18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach

#kryzys

Podwyżka w pracy

ChoreKomiksyPL • 2014-02-09, 15:02
116
A ilu z Was spotkało się z taką sytuacją? Każdy powód jest dobry, aby :doggy: pracownika.

crystaldragon • 2014-02-09, 15:37  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (29 piw)
"Pyszny kapitalizm gdzie nie liczą się zwykli pracownicy"

Teraz żyjemy w ustroju pseudokapitalistycznym, gdzie trudno jest założyć przedsiębiorstwo są absurdalnie wysokie podatki i panują bardzo wysokie koszta pracy i jej opodatkowania. Pracodawca daje ci na rękę 3000zł połowę "zabiera" (kradnie) ci państwo pod pretekstem "emerytur" których nie dostaniesz i służbę zdrowia która jest niewydolna pomimo że skladki są wyższe niż w krajach zachodnich. Reszta pieniędzy idzie załatanie dziury budżetowej, utrzymanie 900 tyś. urzędasów i premie dla ministrów (ewa kopacz 250tyś 2013r. komorowski 200tyś 2014r.). To jest powód niskich płac i bezrobocia.

Zwykli pracownicy zawsze będą zarabiać mało ale nie powinni zarabiać głodowych pensji jakie są teraz. Jak chcesz zarabiać dużo to przestań prosić o jałmuznę swojego szefa tylko sam rusz dupsko i zacznij myśleć.

Kryzys? Jaki kryzys???

saves • 2013-12-30, 18:51
0
Na forum przewijają się czasami wątki na temat kryzysu. Chciałem Wam przedstawić mój punkt widzenia. Jak większość z pewnością wie, ostatnimi czasy FED „drukował „ olbrzymie ilości dolarów. Drukowanie w tym wypadku oznacza tworzenie bitów w systemach informatycznych, nie zaś faktyczną produkcję banknotów. Czym jest FED, można poczytać sobie w sieci. Te pieniądze, mówiąc w prostych słowach – z dupy wzięte – zostały wpompowane w nieudolny i skorumpowany amerykański system bankowy. Za te pieniądze zostały kupione akcje i obligacje jak najbardziej realnie istniejących firm. Czyli banki zaczęły przejmować kontrolę nad przedsiębiorstwami. Innym celem, dla którego podarowano kasę bankom były kredyty. I tu jest sedno całego myku. Kredyt może być niewiarygodnie tani (bo pieniądze są z dupy wzięte), ale wcale nie musi. I nie jest. Teraz przenieśmy się na polski rynek. Jak wiecie 90% banków należy do zagranicznych właścicieli, a nasz kraj traktowany jest jak dojna krowa. Polacy zaczęli się zadłużać ponad miarę. Któż nie pamięta reklam typu „nie kupiłeś mieszkania na kredyt – przegrałeś życie”. Nawiasem mówiąc znam kilku takich „zwycięzców”, którzy wcale się nimi nie czują. Teraz, po sześciu latach od tamtych wydarzeń rozpoczęło się rolowanie długów na niespotykaną wcześniej skalę. Staliśmy się niewolnikami banków. One w tej chwili decydują o naszym losie. A kryzys? To sztuczny twór, którego założeniem jest dać społeczeństwu tyle, aby nie zdechło z głodu, a jednocześnie musiało zapieprzać tak długo i ciężko, żeby nie miało czasu i sił protestować. Ćwiczymy to na co dzień, prawda? Podnoszone są podatki, ograniczane i łamane są prawa. Baaa… łamana jest KONSTYTUCJA!!! I co? Ktoś protestuje? Wychodzi na ulicę? Nie, bo nie ma czasu ponieważ albo haruje, albo ogląda „Warshaw shore” czy inne „Klany”. I o to chodzi rządzącym. Nie przeszkadzamy im w zawłaszczaniu każdej cząstki przestrzeni publicznej, a nawet prywatnej. Tak więc moi drodzy „kryzys” został wywołany po to, aby bogaci bardziej się bogacili, a biedni biednieli.
Aby dać wam trochę do myślenia, wyobraźcie sobie scenariusz rodem z powieści fantastycznych. FED drukuje pieniądze, ale nie daje ich bankom, tylko ludziom. I co się dzieje? Smith kupił samochód dając pracę ludziom w fabryce i kooperantom, Johnes poleciał na Hawaje, dając pracę pilotom samolotu i pracownikom biura turystycznego, a Tyson kupił nowe wyposażenie do kuchni dając pracę stolarzom i producentom AGD. A gdzie w tym rola banków? Nigdzie… Nagle okazuje się, że nie są tak niezbędne jak usiłuje nam się wmówić. No, ale przecież to tylko fikcja i bankowcy z FED-u nie pozwolą, aby ich koledzy z Goldman&Sachs czy Citibank zbiednieli. A jako że rządy idą na paskach finansjery, one też nie są zainteresowane takim biegiem wydarzeń. Wiec mamy co, mamy i musimy się przygotowywać do nowej rzeczywistości. Korpokracji.
Pozdrawiam.
PS. Przypominam, że jest to moje spojrzenie na ten temat. Jeśli komuś nie pasuje, to jego problem

Imperia i ich upadki

RexDex • 2013-10-22, 01:01
29
Zajebisty film poruszający tematykę cyklu życia każdego imperium i trochę otwierający oczy na naszą rzeczywistość.



Miłego oglądania. Lektor PL.
121
Prezydent USA Ci wytłumaczy :kaleka:



I teraz już wiesz :homer:

PS. :snajper2:
bloodwar • 2013-10-04, 10:11  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (23 piw)
@Velture - można się spierać czy jest to krok naprzód czy wstecz... Do tej pory system był chory bo osoby które pracowały i miały $$$ płaciły sobie składkę zdrowotną i mogły być pewne, ze w razie wu otrzymają pomoc medyczną, na ch*jowym poziomie (jak to w państwowych szpitalach) ale jakaś tam będzie, jak chcieli mieć lepiej (osobisty lekarz, jednoosobowy pokój, pomoc psychologa po operacji etc) to dopłacali i wybierali prywatny szpital, jak chcieli przyoszczędzić to nie płacili wcale i po ewentualnym wypadku dostawali rachunki, przeważnie pięciocyfrowe za kilka dni pobytu w szpitalu i operacje. Teraz "Obama" (czytaj: obywatele płacący podatki) zapłaci za ludzi, którzy są zbyt biedni (lub zbyt sprytni) żeby płacić składki więc ludzie którzy do tej pory płacili nie będą mieli motywacji żeby płacić dalej, skoro obywatele z szarej strefy dostają to samo, oczywiście spowoduje to odpływ ludzi ze sfery państwowej do prywatnej (a więc i jej zapaść) więc państwo będzie mogło albo podwyższać składki (co tylko powiększa ilość osoób, które zdecydują się nie płacić) albo zamykać "nierentowne" szpitale. Szybko doprowadzi to do sytuacji, że w państwowych szpitalach bedzie można dostać co najwyżej doraźną pomoc i receptę na lek przeciwbólowy a na "większe" operacje ludzie będą szli prywatnie. Do takiej sytuacji doprowadzono np. w Polsce i jak widac, niezbyt to się sprawdza...

Gdy będziesz gotów...

szponiasty • 2013-10-02, 10:15
276
...to się zbuntujesz.

Esencja "kryzysu gospodarczego"

Tłumaczenie własne ze słuchu, więc może być ch*jowe.

441
Przeglądając główną spostrzegłem temat dotyczący przywitania w japońskiej firmie

Prześledziłem dyskusję pod zdjęciem i przypomniała mi się historyjka/anegdota którą usłyszałem na wykładzie z ekonomii (jakieś dwa lata temu). Nie jest to słowo w słowo co powiedział prowadzący, ale sens pozostaje niezmieniony.


"Wiecie czym się różni japońska firma od polskiej?

Wyobraźcie sobie, że jest KRYZYS, firma traci zamówienia, kontrahenci się zwijają itp. Co robią nasze firmy?

Firma japońska
Zebranie wszystkich pracowników, brygadzistów, kierowników, dyrektorów itp. Wychodzi prezes i mówi:
-Z powodu kryzysu jestem zmuszony obniżyć pensje wszystkim pracownikom w naszej firmie o 20%, moja pensja zostanie obniżona o 30%. Przepraszam wszystkich za taki stan rzeczy i będę ciężko pracował by nasza wspólna firma znów wyszła na prostą. Wierzę, że dzięki wytrwałej i sumiennej pracy damy sobie radę w tym trudnym dla nas czasie. Dziękuję za uwagę.

Firma polska
Prezes drze ryja na wiceprezesa, wiceprezes na dyrektora generalnego, dyrektor generalny na dyrektorów regionalnych, dyrektorzy regionalni na dyrektorów, dyrektorzy jebią kierowników, na resztę ekipy pada blady strach, bo kryzys i zwolnienia. Prezes się uspokaja i zwołuje zebranie. Po 2h całe kierownictwo w firmie dochodzi do wniosku, że muszą zwolnić 30% załogi, bo inaczej firma zbankrutuje. Wiceprezes wpada dodatkowo na genialny pomysł by część pracowników zmusić do rozwiązania umowy i przejścia na umowę zlecenia , a później i tak ich zwolnić, co doprowadzi do tego, że nie trzeba będzie płacić im odpraw. Po sali konferencyjnej przechodzi burza oklasków. Prezes zadowolony obiecuje premię uczestnikom zebrania, sobie oczywiście przyzna największą, bo nie co dzień udaje się uratować firmę przed bankructwem."
MateuszMmz • 2013-09-25, 21:00  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (29 piw)
Typowe buractwo u "prezesów" - nie pomyśli, że mogłby obniżyć trochę swoją pensje, tylko od razu leci zwalniać pracowników. Bo ma w dupie ludzi i wykwalifikowanych pracowników. A ludzie muszą zostać głupi i pracować jak osły po 12h dziennie, bo innej pracy nie znajdą. I weź tu k***a żyj jak rzadko kto szanuje drugą osobe

Forbes o Polsce

Vof • 2013-09-18, 11:06
161
Jeśli dotąd Wall Street nie wiedziała o polskich OFE, teraz sytuacja się zmieni. Felieton poświęcony Polsce, z uśmiechem Stalina i Lenina, otwiera najnowsze wydanie amerykańskiej wersji magazynu „Forbes”. Autor? Steve Forbes. :!:



Redaktor naczelny, prezes wydawnictwa i były kandydat na prezydenta USA rozpoczyna od słów, że polski pomysł godzien jest raczej Argentyny. Trik związany z umorzeniem obligacji posiadanych przez OFE jest, zdaniem autora, w sowieckim stylu.

- Duchy Stalina i Lenina muszą się uśmiechać – czytamy w felietonie zatytułowanym „Pazerni politycy z Polski – nie są sami”.

W tekście, choć obfitującym w nawiązania do bieżącej sytuacji USA, czytelnicy dość szczegółowo poznają historię i sytuację OFE. Steve Forbes pisze też o latach sukcesu polskiego rynku kapitałowego i ostrzega.

- Pamiętajcie, że przez zniszczenie wiarygodnej puli wewnętrznego finansowania emisji papierów skarbowych Polska będzie znacznie bardziej zdana na przychylność zagranicznych inwestorów, którzy nie zawsze będą tak tolerancyjni wobec lekkomyślnego zachowania rządu – czytamy w “Forbes”.

Przytacza też słowa anonimowego przedstawiciela OFE („to największa nacjonalizacja w Polsce od 1946 r.”) i określa „kradzież” jako złamanie konstytucyjnego prawa własności.

W “głupocie” nie jesteśmy sami, zaznacza zwolennik wolnego rynku, i powołuje się na Węgry. Potem płynnie przechodzi do opisywania niedawnych wydarzeń na Cyprze.

- Sytuacja w Polsce jest kolejnym dowodem na wirus, który zaraża wiele rządów i który sprawi, że następny kryzys finansowy będzie znacznie gorszy niż mógłby być – konkluduje Steve Forbes.


źródło: http://www.pb.pl/3328925,9689,steve-forbes-pazerni-polscy-politycy
Hrodgar • 2013-09-18, 11:59  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (41 piw)
Zacznijmy od tego że z mojej pensji nie powinny być potrącane żadne składki zdrowotne czy ubezpieczeniowe, a ja sam powinienem indywidualnie się ubezpieczać i nikogo nie powinno interesować to czy ja mam ubezpieczenie czy nie, to był by tylko i wyłącznie MÓJ osobisty problem.

Islandia: Jak wyjść z kryzysu*

Anonymous • 2013-08-13, 20:11
30
W przeciwieństwie do Unii Europejskiej, która ratuje upadające banki miliardami euro podatników, Islandia, wbrew interesom światowej finansjery, pozwoliła im zbankrutować, jednocześnie umarzając długi hipoteczne niemal wszystkich obywateli, z których zdjęto odpowiedzialność wobec kredytodawców. Dzięki temu gospodarka Islandii odradza się, a unijna – pogrąża się w coraz większym kryzysie.



Jak doszło do kryzysu?



Światowy kryzys z 2008 roku na Islandii rozpoczął się w momencie niewypłacalności trzech największych w kraju prywatnych banków komercyjnych, które oferowały bardzo atrakcyjne oprocentowanie depozytów, a jednocześnie uwikłały się w ryzykowne inwestycje na dużą skalę. Z jednej strony banki nie miały pieniędzy na wykupienie swoich krótkoterminowych wierzytelności, a z drugiej strony w wyniku światowego kryzysu finansowego mieszkańców Wielkiej Brytanii i Holandii, którzy w tych bankach trzymali swoje oszczędności, rozpoczęli masową wypłatę depozytów. Tuż przed kryzysem zagraniczne zadłużenie islandzkich banków Kaupthing Bank, Glitnir Bank i Landsbanki wynosiło ponad 85 mld USD, podczas gdy PKB Islandii sięgał w tym czasie około 12 mld USD. Kryzys bankowy wywołał kryzys gospodarczy. Bezrobocie na Islandii w krótkim czasie zwiększyło się trzykrotnie do 9,3 proc., a w latach 2009-10 PKB spadł o prawie 11 procent. Gwałtownie zaczęło rosnąć zadłużenie publiczne (do niemal 100 proc. PKB), a inflacja podczas kryzysu wyniosła niemal 20 procent.

Jednak w przeciwieństwie do Unii Europejskiej Islandia szybko podniosła się z kryzysu. Obecnie bezrobocie na Islandii wynosi około 6 proc. i nadal spada, wzrost gospodarczy w 2011 roku wyniósł 3,1 proc., na 2012 rok oszacowano go na poziomie 2,8 proc., a w 2013 roku kraj powróci do nadwyżki budżetowej. Wskaźniki te są nieosiągalne dla krajów Unii Europejskiej, gdzie bezrobocie jest niemal dwa razy wyższe, a powszechnie występującym zjawiskiem jest spadek PKB i znaczny deficyt budżetowy. W krajach strefy euro spadek gospodarczy w 2012 roku ma wynieść 0,3 proc., a bezrobocie w połowie tego roku sięgnęło 11,3 proc. Inflacja na Islandii została zmniejszona do 4,2 proc. w 2011 roku, a w 2013 roku ma wynieść 3,9 proc.



Jak zwalczano kryzys?



Jak to możliwe, skoro w wyniku kryzysu Islandia znalazła się w znacznie gorszej sytuacji niż reszta Europy? Otóż władze wyspiarskiego kraju całkowicie inaczej podeszły do kwestii zwalczania kryzysu. Przede wszystkim nie ratowano banków, co zrobiła i robi nadal Unia Europejska, bo i tak Islandia nie miała na to tak wielkich pieniędzy, lecz pozwolono im upaść, a Islandzki Urząd Nadzoru Finansowego przejął krajowe operacje wszystkich trzech banków, które objął w zarząd komisaryczny. – Mieliśmy rację, nie pomagając bankom, gdyż ich długi były niemal dziesięciokrotnie większe od naszego PKB. Nabywcy obligacji banków nie powinni liczyć, że rząd im pomoże w kłopotach – mówił Mar Gudmundsson, prezes islandzkiego banku centralnego. Ponadto zamiast użyć stymulacji, obcięto wydatki publiczne i zastosowano środki oszczędnościowe, które były bolesne, ale szybko przyniosły dobre rezultaty. Poza tym zapewniono depozytariuszom zwrot ich bankowych depozytów, a mającym problemy finansowe zadłużonym gospodarstwom domowym i przedsiębiorcom dano ulgi w spłacie zaciągniętych zobowiązań, co uchroniło je od bankructwa. Darowano długi jednej czwartej populacji o wartości 13 proc. PKB kraju. Islandia miała też pewną przewagę nad krajami unijnymi już w momencie rozpoczęcia się kryzysu w roku 2008. Po pierwsze, kraj był w stosunkowo niewielkim stopniu zadłużony (28,5 proc. PKB), posiadając coroczne nadwyżki budżetowe. Po drugie, kurs korony był niekontrolowany przez urzędników, co spowodowało 30-50-procentową dewaluację, która z jednej strony uderzyła w Islandczyków (nastąpił spadek płac o około 50 proc.), ale z drugiej – pozwoliła utrzymać ważne rynki eksportowe.

Rządy Wielkiej Brytanii i Holandii same zrekompensowały straty swoim obywatelom i domagały się oddania pieniędzy przez Islandię. Althing, parlament Islandii, przygotował, co prawda, ustawę, na mocy której Brytyjczykom i Holendrom miało zostać przekazane prawie 6 mld USD w ramach kompensaty za utracone depozyty po upadku islandzkiego banku Icesave (oddział Landsbanki), jednak Olaf Ragnar Grimsson, prezydent Islandii, ją zawetował. Petycję do prezydenta, by zawetował ustawę, podpisało aż 56 tys. Islandczyków (prawie jedna piąta populacji wyspy). Zdecydowano, że ostatecznie decyzję o oddaniu pieniędzy podejmą Islandczycy w referendum. W marcu 2010 roku ponad 90 proc. głosujących obywateli Islandii odrzuciło propozycję spłacenia przez władze blisko 300 tys. holenderskich i brytyjskich klientów Landsbanki. W kwietniu 2011 roku na Islandii odbyło się drugie referendum, w którym 58 proc. głosujących opowiedziało się przeciwko spłacie w ciągu 30 lat 4 mld euro długu wobec Wielkiej Brytanii i Holandii.

Islandia zabezpiecza się też na przyszłość. Na początku sierpnia br. mniejszościowy partner koalicyjnego rządu przedstawił parlamentowi propozycję, według której banki nie mogłyby wykorzystywać gwarantowanych przez państwo depozytów do finansowania ryzykownych inwestycji, co oznaczałoby rozdzielenie bankowości inwestycyjnej od bankowości depozytowej. Zdaniem Alfheidur Ingadottir, przedstawiającej propozycję parlamentarzystki, jest to najlepszy sposób na powstrzymanie banków przed tworzeniem baniek aktywów. – Teraz bankowość inwestycyjna stanowi mniej niż 5 proc. operacji banków, których depozyty są gwarantowane przez państwo. Przed kryzysem wskaźnik ten w największym islandzkim pożyczkodawcy wynosił aż 33 proc. – powiedział Dawid Stefansson, ekonomista islandzkiego Arion Bank.



Politycy pod sąd



Jednak kryzys finansowy i gospodarczy na Islandii miał też inne dalekosiężne skutki. W wyniku protestów w styczniu 2009 roku centroprawicowy rząd premiera Geira Haarde’a podał się do dymisji. Z kolei w wyborach samorządowych w Reykiawiku jako wyraz protestu przeciwko politycznemu establishmentowi w maju 2010 roku aż 34,7 proc. głosów uzyskała nowo założona Partia Komików. Ponadto doprowadzono do powołania Zgromadzenia Narodowego w celu spisania nowej konstytucji.

Jednocześnie ponad 200 Islandczyków, w tym były premier i dyrektorzy wykonawczy upadłych banków, usłyszało zarzuty kryminalne dotyczące ich działalności. Decyzję o postawieniu tych osób przed sądem podjął Althing. We wrześniu 2010 roku były premier Haarde został postawiony przed sądem za to, że wpędził kraj w poważny kryzys gospodarczy. Według parlamentarzystów Haarde w okresie od lutego do października 2008 roku nie podjął żadnych działań, które mogłyby zapobiec rozwojowi kryzysu na Islandii. – To incydent bez precedensu. Przez ostatnie dwa lata banki upadały, a gospodarki miały problemy. Oczywiście, w przeszłości głowy państw były oskarżane za zbrodnie wojenne, jak Slobodan Milosevic czy Charles Taylor, ale jeszcze nigdy nie były sądzone za nieudolność ekonomiczną – skomentował w 2010 roku Gudni Th. Johannesson, historyk z Akademii w Reykiawiku. W kwietniu 2012 roku specjalny trybunał do rozpatrywania odpowiedzialności polityków orzekł, że Haarde jest winny jednego z czterech stawianych mu zarzutów dotyczących przyczynienia się do krachu krajowego systemu bankowego w 2008 roku, ale nie zostanie za to ukarany. Trybunał obciążył go winą za to, że w obliczu zbliżającego się kryzysu nie zwoływał poświęconych tej sprawie posiedzeń rządu. – Miałem przekonanie, że Islandia może stać się międzynarodowym centrum finansowym, takim jak Luksemburg czy Nowy Jork – bronił się Haarde. – Nikt nie przewidział, że może nastąpić finansowa zapaść – dodał.



Unia Europejska remedium na kryzys?



Pod koniec 2011 roku islandzki rząd rozważał zamianę korony na euro, ale w związku z problemami UE, w kraju nasilały się wątpliwości, czy to rozwiązanie byłoby rzeczywiście najlepsze. Dlatego islandzcy ekonomiści proponują w zamian zastąpienie korony stabilnym dolarem kanadyjskim. Zdaniem socjaldemokratycznej premier Johanny Sigurdardottir, utrzymanie korony jest niemożliwe, a obecna „sytuacja nie może zostać niezmieniona”. W sierpniu 2012 roku premier Siguardardottir przyznała, że kraj stoi w obliczu wyboru między kanadyjskim dolarem a euro. – Wybór jest między zrzeczeniem się suwerenności Islandii w polityce monetarnej przez jednostronne przyjęcie waluty innego kraju lub staniem się członkiem Unii Europejskiej – uważała szefowa rządu. A o przystąpieniu Islandii do UE mówiło się od dawna, co miało dać stabilizację makroekonomiczną. Już w lipcu 2009 roku islandzki parlament przegłosował rozpoczęcie rozmów dotyczących przystąpienia do Unii Europejskiej. Kilka dni później Ossur Skarphedinsson, minister spraw zagranicznych Islandii, złożył formalny wniosek o przyjęcie Islandii do Unii, mimo że w tym czasie aż 48,5 proc. Islandczyków było przeciwnych anszlusowi, a tylko 34,7 proc. opowiadało się za członkowstwem. Później uniosceptycyzm Islandczyków tylko wzrastał. Kiedy w czerwcu 2010 roku ministrowie spraw zagranicznych państw UE zgodzili się na otwarcie negocjacji akcesyjnych z Islandią, 57 proc. mieszkańców Islandii opowiadało się za wycofaniem przez ich kraj wniosku akcesyjnego. W lipcu 2010 roku rozpoczęły się formalne rozmowy Islandii w sprawie przystąpienia wyspy do Unii Europejskiej, a w czerwcu 2011 roku Islandia rozpoczęła negocjacje przedakcesyjne.

Mimo to sprawa członkostwa Islandii w Eurokołchozie nie jest jeszcze przesądzona. Kraj może wycofać wniosek o członkostwo. W maju 2012 roku aż 63,9 islandzkich przedsiębiorców opowiedziało się przeciwko członkostwu w UE.



Dlaczego nie chcą Unii



Zdaniem Hjörtura J. Guðmundssona, dyrektora islandzkiego wolnorynkowego think tanku Civis, jest wiele powodów, dla których Islandczycy nie chcą wchodzić do Unii Europejskiej. Przede wszystkim nie chcą tracić niezależności i niepodległości. Wśród powodów Guðmundsson upatruje też kwestię połowów ryb i swobodnego dostępu do wód terytorialnych, gdyż po wejściu do Unii obowiązywałby ich traktat lizboński, a to oznaczałoby utratę kontroli nad polityką dotyczącą połowów. Po przystąpieniu do UE Islandia musiałaby nie tylko dzielić się swoimi łowiskami, lecz także dostosowywać się do unijnych limitów połowowych, jak również przekazać Brukseli kompetencje dotyczące rolnictwa.

Do tego dochodzą kwestie czysto finansowe. Islandczycy uważają, że 990 mln koron (ponad 8,1 mln USD), które mają pójść na przygotowania do członkostwa, mogłoby zostać wydane na pilniejsze potrzeby. Co ciekawe, w 2010 roku Islandia odrzuciła propozycję otrzymania od Unii Europejskiej 30 mln euro w obawie przed tym, że pieniądze zostaną przeznaczone na unijną propagandę. Umiejętność tak trzeźwej oceny sytuacji, której niestety brakuje polskim oficjelom, może dawać nadzieję na rezygnację islandzkich polityków z ubiegania się o przyłączenie do Eurokołchozu już w przyszłym roku.