Przypomina mi to żywot wielu Polaków w tym kraju. Bezradnie i bez celu całe życie przebiera kończynami by na końcu rozpaść się jak domek z kart.
"Będziesz w wieku 50 lat robił bilans swojego życia .
I mówił sam do siebie:
"Janusz Pawlacz, lat 50, nic w życiu nie osiągnął, nigdzie nie był, nic nie widział, nigdy nie żył."
Ekspert się wypowie czy to zawsze się tak rozpada przy śmierci, a nie dopiero po niej? Jak dla mnie jak on do końca machał tymi wypustami i się rozlatywał stopniowo, to czy nie umarł czasem przez obecność w roztworze hipotonicznym?