.

Janusz: Kiedyś sprawa łapówkarstwa była strasznie rozdmuchana, później to jakoś ucichło, ale faktem jest, że wszyscy biorą jak jeden mąż. Ostatnio znajomy lekarz przyznał nam się bez problemu, otwarcie: "Ja biorę i będę brał, dopóki ci durni ludzie będą dawać". Ludzie są głupi i myślą, że pieniądze załatwią wszystko, a lekarze korzystają. Kiedyś kolega spytał retorycznie: "Po kiego diabła dają mi łapówki w kopertach po operacji, kiedy już jest dawno po wszystkim i niczego to nie zmieni?". Masz cały obraz.

VICE: Co jest zatem wg ciebie największą bolączką polskiej służby zdrowia, tak gwoli podsumowania? No i przede wszystkim, czy problemy o których gadaliśmy dotyczą wszystkich placówek NFZ-u w Polsce bez wyjątku.

Janusz: Szpital szpitalowi nierówny. Np. szpital w jakiejś Koziej Wólce wiadomo, to straszna mogiła. Zarobki są jeszcze niższe niż gdzie indziej, a warunki makabryczne. A z drugiej strony mamy szpitale prywatne, gdzie wszystko jest nierzadko lepsze niż na słynnym Zachodzie – trzynastki, premie. Rzecz w tym, że nie każdy potrafi zarządzać takim miejscem, bo to nie jest proste. Ja się w ogóle nie dziwię, że tak źle się mówi o służbie zdrowia. Że pielęgniarki są nieuprzejme, wiecznie zmęczone, mało sympatyczne – no france jedne po prostu. Ale daj jej tysiąc zeta wypłaty miesięcznie i każ się jej, k***a, uśmiechać i użerać z ludźmi. O to właśnie chodzi. Te pielęgniarki nie są takie wredne, bo rodziny, bo praca, bo coś tam - zostały już tak strasznie zmęczone przez ten pieprzony system, że nie mają siły być wiecznie uśmiechniętymi, dobrymi i do rany przyłóż. No tak się po prostu nie da.

VICE: Czyli dopóki nie zmieni się nic na górze, to nie zmieni się absolutnie nic?

Janusz: Kompletnie. A będzie jeszcze gorzej, bo młodzi ludzie nie chcą pracować w tym zawodzie. Zostały tylko te stare pielęgniary, które mają po trzydzieści lat pracy i są już tak wypalone, że czekają już tylko na tę swoją wymarzoną emeryturę. Tylko nie wiadomo kiedy ona nastąpi, bo cały czas ją przedłużają (śmiech). Jak można, k***a, dać pielęgniarce emeryturę w wieku 65 lat? Przecież ona sama jest w tym wieku pacjentem.

VICE: I tym optymistycznym akcentem zakończmy. Zdrówko.
76
Oto dobry przykład jak działa nasza kochana służba zdrowia :

Pijany ginekolog wbił igłę w głowę noworodka

Podczas odbierania porodu, lekarz wkłuł się w pęcherz a potem w głowę noworodka. Lekarz jest zawieszony, sprawę bada prokurator.

Do wypadku doszło w niedzielne popołudnie, na oddziale ginekologii i położnictwa Szpitala na Wyspie w Żarach. Andrzej K. jest doświadczonym ginekologiem z długoletnim stażem. Cieszył się opinią fachowca. Tego dnia miał dyżur, podczas porodu był pijany, być może dlatego zamiast przekłuć pęcherz płodowy wkłuł się w główkę dziecka. Obrażenia noworodka były na tyle poważne, że lekarze uznali, iż wymaga konsultacji chirurga dziecięcego.

Maluch zaraz po porodzie został przewieziony do Zielonej Góry. - Przebywa obecnie na oddziale noworodkowym, jest w stanie śpiączki, ale oddycha samodzielnie - przekazała nam rzeczniczka szpitala wojewódzkiego Irena Billewicz-Wysocka. - W tej chwili trwają badania dziecka. Trudno powiedzieć cokolwiek więcej na temat jego stanu zdrowia.

Jak się dowiadujemy, przy noworodku jest jego rodzina.

- Lekarz, który odbierał poród został zawieszony w czynnościach - poinformował Wiesław Olszański, prezes żarskiej lecznicy.

- Czekam jeszcze na decyzję prokuratury, ale najprawdopodobniej pożegna się z pracą. Woń alkoholu wyczuł od niego ojciec dziecka i to on zawiadomił policję. Badanie potwierdziło, że miał prawie dwa promile alkoholu we krwi. Sprawę bada żarska prokuratura.