18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

#chirurg

Puzzle

Szakhal • 2022-01-01, 13:46
236


W czasie gdy wy spokojnie leczycie kaca, inni bawią się w układanie puzzli.
radek225 • 2022-01-01, 14:02  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (37 piw)
Quassar napisał/a:

Producenci petard powinny dawać dłuższy ląd a nie k***a zapalasz zaraz przy prochu jak zapałkę...
Jedyne petardy jakie są ok to te rakiety wystrzeliwane w górę w odpowiedniej wyrzutni i dystansu.
Ale co ja będę wam mówił niech debile dalej mocne wybuchowe petardy zapalają w ręce będzie więcej takich wypadków .



Kupujesz petardę, a małe państwo o powierzchni Watykanu w gratisie :) . Wtedy bym chyba hurtownikiem materiałów pirotechnicznych został, jakby do petard ląd dołączali. Ale nie długi, tylko aby też w szerz poszedł, bo co mi po wąskim pasku ziemi niczym półwysep helski. Tak poza tym nigdy nie strzelałem petardami z drachą, tylko zawsze z lontem i dzięki temu nigdy się nawet nie poparzyłem petardami i mam ręce całe.

Mieszkaniec nosa

phrontch • 2018-09-29, 15:17
47
Pewnemu Wietnamczykowi moskit zadomowił się w nosie

Ważny mecz...

krzyks • 2017-07-04, 12:18
411
...tego nie można przegapić :ciasteczkowy:

Szpitalny

koniosraj • 2016-04-09, 09:24
160
-Po co chirurgowi maseczka podczas operacji?
-Po to żeby nie oblizywał noża.

Polska służba zdrowia

Colossus • 2015-03-01, 19:51
170
Witajcie.

Pozwólcie, że podzielę się z wami historią, która spotkała mojego ojca. Niestety historia nie będzie zawierała żadnych zdjęć, ale w sumie to nie ma za bardzo czego fotografować, więc do rzeczy.

Kilka tygodni temu ojciec wyczuł u siebie przepuklinę, wiedział czym to się objawia ponieważ kiedyś już miał przepuklinę, więc potrafił to określić. Poszedł do przychodni po skierowanie do szpitala, w celu przeprowadzenia zabiegu. Ojciec dostał skierowanie po czym udał się do szpitala i umówił na zabieg. Musiał czekać miesiąc ponieważ nie miał szczepionki przeciw żółtaczce typu B, więc musiał je przyjąć.

Po kilku dniach objawy się nasiliły, ojca zaczęło bardzo boleć, pojechaliśmy na izbę przyjęć. Tam zrobili mu badania i puścili do domu bo niby wszystko w porządku.

Po kolejnych kilku dniach ojciec już zwijał się z bólu, nie mógł niczego jeść, cokolwiek zjadł, natychmiast zwymiotował. Pojechaliśmy do chirurga i ten wydał pilne skierowanie na izbę przyjęć. Ojca przyjęli, wykonali zabieg i wszystko miało być w porządku.

Niestety, okazało się, że to nie tylko przepuklina, ojciec miał niedrożne jelita, cokolwiek zjadł od razu wymiotował bo wszystko się cofało. W jelito wdała się martwica, więc lekarze usunęli ten martwy kawałek oraz założyli ojcu stomię

Po tym zabiegu niby miało być już w porządku, oczywiście przez pewien czas ojciec miał jeść dożylnie i tylko czekaliśmy, aż w końcu te jelita zaczną pracować. Niestety w woreczkach do stomii nic się nie pojawiało przez tydzień. Po kilkunastu dniach ojca ponownie otworzyli, popatrzyli i zamknęli bo nie wiedzieli co robić. Ot tak, jedno machnięcie skalpelem w tą czy w tą, bez różnicy dla nich.

Podczas tego zabiegu zrobili ojcu jakieś zdjęcia i wysłali to do profesora ze szpitala w innym mieście.

Po zapoznaniu się z ojca przypadkiem zdecydowali się przyjąć go do innego miasta, gdzie mieli specjalistyczny oddział zajmujący się takimi przypadkami.

W nowym szpitalu też do końca nie wiedzieli co mu jest, dawali antybiotyki, przeczyścili jelita, zlecili badania i czekali na wyniki.

Gdy przyszły wyniki, okazało się, że ojciec miał jakiegoś guza, podobno nic groźnego więc wycięli ok 50 cm jelita grubego oraz przenieśli stomię w inną część jelita, ponieważ podobno w pierwszym szpitalu nie zrobili tego za dobrze.

No i praktycznie historia się kończy, ojca wypisali do domu po 34 dniach leżenia w szpitalu, przez ok 30 dni niczego nie jadł, schudł 13 kg, no ale najważniejsze, że już jest w porządku i może normalnie jeść.

Najgorszy był oczywiście ten pierwszy szpital, nie był to specjalistyczny szpital zajmujący się tymi sprawami, ale lekarze trzymali ojca chyba z nudów, a mojej mamie mówili, ze to beznadziejny przypadek i żeby nie robiła sobie zbyt dużych nadziei. Dla naszej rodziny to miesiąc z życia wyjęty. Na koniec, kiedy ojciec wychodził z tego drugiego szpitala, lekarz który go operował powiedział, żeby się cieszył, że żyje.

I to tyle, pewnie i tak niewielu to przeczyta bo się trochę rozwlekłem :-P no ale tak pięknie wygląda leczenie w naszym kraju. Nie wiedzą co Ci jest, więc zamiast spytać kogoś mądrzejszego będą Cię trzymać i czekać aż umrzesz.
raflas • 2015-03-01, 21:25  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (93 piw)
To się podłączę pod wątek i opowiem historię z moim ojcem. Kilka lat temu coś się ze staruszkiem zaczęło dziać niedobrego - schudł 10kg w ciągu tygodnia. Po wielkich bojach z lekarzem rodzinnym, dostał skierowanie na badania m.in. na prześwietlenie płuc. Potem po wielkich bojach u lekarza specjalisty z podejrzeniem raka płuc skierowano go na szczegółowe badania. Minęły ze 3 tygodnie i stwierdzono mega 6-cm guza w płucach z naciekiem na oskrzela bez możliwości wykoniania operacji. Ogólnie siara jak ch... no i pan lekarz stwierdził, że zasadniczo sytuacja jest słaba, że można się już pożegnać itp. itd. i że można cośtam spróbować robić ale pozostawił nas samych sobie. Żadnych informacji co w ogóle możnaby tu zadziałać.

Mimo tego nie poddałem się i dobijałem się we wszelkie możliwe miejsca gdzie cokolwiek można zrobić. Byłem nawet z płytką z nagraniem tomografu u ordynatora onkologii w większym mieście, a ten nawet nie za bardzo umiał odpalić nagranie i się temu przyjrzeć to stwierdził, że guz nieoperacyjny i ta sama historia jak z lekarzem w moim mieście.

Koniec końców trafiłęm do Giganta w Białymstoku na oddział płucny i skonsultowałem sprawę bezpośrednio z chirurgami. Panowie mimo sędziwego wieku konkretnie obejrzeli tomograf klatka po klatce, powiedzieli, że jest ch*jnia ale że da się to zoperować. Powiedzieli, żebym natychmiast przywiózł ojca i oni spróbują go naprawić.

Potrzebowałęm skierowanie ze szpitala w moim mieście więc zajechałem do pana lekarza, który zdiagnozował raka i powiedziałem o co chodzi, że jednak da się zoperować. Chyba jego honor został zszargany bo pan lekarz wyjechał mi z takim tekstem: PHI, SKORO CHCE IM SIĘ W TO BAWIĆ TO MASZ TE SKIEROWANIE. Nosz k***a..... straciłęm cały szacunek do typa, który swoją drogą był moim dalszym znajomy.

Nie będę dalej zanudzał. W Białymstoku chłopaki po serii badań wyp***zielili skażone płuco i staruszek już trzy lata buja na tym świecie zdrowy - no może nie do końca zdrowy bo przez brak płuca szybko się męczy ale kurfa ŻYJE! Do tego nie ma żadnych przerzutów.

Chciałbym z całego serca podziękować dr. Cybuskiemu z oddziału płucnego w Białystoku, który naprawił starszego, a całej tej reszcie patałachów z polskiej służby zdrowia życzyć wielkiego murzyńskiego kutacha w odbycie!

Pijany lekarz

BongMan • 2014-11-02, 16:46
430
Anestezjolog nachyla się nad pacjentem zakładając mu maskę do narkozy. Pacjent nagle blednie i krzyczy:
- Doktorze!! Czuję od Pana alkohol! Pan jest pijany!!!
- Ja jestem pijany??? Hehehe. Poczekaj Pan, aż chirurga zobaczysz.

Nowa dziewczyna

Pips • 2014-09-25, 11:47
354
Spotkałem ostatnio starego znajomego z którym się nie widziałem dłuższy okres czasu i wywiązał się między nami taki dialog:

- Siema stary, co tam u ciebie słychać?
- Witaj, poznałem ostatnio dziewczynę.
- O, to gratuluję. Jak wam się układa?
- W porządku, tylko jest strasznie nieśmiała.
- Kto jak kto ale ty ją na pewno otworzysz :amused:

Ja i znajomy w śmiech, dodam że znajomy jest chirurgiem 8-)

Tak, wiem. Śmieszki z nas.
Himmler • 2014-09-25, 11:49  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (100 piw)
Ale z Was śmieszki :krejzi:

Ot taka tam magiczna sztuczka

ossTin • 2014-09-07, 19:37
112
Zima blisko czas wyciągnąć czapkę :amused:

Pener • 2014-09-07, 23:49  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (29 piw)
Cytat:

Zawsze jak widzę te filmiki, co wyciągają tampony z nosa po usunięciu przegrody itp. To myślę, jakie to musi być ch*jowe uczucie mieć wsadzone tyle waty do kichawy...



może jest fajnie? jak wyciąganie k***itnej kozicy do zrolowania i pstryknięcia

Chirurgia (jeszcze nie tak) dawno temu

Anonymous • 2014-07-28, 12:09
17
Chciałbym polecić Wam książkę, która ostatnio wpadła mi w ręce „Stulecie chirurgów”. Książka jest popularnonaukowa, ale napisana w konwencji krótkich opowiadań niepowiązanych fabularnie, więc można je czytać w dowolnej kolejności. Przedstawiają one jak wyglądała chirurgia jeszcze nie tak dawno temu, bo w pierwszej połowie XIX wieku. Dopiero w 1846 r. użyto eteru do zabiegu medycznego. Wcześniej wizyta u chirurga praktycznie nie różniła się niczym od wizyty u kata, a w przypadku konieczności amputacji mogła nawet być lepsza, ponieważ kat używał topora, a chirurdzy cięli kości piłami do drewna, co bardziej „humanitarni” łamali kość przed rozpoczęciem zabiegu. Pokazuje też, jak bardzo zmienił się poziom wiedzy chirurga od czasów naszych pradziadków do lat obecnych. O ile jeszcze w XIX wieku studia chirurgii trwały zaledwie 2 – 3 lat, co ambitniejsi studiowali 5, ale zmieniali uczelnie, to obecnie, od momentu rozpoczęcia studiów medycznych, do kierowania przeprowadzaną operacją, mija adeptowi tej dziedziny nie mniej niż 13 lat trudnej nauki.
Oto opis usunięcia kamienia moczowego z pęcherza (przypominam, że to wszystko było robione „na żywca”). Operacja była przeprowadzana Indiach, ale Europejskie operacje różniły się jedynie w drobnych detalach:

Cytat:

Wychudła stara twarz Mukerji pozostała nieporuszona. Wyciągnął naoliwione palce, którymi przez odbytnicę docisnął kamień do dna pęcherza. Głęboko w kroczu dziecka tkwił nóż Mukerji, czerwony od tryskającej krwi. Wbił go szybkim ruchem przez odbyt między mosznę i krocze aż do pęcherza. Gdy go wyciągnął, chłopiec miotał głową w dzikim bólu, a z jego gardła wydobywał się głośny, rozdzierający serce krzyk. Mukerji wsadził wskazujący palec w ranę i starał się wymacać kamień. Nie od razu go znalazł, wcisnął więc dłoń w krwawiące krocze dziecka, by sięgnąć głębiej do pęcherza. Jednocześnie uciskał drugą pięścią brzuch. Z tej też strony przycisnął kamień bliżej do palca tkwiącego w ranie. Nagle wyjął zakrwawione palce i uchwycił długie, wąskie kleszcze, leżące w brudzie na podłodze. Wcisnął je przez ranę. raz jeszcze pięścią przygniótł brzuch dziecka i zwarł kleszcze. Jego knykcie zabarwiły się żółtawą bielą. Dal się słyszeć zgrzytliwy szmer. Potem Mukerji pociągnął, a gdy dziecko z krzykiem udręki jeszcze raz usiłowało się zerwać, podniósł kleszcze i podał swemu pomocnikowi różowożółty kamień pęcherzowy, może na dwa centymetry szeroki i trzy centymetry długi. Przez parę sekund panowała w niskiej chałupie przerażająca cisza. Pomocnik Mukerji zwolnił uchwyt. Sam Mukerji nie troszczył się zgoła o krwawiącą ranę, nie próbował zatamować krwi. nie włożył tamponu w częściowo rozciętą, częściowo rozdartą ranę. nie założył
żadnego opatrunku. Dał jedynie znak pomocnikom, którzy ścisnęli uda jęczącego chłopca i zawiązali je dwoma konopnymi sznurami. Mukerji tymczasem odwrócił się do niego plecami. Stał głęboko zgarbiony; brudną, skrwawioną ręką wsunął kamień do sakiewki, którą nosił przy czymś w rodzaju pasa.



Opisany wyżej zabieg pozostał praktycznie niezmieniony od czasów Juliusza Cezara, o czym jest wzmianka w tej książce. Pojawiły się jedynie nowsze narzędzia, ale sposób przeprowadzania operacji pozostał ten sam.

W tamtym okresie strach przed operacją usuwania kamieni z pęcherza (a była to bardzo powszechna dolegliwość) był tak wielki, że ludzie próbowali na własną rękę rozwiązywać ten problem. Pili różne specyfiki własnego pomysłu, konstruowali miniaturowe pilniki wsuwane przez cewkę moczową do pęcherza w celu spiłowania go do niewielkich rozmiarów i „urodzenia”, niektórzy woleli sami, przez brzuch sobie usunąć kamień niż pozwolić na to, żeby lekarz wbił nóż w samo krocze, tuż obok odbytu. Wszystko to odbywało się w brudzie i smrodzie, ponieważ nikt nie zdawał sobie sprawy z istnienia bakterii chorobotwórczych. Nierzadko zabieg odbywał się też jako publiczny pokaz umiejętności chirurga, lub po prostu w ramach nauki dla studentów na uniwersytetach.
Opisów takich jak powyższy jest tam więcej, więc dla lubiących książki sadoli w sam raz.