"Katastrofa Tunguska"
Dosyć dużo scrollowania, więc jak się komuś nie chce czytać, proponuję użyć klawisza "end"
Katastrofa tunguska – wydarzenie z 30 czerwca 1908 w tajdze, w środkowej Syberii (+60° 53' 8.51", +101° 53' 36.71") nad rzeką Podkamienna Tunguzka, na północ od jeziora Bajkał. Doszło tam wówczas do ogromnej eksplozji, która powaliła drzewa w promieniu 40 km, widziana była w promieniu 650 km, słyszana w promieniu 1000 km, zaś niezwykle silny wstrząs zarejestrowały wówczas sejsmografy na całej Ziemi, a wreszcie — dzięki szczególnemu położeniu Słońca w okresie przesilenia letniego, wskutek odbijania światła przez pył, będący efektem eksplozji — w wielu europejskich miastach zaobserwowano zjawisko "białej nocy". Uderzenie było tak silne, że ówczesne rosyjskie magnetometry pokazywały w jego rejonie drugi biegun północny.
Jest wiele zagadek i niejasności dotyczących tej katastrofy. Wciąż do końca nie wiadomo, co wywołało tak potężny wybuch.
maps.google.com/maps?f=q&hl=en&geocode=&time=&date=&am... miejsce katastrofy w google maps, poniżej widok z samolotu
Rankiem 30 czerwca 1908 roku, na odludnych terenach tajgi syberyjskiej, w okolicach jeziora Bajkał, miała miejsce największa, zarejestrowana w historii ludzkości, katastrofa kosmiczna. Mimo upływu stulecia, ogromnego rozwoju nauki, dalej nie wyjaśniono okoliczności tego zdarzenia.
Tuż po 7:10 czasu lokalnego, osadnicy z rejonu jeziora Bajkał zaobserwowali na niebie, przelatującą w kierunku północno-zachodnim, kolumnę oślepiającego światła, prawie tak jasną jak Słońce. Po około 10 minutach, dotarł do nich przeszywający huk eksplozji. W odległej o 64km od epicentrum miejscowości Wanawara zniszczenia spowodowane falą uderzeniową były ogromne, a promieniowanie cieplne tak intensywne, że mieszkańcom wydawało się, że palą się ich ubrania. W promieniu 40 kilometrów, drzewa zostały powalone niczym zapałki, tworząc charakterystyczny wzór motyla. Efekty tego zdarzenia, pod postacią niezwykle silnych fal sejsmicznych, zostały zarejestrowane na całym globie.
Energia uwolniona w wyniku incydentu tunguskiego była ogromna – szacujemy ją obecnie na równoważnik 10-20 megaton – co jest odpowiednikiem energii wywołanej wybuchem 15 milionów ton trotylu TNT. Dla porównania, jest to moc 1000 razy większa, niż posiadała bomba Little Boy, zrzucona przez Amerykanów 6 sierpnia 1945 roku na Hiroszimę. Przy tak ogromnej sile wybuchu, wydaje się zdumiewającym, iż nie zanotowano żadnych bezpośrednich ofiar katastrofy. Spowodowane było to wyjątkowo niskim zaludnieniem rejonów katastrofy.
Wiadomo, iż około 7:17 rano lud zgromadzony na wzgórzach na północny-zachód od jeziora Bajkał ujrzał kolumnę niebieskawego światła, niemalże tak jasną jak słońce, która poruszała się po niebie. Jakieś 10 minut później nastąpił błysk i ogromny huk, przypominający artyleryjską salwę, który pojawił się w krótkich seriach. Ludzi znajdujących się bliżej centrum wybuchu fala uderzeniowa poprzewracała na ziemię, zaś w promieniu setek kilometrów z okien posypały się szyby.
Kiedy świadkowie otrząsnęli się, byli tak zdumieni, iż uważali, że rozpoczął się właśnie koniec świata. To niesamowite zdarzenie spowodowało, iż niektórzy zaczęli zgłaszać się do miejscowych władz pytaniem, co dalej robić. Jednak upływ czasu upewnił ich, że Armagedon jest jednak zarezerwowany na inny dzień. Wraz z rozwojem wydarzeń twierdzono, iż jeśli eksplozja wiązała się z meteorytem i jeśli wydarzyłaby się 4 godziny 47 minut później, kompletnie pogrążyłaby w ruinie jedno z największych miast ówczesnej carskiej Rosji, jakim był Sankt Petersburg. Jeśli rzeczywiście doszłoby do tego, historia świata wyglądałaby zupełnie inaczej. Możliwe, iż zamiast Rewolucji październikowej i późniejszej Zimnej Wojny, a nawet I i II Wojny Światowej miałaby miejsce operacja ratunkowa na masową skalę, której charakter byłby raczej jednoczący.
Wróćmy jednak do wydarzeń. Eksplozja zarejestrowana została przez stacje sejsmiczne w całej Eurazji wskazując szacunkową wartość 5 stopni w skali Richtera (ponieważ skala ta jeszcze nie istniała). Jeśli idzie o niebiosa, w czasie tygodni po wybuchu nocne niebo było tak jasne, iż można było bez przeszkód czytać (ponadto noce były wówczas krótkie).
Mimo, iż w dekady po eksplozji powstawały kolejne poświęcone jej książki, wydarzenie to wzbudziło w miarę niewielkie zainteresowanie naukowców. Systematyczne spisywanie relacji naocznych świadków rozpoczęło się dopiero w 1959 roku, czyli pół wieku po incydencie. Wtedy przeprowadzono wywiady z miejscowymi, którzy w 1908 znajdowali się w promieniu 100 km od epicentrum.
Relacje świadków:
Relacje ludzi, którzy obserwowali to zjawisko z różnych punktów tej części Syberii, nie są jednakowe. Dla przykładu we wsi Keżma nad Angarą jeden z zesłańców obserwował podłużny biały „obłok” kierujący się na północ. Był on, według jego relacji, „jaśniejszy niż dysk słoneczny, jednak niemal tak samo rażący jak promienie słońca”. W tym samym czasie mieszkaniec wsi Kondraszino leżącej na prawym brzegu Leny zauważył „ogniste ciało latające”, które przypominało kształtem samolot bez skrzydeł lub latający „liść”. Świadek mówił: „Było ono tak długie jak samolot i leciało tak samo wysoko, tyle że bardziej płynnie. Obiekt był czerwony jak ogień lub pomidor. Leciał lotem poziomym, ale nie spadał i przeleciał nad klifem Cimbały na ok. dwóch-trzecich jego wysokości. Potem przeleciał jeszcze dwa kilometry i wykonał gwałtowny zwrot na prawo, pod bardzo ostrym kątem”. W pobliżu epicentrum eksplozji znajdowali się z kolei dwaj ewenkijscy bracia, Czuczancza i Czekaren, którzy zaobserwowali kilka świetlnych błysków i eksplozji. „Widzieliśmy jeszcze jeden błysk, a nad naszymi głowami rozległ się grzmot, po którym przyszła wichura, która powaliła nas na ziemię. Czekaren krzyczał: ‘Patrz w górę!’ i wskazywał ręką na niebo. Spojrzałem i ujrzałem jeszcze więcej piorunów, którym towarzyszyły grzmoty”. Opisy te wskazują, że zjawisko tunguskie miało wbrew wszystkiemu bardzo skomplikowany przebieg…
20 lat temu red. Wanda Konarzewska z Telewizji Polskiej prowadziła program o katastrofie tunguskiej. Zwróciła się wówczas do telewidzów, by ci, którzy mają jakieś własne koncepcje na ten temat, skontaktowali się z redakcją. Przyszło około 6000 listów z najróżniejszymi pomysłami. Do studia zaproszono autorów sześciu listów, w tym mnie, jako twórcę jednej z najdziwniejszych teorii. Uważałem mianowicie, iż był to bezzałogowy statek kosmiczny, kierowany przez komputer, który, w obliczu nieuniknionej katastrofy specjalnie doprowadził statek nad tereny nie zamieszkane. Stąd wahania jego kursów.
Wśród osób zaproszonych wówczas do Studia TV był naoczny świadek zdarzenia, pan Józef Z. ze Zduńskiej Woli. W chwili eksplozji miał 8 lat i mieszkał wraz z ojcem, zesłańcem politycznym, około 260 km od epicentrum wybuchu. Miałem więc możność zanotować jego relację, którą tu w skrócie podaję:
"Tego dnia o godzinie siódmej rano wyszedłem do odległej o 3 km szkoły. Nagle (dokładnie o godzinie 7.27 - K.B.) zrobiło się niesamowicie cicho. Zamilkły ptaki, nie było słychać szumu gałęzi ani normalnych odgłosów tajgi. Jasny poranek przygasł i wszystko wokoło zżółkło, nawet moje ręce i ubranie. Przestraszyłem się bardzo i zawróciłem do domu. Kiedy szedłem, wszystko stawało się pomarańczowe, nawet liście na drzewach i trawa. Gdy byłem już w domu, ojciec kazał pozasłaniać okna, ale mimo to ta cisza trwała jeszcze osiem godzin, a barwa otoczenia zmieniała się poprzez czerwoną, ciemnobordową aż do czarnej. Gdy zrobiło się wokoło czarno, a była dopiero trzecia po południu, wyszliśmy przed dom zobaczyć, co się dzieje. Patrząc w kierunku północno-wschodnim (w stronę Podkamiennej Tunguskiej), widzieliśmy ścianę jakby lejącej się z góry aż po horyzont rtęci."
Dane zebrane z wielu źródeł mówią o różnym czasie trwania zjawiska: od czterech minut lotu "rury", do dwóch godzin lotu nieznanego ciała niebieskiego, które rzekomo widziało przez teleskop dwóch astronomów z zachodniej Kanady. A tu masz! Naoczny świadek twierdzi, że trwało to osiem godzin.
Kto ma rację? Być może wszyscy.
Efekt wyciszenia i zmiana barwy światła mówią fizykowi o zaburzeniach w biegu czasu.
Ufolog z kolei zauważy, że wiele razy świadkowie obserwujący UFO podczas dnia wspominali o zmianach barwy otoczenia i ściemnianiu się światła aż do zupełnej czerni, a także o tym, że podczas nocnych obserwacji najbliższa okolica wokół obiektu wydaje się oślepiająco świecić jak rtęć. Właśnie tak, jak opowiadał o tym naoczny świadek katastrofy tunguskiej. Zdaniem najwybitniejszych ufologów świata, wśród których nie brak fizyków z tytułami profesorskimi, efekty takie mogłyby wystąpić, gdyby nieznany obiekt poruszał się za pomocą antygrawitacji, uzyskiwanej poprzez wytwarzanie wokoło statku pola magnetycznego niezwykłej mocy.
"W porze śniadania siedziałem koło domu w faktorii Wanawara zwrócony na północ. Właśnie podnosiłem siekierę, żeby ścisnąć obręcz beczki, kiedy nagle niebo na północy jak gdyby rozszczepiło się na dwie części i wysoko nad lasem ukazał się ogień. Szczelina na niebie stale się powiększała i cała jego północna część była pokryta ogniem. Poczułem wtedy wielkie gorąco, jak gdyby zapaliła się na mnie koszula. To gorąco szło z północy. Chciałem koszulę zrzucić, ale w tym momencie rozległ się na niebie huk i potężny grzmot. Rzuciło mnie na ziemię około siedmiu metrów od ganka i straciłem przytomność."
Teorie naukowców:
Pierwsza ekspedycja przybyła na miejsce w 1921 roku, kiedy rosyjski mineralog Leonid Kulik odwiedzał dorzecze Podkamiennej Tunguski w ramach wyprawy Sowieckiej Akademii Nauk. Z relacji miejscowych wysnuł on teorię, iż wybuch spowodował upadek gigantycznego meteorytu. Kulik skłonił Sowietów do finansowania dalszych wypraw w ten region, których celem miało być znalezienie meteorytu. Druga ekspedycja, która wyruszyła w 1927 ku swemu zaskoczeniu nie odnalazła krateru. O wydarzeniach sprzed kilkunastu lat świadczyły jedynie poprzewracane drzewa, na które natknąć się można jeszcze dziś.
Kulik organizował także dalsze wyprawy, jednak bez rezultatów. Ekspedycjom z lat 50-tych i 60-tych ub. wieku udało się odnaleźć mikroskopijne szklane kulki w glebie. Ich analiza chemiczna wykazała, iż zawierają dużo niklu i irydu, które to pierwiastki występują w meteorytach, co stanowiło najlepszy jak na razie dowód na eksplozję tego typu obiektu nad Syberią. W czerwcu 2007 roku uczeni z Uniwersytetu Bolońskiego twierdzili, iż potencjalnym miejscem upadku meteorytu jest Jezioro Czeko. Jednakże teorie te obalono już na początku lat 60-tych. Włosi spierali się natomiast twierdząc, iż wówczas „ogłoszono, że jezioro nie jest pouderzeniowym kraterem, ale ówczesne technologie były ograniczone.”
Jedna z teorii wiąże się z postacią genialnego odkrywcy, Nikoli Tesli. Oliver Nichelson był pierwszą osobą twierdzącą, iż za tunguską eksplozję odpowiadał nieudany eksperyment Serba. Nichelson twierdził, iż do eksplozji doszło w czasie, kiedy Robert Peary starał się dotrzeć na Biegun Północny, zaś Tesla nie znajdował się w najlepszym stanie emocjonalnym. W tym okresie życia miał uświadomić sobie, że jego wynalazki wyprzedzają epokę, zaś niektóre z nich nigdy nie ziszczą się, ponieważ świat zwyczajnie nie jest na nie gotowy lub nie chciał ich. Niektóre z pomysłów, jak bezprzewodowe przesyłanie energii wyprzedzały co najmniej o wiek swe odkrycie.
Psycholog Marc J. Seifer twierdził, iż Tesla w 1906 roku cierpiał na nerwowe załamanie z powodu śmierci dwóch znanych mu osób, w tym Stanforda White’a – architekta, który stworzył Wardenclyffe Tower – maszt telekomunikacyjny stworzony m.in. dla potrzeb komercyjnej telefonii transatlantyckiej.
Jerry Smith zastanawiał się, czy depresja Tesli spowodowała, iż zaczął swe eksperymenty na ludziach. Dla przykładu, zatonięcie francuskiego statku Irene w 1907 roku spowodowała iskra elektryczna. Tesla został w to wmieszany przez amerykańskiego wynalazcę, Lee De Foresta, który twierdził, iż Serb eksperymentuje z „torpedą”, które jest w stanie niszczyć statki. Na to poważne oskarżenie Tesla wypowiedział się w „New York Timesie”, choć nie zaprzeczył tej możliwości ani swym związkom z tymi wydarzeniami oświadczając, iż rzeczywiście zbudował i testował podobne zdalnie sterowane torpedy, nie twierdząc oczywiście, że miały jakikolwiek związek z zatonięciem Irene. W kolejnym liście do gazety z 21 kwietnia 1908 roku po raz kolejny wyraził się on o destrukcyjnych możliwościach fal elektrycznych. Na dwa miesiące przed tunguskimi wydarzeniami pisał: „Nie jest to sen. Nawet teraz skonstruować można bezprzewodowe elektrownie, dzięki którym każdy region na świecie może stać się nieodpowiedni do zamieszkania bez poddawania populacji zamieszkującej inne części poważnemu zagrożeniu lub problemom.” W 1915 roku Tesla orzekł: „Przesyłanie energii elektryczne bez użycia drutów i wywoływanie niszczycielskich efektów na odległość jest niezwykle praktyczne. Skonstruowałem już bezprzewodowy przekaźnik, który to umożliwia. […] Kiedy jednak znajdzie się w niepowołanych rękach może być użyty do niszczenia mienia i życia. Metoda ta jest na tyle dobrze rozwinięta, aby powodować wielkie zniszczenia w każdej części globu z wielką skutecznością.” Za „czynnikiem Tesli” przemawia fakt, iż zbudowane przez niego urządzenie może generować energię mogącą uwolnić siłę 10 megaton trotylu (i więcej). Natura eksplozji tunguskiej zgodna jest ponadto z tym, co wydarzyć się może w czasie nagłego uwolnienia takiej energii. Eksplozja ta nie pozostawiłaby po sobie krateru, co więcej relacje o magnetycznych i atmosferycznych zaburzeniach napływające po tunguskim wybuchu z różnych części świata wskazują na duże zmiany w warunkach elektrycznych planety. Tesla twierdził, iż to zjawisko było jednym z efektów, które mógł osiągnąć dzięki swemu urządzeniu.
Jak zauważa Nichelson: „Kiedy Tesla użył swego urządzenia, drastycznie zmieniło ono naturalne elektryczne warunki panujące na Ziemi. Sprawiając, że wyładowania elektryczne na planecie wibrują zgodnie z jego przekaźnikiem, był on w stanie stworzyć pole elektryczne, które wpływało na kompasy sprawiając także, iż wyższe partie atmosfery zachowywały się jak lampy gazowe z jego laboratorium. Przekształcił on cały glob w prosty moduł elektryczny, nad którym mógł panować.” Ta teoria wydaje się nieco straszliwa i niezwykła, lecz pomimo możliwości, iż Tesla mógł być odpowiedzialny za tunguską eksplozję, teoria ta pozostaje jedynie niepotwierdzonym przypuszczeniem.
Hipoteza Korlevica
W 1990 w rejon katastrofy udała się ekspedycja naukowa składająca się z badaczy rosyjskich, bułgarskich, francuskich i szwedzkich, oraz Chorwata Korado Korlevica. Ten ostatni, po dziesięciu dniach pobierania próbek ziemi, oznajmił, że wyrobił sobie pogląd na przyczynę i przebieg katastrofy tunguskiej.
Zdaniem Korlevica wybuch spowodowany został zderzeniem Ziemi z meteorytem o wielkości porównywalnej z drapaczami chmur. Dwadzieścia sekund po eksplozji na niewielkiej wysokości powstał grzyb rozżarzonej pary wodnej o temperaturze 15 000 °C, który "ugotował" całą strefę uderzenia – popiół i piasek stopiły się, tworząc tektyty — szklane kuleczki, odnalezione przez ekspedycję Kulika. Według chorwackiego uczonego powstała fala uderzeniowa rozchodziła się równolegle do powierzchni ziemi, co wyjaśnia, dlaczego zniszczenia lasów na powierzchni 2150 km² miały nieregularny kształt, który widziany z góry przypominał motyla. Korlevic wyjaśnił również nietypowy kształt drzew, jakie rosną do dnia dzisiejszego w rejonie Podkamiennej Tunguski — miałoby to być wynikiem opaleń powstałych wskutek pożarów, jakie miały miejsce po upadku meteorytu.
Hipoteza statku pozaziemskiego
Powstało wiele teorii bazujących na tym że istoty pozaziemskie były zamieszane w katastrofę Tunguską, włączając katastrofę statku pozaziemskiego lub użycie pozaziemskiej broni w celu zniszczenia zagrożenia grożącego Ziemi. Jan Pająk wysunął teorie, że za katastrofę był odpowiedzialny obcy statek kosmiczny z napędem magnetycznym (magnokraft). Eksplozja uwolniła ogromną energię zakumulowaną w polu magnetycznym.
Gwiazda smierci, a moze antymateria?
Naukowo udowodniono istnienie gwiazd o średnicy kilku kilometrów, których masa zbliżona jest do masy Słońca. Tak wielkie "upakowanie" materii może nastąpić w wyniku pozbawienia wszystkich pierwiastków otoczki elektronowej (zostają tylko jądra). Maleńki kawałek takiej materii w kontakcie z ziemią mógłby wywołać tak wielkie spustoszenie. Innego zdania jest natomiast L. LaPaza, który twierdzi, iż sprawcą wybuchu było wtargnięcie do naszej atmosfery ziarnka antymaterii. Teoria jest o tyle prawdopodobna, że poparli ją profesorowie - nobliści: C. Cowen, W. Libby oraz sam K. Atlury. Możliwe, że wybuch nastąpił w procesie anihilacji antymaterii, podczas jej kontaktu z gazami atmosfery. Mogło to doprowadzić do wyzwolenia ogromnej ilości energii jądrowej. Dla potwierdzenia swej teorii naukowcy zbadali pierścienie przyrostu 300-letniej sosny. Badania wykazały, iż w latach: 1873, 1909 oraz 1923 pierścienie zawierały zwiększoną ilość izotopu węgla C-14. Słój z roku 1909 wykracza znacznie poza normę, co może być przyczyną silnego promieniowania jonizującego. Inną hipotezę skonstruował A. Zołotow, który twierdzi, że z energia ta została uwolniona przez wybuch jądrowy. Słój z 1908 roku wykazuje również obecność cezu-137, pierścienie z następnych 15 lat też wykazują skoki radioaktywności (można to wytłumaczyć opadami radioaktywnymi). Z teorią tą pokrywa się fakt wystąpienia efektu geomagnetycznego, zbieżnego w zaburzeniach pola magnetycznego do fal powstałych podczas sztucznych wybuchów jądrowych.
Meteoryt czy kometa?
Po II wojnie światowej uczeni skupili uwagę na opracowaniu próbek zebranych podczas wypraw Kulika. 12 lutego 1947 r. uwagę naukowców przykuło kosmiczne bombardowanie w górach Sikhote Alin, gdzie spadł prawdziwy "deszcz żelaza". Tajga została zniszczona na powierzchni 1 km2, krater meteorytowy miał średnicę 26,5 m, a głębokość 6 m. Znaleziono też tektyty: kawałki szkliwa, które towarzyszą upadkom meteorytów.
Miejsce katastrofy Analiza wydarzeń z Sikhote Alin wykazała, że katastrofa tunguska na pewno nie została spowodowana przez meteoryt żelazny. Badania symulacyjne fali balistycznej pozwoliły stwierdzić, że "ciało tunguskie" nigdy nie uderzyło o powierzchnię Ziemi. Rozpadło się wskutek wybuchu nad tajgą. W samym centrum wybuchu drzewa zostały spalone, lecz sterczą w pozycji pionowej - to dowód na to, iż uderzenie nastąpiło z góry. Fala rozchodząca się pod kątem od epicentrum powaliła drzewa, tworząc z nich promienisty "wzór".
W 1960 r. dr Fiesenkow wysunął hipotezę mówiącą, że katastrofa tunguska była rezultatem kolizji Ziemi z jądrem małej komety. Jednakze jest to malo prawdopodobne.
Więc co to było? No cóż, jak powiadał Sherlock Holmes, jeśli wykluczymy wszystkie możliwe wyjaśnienia zagadki, niemożliwe wyjaśnienie okaże się prawdziwe...
Hipoteza, która tłumaczy wszystko
W 1947 r. radziecki uczony Kazancew postawił hipotezę, że przyczyną katastrofy tunguskiej była awaria marsjańskiego statku kosmicznego z napędem nuklearnym. Teza wydawała się fantastyczna, a jednak naukowcy postanowili ją sprawdzić. Po przeprowadzeniu badań profesor Aleksiej Zołotow ogłosił, że jest absolutnie przekonany, iż obiekt eksplodujący w 1908 roku nad Syberią był pozaziemskim statkiem kosmicznym. A oto podstawy jego hipotezy:
Zamiast szczątków meteorytu znajdowano na tamtych terenach sferule - małe kuleczki (tunguskie miały ok. 1 mm średnicy). W niektórych miejscach w dorzeczu Podkamiennej Tunguskiej zagęszczenie sferul jest bardzo duże.
u Analiza słojów starego modrzewia, który przeżył tę katastrofę, wykazała, że od 1848 r. drzewo rosło normalnie przez 60 lat. Po roku 1908 modrzew walczył o życie - przyrost drewna był zaburzony, patologiczny. Po 1938 r. drzewo znów przyrastało normalnie, do czasu, gdy ścięli je naukowcy. Ten modrzew nie jest wyjątkiem. Słoje pni drzew ściętych na tym obszarze wykazują, iż w roku 1908 ich normalny rozwój został na kilka lat zahamowany, a później drzewa zaczęły rosnąć o 20-30% szybciej niż w latach "normalnych".
Mieszkańcy południowych okolic Syberii, którzy żyli tam na początku XX wieku, twierdzili, że widzieli na wysokości kilkuset metrów olbrzymią rurę, świecącą jaśniej niż słońce, która nadleciała z południa, od strony Chin, potem skręciła na zachód, by znów zawrócić ku wschodowi i dolecieć do miejsca swej zagłady.
Żadne ciało pochodzenia naturalnego w ten sposób nie lata - nie był to więc ani meteor, ani jądro komety, ani szczątek jakiegoś gruzu kosmicznego z pasa asteroid obiegających Słońce na orbicie pomiędzy Marsem a Jowiszem - bo i takie przypuszczenie wysuwano.
W kręgach akademickich zainteresowanych zdarzeniem tunguskim rozwiązała się w głównej mierze teoretyczne debata na temat, czy obiekt ten był meteorytem, kometą czy asteroidą, z których wszystkie mają potencjalną możliwość przedostania się przez naszą atmosferę. Hipotezę o komecie zdaje się potwierdzać jasne niebo, które obserwowano jeszcze kilka dni po eksplozji, czego przyczyną miał być kurz i lód rozprzestrzenione w górnej atmosferze przez ogon komety. W 1978 roku słowacki astronom Lubor Kresak sugerował, iż eksplozję spowodować mógł fragment komety Encke, która odpowiedzialna była za deszcz Beta- Tauryd, który swój szczyt osiągnął w czasie, w którym miał miejsce incydent.
Od tego czasu zorganizowano kilka wypraw, a sama katastrofa była przedmiotem dociekań wielu naukowców. Powstało wiele, czasami wyjątkowo dziwnych, teorii – jednakże do tej pory nie udaje się z całą pewnością ustalić natury tego zjawiska. Najbardziej prawdopodobnym wydaje się, że meteoroid o średnicy około 40 metrów wszedł pod niewielkim kątem w atmosferę ziemską z prędkością ponad 50,000 km/h. Kombinacja ogromnej temperatury i ciśnienia związanego z wejściem w atmosferę spowodowała eksplozję, oraz anihilację meteoru w niższych warstwach atmosfery. Wytworzona w tym procesie ogromna energia, dotarła jednak do powierzchni ziemi, powodując ogromne zniszczenia na obszarze ponad 2 tysięcy kilometrów kwadratowych.
Film dokumnetalny z lektorem: Syberyjska apokalipsa
Źródła:
pl.wikipedia.org
kodczasu.pl
naturalplane.blogspot.com
odkrywcy.pl
pcworld.pl
infra.org.pl
jaczewski.pl
strefatajemnic.onet.pl
national-geographic.pl/
Ps: Najnowsza publikacja włoskiego zespołu z maja 2012 zdaje się potwierdzać hipotezę eksplozji meteorytu. Geolodzy zbadali dno jeziora Czeko przy pomocy skanerów sejsmicznych i magnetycznych. W centrum jeziora, na głębokości 10 metrów, znaleźli anomalię w postaci dużego kamiennego elementu, który według ich przypuszczeń jest odłamkiem meteorytu tunguskiego. Aby potwierdzić te przypuszczenia pozostaje tylko wydobyć potencjalny fragment meteorytu z jeziora, zbadać go i ogłosić świat, czym jest ta „anomalia” znaleziona w jeziorze.