18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Planowana przerwa techniczna - sobota 23:00 (ok. 2h) info

Znalezionych wyników: 119

Posty z miesiąca:
Autor Wiadomość
  Temat: Mój warszawski szał - Druga strona Powstania
true_ziemniak

Odpowiedzi: 6
Wyświetleń:

PostForum: Historia i dokument   Wysłany: 2013-12-09, 20:24   Temat: Mój warszawski szał - Druga strona Powstania
Wspomnienia sapera - Mathiasa Schenka

Moj warszawski szal. Druga strona Powstania

W Warszawie stoczylem 19 walk na noze i bagnety. W piwnicach. Piwnice to byla druga Warszawa. Kiedy walczysz w piwnicy, jest cicho, nic nie widzisz Bylem szybszy. Zabilem tego Polaka. Warszawa to moje najstraszniejsze przezycia.


Lato 1944. W gospodzie jedza zupe fasolowa, Mathi Schenk z Peterem, kolega z wojska. Obaj w mundurach Wehrmachtu. Urwali sie z koszar na miasto. Gadaja o tym durniu Felsie i ze wczoraj jakims chlopakom znowu udalo sie zwiac z wojska. Mathi nie moze uciekac, bo gestapo zagrozilo, ze wezma jego ojca na front wschodni. Jest najmlodszy w 46. Brygadzie Szturmowej, wolaja na niego Bubi. Niedawno skonczyl 18 lat. Stacjonuja pod Bonn. Do brygady wzieli ich podstepem. Najpierw szukali chetnych do SS, potem ochotnikow do nowej brygady szturmowej. Nikt sie nie zglosil. To oglosili, ze potrzebuja szoferow ciezarowek. Chlopacy sie pchali. Kazdy chcial pojezdzic. Mathi byl szczesliwy, ze sie dostal. Dali im nowe mundury, okulary ochronne i przywiezli pod Bonn. Tu przywital ich porucznik Fels: - Bezczelne swinie, co sie tak wystroiliscie jak cyrkowcy, zdjac te okulary!

O ciezarowkach nie bylo juz mowy.
Oberzysta podkreca radio. Mowia o Führerze, ze byl zamach, ze chyba nie zyje. W gospodzie robi sie cicho. Po ulicy jezdza zolnierze na motocyklach. Slychac rozkazy. Nagle sala pustoszeje. Jedzenie zostaje. Nikt nie placi. Oberzysta chowa sie za lade. Mathi z kumplem uciekaja tylnymi drzwiami.
W koszarach zamieszanie, wyja syreny. - Czy Hitler nie zyje? - pyta jakis zolnierz
- Zamknac mordy! Nawet jesli zostalismy calkiem sami, pozostaniemy wierni naszemu Führerowi. Kto sie zawaha, bedzie rozstrzelany! - wrzeszczy Fels. Ustawia warty wokol koszar, a zolnierze sie podsmiewaja, ze przeciez jeszcze broni nie maja.
Karabiny i granaty dostali po kilku dniach. Gotowosc. Grala orkiestra. Pomaszerowali na dworzec. Byli pewni, ze jada do Francji. Cieszyli sie, bo tam latwiej zwiac. Prowiant na dwa dni i pelno czerwonego wina w 20-litrowych kanach. Wagony otwarte, na podlodze siano. Wygodnie. Pija, spiewaja. Graja w karty. Ludzie na polach machaja. Na postoju poslali Bubiego na tyl pociagu, zeby zalatwil nastepne 20 l wina. Pociag byl dlugi, kiedy ruszyl, Bubi nie zdazyl do swojego wagonu. Noc przesiedzial na schodku miedzy wagonami. Dlatego, jak o swicie wjechali miedzy male wioski, tylko on byl trzezwy. Od razu pomyslal, ze to Polska, bo plasko, chaty pod strzecha. Znow zaczelo sie picie. Bylo goraco, 1 sierpnia. Lezeli na sianie i wsluchiwali sie w stukot kol. Nagle zobaczyl, jak drewno z desek wagonu dziwnie odpryskuje. Krzyki, krew. - Ktos do nas strzela! Pociag zaczal sie cofac. Ranni umierali, pijani sie budzili. - Cholera, na ruski front nas wywiezli. Nawet dowodca kompanii sie zataczal; byl niezdolny do walki. Jakies dzieci prosily o chleb. Przez pola biegl zolnierz; mial podarty mundur, twarz umazana krwia. - W Warszawie wybuchlo powstanie! - krzyczal.

W "Bakowie"

Lato 2004. 1200 km z Warszawy do Büllingen, malej belgijskiej wioski przy granicy z Niemcami [po jednej stronie ulicy knajpa belgijska, po drugiej niemiecka]. Okolica malownicza, wiatraki-elektrownie. Mathias Schenk mieszka w chatce po przodkach z zona i najmlodszym synem. Chata kryta strzecha. Dziadkowie nazwali to miejsce "Bakowem" od roju bakow, ktore gniezdzily sie w starym debie.
Nad kominkiem Matka Boska Czestochowska. Dar od polskich chlopow z Ochodzy, ktorzy w 1945 roku uratowali Mathiasowi zycie.
Pojechalismy do "Bakowa", zeby wysluchac relacji z Powstania Warszawskiego. Relacji drugiej strony.
Opowiada 78-letni Belg Mathias Schenk, wtedy 18-letni Sturmpionier, [saper szturmowy - torowal droge SS-manom]. Jego pociag byl ostatnim, ktory 1 sierpnia wjechal do powstanczej Warszawy.
Tego sie nie da tak opowiedziec... - krzywi sie staruszek. - Jak sie pali ciala, to one sie poruszaja. Slychac odglosy, jakby jeki. Wtedy myslalem, ze oni naprawde jeszcze zyja. I te muchy, robaki. Ilu ludzi zostalo zabitych w Warszawie? Chyba ze 350 tys. Tak?

Ordynans kapitana

- Od dziecka chcialem zostac weterynarzem. Mielismy gospodarstwo. Kiedy w 1940 roku niemieckie wojsko pojawilo sie w naszej wiosce, mialem 14 lat. [Region Eupen-Malmedy to dzisiaj Belgia niemieckojezyczna. Jako teren przygraniczny przechodzil z rak do rak, w 1919 roku zostal przyznany Belgii traktatem wersalskim. Hitler po zajeciu Belgii traktowal te tereny jak czesc Rzeszy]. Niektorzy sasiedzi zaczeli sie witac "Heil Hitler!". U nas mowilo sie po staremu "Guten Tag". Patrzyli na nas jak na zdrajcow, bo nie wywiesilismy w oknach swastyk. Nazisci pytali ojca, dlaczego nie jestem w Hitlerjugend. Przesluchiwali rodzicow, bo dwaj moi bracia uciekli w glab Belgii. Bylo gestapo, mnie tez pytali o braci. Trzeci brat ukrywal sie w okolicy. Zlapali go. Wrocil z frontu rosyjskiego ciezko ranny.
Najlepszym moim przyjacielem byl kuzyn Daniel, uzdolniony majsterkowicz Zrobil nawet potajemnie radio. Skrzynka odbierala tylko BBC. Na sluchaniu audycji przylapali nas ojcowie. Dali lanie i rozbili skrzynke.
Daniela powolali do Wehrmachtu. Zostal radiotelegrafista; polegl na Krymie.
Od dziecka znalem droge przez zielona granice. Pomagalismy uciekac do Belgii Zydom z Niemiec, szmuglowalismy jedzenie. Ostatni raz szedlem przez nia na Wielkanoc 1944, juz w niemieckim mundurze. Zlapali mnie, ale mialem szczescie, bo sluzbe pelnil pan Furt, szewc z Losheim. Przed wojna szyl nam buty. Pozwolil uciec.
Wezwanie do obowiazkowej pracy dla Rzeszy dostalem w pazdzierniku 1943 roku. Pierwsze Boze Narodzenie poza domem. Przepustek nie bylo. W dwudziestu przeskoczylismy plot i poszlismy na pasterke. Za kare musielismy oprozniac latryny, biegac po kupie gnoju i spiewac koledy.
Pol roku pozniej wzieli mnie do wojska specjalnosc saper. Czesc chlopakow zwiala. Ja nie moglem, bo moja rodzina byla juz na cenzurowanym i grozili, ze wysla ojca na front wschodni. Na szkoleniu saperskim nie cierpialem cwiczen wodniackich. Plywac sie nie nauczylem, bo kapitan wzial mnie na ordynansa.
Kombinowalem jak moglem, zeby wyrwac sie na pare dni do domu. Kiedy szef kompanii zapytal, kto ma w domu dosc kur, zeby przywiezc sto jaj na sniadanie wielkanocne, sklamalem i dostalem cztery dni urlopu. Zbieralem jaja po sasiadach. W wiosce zlapali akurat rosyjskiego jenca, ktory uciekl z obozu. Pedzili go bosego ulica, ludzie go okladali. Wtedy obowiazywala juz instrukcja, jak traktowac podludzi. Moja mama dala nieszczesnikowi pare butow i maslo. Sasiedzi doniesli i nie dostalismy kartek na buty i maslo.
Kiedy wracalem do wojska, matka dala mi rozaniec z czarnych paciorkow.

Gdzie byliscie, swinie?!

- Wkraczalismy do Warszawy po kocich lbach. Polacy strzelali, ale nie bylo ich widac. Na domach biale flagi. Skoczylem przez wybite okno. Na schodach lezeli mezczyzna i kobieta zabici strzalem w czolo.
Szturmowalismy kolejne domy, wszedzie cywile, kobiety, dzieci. Wszyscy z dziura w glowie. Dotarlismy do koszar SS. Druga kompania, ktora przyjechala ciezarowkami, zle skrecila i trafila wprost pod polskie pozycje. Kilka ciezarowek plonelo, zolnierze uciekali. Wielu bieglo pod lufy Polakow. Sierzant upadl kilka metrow ode mnie.
Nastepnego dnia mielismy zdobyc jakas droge. Szlismy przez ogrodki dzialkowe. Nasz dowodca porucznik Fels gnal nas na przod. Trzeba bylo wysadzic drzwi domu, z ktorego strzelali najbardziej. Wrzucilismy granaty i wskoczylismy do srodka. Otoczyli nas Polacy, krotka walka na noze i ucieczka w krzaki. Czterech z naszego wagonu zginelo. Fels znowu gnal nas do ataku, ale Polacy siedzieli dobrze ukryci. Nie moglismy sie wycofac, bo z tylu tez strzelali. Cala noc siedzielismy w ogrodkach jak sploszone zwierzeta. Chcialo mi sie pic. Znalazlem pomidory. Polacy ciagle nas ostrzeliwali. Nastepnego dnia pod wieczor przyszla na pomoc piechota, ale nie posunelismy sie naprzod. Potem nadciagnal oddzial SS. Dziwnie wygladali, nie nosili dystynkcji, cuchneli wodka. Zaatakowali z marszu, "Hurraa!" i gineli tuzinami. Ich dowodca w czarnym skorzanym plaszczu szalal z tylu, pedzac nastepnych do ataku.

[... wielki SS-man w czarnym skorzanym plaszczu... Oskar Dirlewanger]

Przyjechal czolg. Pobieglismy za nim z esesmanami. Kilka metrow przed budynkami czolg zostal trafiony. Wybuchl, czapka zolnierza poleciala wysoko w powietrze. Znowu ucieklismy. Drugi czolg wahal sie. My oslanialismy przod, a esesmani wypedzali z okolicznych domow cywilow i obstawiali nimi czolg, kazali siadac na pancerzu. Pierwszy raz widzialem cos takiego. Pedzili Polke w dlugim plaszczu; tulila mala dziewczynke. Ludzie scisnieci na czolgu pomagali jej wejsc. Ktos wzial dziewczynke. Kiedy oddawal ja matce, czolg ruszyl. Mala wysunela sie matce z rak. Spadla pod gasienice. Kobieta krzyczala. Jeden z esesmanow skrzywil sie i strzelil jej w glowe. Pojechali dalej. Tych, co probowali uciekac, esesmani zabijali.
Atak sie udal. Polacy cofali sie. Bieglismy za nimi. Za nami z piwnic wychodzili ludzie z podniesionymi rekami. "Nis partizani!" [nie jestesmy partyzantami], krzyczeli. Nie widzialem, co sie tam dzieje, bo ostrzeliwalismy sie z Polakami, ale slyszalem, jak ten esesman w skorzanym plaszczu krzyczal do swoich ludzi, zeby zabijali wszystkich. Kobiety i dzieci tez.
Wpadlismy za Polakami do jakiegos domu. Bylo nas trzech. My na parterze, Polacy atakowali z pieter i piwnicy. Cala noc palilismy w pokoju rozne sprzety, zeby troche widziec. Co chwila walczylismy na bagnety. O swicie zobaczylem, ze zostalismy we dwoch, trzeci kolega lezal z poderznietym gardlem. W kazdym pokoju byly ciala. Z dachu domu naprzeciwko strzelal snajper. Trafilismy go, zwalil sie i zahaczyl noga o belki. Wisial z glowa w dol. Zyl jeszcze dlugo.
Kiedy wracalismy, na ulicach lezaly ciala Polakow. Nie bylo miejsca, trzeba bylo isc po zwlokach; w tej goraczce szybko sie rozkladaly. Slonce zaslanial kurz i gesty dym. Mnostwo robakow i much. Bylismy usmarowani krwia, mundury sie lepily. Przywital nas porucznik Fels, glupi fanatyk: "Gdzie byliscie, bezczelne swinie?!". Chwalil SS za dobra robote. Nic nie moglem zjesc, wymiotowalismy.

Mowilismy o nim "rzeznik"

W koszarach Bubi uslyszal, ze ten wielki SS-man w czarnym plaszczu to Oskar Dirlewanger, a jego ludzie to kryminalisci wyciagnieci z wiezien. Wiecej o "towarzyszach broni" dowiedzial sie dopiero po wojnie. [...]
- Wtedy w piwnicach Warszawy mowilismy o nim "rzeznik". Ale po cichu, bo u Dirlewangera droga na sznur byla krotka. Mial zwyczaj wieszania co czwartek, Polakow albo swoich, za byle co. Czesto sam odkopywal wieszanym stolki.
W restauracji stary Schenk siada w kacie, zawsze plecami do sciany.
- Glupi zwyczaj - usmiecha sie - tez pamiatka z Powstania.
- Po paru dniach walk zostalismy przydzieleni do Dirlewangera, po trzech saperow szturmowych na kazdy pluton SS. Mielismy torowac esesmanom droge, wysadzac przeszkody i drzwi. Wskakiwalismy do domow i wypedzalismy z nich ludzi. Podlegalismy Felsowi, ale w walce wykonywalismy rozkazy dirlewangerowcow.
Zawsze na przodzie. Podbiec, zalozyc ladunek i po detonacji wskoczyc do budynku. Za nami szla horda Dirlewangera. Wygladali jak lumpy; mundury brudne, podarte, nie wszyscy mieli bron, brali zabitym. Rano dostawali wodke. My, saperzy, tez. Pilo sie na pusty zoladek, przed atakiem sie nie je. Jak trafia w pusty brzuch, to sie moze wylizesz, jak w pelny, to zdychasz w bolach.
Dirlewanger szedl z tylu, czasem jechal w czolgu, zawsze dobrze oslaniany. Pedzil swoich. Tym, ktorzy sie ociagali, strzelal w plecy.

Pielegniarka z mala biala flaga

- Do zwyklych drzwi od kamienic i domow wystarczyl duzy lom. Pod te mocniejsze podkladalismy ladunek wybuchowy albo wiazanke z trzech granatow. Ciezkie podwojne drzwi Palacu Biskupiego wylecialy w dwie strony. W srodku wszystko bylo purpurowe. W jadalni stalo jedzenie na stole. Jeszcze cieple. Nie sprobowalismy, balismy sie, ze zatrute.
Trzeba wiedziec, gdzie podlozyc ladunek. Z boku, na srodku. To zalezy od tego, w ktora strone maja wyleciec drzwi. I wszystko jak najciszej, bo Polacy za drzwiami sluchali i strzelali. Wiec jak sie zakladalo ladunek z lewej albo na srodku, to sie najpierw skrobalo drzwi z prawej strony, zeby zmylic Polakow.
Podkladalem ladunek pod duze drzwi, gdzies na Starym Miescie. Uslyszelismy ze srodka: "Nicht schießen! Nicht schießen!" [Nie strzelac]. W drzwiach stanela pielegniarka z mala biala flaga. Weszlismy do srodka z nastawionymi bagnetami. Ogromna hala z lozkami i materacami na podlodze. Wszedzie ranni. Oprocz Polakow lezeli tam ciezko ranni Niemcy. Prosili, zeby nie zabijac Polakow. Polski oficer, lekarz i 15 polskich siostr Czerwonego Krzyza oddalo nam lazaret. Ale za nami biegli juz dirlewangerowcy. Zdazylem wepchnac jedna z siostr za drzwi i zakluczyc. Slyszalem po wojnie, ze przezyla. Esesmani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im glowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i plakali. Potem dirlewangerowcy rzucili sie na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypedzili na warte. Slychac bylo krzyki kobiet. Wieczorem na Adolf Hitler Platz [plac Pilsudskiego] byl wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapalismy sie z kolega po gruzach, zeby zobaczyc, co sie dzieje. Zolnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kaminskiego, chlopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawolywania. Dirlewanger stal ze swoimi ludzmi i sie smial. Przez plac pedzili pielegniarki z tego lazaretu, nagie, z rekami na glowie. Po nogach ciekla im krew. Za nimi ciagneli lekarza z petla na szyi. Mial na sobie kawalek szmaty, czerwonej, moze od krwi, i kolczasta korone na glowie. Szli pod szubienice, na ktorej kolysalo sie juz kilka cial. Kiedy wieszali jedna z siostr, Dirlewanger odkopnal jej cegly spod nog. Nie moglem na to patrzec. Pobieglismy z kolega do kwatery, ale na ulicach kozacy Kaminskiego pedzili cywilow. Mowilismy na nich Hiwis - od Hilfswillige [ochotnicy, chetni do pomocy]. Obok upadla Polka w ciazy. Jeden z Hiwis zawrocil i zdzielil ja pejczem. Probowala uciekac na czworaka. Stratowali ja konmi.

Polacy spiewali cos skocznego

- Spalismy w piwnicach. Na kwaterze miedzy kolejnymi szturmami pilo sie duzo wodki, gadalo. "Moze jutro mnie postrzela - mowilismy - i wroce do domu".
Mielismy koszmary, krzyczalem przez sen. Wtedy towarzysze cucili mnie zimna woda. "Bubi, du hast den Warschaukoller" [Bubi, masz warszawski szal] - mowili.
Spalismy w ubraniach, ciagle alarmy; "Raus! Raus!" - wrzeszczal Fels. Nieraz gdzies przez sciane slychac bylo Polakow. Raz nawet spiewali cos skocznego. Czasem sobie poplakalem. Bo jak szturmujesz, to strachu nie ma, ale na kwaterze sie trzesiesz Pilismy.

Komando wniebowstapienia

- Wysadzilismy mur, ktory zaslanial duze podworze. SS chcialo szturmowac budynki naprzeciwko. Kiedy kolega walil lomem w drzwi, zobaczylem po lewej Polaka. Pociagnalem kolegow w dziure w scianie, ale obaj juz dostali. Jeden caly magazynek, drugi w pluco, kula odbila sie od niesmiertelnika. Kiedy oddychal, z ust wyplywala krew. Dziure w plucach zatkalem mu ziemia. Lezalem z martwym i rannym, przycisnalem sie do muru, modlilem sie. Kolega zajeczal, Polacy rzucili granaty. Jeden odrzucilem, drugi poturlal sie za daleko. Bylem czerwony od krwi i kawalkow miesa. Po poludniu czterech z Wehrmachtu przybieglo z noszami. Udalo nam sie przejsc, ale ranny kolega dostal trzy strzaly i zmarl. Nie moglem wydobyc z siebie slowa, mialem dreszcze i ciagle wymiotowalem. Major dal mi dzien odpoczynku, wiec widzialem, jak grzebali kolegow. Sciagneli im buty, wrzucili do wykopu z innymi zabitymi. Posypali wapnem. Polscy cywile musieli robic to wszystko.

Koledzy gineli, przydzielali mi nowych. Mialem glupie szczescie, moze przez to, ze kiedy Fels gnal mnie do akcji, zyczyl, zebym "zdechl jak pies" [Schenk sie smieje]. Chyba mnie nie lubil. Nasza grupe saperow szturmowych nazywalismy wtedy Himmelfahrtskommando [komando wniebowstapienia], bo zawsze szlismy na przodzie, a Polacy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, skad strzela. Kulka swisnie i lecisz do nieba. Szybko sie jednak uczylismy od sprytnych Polakow, jak sie kryc. Potrafili strzelac spod lekko uniesionej dachowki. Wielu walczylo w niemieckich mundurach i bardzo dobrze mowilo po niemiecku. Nie moglismy nosic naszych stalowych helmow, bo Polacy je nosili. Balismy sie, ze zaczniemy strzelac do swoich.
Na poczatku kiepsko strzelalem. Karali mnie za brak celnosci. Nie umialem przymknac lewego oka. Podejrzewali, ze symuluje. Wyslali do lekarza. Kazal strzelac z drugiej strony. Zostalem strzelcem lewoocznym. Odwrotna pozycja przydawala sie w walkach ulicznych.
Kiedys w walce wrecz Polak wyszarpnal nowemu koledze karabin. Przybiegl Fels z esesmanami, kazal chlopakowi go odzyskac. Ten drzal jak osika. Ale Fels chwycil pistolet i pognal chlopaka za Polakami. Chlopak zaraz wrocil bardzo poraniony nozem; krwawil i krzyczal.
Znow zostalem sam. Moi towarzysze z grupy uderzeniowej byli ciezko ranni od noza i bagnetu. Byl 6 sierpnia. Od tego momentu daty mi sie zacieraja. Tylko najciezsze walki moge podac w jakiejs kolejnosci, ale bez dat. Pamietam, ze 14 sierpnia dostalem kartke od pastora z Manderfeld, ostatnia wiadomosc z domu. 15 wrzesnia patrzylem na drugi brzeg Wisly. Zobaczylem rosyjski czolg. Potem drugi, trzeci. Podjechaly do brzegu. U nas wybuchla panika. Rosjanie musieli doskonale widziec nasze pozycje, nie strzelali. Czolgi znikly miedzy domami.

Cos goracego

Lezalem w pokoju na trzecim pietrze. Oficer SS rozkazal nam utrzymac dom. Cale mieszkanie bylo wysypane gruba warstwa piasku. Dobry pomysl, podziwialem mieszkancow. Tez bym tak zrobil. Musieli sie napracowac. Piach chronil je przed ogniem. "Po wojnie tylko go usuna", myslalem. Przez okno rzucalem w kierunku sasiedniego kina zapalajace butelki z benzyna. Dom obrzucony takimi butelkami stawal zwykle w plomieniach. Myslalem, ze wykurzylismy Polakow, ale oni ciagle strzelali i rzucali granaty. W kurzu kolejnego wybuchu zaczalem zbiegac po schodach. Kiedy mijalem okno na klatce, poczulem bol jak od uderzenia pejczem i cos goracego. Twarz i rece we krwi. Czulem, ze jestem ciezko ranny. Koledzy tez. Zdarli mi spodnie i zaczeli kulac ze smiechu. Na posladku mialem mala szrame. Kula trafila w manierke z kawa.

Gefreiter Bubi w gazecie

Chyba jakos wtedy awansowali Bubiego na Gefreitera [kaprala]. Awans byl automatyczny po 15 walkach wrecz Kazda walke wpisywali do ksiazeczki wojskowej. Nawet Fels baknal cos o dzielnosci Schenka. Tym bardziej ze we frontowym "Das Weichselblatt" ["Wislanej Gazecie"] napisali, ze Gefreiter Schenk uwolnil niemieckich jencow.
- To byl czysty przypadek. Po prostu wysadzalem kolejne drzwi. Zakladam ladunek i slysze: "Nicht schießen!". Biala flaga w oknie. Drzwi sie otworzyly i wyszlo 30 niemieckich zolnierzy. Plakali z radosci, wycalowali mnie. Mowili, ze Polacy, ktorzy wzieli ich do niewoli, traktowali ich dobrze.
Za Warszawe Bubi dostal Krzyz Zelazny drugiej klasy.

Zona spi dlugo, ja probuje ich policzyc

- Czasem pokazuja na filmach jakies sceny z Powstania, ale tam nie ma nic, co ja widzialem. Nikomu jeszcze tak dokladnie nie opowiadalem. Tak o wszystko pytacie. Macie prawo. Ale wszystko sie znowu budzi. Wtedy nie mielismy pojecia, ze ci zabici nigdy nie umra, ze beda zawsze obok. Wszystko dzialo sie tak szybko. Krzyki, strzaly. Pojedyncze twarze. Jakos bardzo mocno sie uczepily mojej pamieci.
[Schenk chowa twarz w dloniach].
- Wysadzilismy drzwi, chyba do szkoly. Dzieci staly w holu i na schodach. Duzo dzieci. Raczki w gorze. Patrzylismy na nie kilka chwil, zanim wpadl Dirlewanger. Kazal zabic. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali glowki kolbami. Krew ciekla po tych schodach. Tam w poblizu jest teraz tablica, ze zginelo 350 dzieci. Mysle, ze bylo ich wiecej, z 500.
Albo ta Polka [Schenk nie pamieta, jaka to byla akcja]. Za kazdym razem, kiedy szturmowalismy piwnice, a byly w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwalcili. Czesto kilku ta sama, szybko, nie wypuszczajac broni z rak. Wtedy, po jakiejs walce wrecz, trzaslem sie pod sciana, nie moglem sie uspokoic; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wzial kobiete. Byla ladna, mloda. Nie krzyczala. Gwalcil ja, przyciskajac mocno jej glowe do stolu. W drugiej rece mial bagnet. Najpierw rozcial jej bluzke. Potem jedno ciecie, od brzucha po szyje. Krew chlusnela. Czy wiecie, jak szybko zastyga krew w sierpniu...?
Jest tez to male dziecko w rekach Dirlewangera. Wyrwal je kobiecie, ktora stala w tlumie na ulicy. Podniosl wysoko i wrzucil do ognia. Potem zastrzelil matke.
A tamta dziewuszka, ktora wyszla nagle z piwnicy, byla chuda i niewysoka, jakies 12 lat. Ubranko podarte, wlosy rozczochrane. Z jednej strony my, z drugiej Polacy. Stala pod sciana, nie wiedziala, gdzie uciec. Podniosla raczki, powiedziala: "Nis partizani". Machnalem do niej, zeby sie nie bala, zeby podeszla. Szla z raczkami do gory. W jednej cos sciskala. Byla juz blisko, padl strzal, glowka jej odskoczyla. Z reki wypadl kawalek chleba. Wieczorem podszedl do mnie plutonowy, byl z Berlina. "Czyz to nie byl mistrzowski strzal?" - usmiechnal sie z duma.
Czesto przychodzily do nas dzieci. Nie mogly znalezc rodzicow. Chcialy chleba. Maly Polak przynosil nam jedzenie na warte. Chyba nie byl jencem. Nie wiem. Mialem wtedy warte w fabryce tekstyliow w piwnicy. Nie mowil po niemiecku, ale potrafilismy porozumiewac sie gestami. Jak mialem, dawalem mu papierosy. Przechodzil esesman. Kiwnal na niego, maly poszedl za nim. Uslyszalem strzal. Pobieglem, chlopiec lezal martwy na schodach. Esesman skierowal pistolet na mnie. Patrzyl dlugo, ale odszedl. Tak bylo w Warszawie.
Nasza maskotka byl kaleki chlopiec, tez ze 12 lat. Stracil noge, ale potrafil bardzo szybko skakac na drugiej. Byl z tego bardzo dumny. Zawsze skakal wokol zolnierzy, w ta i z powrotem. Mowilismy, ze to na szczescie. Troche pomagal. Ktoregos dnia zawolali go esesmani. Skoczyl do nich chetnie. Smiali sie, kazali mu skakac w strone drzew. Widzialem z daleka, jak wsuwaja mu dwa granaty do torby. Nie zauwazyl. Skakal, a oni sie smiali: "Schneller, schneller!" [szybciej, szybciej]. Wylecial w powietrze.
Zwykle budze sie bardzo wczesnie, moja zona spi dlugo. Czasem w polsnie widze przed soba zabitych. Czasem probuje liczyc tych, ktorych sam zabilem. Nie moge policzyc.

Kara za niebieskie gatki

- Wody w Warszawie bylo bardzo malo. W punkcie opatrunkowym stala wanna, do ktorej dolewano swiezej wody. Kiedys do niej wskoczylem. Wielu tam wskakiwalo. Znajomy sanitariusz powiedzial, ze w opuszczonej piwnicy jest duzo bielizny. Byla niebieska, nieregulaminowa. Swoje wojskowe lumpy wyrzucilem. Potem za te niebieskie cywilne gatki dostalem od sierzanta tydzien kompanii karnej. Musialem nosic miny nad Wisla.
Druga karna warte dostalem za ksiedza. Wysadzalismy tylne drzwi do klasztoru - bardzo ciezkie, prowadzily do piwnicy. Klasztor, ogromny budynek niedaleko Starego Miasta, byl juz bardzo uszkodzony przez bomby i granaty. Wskoczylismy we dwoch do srodka. Przed nami stal ksiadz Trzymal oplatek i kielich. Moze to byl odruch, nie wiem, ukleklismy, dal oplatek. Wpadl trzeci z naszej grupy, tez dostal oplatek. Wlecieli esesmani, jak zwykle strzaly, krzyki, jeki. Siostry byly w habitach. Kilka godzin pozniej zobaczylem tego ksiedza w rekach dirlewangerowcow. Pili wino z kielicha, hostia lezala polamana. Obsikiwali krzyz oparty o mur. Dreczyli ksiedza mial zakrwawiona twarz, rozerwana sutanne. Zabralismy im tego ksiedza, to byl jakis odruch. Esesmani byli zdumieni, ale tak pijani, ze nie wiedzieli, co sie dzieje. Nastepnego dnia tez niczego nie pamietali. Ksiedza oddalismy do naszego batalionu, wiecej nic o nim nie slyszalem, ale po drodze natknelismy sie na Felsa. Dostalem za ksiedza samotna warte na moscie, chyba Kierbedzia. Mosty na Wisle byly juz wysadzone, ale czesc przesel stala. Rosjanie mieli stanowisko karabinu maszynowego po swojej stronie, my po naszej. Mialem w polowie mostu dzien i noc trzymac straz wywiadowcza. Ukrywalem sie za stalowymi dzwigarami. Noc byla spokojna. Od czasu do czasu oba karabiny sie ostrzeliwaly, raczej tak na wiwat, bo byly za daleko. W dzien Rosjanie poruszali sie dosc beztrosko. Na zapleczu jezdzily male samochody, przywiozly kuchnie polowa. Oficerowie z szerokimi pagonami obserwowali przez lornetki nasza czesc Warszawy. Zolnierze sie opalali.
Na innej karnej warcie ukryty w belach z materialami w jakiejs fabryce tekstyliow obserwowalem Polakow. W razie ataku mialem wystrzelic czerwona race i uciekac. Bylo ich ze 40. Dowodzil oficer w mundurze. Wygladali nedznie. Wielu rannych. Widzialem kobiety z bronia, cywilow, dzieci. Bron mieli kiepska. Wieczorem wrocilem z meldunkiem, rano szturmowalismy kryjowke powstancow.
Juz nie pamietam, ktorego dnia postanowilismy zabic te swinie Felsa. Zeby przezyc, bo gnal nas ciagle naprzod. W siedmiu czy osmiu losowalismy karabiny. Dwa byly nabite. Jak tylko Fels znalazl sie z przodu, wypalilismy mu w plecy. Padl, a my ucieklismy. Nowy dowodca byl bardziej ludzki.

Portki ciezkie od zlota

- Dzis juz nie wiem, czy wtedy wysadzalismy Panstwowa Wytwornie Papierow Wartosciowych, czy raczej Bank Polski. W kazdym razie gdzies w centrum. Nie moglismy dlugo tego zdobyc. Kazali nam zrobic podkop. Kopalismy we dwoch, tylko w slipach. Zmienialismy sie na przodku. Kiedy bylem na przodzie, poczulem dziwny zapach, potem kolega przestal odbierac ziemie. Podczolgalem sie, lezal martwy. Podkop wychodzil na piwnice. Uslyszalem Polakow. Pewnie odbili piwnice. W nocy sie wyczolgalem i piwnicami doszedlem do swoich. Nie moglem rozpoznac wartownika. Kazal mi polozyc sie na ziemi. Wykrzyczalem swoje nazwisko i haslo: "Heidekrug" [Dzban wrzosu]. Pytal, dlaczego jestem w majtkach. W koncu uwierzyl.
Nastepnego dnia przywiezli goliata. Cywile musieli torowac mu droge, bo Polacy nauczyli sie wysadzac goliaty jeszcze przy naszej linii i duzo zolnierzy ginelo. Goliat wywalil dziure w murze. Cala noc gonilismy sie z Polakami po piwnicach i pietrach. Rano przyjechal czolg i budynek zostal zdobyty. W piwnicach lezalo pelno zlotych monet. Upychalismy je sobie po kieszeniach, az portki spadaly. Potem zloto zniklo. Nasi szeptali, ze Dirlewanger je gdzies wywiozl.

Wiedzialem, kto ile bedzie zyl

- To byla chyba moja ostatnia akcja w Warszawie. Zdobywalismy jakis budynek, bieglem przez pole. Lezal ranny zolnierz Dalem mu wody z mojej manierki i pobieglem wysadzic drzwi. SS szlo za nami. Jak wracalem, zatrzymal mnie Dirlewanger. Wskazal rannego: "Ty dales tej swini pic?". Dopiero teraz zauwazylem, ze na niemieckim mundurze ranny ma brudna bialo-czerwona opaske.
"Zastrzel go!" - Dirlewanger dal mi swoj pistolet.
Stalem bez ruchu, mialem dosc wszystkiego. Dirlewanger byl tak wsciekly, ze nie rozumialem, co wrzeszczy. Ten Polak patrzyl na mnie. Nie zapomne tego wzroku. W Warszawie nauczylem sie poznawac, czy ranny pozyje dziesiec minut, czy kilka godzin. Jak sie widzi tylu umierajacych, to sie juz wie, ile kto bedzie zyl. Jeden z SS-manow Dirlewangera wyrwal mi pistolet i zastrzelil Polaka.
Dirlewanger wrzeszczal, ze mnie rozstrzela. Ale przybiegli zolnierze z Wehrmachtu, wiec zaczal grozic sadem wojennym. Jakis oficer piechoty zaczal z nim ostro dyskutowac. Dalem noge.
- Pod koniec wrzesnia podeszli do mnie trzej Polacy z podniesionymi rekami. Oddali karabin maszynowy i dwa pistolety. Jeden mowil perfekcyjnie po niemiecku. Stalem sam na posterunku. Nie wiedzialem, co mam z nimi zrobic. Powiedzialem, ze musza zaczekac i lepiej, zeby ich nikt nie zauwazyl. Mialem szczescie, szybko znalazlem naszego nowego porucznika. Odebral jencow osobiscie i zaprowadzil do SS.
Ostatni przyczolek Powstania skapitulowal. Jakis wysoki oficer przyszedl jako przedstawiciel narodu z biala flaga. Zaprowadzilismy go do dowodcy batalionu. Widzialem tam naszego majora Wullenberga, Dirlewangera i innych dowodcow. Po paru godzinach Polacy przyszli, ciagnac za soba mase ludzi i bron. Wszystkich rannych polozono w wielkim magazynie fabryki octu. Nam rozkazano wyjsc. Z zewnatrz slyszelismy krzyki i strzaly. Wiem, co tam sie stalo.
W dniach kapitulacji natknalem sie na Felsa. Byl ciezko ranny, ale przezyl nasz zamach. Obszedlem go z daleka. Dirlewangera widzialem ostatni raz, jak szedl wsrod ruin z dwiema pieknymi kobietami. Miasto plonelo, na ulicach trupy. Jego skorzany plaszcz byl podarty. One - blondynka i brunetka - bardzo eleganckie, zadbane. Szczebiotaly wesolo. Nie wiem, czy to Polki, bylem za daleko.
To, co pozostalo z Warszawy, wysadzali minerzy. Zostalismy przeniesieni, ale w listopadzie znowu tam bylismy. Gralismy w pilke. Pilka wpadla do piwnicy. Wskoczylem, zeby ja wyciagnac. W piwnicy lezaly niezliczone ciala, juz prawie szkielety.

Rusek, Niemiec czy Mateusz

W Ochodzy, malej wsi pod Gnieznem, jeszcze pamietaja Mateusza, ale nie z czasow, kiedy ukrywal sie w stajni Brzewinskich, tylko jako eleganckiego pana, ktory w latach 80. przyjezdzal busem pelnym jedzenia i zachodnich ciuchow. Dary ksiadz rozdzielal wsrod parafian.
Zajrzelismy do zagrody Libnerow. Jozef Libner zmarl w ubieglym roku. Byl rowiesnikiem Mateusza lubili sie mocowac, tarzali sie po podworku, ale Mateusz, zaprawiony w walkach wrecz, kladl go na lopatki.
Syn Libnera pokazal nam date wycieta na scianie drewnianej ubikacji: "1946 M.S." - Juz dwa razy przerabialismy ubikacje, ale tata kazal te deski zostawic, bo to pamiatka po Mateuszu.
- Wycialem scyzorykiem, jak wyjezdzalem - Schenk sie wzrusza, kiedy opowiadamy o Ochodzy. - Z Jozefem bylismy bracmi krwi. Nacielismy sobie nadgarstki i przylozylismy je jak Indianie.
Odwrot spod Warszawy sapera szturmowego Schenka to osobna opowiesc. Spisal ja pare lat temu. Z zolnierzy, z ktorymi 1 sierpnia przyjechal do Warszawy, zostalo trzech. Zima 1944 roku uciekali przed rosyjskimi czolgami i komandami SS, ktore wieszaly uciekinierow na drzewach. Glodni i wycienczeni kierowali sie do Goscieszyna [Godesberg] pod Gnieznem, gdzie rozproszonym zolnierzom wyznaczono miejsce zgrupowania.
- Wyrzucilismy prawie wszystka bron. Pasy, helmy. Kilku mialo rany, ktore probowali ukryc, zeby ich koledzy nie zostawili. Iwany tropily w sniegu nasze slady. Odcieli nam droge do lasu. Ucieklismy na srodek zamarznietego jeziora. Nie weszli za nami na lod, ale czolg strzelal w jezioro. Kolega zaczal odmawiac "Ojcze nasz", mowil coraz ciszej, az zamilkl. Umarl. Kiedy chmury zaslonil ksiezyc, podpelzlismy do brzegu. Rosjanie palili papierosy, czolgalismy sie miedzy posterunkami. Ukrylismy sie w lesie, ale w poludnie czolg znowu jechal naszym sladem. Nie mialem juz sil, polozylem sie w rowie na skraju lasu. Na mundurze mialem bialy kombinezon ochronny, podobne nosili Rosjanie.
Znalezli mnie polscy chlopi. "Rusek? - zapytali. - Niemiec?" - kiwnalem glowa. Wtedy ten najwyzszy powiedzial po niemiecku: "Biedny chlopcze, jestes glodny?". Zaciagneli mnie do domu. Balem sie. "Polacy sa przebiegli, podstepni i falszywi" - uczyli mnie w wojsku. Kiedy do kuchni weszla dziewczyna z duzym nozem, myslalem, ze mnie zarzna. Rozciela mi buty, bo nie mogli ich zdjac. Mialem zlamana noge, reke i liczne odmrozenia. Dali cieplego mleka. Tak trafilem do braci Brzewinskich z Ochodzy [juz nie zyja]. Na starszego, Ignacego, mowilem "ojciec", a na Wincentego - "wuj". Na mnie wolali Mateusz Ukrywali mnie w stajni z trzema konmi, Mucka, Gniadym i Murzynem. W mrozne noce spalem nad parownikiem do ziemniakow.
Rosjanom, ktorzy zagladali do wsi, Brzewinscy powiedzieli, ze jestem ciezko chorym synem, a chorych Rosjanie omijali z daleka. Polskim wladzom wmowili, ze juz pol roku sie u nich ukrywam, bo zdezerterowalem z Wehrmachtu.

Dlaczego mnie uratowalil Nigdy sie nie dowiedzialem. Chyba z litosci; wygladalem jak pobity dzieciak. Kiedys mi powiedzieli, ze przez czarny rozaniec, ktory znalezli na piersi, jak zdzierali ze mnie mundur.

Bylbym Polakiem

Kiedys "ojciec" powiedzial: "Hitler kaputt", "wojna kaputt" i Mateusz juz sie nie musial ukrywac. Wies lubila Mateusza, on byl w Ochodzy szczesliwy. Pomagal w gospodarstwie.
- Przesluchiwali mnie w Trzemesznie, Polak i Rosjanin. Kazali mi sie rozebrac. Ogladali, czy nie mam tatuazy SS. Na podworzu lezal rozstrzelany chlopak w mundurze Hitlerjugend. Krecili nosem na te 19 walk wrecz w Warszawie, ktore mialem w ksiazeczce. Ale "ojciec" poreczyl za mnie, a ksiazeczke zamurowal w scianie.
Pamietam, jak miejscowy proboszcz wrocil z obozu koncentracyjnego. Parafianie wyjechali mu naprzeciw. "Ojciec" tez mnie zabral. Ksiadz szedl, wspierajac sie laska, chudy i blady, w pasiaku. Pojechalismy do kosciola. Pierwszy raz po dlugim czasie uslyszalem Tantum Ergo, brzmialo tak jak w domu. Ksiadz szedl, spiewajac, przez kosciol i blogoslawil. Mnie tez. Bylem szczesliwy, pelen wstydu i winy.
Mateusz wyjechal z Ochodzy w czerwcu 1946 roku. Brzewinscy dali mu na droge 200 zl, chleb i maslo.
- Prowizoryczna ambasada belgijska byla w Warszawie. Siedzialem na schodkach budynku, ktory kiedys zdobywalem. Ludzie mieszkali w ruinach piwnic. Tylko tramwaj jezdzil przez Wisle na Prage. Wracalem do domu trzy miesiace. Przez polskie areszty, amerykanski oboz jeniecki w Berlinie. Belgijska zandarmeria zabrala mnie do Brukseli na przesluchania. Belgowie mnie nie chcieli. Nie mialem dokumentow. Kazdy mogl powiedziec, ze jest Belgiem.
Zone poznalem po wojnie. Na granicy belgijsko-niemieckiej wszyscy wtedy szmuglowali. Niosla do Belgii prosiaka, ja do Niemiec kawe. Spotkalismy sie w lesie, wrocilem do domu z prosiakiem.
Mathias Schenk ma trzech synow i corke. Przez 30 lat produkowal w Brukseli szpachlowke do samochodu i szlifowal karoserie. Szpachlowke Schenk Braun sprzedawal w calej Europie. Teraz firme prowadza syn z zieciem.
Dziesiec lat chodzil w pielgrzymkach pokutnych do Banneux, gdzie Matka Boska ukazala sie malej dziewczynce. W latach 80. organizowal w Brukseli akcje pomocowe dla Polakow. 32 razy wiozl do Polski jedzenie, ubrania i pampersy.
- Znowu bylem w Warszawie. Spotkalem sie z weteranami Powstania. Byli mili. Jeden opowiadal, jak 1 sierpnia ostrzelal ostatni niemiecki pociag.

W Ochodzy nie wiedzialem juz, kim jestem - Belgiem, Niemcem, Mateuszem? Nawet nie wiedzialem, czy Belgia jeszcze istnieje. Myslalem, ze moja rodzina nie zyje.

Gdybym w marcu 1946 roku nie dostal od nich wiadomosci, zostalbym w Ochodzy. I bylbym Polakiem, tak jak wy.


źródło: artykuł ukazał się w gazecie wybiórczej w 2004. Łatwo sobie znaleźć byle jakie źródło wpisując w guglu tytuł tematu.

O samym Dirlewangerze widze temat jest: http://www.sadistic.pl/brygada-potworow-vt148022.htm
  Temat: Cwaniaczków pojebało do reszty
PanMarian

Odpowiedzi: 86
Wyświetleń:

PostForum: Absurdy dnia codziennego   Wysłany: 2013-12-09, 18:49   Temat: Cwaniaczków pojebało do reszty
Zaczynajac od tego, ze tresc samego tematu jebie troche zmyslona historia "na jakiejs uczelni, jakas firma" itd. samo to, ze znalezli sie debile proponujacy takie stawki, nie znaczy, ze ktos sie na to zgodzil, prawdopodobnie zostali wysmiani na sali.
Cytat:

I gdyby tacy uświadomieni (ale tak WSZYSCY) mówili po kolei 2000, 3000, 6000 albo szukajcie kogoś innego, to albo zaczęliby robić SAMI (pracodawcy) albo płaciliby tyle ile trzeba płacić zamiast chomikować kasę w Szwajcarii na kocie albo budować sobie zamki i jeździć co roku nowymi BM'kami.

Zapominasz, ze praca to tak wlasciwie towar jak kazdy inny, jest wart tyle ile przynosi zysku, z tym ze zadna firma nie dziala charytatywnie, zakladajac wiec, ze twoja praca warta jest 3500zl (tyle przynosi zysku pracodawcy) To przy 6000zl po prostu by cie wysmial, jakbys powiedzial 3000 to moglby sie nawet zgodzic, gdyby na twoj rachunek szlo cale opodatkowanie (i tak by ci wtedy zostalo ok. 2000), wiec logiczne, ze nie wezmie cie za wiecej jak 2000, bo sam tez chce miec w tym jakis zysk. I smieszy mnie to zawsze powracajace, porownanie pracodawcy z bogaczem, ktory sra pieniedzmi i nie da ci wiecej tak tylko z czystej zawisci, tak naprawde, ponad polowa zatrudnionych w polsce jest przez male i srednie firmy, czyli osoby, ktorym samemu zostaje na koniec miedzy 2 a 8 tysiecy na koniec miesiaca, gdyby mieli kazdemu dac 6000zl na miesiac, to by musieli co miesiac nowy kredyt zaciagac.
Cytat:

Ale.. powiedzmy sobie szczerze; jak daleko zajdzie firma która taką politykę praktykuje?

I to jest decydujace pytanie, zadna firma daleko nie zajdzie, jesli nikt nie bedzie chcial w niej pracowac, problem w tym, ze obecnie bezrobocie jest tak duze, ze ludzie nie maja wyboru.
Cytat:

że w Polsce brakuje jebanych SPECJALISTÓW.

Najlepsze jest to, ze nie brakuje polakow specjalistow, tylko specjalistow w Polsce, po prostu wszyscy spierdolili, za granica ich jak grzybow po deszczu.
Cytat:

ta jasne. w teori wszystko fajnie wyglada

Jak dotad, nikt tej teori logicznie nie mogl obalic, nawet marx sie ostatecznie osmieszyl wydajac trzecia ksiazke, a Anglia i Ameryka wyrosly na najwieksze swiatowe potegi jak sie do niej stosowaly... No i wszyscy spierdalali w podskokach do tego dzikiego kapitalizmu w ameryce.
Cytat:

przebierac w ofertach :lol: razem z 30 innymi osobami aplikujacymi na to stanowisko

Teraz opisujesz dzisiejsza sytuacje, z 20%-owym bezrobociem, nie bierzesz pod uwage, ze bez pitu, citu, dochodowego itd. powstalyby tysiace nowych firm, a te ktore juz stoja mogly by sie o te 10-25% szybciej rozwijac, a ty bys dostawal te swoje 23% wiecej od razu, juz nie liczac co by bylo za 10 lat.
Cytat:

w praktyce zapierdalalbys w fabryce jak chinol tyleze za miske ziemniakow,

Znowu te stereotypy o chinczykach, wyjete z amerykanskich filmow z lat 70, ktore juz wtedy byly mocno przesadzone, a dzisiaj nie maja juz zadnego zastosowania w praktyce.
W rzeczywistosci chinczykom zyje sie teraz 3 razy lepiej niz nam, no chyba ze mowa o chinach wschodnich, ale na nie przyjdzie czas za jakies 50 - 80 lat
Cytat:

UE pozwala Ci założyć biznes w 28 krajach

UE mi pozwala? Dziekuje panu za taka laske, i tak, zadne z tych panstw nie zbliza sie do kapitalizmu chociazby w 5%
Cytat:

Sam bredzisz. Praca jako taka owszem ale zapominasz iż gospodarka to system naczyń połączonych. Jeżeli pracownik nie będzie zarabiał dobrze to nie będzie kupował dóbr....

W calym poscie niestety nie napisales niczego, czego kazdy by juz nie wiedzial. Nie chodzi o to, ze wskutek jakiegos globalnego spisku przedsiebiorcow, nikt nie zwieksza pensji, aby ujebac cala ekonomie, po prostu na pobudzenie ekonomii calego kraju potrzeba duzo wiecej, niz zeby jedna firma podniosla zarobki jednego pracownika o 5zl, po prostu kazdy mysli w pierwszej kolejnosci o sobie, a nie o poprawie sytuacji ogolu.
No i bogactwo bierze sie z produkcji dobr, ew. pieniedzy otrzymanych za uslugi, dzieki czemu mozesz owe dobra zakupic bez wytwarzania ich, wiec poprawa sytuacji zwiekszajac pensje w zlotowkach jest niemozliwa, bez zaplecza przelewu w zagranicznych transakcjach, no chyba, ze zakladasz ze 90% REALNYCH pieniedzy lezy gdzies na koncie i nikt nic nie wydaje bo nie chce.
Cytat:

chinolom jeszcze blizej do korwinowskiego kapitalizmu niz polsce.

I zyje im sie lepiej, zreszta prownywanie polkomunizmu z polkapitalizmem jest troche dziwne...
Juz lepiej porownac z Hongkongiem - zero surowcow, zero podstaw do budowania czegokolwiek jeszcze kilkadziesiat lat temu, a dzisiaj patrzeliby na nas jak na meneli przechadzajac sie po warszawie.
Cytat:

przeciez ci "myslacy" ktorych pozdrowiles przeczytali tyle madrych ksiazek

Po tobie za to widac, ze od podstawowki chyba ksiazki w rekach nie miales, bo w twoich postach nie ma zadnej argumentacji/logiki tylko czyste plucie jadem, i kierowanie sie emocjami no i porcja rzucania pustymi haslami.
Cytat:

przynajmniej dla tych kilku % spoleczenstwa

Te kilka % spoleczenstwa moze dac ci prace, i tym wyzsze wynagrodzenie, im lepiej im sie wiedzie, czy moze lepiej napisac - tym bardziej zwiekszyc produkcje zmniejszajac koszta, tak aby twoja nominalna wartosc wyplaty, wystarczyla na kupienie dobr o wiekszej realnej wartosci.
Cytat:

Zresztą wielokrotnie podkreśla, że jego pracownicy nie obchodzą.

Podaj przyklad gdzie tak powiedzial, chyba ze masz na mysli jego wywod "czlowiek pracy vs czlowiek po pracy" w takim razie proponuje potrenowania sluchania ze zrozumieniem.
Cytat:

o tak mamy taki socjalizm ze ja pierdole

Oczywiscie, zasilek dla bezrobotnych, emerytura, caly zus, przymusowa edukacja i sluzba zdrowia, becikowe, podatek dochodowy itd. sa przeciez czysto kapitalistyczne i nie zostaly w ogole wymyslone przez socjalistow...
Cytat:

czy ty wogole pracowales kiedys w tym naszym socjalizmie?

Ja sie zaczynam zastanawiac, czy ty kiedykolwiek w ogole pracowales, czy cale zycie na zasilku zapierdalasz, i dlatego tak skamlesz zeby jeszcze go podwyzszyc?
Cytat:

szkoda ze ktorys admin/mod kilka minut po wrzuceniu tematu pt Korwinizm, jako choroba wieku dojrzewania do poczekalni wjebal go odrazu do polityki gdzie nikt poza naszymi ksiazkowymi kapitalistami nie zaglada

Dziwne, ze nie wrzucil do dzialu science-fiction...
bolebor - Jedna z nielicznych osob w tym temacie, ktora ma jakiekolwiek pojecie o czym mowi.
Cytat:

zabawne ze myslisz ze po wprowadzeniu calkiem wolnego rynku koles nagle by zapalal ochota do placenia wiecej skoro na rynku czekalyby setki geb chcacych wyzywic swoje rodziny

Zle to zrozumiales, co mnie juz w sumie nie dziwi, nie chodzi o to, ze nagle naszlaby go taka ochota, postaram sie wyjasnic o co chodzi na przykladzie:
Zalozmy ze istnieje male panstwo z sytuacja jak w Polsce, doszlo nawet do tego, ze ludzie pracuja za 1000zl miesiecznie jako przecietna stawke, obecnie jest:
100 firm, zatrudniajacych po 100 osob
czyli 10000 miejsc pracy
jednak ludzi zdolnych i chetnych do pracy jest, az 15000, czyli o polowe za duzo, a co za tym idzie, pracodawca moze wyjebac nawet wszystkich z pracy, bo jutro zglosi mu sie kolejne sto osob chetnych do pracy za ten 1000zl, - zmniejszenie pitu, citu, dochodowego, skutkuje tym, ze: ludzie maja troszke wiecej pieniedzy, wiec moga kupic wiecej dobr - wzrasta popyt, wiec kazda firma musi a raczej moze zwiekszyc produkcje, wiec teraz musi zatrudniac 150 osob by pracowac w pelni, do tego, zmniejszenie podatku i ograniczenie biurokracji doprowadza do otworzenia 10 nowych firm potrzebujacych na poczatek zatrudniac po 10 osob, a wiec mamy: stare 10000 miejsc pracy + 5000 nowych + 100 nowych w nowych firmach czyli 15100, chociaz potencjalnych pracownikow jest tylko 15000, co oznacza, ze brakuje 100 pracownikow, w kraju tak malym, zalatanoby to pewnie emigrantami z bulgarii czy cos, ale korzysci ze zwiekszenia produkcji i tak bylyby juz zauwazalne, a ponadto, w kraju wielkosci Polski nie byloby to tak latwe, co oznaczaloby, ze o 100 ostatnich pracownikow trwalaby walka, czy raczej licytacja w stylu kto da wiecej, inni pracownicy nie pozostaliby glusi na takie cos i stosowaliby ultimatum w stylu - podwyzka lub wakat w firmie, efekt bylby ten sam.

Cytat:

Nadal nie rozumiesz, że im więcej ludzi zatrudnisz, tym więcej wyprodukujesz, tym więcej sprzedasz, tym więcej zarobisz.

Pozostaje jeszcze kwestia popytu, przez ktora nie wszystkie zalozone fabryki sa rentowne, ale w gruncie rzeczy, mniej wiecej o to chodzi.

Cytat:

tak tak wiem, zaloz wlasna firme, konkuruj z innymi, osiagnij sukces, jestes zwyciezca itp. tak pracownicy odejda bo gdzies indziej dadza im 2x wiecej bo tam na jedno stanowisko nie bedzie 50 osob tylko 39, a jak sie komus nie spodoba ro zawsze beda mogli otworzyc konkurencyjny zaklad i osiagnac sukces.
wszystko by fajnie wygladalo jakby nie bylo czegos takiego jak bezrobocie,

Przeczysz sam sobie, bezrobocie jest skutkiem, a nie przyczyna malej ilosci firm.
Cytat:

gdy twoj prezes powie ci ze jest kiepsko wiec zamiast 2 rajstop dostaniesz jedne

Jak pracujesz bez umowy (do czego panstwo nas zmusza nadmiernymi podatkami) to juz twoja wina, bo dajesz sie dymac w bambuko, a jak masz umowe, to zapierdalasz w podskokach do adwokata i koniec rozmowy.
Post daginsa moze tez uzupelnic twoja wiedze.


No i na koniec mam propozycje dla socjalistow, ustalmy pensje minimalna 30mln miesiecznie, i robmy codzienne kontrole w kazdeh firmie! Wszyscy bedziemy milionerami!!

Pozdrawiam
  Temat: Urojenia neoliberałów
PanMarian

Odpowiedzi: 33
Wyświetleń:

PostForum: Historia i dokument   Wysłany: 2013-12-04, 13:14   Temat: Urojenia neoliberałów
mare30ks napisał/a:

skad takie bzdury bierzesz? sam je wymyslasz czy skads kopiujesz? oczywiscie w kapitalizmie nikt nic nie kupuje, nikt nic nie zalatwa po coichu bo po co?


Czlowieku, trace juz cierpliwosc do twojej glupoty, przeciez napisal na jakim przykladzie sie opiera.
Cytat:

oczywiscie wszystko co sie miesci w interesie kupujacego i nie w glowie jej zagrywki np wykanczajace konkurencje, pogarszanie jakosci produktow itp, byle tylko $ na rachunkach roslo

Ponawiam pytanie, jak mozna legalnie wykonczyc konkurencje, tak aby klient na tym stracil? I poza tym, nikt nie zmusza cie do kupna tych zlych i wadliwych produktow, wiec o co krzyk?
Cytat:

Kiedys firmy odpowiadaly na potrzeby klientow, teraz je tworza

Jak dajesz soba manipulowac, i robic sie w bambuko to twoja wina, a nie zlego swiata.
Cytat:


no skoro ci nie przeszkadza sezonowosc produktow i koniecznie musisz miec to co jest modne
jestes jak widac idealnym klientem koncernow, nie pytasz, tylko kupujesz, zepsuje sie kupujesz nowe bo przeciez to normalne, skonczyla sie na niego moga albo sie popsul i tyle

Wlasnie o to chodzi, ze dzisiaj nie oplaca sie produkowac rzeczy trwalych, bo odziez wychodzi z mody, a elektronika sie rozwija na tyle szybko, ze za 10 lat, telewizor ktory teraz kupujesz po roku oszczedzania, bedzie wisial w blaszanych domkach na brazylijskich fawelach, wiec po chuj tworzyc taki co przetrwa 20lat? A jak chcesz miec wytrzymale buty, to mozesz w internecie rozejrzec sie za opiniami o mniej znanych markach, albo znalezc szewca, ktory do dzisiaj robi to recznie, nic nie stoi na przeszkodzie(oprocz tego, ze szewc pewnie juz nie ma zakladu przez socjalistyczne przepisy, a jak zrobi ci prywatnie jedna pare butow bez opodatkowania, i rejestrowania dzialalnosci, to staje sie kryminalista...)
Cytat:

o taak, tak samo teraz duze koncerny robia to co sobie klient zyczy, a wlasciwie to co im wmowi ze maja sobie zyczyc, ale jak to dla ciebie jest spoko to ok, zyj sobie w takim przeswiadczeniu

Jesli nie robia tego czego sobie zyczysz, to nie musisz korzystac z ich uslug...
mare30ks napisał/a:

ciekawe skad w nieskonczonosc beda sie brali nowi konkurenci jak wkoncu zostanie ich kilku, podziela miedzy siebie tort i zostana w takim ukladzie nie wpuszczajac do niego nikogo wiecej bo taki uklad bedzie im pasowal. ale pewnie to tylko w socjalizmie bo w kapitalizmie kazdy bedie mogl sobie zalozyc firme, rozbudowac ja i wspiac sie na szczyty, jak w bajkach

To powiedz mi, co w kapitalizmie stoi na przeszkodzie? Co stalo na przeszkodzie Fordowi, Gatesowi, Rockefellerowi i innym? A co dzisiaj stoi na przeszkodzie? - Horda urzednikow, nakladajace na ciebie podatki rowne twojemu zyskowi po odliczeniu pensji i czegos na utrzymanie - nie masz zadnych srodkow na rozwoj firmy. A konkurencja nie moze sie w kapitalizmie tak po prostu "wyczerpac", bo nie ma zadnych wymogow by nia zostac, wiec wystarczy zaoszczedzic troche pieniedzy i kazdy czlowiek moze sie nia stac. Wiec pisanie takich stwierdzen jak twoje, swiadczy albo o braku niezbednej do takiej dyskusji edukacji, albo niezmiernej glupocie, albo dales sobie zrobic wode z mozgu komunistycznym nauczycielom, i nie chodzi o to, ze mam cos przeciwko wszystkim, ktorzy maja lewe poglady, ale powinni potrafic je jakos uzasadnic jesli chca to wprowadzac w zycie, bo jak zaczniesz namawiac ludzi haslami "niech wszyscy maja po rowno, a panstwo niech siedzi i rozdziela" to skonczy sie to znowu smiercia 11milionow ukraincow w najlepszym wypadku.
mare30ks napisał/a:

a za tydzien jak ci sie nie spodoba to napiszesz ze windows to komuna albo cos takiego i bedziesz namawial do uzywania linuxa

WTF?!

mare30ks napisał/a:

http://www.sadistic.pl/images/smiles/icon_cool.gif

po tej emotce, wnioskuje ze wygrales dyskusje?


Pozdrawiam, i zachecam do do-edukowania sie.
  Temat: Urojenia neoliberałów
mare30ks

Odpowiedzi: 33
Wyświetleń:

PostForum: Historia i dokument   Wysłany: 2013-12-04, 10:03   Temat: Urojenia neoliberałów
!Timon napisał/a:

@mare30ks
W modelowym systemie socjalistycznym kupujesz ustawę za łapówkę tak jak to dzieje się dzisiaj albo czekasz na rozporządzenie w firmie państwowej, że ma kupować od jednego producenta i chuj [tak załatwili firmę znajomego w latach 90' - stracił głównego klienta czyli TP s.a.].
JAK chcesz to zrobić w modelowym systemie kapitalistycznym?



skad takie bzdury bierzesz? sam je wymyslasz czy skads kopiujesz? oczywiscie w kapitalizmie nikt nic nie kupuje, nikt nic nie zalatwa po coichu bo po co?


!Timon napisał/a:

Firma nie robi absolutnie NIC żeby wszystkim żyło się lepiej za to robi wszystko żeby zarobić. Piszesz oczywiste pierdoły.



oczywiscie wszystko co sie miesci w interesie kupujacego i nie w glowie jej zagrywki np wykanczajace konkurencje, pogarszanie jakosci produktow itp, byle tylko $ na rachunkach roslo :)


!Timon napisał/a:

Żeby zarobić musi odpowiadać na potrzeby klientów.



Kiedys firmy odpowiadaly na potrzeby klientow, teraz je tworza


!Timon napisał/a:


W czasach mody i sezonowości coraz mniej osób wymaga trwałości produktów od producenta bo na chuj buty które wytrzymają 5 lat skoro za rok będą niemodne?



no skoro ci nie przeszkadza sezonowosc produktow i koniecznie musisz miec to co jest modne :roll:
jestes jak widac idealnym klientem koncernow, nie pytasz, tylko kupujesz, zepsuje sie kupujesz nowe bo przeciez to normalne, skonczyla sie na niego moga albo sie popsul i tyle

!Timon napisał/a:

"WIzja" firmy nie ma z tym nic wspólnego - robi to co konsument sobie zażyczy.


o taak, tak samo teraz duze koncerny robia to co sobie klient zyczy, a wlasciwie to co im wmowi ze maja sobie zyczyc, ale jak to dla ciebie jest spoko to ok, zyj sobie w takim przeswiadczeniu

!Timon napisał/a:


Myślisz, że takie napierdalanki i wojny cenowe są możliwe na dłuższą metę? Pojedziesz jakiś czas po kosztach i nagle okazuje się, że wyczerpałeś zasoby. Pokonałeś konkurenta, wypadł z rynku ale pojawił się 3 widząc, że nie masz sił na dalszą walkę.
Dlatego też ważne jest aby otwierać się na inwestorów zagranicznych - presja konkurencji musi istnieć ciągle.



ciekawe skad w nieskonczonosc beda sie brali nowi konkurenci jak wkoncu zostanie ich kilku, podziela miedzy siebie tort i zostana w takim ukladzie nie wpuszczajac do niego nikogo wiecej bo taki uklad bedzie im pasowal. ale pewnie to tylko w socjalizmie bo w kapitalizmie kazdy bedie mogl sobie zalozyc firme, rozbudowac ja i wspiac sie na szczyty, jak w bajkach 8-)

Tabernak napisał/a:

który pracuje pod kontrolą Windowsa - produktu najbardziej kapitalistycznej z kapitalistycznych korpo jakim jest Microsoft. Wy lewaczki powinniście używać Linuxa!



a za tydzien jak ci sie nie spodoba to napiszesz ze windows to komuna albo cos takiego i bedziesz namawial do uzywania linuxa 8-)
  Temat: Ameryka w latach 40-tych...część trzecia, ostatnia.
RYJ23

Odpowiedzi: 20
Wyświetleń:

PostForum: Inne czarności   Wysłany: 2013-12-04, 09:15   Temat: Ameryka w latach 40-tych...część trzecia, ostatnia.
Widzicie szmaty ?! tak kiedys baby ladnie pracowaly a nie to co dzisiaj,ze zrobione paznokcie to nie moze dupy z krzesla ruszyc..
  Temat: Kapitalim na świecie
Ork.Fajny

Odpowiedzi: 26
Wyświetleń:

PostForum: Historia i dokument   Wysłany: 2013-10-08, 21:37   Temat: Kapitalim na świecie
czarek00 napisał/a:

Jest cos takiego jak sarkazm ale trzeba podrosnac zeby to zrozumiec.......


A jak bardzoe trzeba być dorosłym żeby zrozumieć że słowa nie przekazują emocji i sarkazm należy podkreślić np. za pomocą "..."...


czarek00 napisał/a:

Fabryk coraz mniej za to coraz wiecej sklepow ktore sprzedaja badziwie chinskie. Wykorzystuja wlasciciele tych sklepow pracownikow dajac im gowniana robote za gowniane pieniadze i na gownianych warunkach vide umowy smieciowe.


A z czego mają płacić skoro sam przyznałeś że sprzedają tanie chińskie wybory...?

czarek00 napisał/a:

A jeszcze sa tak dobrzy ze oferuja bezplatne staze. Wogole by bylo fajnie jak by to pracownik musial placic pracodawcy za to ze pracuje.


Biorę to za brak kontrargumentów oczywiście.

czarek00 napisał/a:

Ale moze dostawac tyle ile naprawde bylo wlozone pracy w produkcje tego produktu. A nie ochlapy tak jak teraz.


Tego się nie da obliczyć w żaden logiczny sposób, zdajesz sobie sprawę...?
Jeśli przeliczymy to na ilość zużytej energii po cenie glukozy albo jakiegoś kwasu tłuszczowego to wyjdą jeszcze mniejsze grosze.
Jeśli przeliczysz to na ATP to firma pójdzie się paść po wypłacie dla dwóch pracowników...

czarek00 napisał/a:

No tak prezes musi wtedy mniej zarabiac rzeczywiscie szkoda by to byla podniesc pracownikom pensje np o te 100 zeta ktore prezes by nawet nie odczul.


100zł oczywiście pomnóż razy ilość pracowników i jeszcze 2x w związku z podatkami.



czarek00 napisał/a:

Myslisz ze wlasciciele firm sa tacy glupi ze udostepniaja takie dane kazdemu kto chce? [...]


Dalej nie czytam tego nawet... Powiem tylko tyle że póki nie masz dowodów na cokolwiek póty twoja argumentacja jest teorią bez pokrycia.

czarek00 napisał/a:

Pozyjesz troche na wlasny rachunek a nie u mamusi na garnuszku to przejrzysz na oczy.


Oj tak. Powiedział mi to 36letni facet którego życiowym hobby jest propagowanie socjalizmu na sadisticu i kłócenie się z 20latkami...


czarek00 napisał/a:

Niestety to jest Polska gdzie jesteś biedny to nie masz żadnego prawa, dzisiaj prawo to pieniądze. Bogacą się ci, co na górze, zawsze po skończonej kadencji puchną Im konta. Dla biednych kontenery, zasiłek w MOPS, szczaw I mirabelki, dla bogatych apartamenty, kilka zer na koncie I kawior. Dla każdego jest inne prawo, a tak naprawdę, to jest prawo rynku I kasy, nie masz kasy, nie masz prawa


Powtarzam... Zajechanie pracownika nie opłaca się NIKOMU.



czarek00 napisał/a:

To czemu np nie zatrudni wlasnej rodziny do pracy na takich samych warunkach jak zwyklych pracownikow? Niech zapieprzaja nieroby skoro ma byc trlyko bezwzglednym chujem nie patrzacym na ludzi. Moze by tak lapanki dzieci robic przed szkolami i wysylac do kopalni bo przeciez trzeba pracowac.


Na jakiej podstawie dalej stwierdzasz cokolwiek skoro sam powiedziałeś wcześniej że żadnych danych nie jesteś wstanie przytoczyć...?

czarek00 napisał/a:

PRL byl rajem na ziemi w prownianiu z tym panujacem od 25 lat gownem ktore zafundowala nam solidurnosc i inne styropianiarstwo.


Gdyby był rajem to ludzie by nie strajkowali... Ba. To by nigdy ZSRS nie upadło a Chińska Rewolucja nie zamieniłaby się kapitalizm dzisiejszy.

czarek00 napisał/a:

Kiedys znalazlem takie zestawienie GUS opatrzone komentarzem w jakims artykule. Komentarz jak komentarz, wazne sa liczby a te rozowe nie sa.
[...]


Ty na prawdę uważasz że ktoś ci uwierzy w tą komunistyczną propagandę sukcesu PRLu...?
Powtarzam. Jeśli ludziom jest dobrze to się nie buntują. A 10mln w Solidarności roku '80tego słabo świadczy o bogactwie ludzi.

Co do polskiej myśli technicznej to najlepiej obrazuje ją przykład inż. Jacka Karpińskiego i jego dzieł w postaci AAH, AKAT-1 czy K-202. Jego sprzęt co najmniej dorównywał jak nie przebijał ówczesne sprzęty z doliny krzemowej. Ale co się stało? Gówno. Pan Inżynier to patriota który walczył w Powstaniu po stronie AK, więc nie można było kogoś takiego sponsorować, należało odebrać mu prawa do produkcji a produkcję szybko zamknąć...
  Temat: Kapitalim na świecie
czarek00

Odpowiedzi: 26
Wyświetleń:

PostForum: Historia i dokument   Wysłany: 2013-10-08, 13:33   Temat: Kapitalim na świecie
Ork.Fajny napisał/a:


Albo nie rozumiałem tego bełkotu albo tym zdaniem sam podkopałeś socjalizm i uznałeś wyższość kapitalizmu...



Jest cos takiego jak sarkazm ale trzeba podrosnac zeby to zrozumiec.......

Ork.Fajny napisał/a:

W takim razie kto i kogo wykorzystuje skoro wedle ciebie fabryk jest coraz mniej...?


Fabryk coraz mniej za to coraz wiecej sklepow ktore sprzedaja badziwie chinskie. Wykorzystuja wlasciciele tych sklepow pracownikow dajac im gowniana robote za gowniane pieniadze i na gownianych warunkach vide umowy smieciowe.

Ork.Fajny napisał/a:

Ale czyje to wina ze ich praca jest tak mało warta...? Duże firmy zarabiają krocie nie dlatego że robią dużo, dużo-wartych produktów, tylko dlatego że robią dużo mało wartych produktów rękami ogromnej ilości pracowników. Ci pracownicy nie mogą wiele zarabiać bo podniesienie tych wszystkich pensji spowoduje że firma straci płynność i nie będzie wstanie się zaopatrzyć.


A jeszcze sa tak dobrzy ze oferuja bezplatne staze. Wogole by bylo fajnie jak by to pracownik musial placic pracodawcy za to ze pracuje.



Ork.Fajny napisał/a:

Jesteś głupi...? Przecież wyraźnie napisałem że pracownik nie może dostawać całej sumy za którą dany produkt się SPRZEDA.
Ta wartość już jest odpowiednio zmodyfikowana przez producenta...


Ale moze dostawac tyle ile naprawde bylo wlozone pracy w produkcje tego produktu. A nie ochlapy tak jak teraz.

Ork.Fajny napisał/a:

Oczywiście że nie. Ale jak mówiłem podniesie płac, zwłaszcza w dużych firmach, wpływa także na inne rzeczy nić zawartość portfela pracodawcy i pracownika.


No tak prezes musi wtedy mniej zarabiac rzeczywiscie szkoda by to byla podniesc pracownikom pensje np o te 100 zeta ktore prezes by nawet nie odczul.



Ork.Fajny napisał/a:

Rozwiń te przykłady. Wymień te firmy. Podaj ich kondycje. Pensje jakie zarabiali pracownicy i szefowie. Koszty utrzymania. Śmiało. Pokaż że na prawdę coś o tym sam wiesz a nie tylko niżej kontrargumentujesz "21letni chuju, chuja wiesz o życiu."


Myslisz ze wlasciciele firm sa tacy glupi ze udostepniaja takie dane kazdemu kto chce? Treaz udaja ze jest kryzys wiec uwazaja ze musza dokrecac srube swoim niewolnikom zeby wyszli na swoje.
Po wypowiedziach twoich widac ze niewiele wiesz o tym co sie naprawde dzieje w polsce, jak sa traktowani ludzie w pracy i jak ten bandycki system u nas dziala. W Polsce jest fajnie z praca pod warunkiem, że godzimy się na pracę na czarno, albo na umowie śmieciowej, za najniższe możliwe wynagrodzenie i lubimy pewnego rodzaju ruską ruletkę, polegającą na zgadywaniu, czy pracodawca zapłaci nam za przepracowany miesiąc, czy też miesiącami będzie nas zwodził i na końcu nie zapłaci wcale. W rzeczywistości w Polsce nasze prawo do pracy i prawo do płacy tzw. „pracodawcy” mają „w dupie”. Tak bynajmniej twierdzi prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców i wcale się z tym nie kryje. Nie musi się kryć i w Polsce ma prawo tak mówić, bo on jest kimś, a ludzie pracy są nikim. Są jedynie narzędziami do pomnażania majątków garstki cynicznych cwaniaków, którzy z ludźmi kompletnie się nie liczą.

Ork.Fajny napisał/a:

No nie. Nie stanę się skurwielem którego życiowym marzeniem bezie okradać pracodawcę i lizać dupę komunistycznym rządom roboli, którzy tylko czekają na twoje przyzwolenie by ludzi mądrych i bogatych wyrżnąć...


Pozyjesz troche na wlasny rachunek a nie u mamusi na garnuszku to przejrzysz na oczy.

Ork.Fajny napisał/a:

Zdajesz sobie sprawę że pracodawcy nie zależy nic a nic aby zajechać ciebie na śmierć...? Nie wiem czy wiesz ale żywy, dożywiony i ubrany pracownik jest więcej warty od martwego, albo nowego-uczącego się...



Niestety to jest Polska gdzie jesteś biedny to nie masz żadnego prawa, dzisiaj prawo to pieniądze. Bogacą się ci, co na górze, zawsze po skończonej kadencji puchną Im konta. Dla biednych kontenery, zasiłek w MOPS, szczaw I mirabelki, dla bogatych apartamenty, kilka zer na koncie I kawior. Dla każdego jest inne prawo, a tak naprawdę, to jest prawo rynku I kasy, nie masz kasy, nie masz prawa

Ork.Fajny napisał/a:

Za to tobie nie powiedzieli że jeśli twój szef nie będzie zarabiał na tyle dużo by mu się chciało prowadzić daną firmę iże on nie jest jebanym filantropem by kogoś utrzymywać jeśli nie ma z tego tyle ile on uważa dla siebie za słuszne...
Dzieckiem jesteś tutaj ty uważając pracodawców za kogoś kto powinien być pro-ludzki i nie liczyć na żaden większy zysk, tylko na to że stworzy tysiąc miejsc pracy.


To czemu np nie zatrudni wlasnej rodziny do pracy na takich samych warunkach jak zwyklych pracownikow? Niech zapieprzaja nieroby skoro ma byc trlyko bezwzglednym chujem nie patrzacym na ludzi. Moze by tak lapanki dzieci robic przed szkolami i wysylac do kopalni bo przeciez trzeba pracowac.



Ork.Fajny napisał/a:

Pewnie. Jak jeszcze dopierdolisz im podatków i regulacji prawnych związanych z pracą to na pewno sytuacja się poprawi. W końcu PRL był rajem na Ziemi...


PRL byl rajem na ziemi w prownianiu z tym panujacem od 25 lat gownem ktore zafundowala nam solidurnosc i inne styropianiarstwo.

Kiedys znalazlem takie zestawienie GUS opatrzone komentarzem w jakims artykule. Komentarz jak komentarz, wazne sa liczby a te rozowe nie sa.


" Poziom analfabetyzmu:
1921: 33,1%
1931: 23,1%
1960: 2,7%
1978: 1,2%

Współczynnik Giniego (rozpiętość dochodów osobistych):
1987: 25
2002: 35
Komentarz: Tutaj widać uaktywnienie się najbogatszych ludzi.

Produkcja mleka krowiego:
1989: 16 mld l
1999: 12 mld l

Plony ziemniaków:
1989: 185 q/ha
1999: 157 q/ha

Produkcja masła:
1988: 264 tys. t
2007: 172 tys. t

Produkcja obuwia:
1988: 65,6 mln par
2007: 24 mln par
Komentarz: Nastąpił zalew tanich produktów z Chin, odstępujących jakością od naszych produktów.

Niedożywienie dzieci:
PRL: 0,4%
RP: 24%

Ilość barów mlecznych:
PRL: 40 tys.
2009: 140
Komentarz: Z całej sieci polskich barów szybkiej osbługi ostała się jedynie garstka. Dobre, zdrowe, tanie i polskie jedzenie zostało zastąpione przez szybkie jedzenie koncernów m.in. KFC, McDonald's czy inne kebaby.

Ilość mięsa w szynce:
PRL: 15%
2010: 7%
Komentarz: Obecnie stosowane są tanie chemiczne zamienniki wielu składników produktów mięsnych. Jest możliwe wyprodukowanie parówek cielęcych bez mięsa cielęcego.

Liczba żłobków:
1989: 1553
2006: 371

Liczba pracujących:
1988: 17,8 mln
2007: 13,8 mln
Komentarz: Przez 20 lat zlikwidowano 5 milionów miejsc pracy. Ta liczba pokazuje ogrom zniszczeń Polski. Zlikwidowano kilka tysięcy przedsiębiorstw. Nic dziwnego, że ZUS ma kłopoty.

Wzrost liczby mieszkań:
PRL: 10 mln
RP: 3,5 mln
Komentarz: PRL (40 lat) vs. III RP (20 lat) ? nawet jeśli podzielimy PRL na dwa uśrednione okresy 20-letnie, to i tak liczba nowych mieszkań jest większa niz przez 20 lat kapitalizmu.

Długość linii kolejowych:
1980: 27 tys.
2010: 19 tys.
Komentarz: Żaden na świecie kraj nie dokonał takiej destrukcji swojej infrastruktury. Zlikwidowaliśmy prawie 1/3 wszystkich linii kolejowych. Nie mówiąc już o likwidacji branż okołokolejowych czy innych problemów z tym związanych. W prawdzie wzrosła liczba dróg utwardzonych, dróg szybkiego ruchu czy dróg w ogóle oraz liczba pojazdów posiadanych przez społeczeństwo. Co ciekawe, większość projektów budowy dróg zaplanowano właśnie w PRL-u.

Flota handlowa:
1989: 249 statków
2000: 128 statków

Wydobycie węgla kamiennego:
1979: 180 mln t (5. miejsce na świecie)
2008: 83 mln t (10. miejsce na świecie)
Komentarz: Żeby nie było wątpliwości, na całym świecie wydobycie węgla kamiennego rośnie. Wypadliśmy z gry.

Produkcja stali:
1988: 17 mln t (13. miejsce na świecie)
2009: 9 mln t (19. miejsce na świecie)
Komentarz: Podobnie jak w przypadku WK, na świecie produkcja stali rośnie.

Produkcja siarki:
1989: 4,8 mln t (1. miejsce na świecie)
2000: 1,4 mln t (3. miejsce na świecie)
Komentarz: Żeby nie było złudzeń, tu również rośnie produkcja na świecie.

Zgłoszone patetny:
1989: 5294
2000: 2404

Przyznane patenty:
1989: 2854
2000: 939
Komentarz: Tu widać upadek polskiej myśli technicznej. Kiedyś duże przedsiębiorstwa posiadały swoje ośrodki badawczo-rozwojowe, centra naukowe, labolatoria. Teraz liczy się tylko zysk, działalność naukowa spychana jest na państwo.

Liczebność wojska:
1988: 112 656 zaw., 234 344 zas.
2010: 100 412 zaw., 0 zas.

Wzrosła (czasami 2-krotnie) produkcja takich produktów jak telewizory, samochody, sprzęt AGD. Tylko że kiedyś były to polskie produkty, zaprojektowane przez poskich inżynierów i techników, wyprodukowane w większości z polskich części. Teraz my ten sprzęt tylko produkujemy, nie jest on polski, w większości z części importowanych.
  Temat: Przegrałem życie koncertowo - spowiedź grubasa ze wsi
Pierre d'Ollony

Odpowiedzi: 30
Wyświetleń:

PostForum: Inne czarności   Wysłany: 2013-10-06, 15:12   Temat: Przegrałem życie koncertowo - spowiedź grubasa ze wsi
Macie wincyj. Tym razem opowieść kolejnego życiowego przegranego - Romka ze słoikiem.

Cytat:

Witam wszystkich przegrańców. Moje życie nie różni się wcale od waszego, ale ja swoje stoolejarskie życie probóje sobie umilać Mam na imię Romek mam 28 lat i jak wszyscy z tego forum nigdy nie miałem dziewczyny. Niedawno moja matka nie mogąc już dłużej znosić mojego przegrania załatwiła mi prace w McDonald's Pracuje w kuchni przy przyrzadzaniu tych swiństw co je tak ze smakiem wpierdalacie. Jak już mówiłem nigdy nie miałem dziewczyny ale znalazłem na to sposób na zaspokajanie moich fantazji.

Gdy widzę ze jakas laseczka wchodzi do baru, przysłuchując się co zamawia staram się jako pierwszy pzygotować posiłek aby prosto do niej. Oczywiscie wczesniej przyrzadzam danie obficie polewająć ją moją spermą, którą skrzętnie wydobywam w nocy podczas nocnych sesji z jpg. Jak widzicie może jestem przegrany, ale nie każdy może się pochwalić zę jego sperma ląduje w żołądkach tylu laseczek. Nie wiem jak wy ale mnie bardzo podnieca widok jak nic nie wiedząca dziewczyna delektuje sie moim nasieniem. Czasami jak jest nocna zmiana a ja jako jedyny jestem za kuchnią uwielbiam patrzyc sie na nią z szczerym uśmiechem waląc sobie radosnie. Niestety musze już kończyć bo czeka na mnie nocna zmiana, słoiczek już napełniony więc ide do pracy.

***

Czesc to znowu ja. Wląsnie siedze sobie w pokoju szefa i mam okazje pobuszowac po jego kompie. Dzisiaj ruch raczej niewielki wiec słoiczek się raczej nie przyda no cóż nie codziennie swieci słonce... Nieważne. Jako ze moje stosunki pracy z szefem nie sa zbyt dobre (wszyscy pracownicy maja kolo 18 lat, wiec szef uwaza mnie za prawdziwego przegranca wielokrotnie mnie upokarzając przed kadra) postanowiłem odpłacic cwaniaczkowi za moja niedole. Wlasnie sie włamałem do szafeczki z alkoholami... juz wiem co ten chuj robi z naszymi premiami za nadgodziny które od 3 miesiecy obiecuje wyplacic. Znalazłem jakis napoczety likier o mętnych kolorze i wlałem tam całą zawartość słoiczka. Troche czuje sie jak pedał wiedzac ze bedzie pij moja sperme ale rzadza zemsty na nim jest wieksza. A tak naprawde to jest chyba jedyne wyjscie zeby mu odplacic. No nic koncze bo widze ze ruch sie wzmaga... Słoiczka juz nie mam to przynajmniej naszczam do frytek.

***

Wiode sobie mój żywot od dnia do dnia. Ale dzisiaj miałem duże pole do popisu Do mojego baru weszło stado zakonnic, pewnie jakąś pielgrzymke miały albo coś w tym stylu. I zamówiły... tak tak dobrze wiecie co... były bardzo spragnione i wszystkie zamowiły szejki Ja grzecznie odpowiedziałem że na takie zamówienie trzeba poczekać (moje lędźwia przecież mają jakieś granice produckji). No ale wszystko się udało i po 20 min zakonnice mogły się delektować każdą kroplą mojej mikstury. Chwaląc dar w postaci kojącego nektaru odeszły dalej w swoją trudną i żmudna droge

***

Życie czasem potrafi być sprawiedliwe. Będąc jeszcze we wczesnej podstawówce zadużyłem się w pewnej dziewczynie... Pierwsza prawdziwa miłość... niestety mój wygląd zewnętrzny raczej laski odstraszał więc wiadomo jak się skończyło zagadanie do niej.. Wyśmiała mnie przed całą klasą przez co miałem już prze.je.bane do konca mojej edukacji (do liceum juz nie poszedłem bo sie nigdzie nie dostałem). Ale dzisiaj nadszedł dzien na ktory sie czeka całe zycie. Do McDonalds gdzie pracuje weszła owa dziewczyna. Widac kobieta z klasa, pewnie daje du.py jakims vipom . Mnie oczywiscie nawet nie poznała. Tak naprawde nawet na mnie nie patrzyła bo w stroju słuzbowym McDonalds musze wygladac naprawde zalosnie. Namowiłem były obiekt mych westchniem aby zamowiła specjalnosc szefa kuchni tak tak, z ekstra sosem . Nalałem do jej hamburgera całą zawartośc spermy jaką mi się udało wczesniej w nocy wydobyc i delektowałem się jej kazdym kęsem wyobrazajac sobie ze robi mi loda Jej chyba tez smakowało bo jej uśmiechnieta i zadowolona twarz po prostu emanowała rozkoszą. I tak oto przeleciałem moj obiekt westchnien

***

Dzisiaj szef przedstawił nam nowego pracownika, koleś jest w moim wieku i juz na pierwszy rzut oka widac ze jest przegrany tak samo jak ja. Juz na poczatku młodsi pracownicy napluli na niego i kazali spierdalac. Widac było ze juz jest przyzwyczajony do wyzwisk poniewaz potulnie odszedl do swoich zajec. Troche mi sie go szkoda zrobiło, więc postanowiłem mu podac pomocna dlon. Okazało sie ze ma na imie Krzysiek i jest rownie przegrany co ja Zastanawiam sie teraz czy moja matka kiedys sie nie skurwiła i nie wyjebała tak brzydkiego dziecka (nastepne ułomne dziecko pewnie juz było nie do zniesienia). Ja sie tez cieszyłem z nowej znajomosci poniewaz oszczerstwa reszty podzieliły sie teraz na mnie i Krzyska przez co troche zelżały.

Od razu wiec postanowiłem ze wniose w jego zycie troche promyczka słonca i wtajemniczyłem go w moj sekret ze słoiczkiem. Na poczatku mial pewne obawy ale chyba mu sie spodobało, bo zaraz poszedł do kibla i wyszedł z niego z pełnym słoiczkiem spermy ktory potem skrzetnie wlał do hamburgera pewnej eleganckiej pani. Tak oto teraz niestety musimy dzielic sie laskami, ale jego obecnosc jakos mnie uspokaja ponieważ jest rownie przegranym stulejarzem co ja przez co troche łatwiej mi sie zyje.

***

Witam was kolejny raz moi mili. Moj zywot od pojawienia sie KRzyska w pracy znacznie sie poprawił. (o ile to mozna nazwac poprawa ale obelgi padaja juz na mnie rzadziej). Wiedziemy sobie spokojny zywot dodajac potajemnie do jedzenia nasz sekretny składnik. Dzielimy sie laskami spawiedliwie chociaz wystepuja czasem małe sprzeczki, ale potrafimy sie dogadac. Dzisiaj wlasnie wybuchła najwieksza sprzeczka o laske w naszej historii wspolnej pracy. Weszła naprawde bombowa dziewczyna do baru i spodobała sie nam obu. Troche sie pokłocilismy kto ja ma obsłuzyc ale ja przytomnie zaproponowałem "seks zbiorowy". Obydwoje dodalismy do jedzenia sperme i w zaciekawieniu przezywalismy nowe doswiadczenie. Dziewczyna była troche nieprzyzwyczajona do podwojnej dawki i troszeczke jej zostało na wardze naszej spermy. Lecz ona zareagowała na to prawidłowo i oblizała sie soczyscie nie uraniajac ani jednej kropelki nasienia. Musze przyznac ze taki seks wieloosobowy był dla mnie nowym przezyciem. Było to bardzo ciekawe i moze w przyszłosci tez sobie zafundujemy cos podobnego.

***

Zycie to niespodziewane zwroty akcji. Dzisiaj idąc do pracy dostałem kamieniem w głowe od 13 letniego dziecka. Rozpoznał mnie ten tłusty bachor bo czesto odwiedza McDonalds, i widzac jak ze mnie brechtaja w pracy rownież traktuje mnie jak gowno. (wcale mu sie nie dziwie bo bedac na jego miejscu tez pewnie bym tak robił). Nie pozostało mi nic innego jak rozmasowac bolące miejsce i pójść dalej. Wiedziałem przeciez ze jak przyjdzie pora obiadowa to gówniarzowi odpłace sie za te zniewagi. I tak też było. Nie chcac wzbudzac podejrzen powiedziałem Krzyskowi aby obsłuzył grubasa dodając mu cos ekstra do paszy. Krzysiek przystapił wiec do przygotowan. Kupił mieso mielone i wymieszał je ze swoim gównem, jebało jak cholera ale i tak nikt nie poczuł bo wszyscy trzymaja sie raczej zdala od nas. Gdy miesko było gotowe nie zapomnielismy soczyscie splunąc do bułki oraz soczyscie sie spuscic na gotowego hamburgera. Mały grubasek nawet nie zajarał ze hamburgey były polane sperma ale ochoczo począł ja zlizywac. Z jego miny widac było ze raczej mu smakuje ale ja w skupieniu oczekiwałem finału. I tu nastapiło najwieksze zaskoczenie. Grubas po pierwszym kesie zaczął dosłownie pozerac hamburgery z klotzami. Nie wiem jak to mozliwe ale pewniete wszystkie przyprawy jakie tam wpi.er.dalamy na codzien zabiły smak . Prawde mowiąc zrobiło mi sie niedobrze i narzygałem na piec z bułkami. Krzysiek który jest raczej bardzo oszczedny wyczyscił bułki z wymiocin i 15 min. potem lądowały one w żołądkach konsumentów.

***

Dzisiaj niestety szef znowu wyjebał mnie na nocną zmiane wiec sam siedze w pustym barze nudzac sie niemiłosienie. Postanowiłem więc zobaczyć czy dopił owy likierek z moją sperma. Niczym czeczeński komandos wslizgnąłem sie potajemnie do biora i ku mej uciesze znalazłem pusta butelke owego likieru Jako że postawa szefa co do mojej osoby nie zmieniała się, wiedząc ze lubi moje wyroby postanowiłem mu urozmaicic zycie Wyjąłem z barku zubruwkę i zlałem poł zawartosci do innej flaszki (bedzie dzisiaj impreza ze ho ho). Reszte uzupełniłem moimi szczynami dodatkowo soczyscie charajac na koniec. Taki to juz jest moj zywot, musze działac w podziemiu bo inaczej nie mam szans w starciu twarza w twarz. Ale i tak moj sposob daje mi wiele satysfakcji. Po pracy wracajac do domu popijalem sobie owa zubrowke. Nie musze chyba mowic ze sie ujebałem jak swinia. Zreszta sam nie wiem czy sie ujebałem czy nie (to był moj pierwszy kontakt z alkoholem, zawsze mama zabraniała wiec sie posłusznie stosowałem do zakazów) Ostatnia rzecza jaką pamietam to jakis facet pytajacy sie czy mam papierosy...

Obudziłem sie dopiero rano... na głowie miałem załozona czarna skorzana maske, byłem skuty rózowymi kajdankami a moj brzuch był pelen sladów po kiepowaniu petów Dodotkowo miejsce w którym lezałem było wybrudzone mieszanina szczyn, żygów i gówna. Z okropnym bólem głowy wstałem z miejsca i zacząłem rozgladac sie po pomieszczeniu. Oczami odnalazłem drzwi i szybko wybiegłem na zewnatrz. Dopiero tam zobaczyłem ze popełniłem bład. Ludzie patrzyli na mnie z obrzydzeniem. Jakas staruszka zemdlała, matki zasłaniały oczy swoim dzieciom. Po chwili podbiegł do mniej jakis facet i walnął mnie prosto w ryj. Na szczescie udało mi sie uciec przez przyjazdem policji i całą reszte dnia przeczekałem w krzakach. Dopiero po zmroku odwazyłem sie wyjsc z mojej kryjowki i udac sie do domu.

  Temat: Mietek spod Wawy
Nikczemny_Płód

Odpowiedzi: 40
Wyświetleń:

PostForum: Absurdy dnia codziennego   Wysłany: 2013-10-04, 21:21   Temat: Mietek spod Wawy
Cytat:

Mielismy wtedy troche pieniedzy, na tyle, zebym kupowal juz sobie markowe ubrania z Biedronki. Mama zalozyla internet, odkrylem to forum. Zaczalem sciagac sobie tony pornografii i walic konia nawet do 8, 9 razy dziennie. Walilem praktycznie przy wszystkim, doszlo do tego, ze robilem to przy zdjeciach z rodzinnego albumu. Pozniej znow nie mielismy kasy, musielismy zbierac puszki... Moja siostra dawala najwiekszym ogrom z jej klasy, zeby miec kase na lepsze ubrania i kosmetyki. Pozniej przyszedl lepszy czas, bo starsza znalazla sobie nowego fagasa. Mielismy troszke kasy. Zaczalem kupowac w szkolnym sklepiku slodycze kolegom, zeby sie im przypodobac.
W koncu jeden zaczal ze mna trzymac, chyba tylko dlatego, ze nie mial netu, a u mnie mogl za darmo sobie w nim siedziec godzinami. Z czasem jednak nawet skumplowalismy sie.
Moj kolega byl dosc bogaty. Nie mial netu, bo mieszkal na wsi, poza zasiegiem Neo, czy innych. Ale chacjendy slabej nie mial. Raz tam bylem, jak czekalem na niego przed jego brama pol godziny. Po drugiej stronie bramy szalal jego ciety na mnie pies. Nie wiem czemu tak sie na mnie wsciekal. Moze wyczul, ze chcialbym go psedupcyc?
Z moim nowym kolega, Rafalem, poszlismy pewnego razu do Biedronki. Chcial sie pozbijac z rzeczy, ktore tam byly na sprzedaz. Ja rowniez sie smialem, do rozpuku, mimo, ze caly bylem ubrany w ciuchy z Biedronki.
W koncu Rafal wypatrzyl jakas wyjatkowo oblesna bluze i zaczal sie brechtac, ze chyba kupi taka komus, kogo nie lubi, na gwiazdke.
Nie widzielismy sie potem przez jakis czas, bo nadeszly swieta.
W wigilie dostalem w prezencie od ojczyma ta wlasnie bluze. Ze lzami w oczach poszedlem w niej po nowym roku do szkoly, tracac kolejnego kolege.
Nie mam sily na razie wiecej pisac o moim totalnie przegranym zyciu. Poza tym swedzi mnie pala, bo walilem dzis tylko siedem razy, a wlasnie sciagnal mi sie z Kazyy film "Latin horse fuck".
Jesli bede mial jeszcze kiedys chwilke czasu, napisze wam moze o moich perypetiach, kiedy zdawalem na prawo jazdy, mimo ze bardzo chcialbym o tym zapomniec.
Ale nic, skoro powiedzialo sie a, to trzeba i b.

***

Witam ponownie. Dzis w moim przegranym z zalozenia i w praktyce zyciu wydarzyl sie kolejny dramat Ale to juz bylo prawdziwe przegiecie, jestem teraz caly rozstrzesiony i boje sie nadejscia jutra. Nie pomaga mi juz nawet targanie skory raz za razem. Nie potrafie sie uspokoic. Wszystko rozeszlo sie o dziewczyne... Pierwsza od lat, z ktora sie zetknalem i ktora nie polozyla na mnie lachy po pierwszym dokladniejszym zlustrowaniu mnie wzrokiem (nie opisalem wam sie wczesniej, ale zrobie to teraz, zebyscie mieli jako taki obraz mojej zalosnej osoby:
Jestem niski - mam 165 cm wzrostu w ortopedycznym obuwiu. Mam krzywe giry i kregoslup dopasowany ksztaltem do krzesla od kompa. Garbie sie i w tym miejscu, gdzie niektorzy maja klate, robi mi sie karykaturalna depresja.
Psy zawsze ujadaja, a koty sycza na moj widok.
Mam zolte, popsute zeby i obwisla, smutna twarz onanisty...
Waskie barki stercza mi do przodu i mam za duza glowe. Mama zawsze kaze mi strzyc sie tak, zebym zostawial sobie rowna grzywke.
Grzywke, kurwa, czaicie...?
Jestem obrzydliwy - nie moge sie onanizowac pod prysznicem z dwoch powodow: po pierwsze bardzo rzadko sie w ogole myje, po drugie pala mi flaczeje, kiedy widze swoja godna politowania nagosc.
No dobra, tyle o mnie, opowiem wam moja dzisiejsza tragedie. Dzis w szkole, co bylo dla mnie cudem, odezwala sie do mnie niewiasta. Zaczelo sie od tego, ze szedlem sobie szkolnym korytarzem i odwazylem sie zanucic sobie happy sada:"kiedys kupie noz i powyzynam wszystkich wkolo..." Wtedy z parapetu poderwal sie jeden z palantow z klasy mlodszej o dwa lata - nawet ich nie zauwazylem - i warknal: "Probujesz podskoczyc buraku, kurwa, ty cioto pierdolona ?! Jakies noze nam tu insynuujesz!?" I zanim sie zorientowalem, zarobilem siarczysta lepe w moj wykrzywiony przerazeniem obwisly ryj. Zapieklo jak sam skurwisyn, w oczach stanely mi lzy. Cala ta mlodsza klasa, siedzaca wokol wybuchnela dzikim smiechem. Zaczeli robic mi foty z komorek, jak stoje w zalosnej, skulonej pozie, z puchnacym ryjem i swieczkami w slipiach. Ucieklem stamtad i schowalem sie w lazience. Ale to byl dopiero wstep do wlasciwego dramatu... Kiedy wyszedlem, wyplakawszy sie juz, z klopa, zobaczylem dziewczyne z tamtej klasy. Pomyslalem, ze moze chce mi napluc w ryj i siegnalem odruchowo do kieszeni po chusteczke. Ale nie, dziewka spytala sie mnie, czy slucham happysadu i czy mam ich jakas plyte, bo jej bardzo zalezy. Akurat tak sie skladalo, ze mialem ich plyte - Happysad jest to jedyne, czego slucham, oprocz Denzela, przy ktorego rytmicznych kawalkach dobrze mi sie masturbuje - i powiedzialem jej to z niejaka ulga (balem sie, ze napluje mi w ryj po odmownej odpowiedzi) Laska sie ucieszyla i spytala, czy bym jej tego krazka nie pozyczyl i ze moze nawet isc ze mna po lekcjach do mnie, zeby go wziac, bo jej naprawde bardzo bardzo zalezy.
Bylem wniebowziety. Rany, wreszcie jakis kontakt z dziewczyna (oprocz kontaktu z wydzielinami mojej siory). Ludzie zobacza mnie z ta laska, jak bede z nia szedl przez miasto. Uslyszalem anielskie pienia.
Po lekcjach poszlismy razem w strone mojego bloku. Zagadywalem laske, ma na imie Klaudia, o nauke. Mowilem jej, ze troche mi nie idzie z fizyka... wiem, wiem, jestem zalosny az do absurdu.
Nie chciala wejsc do mnie do domu, zreszta sie nie dziwie, bo moj jebany w czy dupale ojczym (zwany dalej tate) lezal na wznak na srodku przedpokoju, z tapeta z wlasnych haftow na gebie. Tate lubi sobie czasem troche popic, coz poradzic... Klaudie przerazil ten widok i chciala juz spierdalać, ale przypomniala sobie widac o happysadzie, bo zatrzymala sie jakos tak w pol kroku. Pobieglem do swojego pokoju, wzialem plytke i dalem jej ja. Klaudia byla zielona na twarzy (moj tate wlasnie poprawial sobie przez sen tapete), ale zmusila sie do bladego usmiechu i zeszla na chwiejnych nogach na dol.
Jakos tak pod wieczor tradycyjnie poczulem potrzebe masturbacji, tradycyjnie siedzac przy kompie. Pomyslalem sobie, ze zwale pod film ze zwierzakami (jestem ich milosnikiem) i wybralem niedawno zassany avik "Swietlana and her dog". Dobre, mocne, rosyjskie kino...
Mialem go na plytce, lezacej wsrod wielu innych w szufladzie. Zaczalem szukac, juz rozgrzewajac lewica palke... i w koncu ja dojrzalem. Wlozylem plytke do napedu, wlaczylem... I ukazaly mi sie uwory Happysadu.
POMYLILEM, KURWA PLYTY... DALEM KLAUDII SWIETLANE Z JEJ PSEM... Boje sie nadejscia jutra... Siedze przed kompem, w majtkach mam pelno rzadkiego goowna, bo zesralem sie z wrazenia i caly sie trzese. Mam przeyebane jak w ruskim czolgu. Nie wiem, czy nie zalatwie sie tabletkami, ale tym razem dokladnie przeczytam etykiete... Co ja najlepszego zrobilem...




Opowiem wam dzisiaj jeszcze jedna anegdote z mojego zycia, bo po prostu czuje, ze musze sie wygadac... Poza wami nie mam nikogo, nawet na gg z nikim nie udaje mi sie zagadac dluzej niz przez trzy linijki textu - bo juz wtedy wychodzi, jakim zalosnym jestem nudziarzem i koniobijca.
Chce opowiedziec o tym, jak jakis czas temu zdawalem na prawo jazdy - do dzis mi sie to sni po nocach. Budze sie i strach przechodzi mi dopiero, kiedy potargam skora... To mi zreszta pomaga na wszystko.
Pare miesiecy temu tate zapisal mnie na kurs prawa jazdy. Zrobil to dlatego, bo czesto wraca napruty z baru i jezdzi maluchem po krawekraweznikach. Byl mu potrzebny kierowca.
Zapisal mnie do goscia, u ktorego bylo najtaniej w miescie. Co prawda uczylem sie u niego jezdzic na starej zastawie, w ktorej nie wchodzila dwojka, no ale cel uswieca w koncu srodki.
Jazda szla mi calkiem calkiem - ta nauka to bylo zreszta jedyne, co jak dotad mi wyszlo w zyciu - i nie spodziewam sie nastepnych takich sytuacji. Na poczatku co prawda jezdzilem, kurwa, jak taczką po budowie, ale w koncu instruktor grzecznie mnie pouczyl: "Jeszcze raz kurwa, jeszcze jeden jedyny raz nie przyuwaz swiatel, synu kurwy i zlodzieja, a przysiegam, ze ci rozbije ten glupi pysk". To skutecznie poprawilo moja koncentracje na drodze...
W koncu nadszedl i egzamin. Tate wysuplal z kieszeni, zebym mogl za niego zaplacic i pojechalem zdawac do Wawy. Stresowalem sie wtedy tak, ze po drodze pot omal nie przezarl mi dziur pod pachami. Cieklo ze mnie ciurkiem. Jechalem autobusem, sasiedzi zaczeli sie przesiadac, byle dalej ode mnie. Na szczescie, zapobiegliwie wsadzilem sobie rano w dupe korek i zakleilem tasma izolacyjna, zeby choc raz moja kaka pozostala tam, gdzie powinna byc w takiej sytuacji.
Testy jakos zdalem. Moze dlatego, ze podpowiadal mi siedzacy obok przy kompie, starszawy pan z przylizanymi wlosami i wasikiem, ktory szeptem spytal, czy nie chcialbym isc z nim potem na piwo. Rowniez szeptem odparlem, ze nie, ale wiecej go juz o nic nie pytalem...
Plac tez zdalem - bezproblemowo. Moim egzaminatorem byl tlusty gosciu po czterdziestce, z dwoma podbrodkami, ktory ciagle drapal sie po obficie wypchanym kroczu dzinsow.
Zawalilem sprawe na miescie - ale przeciez musialem cos zyebac, nawet dziwilem sie, ze tak dobrze mi jak dotad idzie.
Zdazylem przejechac przez pierwsze rondo na trasie i, nieco juz rozluzniony, spojrzalem na chwile na dzwignie biegow. I wtedy w.p.ierdolilem punciaka na pas trawy, przedzielajacy jezdnie. Spojrzalem, przerazony, na egzaminatora, czujac rosnacy napor na korek.
- I co, k.urwa? - spytal facet.
- Slucham? - wyjakalem.
- Nie, to ja cie slucham. Co ty k.urwa najlepszego zrobiles? Ty sie huju pierdolony na zastawie uczyles jezdzic, czy co? No odpowiedz mi, kurwa, bo bardzo jestem tego ciekaw...
- Ja bardzo pana przepraszam...
Goscio pokrecil glowa, drapiac sie ostro po jajach. Lekka won padnietej ryby dotarla do moich nozdrzy.
- Nie mnie, gnojku, przepraszaj, ale ojca, matke. Zainwestowali w ciebie pieniadze, wierzyli w ciebie, a ty co? Na trawnik wjechales? To nie kosiarka, k.urwa, tylko woz egzaminacyjny. pierdolona "elka". Wyjrzyj i sprawdz, jak nie wierzysz.
- Ja bardzo pana prosze... Nie wiem, jak to moglo... Tate, znaczy sie ojciec, mnie zabije... Ja dobrze jezdze, tylko teraz tak, nie wiem czemu. Przepraszam, prosze, blagam... - zaczalem sie niemal modlic do goscia.
Widzialem blysk w jego oczach, dobrze sie skurwiel bawil.
- Oficjalnie juz jestes przekreslony - rzekl. - Ale poniewaz ja nie jestem takim skurwisynem, moge przymknac na to oko. Ale musisz cos dla mnie zrobic - dodal, kiedy zaczalem skwapliwie kiwac glowa.
- Wszystko - wysapalem, myslac o tym, jak bede uciekal wieczorem po mieszkaniu przed pijanym tate i rurka w jego rece. Zreszta i tak bede przed nim uciekal, dopoki do jego zamroczonego jabolem umyslu nie dotrze, ze jednak zdalem, w co chyba nawet przez chwile nie wierzyl.
Egzaminator rozluznil sie, opierajac w fotelu i rozchylajac tluste, ogromne uda. - Wiesz, jak to sie robi - wysapal chrapliwym z rosnacego podniecenia glosem. - Nie musze cie prowadzic za raczke.
Zamurowalo mnie na chwile, ale wiedzialem, ze nie ma sensu oponowac. Bylem na straconej pozycji. Starajac sie zamaskowac wyraz obrzydzenia na twarzy, pochylilem sie nad rozporkiem mezczyzny. Gdy z ociaganiem go rozpialem, wyraznie uderzyl mnie smrod padnietej ryby.
Zamknalem oczy i zaczalem sobie wyobrazac, ze to fiut mojego dawnego kolegi z lawki (mam o nim pamieciowki do dzis) i ze pachnie lawenda.
Rozpialem sapiacemu z podjary egzaminatorowi spodnie i sciagnalem majtki. Ich spod pokrywala sztywna substacja w roznych odcieniach zolci. Nie sposob bylo ustalic, ile w tym spermy, a ile moczu...
Zwezone w szparki oczy zaczely mi lzawic - cuchnelo potwornie. Grubas zaczal sie wiercic na fotelu.
- No dalej, sciagnij skore - wysapal. - Tata nigdy nie dawal ci sie bawic siusiakiem?
Gdy trzesaca sie reka sciagnalem mu napletek, odkrylem pod nim zloze bialej mazi.
- Rob leb, obciągaj - uslyszalem i gosciu zlapal mnie za kudly, nabijajac moja glowe na swoj korzen.
Zrzygalem sie w trakcie, ale on nawet tego nie zauwazyl. Rzucal sie na fotelu jak oszalaly wieloryb, a punciak bujal sie dziko na resorach, az elka spadla z dachu. W koncu wystrzelilismy obaj - on z fujary, a ja z dupy. Korek przebil tasme, markowe dzinsy z Biedronki i rozbil boczna szybe. Moja strona kabiny zaczela wygladac, jakby przeszla przez nia lawina blotna, tyle ze bloto tak nie jebie...
- Zdalem? - ledwo moglem cos z siebie wydusic, jak juz wykaslalem sperme z tchawicy.
Egzaminator nie odpowiedzial. Spojrzalem na jego twarz. Mial otwarte, szliste oczy i wywalony czerwony kawal miecha, bedacy u niego jezykiem. Nie zyl, powalil go zawal... I wszystko huj szczelil.
Znow zaczalem rzygac.
Wrocilem do domu na piechote, bo kierowca nie chcial mnie wpuscic do autobusu. Wygladalem tak, jak zawsze sie czulem - jak chodzacy kawalek gowna.
W domu nikogo nie bylo. Pomyslalem, ze moje dalsze zycie nie ma sensu. Zaplakany jak ostatnia dziwka polknalem garsc tabletek. Potem przeczytalem, ze to globulki dopochwowe. W desperacji odkrecilem gaz - zasyczalo i po chwili umilklo. Gaz akurat sie skonczyl.
Chcialem nalac wody do wanny i porazic sie pradem, ale przypomnialem sobie, ze wczoraj odcieli nam wode, nie wspominajac o pradzie.
Zaryczany i zasmarkany wszedlem w koncu na dach. Stanalem na jego krawedzi, patrzac w trzypietrowa otchlan. Wahalem sie. Trwalo to kilkanascie minut, na ulicy zebrali sie gapie, przyjechala straz i policja. Policyjny negocjator wskoczyl na dach. Z okna sasiedniego bloku filmowano mnie amatorska kamera (potem poszlo to w wieczornych wiadomosciach na regionalnej)
- Nie skacz ! - powiedzial glosno negocjator.
- Skocze!
- A skacz sobie, synu kurwy i zlodzieja (przysiaglbym, ze juz to gdzies slyszalem) - szepnal goscio. - Mi to zwisa. Musze tylko bez klopotow dotrwac do pierwszego.
- Slucham?! - wyjakalem.
- Chodz tu do mnie, razem znajdziemy rozwiazanie twoich problemow! - krzyknal facet do publiki, po czym szeptem dodal: - I tak nie skoczysz. Jestes za miekki, ty zalosna kurwo. Nie skoczycz, niec. Ni huja.
Pierwszy i jak myslalem, ostatni w zyciu mnie ponioslo.
- No to patrz! - wrzasnalem i... skoczylem.
"Chce byc aniolem, umierajac, snila
Zamknela oczy, skrzydla rozlozyla...
Lecz ujrzec Boga nie bylo jej dane..."
W locie jebnalem girami o czyjes pelargonie i zaczalem sie obracac. Po chwili wbilem sie w napompowana przez strazakow poduszke powietrzna. Doniczka z pelargonia spadla mi na glowe i stracilem przytomnosc.
To w zasadzie tyle. Nie mam sily dalej o tym pisac. Mam juz twarz mokra od lez i palka sie dopomina o glaskanie( tak tak, mam zjebane łuki odruchowe) To mnie wyczerpalo.
Do nastepnego razu... o ile nastapi...


***

Czesc, to znowu ja. Zanim napiszecie, ze moge juz wypierdalac, przeczytajcie prosze moja dzisiejsza zyciowa tragedie, kolejna na rowni pochylej w dol mojej przegranej wegetacji.
Tak, jak sie spodziewalem, mialem dzis w szkole przesrane przez ta historie z plyta.
Szedlem dzis do budy przerazony, jak rzadko. Myslalem, czy gdzies nie spierdolic, ale balem sie ze na miescie mnie gliny wylegitymuja. Zawie wyskakuje mi w takiej sytuacji burak na japie, bo gliniarze na ogol smieja sie z mojego pedalskiego zdjecia w legitymacji, z przycieta rowniutko grzywka, na ktorym moja onanistyczna uroda ukazana jest w pelnym swietle.
Gdy wszedlem do szkoly, juz na wejsciu zaczely rozlegac sie smiechy. Jestem do tego przyzwyczajony, ludzie tak zawsze reaguja na moj widok, ale dzis w tym smiechu bylo slychac jakby wieksze niz zwykle okrucienstwo.
Gdy szedlem korytarzem pod moja klase, ktos z boku zaszczekal, nasladujac psa. Na to pol korytarza wybuchlo huczacym brechtem.
Tylko sie nie zesraj, powtarzalem sobie w myslach jak mantre.
Nagle z klasy informatycznej wyjrzal dyrektor.
- Wlazlo, pozwol tu na chwile - powiedzial zimnym glosem.
W przeczuciu czegos straszliwego moje krzywe nogi zaczely sie telepac.
W sali oprocz dyra byla moja wychowawczyni, kilku innych nauczycieli i para nieznanych mi ludzi po czterdziestce.
- Czy ten film nalezy do ciebie? - spytal dyro, po czym wlaczyl rzutnik. Na planszy pojawily sie pierwsze sceny "Swietlany and her doga" - dorodny owczarek niemiecki, aportujacy wibrator. Przynosil swoj lup do grubawej, niskiej kobiety, o bladym ciele z rozstepami i przetluszczonymi wlosami.
- O zesz kurwa - wyrwalo mi sie mimowolnie. Mimo skrajnego przerazenia moj kutas zaczal sie podnosic, robiac namiot w spodniach.
- Czy dales plyte z tym... tym czyms corce tych panstwa? - po Dyrze widac bylo, ze powoli traci nad soba panowanie. Wskazal na nieznana mi pare.
- Dalem jej, sama mnie prosila - zaczalem mamrotac. - Tzn. o inna plyte, pomylily mi sie... - Ostrzegawczo zaburczalo mi w brzuchu.
Nagle rzucil sie na mnie ojciec Klaudii.
- Ty pierdolony zwyrodnialcu! - krzyknal. - Klaudynka przez ciebie potrzebuje pomocy psychiatry!
Szczelil mi w morde, tak ze wyrzucilo mnie z moich pedalskich kapci. Upadlem na ziemie i zaczalem plakac. Nauczyciele z trudem odciagneli ode mnie oszalalego ojca.
- Pani Krysiu, prosze zadzwonic po jego rodzicow i na policje - powiedzial dyrektor.
Wilem sie po podlodze i beczalem jak dziewczynka. Krew na twarzy mieszala mi sie ze smarkami.
- Posprzatajcie to gowno z podlogi - uslyszalem.
Dwoch nauczycieli podnioslo mnie do pionu. Spojrzalem na rodzicow Klaudii. Patrzyli na mnie tak, ze ostatnie scierwo mogloby mi pozazdroscic. Stalem zgarbiony, czerwony na twarzy, z puchnaca pizda pod okiem i w ujebanej bluzie z Biedronki.
Dyro wylaczyl rzutnik, gdy pasztet z ekranu zaczynal robic leb owczarkowi. Byl zielony na twarzy.
- Blagam, rozdepczcie mnie... - wyjeczalem
- Narobiles sobie powaznych klopotow. Mowiac krocej: masz totalnie przesrane - wysapal dyrektor.
Nie od dzis, przebieglo mi przez glowe. Musialem cos zrobic - sytuacja rozwijala sie tak, ze wiedzialem iz tego nie przezyje.
Jebac policje, ale jak tate sie dowie... Nie mowiac juz o zemscie ludzi ze szkoly. Musialem uciekac.
Trzymajacy mnie nauczyciele nieco poluzowali uchwyt. Mimo, ze mam kondycje beja po tygodniowym ciagu, zerwalem sie w jednej chwili do biegu, jak rasowy sprinter. Korytarz odpadal - czekala tam na mnie cala szkola. Zostawalo mi tylko okno. Rozpedzilem sie, potracajac dyrektora i rzucilem sie na zasloniete zaluzje. Ze w oknie sa kraty, przypomnialem sobie, jak w nie jebnalem...
O dziwo, udalo mi sie wyskoczyc przez okno, na latajacym dywanie z krat wyrwanych ze sciany, w deszczu kawalkow szkla i owiniety zaluzjami. Spadlem z pierwszego pietra, ale wiedzialem ze przezyje, bo smierc w takiej sytuacji bylaby dla mnie prawdziwa ulga. Nawet kostucha kladzie na mnie lache.
Prawie nie pamietam, co dzialo sie przez nastepnych parenascie minut. Spierdalalem jak szalony. Ocknalem sie... w Biedronce, stojac przed lodowka z nabialem. Cholernie bolala mnie glowa. Mialem porwane ciuchy, bylem ujebany krwia i blotem. Na szczescie to bloto kamuflowalo nieco fakt, ze i moja kaka doprosila sie o wolnosc.
Nagle podszedl do mnie ochroniarz. Na koszulce mial napis Biedronka_Security.
- Jabole na lewo i prosto - powiedzial, patrzac na mnie z obrzydzeniem.
Wzial mnie widac za rasowego zula - ufajdane rylo maskowalo moj mlody wiek.
- Wielkie dzieki, kierowniku - wycharczalem, nie chcac go wyprowadzac z bledu.
Poszedlem we wskazanym kierunku, po czym ucieklem z dyskontu na jednej nodze. Nie wiedzialem, co dalej robic. Czulem sie wygnancem, ałtsajderem. Wiedzialem, ze jesli wroce, w najlepszym razie czeka mnie zmasowany wpierdol. Musialem sie powaznie zastanowic. Znalazlwszy sie w tak trudnym polozeniu, moj mozg po raz pierwszy od dawna zaczal powaznie pracowac. Niemal slyszalem, jak ruszaja sie w nim trybiki. I tak bylem glupi, od ciaglego bicia po glowie od dziecka, ale ostatnimi laty jeszcze sie otepialem intensywna masturbacja i kompem. W zasadzie wszystko w moim nedznym zywocie krecilo sie wokol targania skora.
Przejrzawszy sie w witrynie sklepowej, stwierdzilem, ze musze sie gdzies umyc, zeby nie zwracac na siebie uwagi. Moja skora miala alergie na mydlo, ale planowalem sie tylko oplukac w rzece.
Poszedlem nad Wisle i, mimo ze pizdzilo jak sam skurwisyn, wlazlem w ciuchach do wody.
Zdazylem sie osuszyc na dworcu, zanim jakis facet mnie stamtad wypierdolil na kopach. Ruszylem przed siebie i nagle uslyszalem:
- Hej, kolego! - wykrzyczane przez jakiegos starszego goscia.
Na poczatku nie zareagowalem, bo nikt mnie nigdy nie nazwal kolega. Potem jednak z pewnym strachem odwrocilem sie. Moze to psy?
To jednak nie byli oni, tylko starszawy facet z przylizanymi wlosami i wasikiem. Przypomnialo mi sie, ze spotkalem go na egzaminie na prawko. Goscio podszedl do mnie, oblesnie usmiechniety.
- Czesc, ale nieoczekiwane spotkanie, no nie? - zaszczebiotal. - Wtedy nie bylo czasu, ale moze poszedlbys dzisiaj ze mna na piwo, czy co tam chcesz? - puscil mi oczko.
Wiedzialem, ze potrzebuje jakiejs mety na najblizszy czas. Ten pedal mogl mi nieswiadomie pomoc.
- Dobrze, ale do pana - wybakalem.
- Oczywiscie, zapraszam! - facet zatarl rece.
Wypadki potoczyly sie tak, ze po niecalej godzinie lezalem juz na podlodze w jego mieszkaniu, z latexowa maska na ryju, a facet (mial na imie Zbyszek) ladowal mnie w anal, ubrany w ponczochy z podwiazkami.
- Podoba ci sie to, co suko? - wysapal w pewnym momencie.
- Tak, tak - wyjeczalem. Szczerze mowiac, naprawde zaczynalo mi sie to podobac...
Teraz, po paru godzinach, udalo mi sie zasiasc przed kompem Zbyszka i wszedlem na forum. Zamiast odbytnicy mam wiadro i boli mnie gardlo, ale chociaz chwilowo jestem bezpieczny.
Nie wiem, co dalej robic... Tymczasem przekimam u mojego nowego znajomego, bo chyba musze sie z tym przespac...

  Temat: Lewicowcy, proszę o konstruktywną krytykę!
PanMarian

Odpowiedzi: 26
Wyświetleń:

PostForum: Polityka i religia   Wysłany: 2013-08-31, 05:43   Temat: Lewicowcy, proszę o konstruktywną krytykę!
Jak czytam komentarze to trace wiare w ludzkosc. Ludzie, kiedy sie nauczycie, ze jestescie sami za siebie odpowiedzialni? Panstwo nie jest waszym cudownym drugim ojcem, wszystko co robi pochlania za duzo pieniedzy i daje nikle efekty.
1. Urzednicy swoja droga, powinni zostac na starcie wszyscy wywaleni, a potem tych kilkaset na prawde potrzebnych, zrekrutowaloby sie spowrotem, i chuj mnie obchodzi czy da nam to statystyke bezrobocia czy nie, wiekszosc z nich, dorobila sie wystarczajaca, zeby pootwierac male firmy, a reszta ma pewnie zadatki na ksiegowych.
2. Ja tam zadnych zasilkow nie dopuszczam, im wiecej panstwo da na twoje dziecko, tym bardziej panstwowe sie stanie, nie rozumiem czemu kowalski z nowakiem mieliby sie skladac na moje dziecko? albo ja na jego, to jest jakas chora pozostalosc po komunie, i czas z tym skonczyc.
3. Dokladnie, do tego przy prywatyzacji wiezien (w ktorych od razu powstaly by fabryki, i placono by panstwu od wieznia za lata) taki wiezien moglby w wiezieniu dlug odpracowac, a gwarantuje, ze po pol roku znalazlby sobie prace, i zaczal zapierdalac na dwa etaty, byleby tam nie wrocic.
4. Ja sam kiedys nad tym myslalem, przydalby sie system, jaki od dawna obowiazuje w wiekszosci krajow zachodu tzw. bank/uczelnia oplaca ci czesne, i daje kilka stowek co miesiac na przezycie i ksiazki, przez te 5 lat nazbiera tam sie pare ladnych tysiecy, no zalozmy zeby bylo latwo policzyc, ze 20, i kredyt ten potem rozklada sie na 10lat jest on w miare niskoprocentowy(rynek by to sam wymusil), wiec chlopakowi po porzadnych studiach nie trudno splacic, a dorobi sie potem tak, ze jego syn bedzie mogl studiowac, bez marnowania 10lat na splacanie, to nazywam awansem spolecznym.
5. To nie ma sensu nie dlatego, ze to zly pomysl, tylko dlatego, ze to nie panstwo jest od takich rzeczy, na prawde, jak ci zalezy na takich sprawach, to zaloz sobie organizacje charytatywna, wspomagajaca mlodych naukowcow, czy co tam ci sie podoba, skoro uwazasz to za takie wazne, to na pewno znajdzie sie duzo osob ktore na to hajs wyloza, ja sam bym pewnie cos dolozyl jakbym mial akurat nieco wiecej na koncu miesiaca.
6. O ile takie cos jest na pewno duzo bardziej moralne, od tego co mamy teraz, to ja i tak bede juz na zawsze zwolennikiem podatku, ktory ja nazywam zwyklym - placisz co miesiac dajmy na to 200zl, i koniec, juz, zalatwione.
7. Zusy srusy enefzety, sa wg. mnie w ogole nie konstytucyjne, wiec ja nie widze powodu, zeby panstwo w ogole sie do tego mieszalo, oczywiscie jedynym problemem jest splata aktualnych zobowiazan, bo nie mozna dzisiejszym emerytom, czy osobom ktore placily pol zycia, powiedziec od tak "sorry, zamykamy zus, idzcie znalezc jakis inny pierdolnik co was wydyma, my nie mamy hajsu, zapytajcie rudego"
8. Wystarczy wprowadzic podatek zwykly, konstytucyjnie zabronic panstwu ustalania budzetu z deficytem, wprowadzic zasady: Lex retro non agit, Volenti non fit iniuria, no i pare innych prezentow od naszych starszych poniekad madrzejszych kolegow, a to wszystko zacznie funkcjonowac.

Zakladajac, ze twoj podany wiek "40" jest prawdziwy, czego nie chce w zaden sposob podwazac, staje sie jasne, czemu w kazdym twoim postulacie, niby nawolujesz wolnosci, a jednak zawsze wtraca sie maly odlamek socjalizmu, ja sie na to strasznie uczulilem, nie chodzi o to, ze te rozwiazania sa zle z zalozenia, tylko ze nie dzialaja, a jak panstwu raz dasz taka mozliwosc, to zrobia tu zaraz szwecje.

sanctusdiavolos napisał/a:

Niby tak, ale jakby w tej kwestii była samowolka, istniałoby duże ryzyko, że sporej liczbie osób "nie wypali", a potem byłby lament i żebranie o kolejne zapomogi, które pewnie ci ludzie by otrzymali, bo presja społeczna etc. Trudny temat, bo ogarnięci ludzie na tym cierpią, ale ten bolesny system chroni jednak wiele osób, którym tylko się wydaje że potrafią dysponować swoimi pieniędzmi. Oczywiście można by ich mieć w dupie, ale... Jak mówiłem, trudny i złożony temat.


Czy ja jestem czyjas opiekunka? Jak ktos nie oszczedza to jego sprawa, nie obchodzi mnie czy wydal na wodke czy panienki, wydal to wydal i skonczmy ten temat, co innego osoby, ktore takiej mozliwosci nie mialy, przez np. uposledzenie, umyslowe badz cielesne, czy jakis wypadek, - dla takich sa organizacje charytatywne, czerwone krzyze i koscioly, w czasach przedsocjalistycznych, koscioly braly na siebie duza czesc dzisiejszych zadan panstwa, i wychodzily z tego duzo lepiej, nikt z zimna w zime nie umarl jak stracil dom, a jeszcze dawali mu szanse, zeby troche popracowal, coby sie nie rozleniwil zbytnio, mogl przepisywac ksiazki, badz chociazby grabic na cemntarzu, a cieply obiad sie za to nalezal, i nawet lozko, do tego ksiadz widzi takiego delikwenta czesciej i dokladniej niz urzednik, wiec wie czy tych pieniedzy na gorzolke nie przehula, a i ludzie widzac taka dobroczynnosc bardziej religijni sie robili, mi to osobiscie kolo chuja lata akurat, bo nie jestem katolikiem ani niczym takim, ale trzeba przyznac, ze wiara zbliza ludzi, i przestepczosc sie nieco zmniejsza, jak cala wioska czy dzielnica sie co nie dziele przy modlitwie spotyka, poza tym, jak to mickiewicz pisal "poki bog, i honor nad nami czuwal, nie potrzebna byla nam rosyjska milicja".

Co do glosow, ze ludzie poumieraja z glodu i szczezna w dokach bez panstwowej edukacji:
Nic takiego sie nie stanie, powodem, dla ktorego wiele osob tak uwaza, jest wyolbrzymione w dzisiejszych czasach, pokazywanie kapitalizmu angielskiego, np. w szkolach uczy sie o nim, nie podajac zadnych danych, dzieci sa skazane, na ogladanie zdjec najbrudniejszych dzielnic londynu, ktore do dzisiaj wygladaja jak murzynskie scieki w kambodzy, i wmawia im sie za tak bylo wszedzie, kolejnym bledem jest to, ze porownujecie angielski kapitalizm, z czasami dzisiejszymi, zapominajac czesto, jak ogromny postep technologiczny w miedzyczasie osiagnelismy, porownajcie go z danymi 50lat starszymi, wtedy bedzie obiektywnie. No i kto w dzisiejszych czasach widzial, zeby szef fabryki fundowal pracownikom mieszkania, zeby blizej do pracy mieli? I ze w niektorych przypadkach, te mieszkania po 20latach stawalyby sie wlasnosciowe?
Do tego panuje takie dziwne przekonanie, ze jak wszyscy w Polsce beda mieli doktoraty, to nagle zloto nam sie zacznie sypac z nieba. Bogactwo bierze sie z ilosci dobr, a ona bez kapitalu pienieznego , moze zostac uzyskana jedynie poprzez produkcje, doktorzy nie produkuja zbyt duzo, na prawde w dzisiejszych czasach mamy za duzo studentow, byloby o wiele lepiej, gdyby zamiast marnowac czas na nauke rzeczy, ktore jak sami mowia do niczego im sie nie przydaja - juz wczesniej zaczeli szkolic sie w zawodzie, prawdopodobnie po kilkunastu latach powstalyby rodzinne warsztaty, i niepotrzebowalibysmy sanepidow i kontol jakosci, zeby wiedziec kto co dobrze robi, niekorzy nie pamietaja, jak o wyborze produktu decydowalo polecanie go przez znajomych. Stolarzowi, nic oprocz nauki czytania, pisania i podstaw matematyki z pitagorasem, nie jest potrzebne, a takimi rzeczami to juz w XVII wieku zajmowaly sie koscioly na wioskach.
Nie potrzebne nam takze instytuty nauki czy sztuki, pamietajcie, ze kiedys mecenasami byly osoby prywatne, i slowo to mialo nieco odmienne znaczenie niz dzisiaj. W dobie internetu, kazdy moze nauczyc sie wszystkiego, nie wstajac z fotela, a wy robicie halas, jakby ktos conajmniej zakazal wam wchodzic do bibliotek, o kolejny dobry przyklad, biblioteki zamoysich czy czartoryskich...
Zrodel wiedzy jest dzis nieslychanie duzo, nie ma co sie rozczulac.
Jeszcze spotkalem sie ostatnio w internecie, z argumentem o przekupnosci nauczycieli w prywatnych szkolach. I co? Za pieniadze mozna kupic moze oceny, ale nie dodatkowa wiedze, pracodawcy w normalnych warunkach nie interesuje czy miales 4 czy 6 na swiadectwie, tylko czy potrafisz zrobic wszystko, co do tego stanowiska jest wymagane, w usa duzo firm robi wewnetrzne testy zamiast patrzec na swiadectwa, do tego, nikt mi nie wmowi i chyba sam nikt w to nie wierzy, ze prywatny nauczyciel, jest bardziej przekupny od panstwowego...
Jedyne do czego potrzebujemy Panstwa, to przemoc, potrzebujemy tylko, zeby kopnelo czasem niemca czy ruska w dupe, jak sie za bardzo zblizy, zeby wyszarpalo pieniadze na alimenty temu nierobowi, i zeby obronilo nas przed zlodziejami i innymi bandytami, do tego jeszcze przydalyby sie sady, no i w drogi miedzymiastowe (miastowe buduje oczywiscie miasto, tak samo jak miasto zajmuje sie straza pozarna, pogotowiem ratunkowym(pogotowiem - nie szpitalami) moze policja chyba ze panstwo utrzymuje policje) Nic wiecej nam do szczescia nie potrzeba, wszystko potrafimy zalatwic sami, tak jak to robilismy od kilku ladnych tysiecy lat, dopoki spod ziemi nie wypelzalo brakujace ogniwo ewolucji, czyli socjalisci.

Jak o czyms zapomnialem, ktos chcialby poznac moja opinie na jakis temat, albo potrzebuje zebym wyjasnil ktoras kwestie, to zapraszam do dyskusji, bo rozumiem, ze tekst moze byc srednio zrozumialy, biorac pod uwage, ze pisalem go na szybko, bez zbytnich przemyslen, czy zagladania do zrodel.

Pozdrawiam
  Temat: Francuzi protestują
PanMarian

Odpowiedzi: 47
Wyświetleń:

PostForum: Czarne fotki   Wysłany: 2013-08-28, 16:29   Temat: Francuzi protestują
[quote="feranos"]Rozwieję pewne wątpliwości swoją skąpą wiedzą, a przy odrobinie szczęścia ktoś to może przeczyta. Muzułmanie w średniowieczu byli bardziej rozwinięci niż Europa? - fakt. Ich medycyna stała dużo wyżej niż nasza, stosowano leki, podczas gdy w Europie głównie się modlono, ewentualnie puszczano krew, nie liczę "wiedźm", które stosowały medycynę ludową, a były palone na stosie. Jednak Europa rozwijała się szybciej, a po porażce pod Wiedniem żaden kraj muzułmański nie był w stanie zrobić nic krajom europejskim. Byli zbyt słabi militarnie.
Czy Europa jest winna biedy na bliskim wschodzie? - Po części tak kolonializm i te sprawy dały im więcej pieniędzy i wartości humanitarnych niż byli gotowi przyjąć, a następnie jak przynieśli pokój tak i odeszli zostawiając burdel.
Skąd więc problem z arabami w dzisiejszych czasach? Kraje muzułmańskie mniej więcej rozwijały się, było tam coraz lepiej, nadganiały cywilizacyjnie Europę, aż do końca drugiej wojny światowej kiedy powstał Izrael. Muzułmanie zostali wypędzeni i nagle cały bliski wschód zaczął się burzyć "Jak to kurwa?", natomiast USA broniła swoich - czyli żydów. Dlatego muzułmanie zaczęli się burzyć. Nagle nastąpił cywilizacyjny zwrot kursu o 180 stopni. Powracamy do Koranu, przecież już Mahomet kazał mordować żydów, a tutaj chrześcijanie (USA) ich bronią w imię czegoś tam. No i tak to wszystko się stało, że przez 30 lat muzułmanie zrobili jakieś 800 lat wstecz ze swoją mentalnością. Potem zaczęły się pojawiać problemy z imigrantami, no bo przecież tam skąd pochodzą do Islam ponad wszystko i w ogóle czyli tutaj też tak powinno być. Poza tym dla USA pomaga Europa (również podli chrześcijanie), czyli nienawidzą nas arabów.
Nie mam w sumie nic do żydów wielkiego i też nie uważam, że zlikwidowanie państwa Izrael cokolwiek by nam pomogło, teraz trzeba po prostu tępić muzułmanów ile wlezie. Czekamy aż Putin wyda wojnę Arabii Saudyjskiej./quote] W swoim poscie zapomnialem dopisac o postepie technologicznym :C Oczywiscie, jest to prawda, ze przez pewien okres czasu, muzulmanie byli nieco do przodu, ponoc wymyslili nawet jakis prototyp perpetum mobile w XIV wieku, ale nie pamietam szczegolow : D
Natomiast dalsza czesc twojego postu to po prostu herezja. Czy ktos przeprasza Rosjan za Zolkiewskiego? Czy Rosja przeprasza za Rozbiory? Czy niemcy przepraszaja za rozbiory w imieniu Prus? Czy Austria przeprosila kiedys wegry, a wegry kraje balkanskie? No i czy turcy przepraszali kiedys kraje balkanskie?
Jak czytam takie posty to pytam sie, co sie stalo z cywilizacja lacinska, czy jak kto woli rzymska?
Gdzie jest kult zwyciezcy, obiektywizm w stosunku do prawdy, Rzymskie Prawa, itd? Dzieki temu europa rozwijala sie przez tysiace lat, kolonizujac inne kontynenty, i bedac najbogatsza. A dzisiaj? Socjalisci to odwracaja, dzisiaj mamy kult przegranego, niedlugo na zajecia do szkol nie beda zapraszac olimpijczykow i profesorow, a zaczna menelow spod budki, prawda zaczela lezec po srodku zamiast tam gdzie lezala zawsze, a rzymskimi prawami politycy sobie podcieraja tylek, bo ustalili juz odwrotne. Jeszcze kurwa zaplaccie muzulmanom odszkodowania, za kolonizowanie ich, i za krucjaty, chociaz francuzi juz sa na tej drodze. Calkowite odwrocenie dobrych zasad, skutkuje upadkiem cywilizacji i moralnosci ludzkiej.

Pozdrawiam
  Temat: Umiera stary korwinista
PanMarian

Odpowiedzi: 29
Wyświetleń:

PostForum: Czarne kawały   Wysłany: 2013-08-25, 12:35   Temat: Umiera stary korwinista
Paskudny Stary Dżon napisał/a:

Pogadajcie sobie z prawdziwymi wolnościowcami. I nie, nie oglądam mediów, po prostu dorosłem.

Mowilem juz chyba, zebys podal przyklad tych prawdziwych wolnosciowcow. Tak samo jak twoja gadka o tym jak bardzo nie dorosles jest po prostu smieszna, po prostu zmieniles poglady, na podstawie podeslanego przeze mnie linka do badan inteligencjii posrod wyborcow, mozna jednoznacznie stwierdzic, ze glosowanie na KNP, nie ma z glupota wiele wspolnego, a to co mowilem, o wieku osob na salach podczas wykladow, dementuje twoja gadke o gowniarzach.
Cytat:

Prawica to nie tylko Korwin i nie tylko ugrupowania polityczne

jw
Paskudny Stary Dżon napisał/a:

"Łagodna pedofilia nie jest szkodliwa, wręcz przeciwnie - rozbudza kobiecość".

Jesli dobrze pamietam ten tekst, to bylo "w australii/ameryce polodniowej, zylo kiedys plemie, ktore twierdzilo, ze lagodna pedofilia nie jest szkodliwa, a nawet rozbudza kobiecosc" Chyba, ze chodzi o jakis inny tekst, ale o tym w takim razie nie slyszalem.
Cytat:

"Trudno posądzić Hitlera o jakiś nadmierny antysemityzm"

Tez prosilbym o link, jak taki cytat podajesz, bo trudno mi sie odniesc do jednego zdania, podczas gdy ktos prawdopodobnie tlumaczyl 10minut o co mu chodzi. Antysemita Hitler byl taki, na ile wymagala tego jego polityka, a jego wyczyny bledna przy wyczynach niektorych z jego podwladnych.
Paskudny Stary Dżon napisał/a:

"Niepełnosprawność jest zaraźliwa"

Po pierwsze, wiekszosc tego co Korwin wypisywal o niepelnosprawnych zdaje sie miec znacznie wiecej sensu gdy przeczytasz cala wypowiedz, po drugie, wielki chuj mnie obchodzi co tam sobie Korwin o niepelnosprawnych czy pedofilii mysli, jesli stworzy panstwo o jakim mowi, to rzad bedzie mial w tej materii i tak chuja do gadania, wiec niepelnosprawni sa calkowicie bezpieczni, co wiecej, nie mowil, ze niepelnosprawnosc jest zarazliwa, tylko ze przebywajac z kims, nabieramy jego cech wedle przyslowia "z kim przestajesz taki sie stajesz", wiec tym razem to ja nawoluje do czytania ze zrozumieniem.
Cytat:

"Na placu Tianannmen władza uratowała Chiny przed protestującymi komunistami i miała do tego pełne prawo"

Nie pamietam takiej wypowiedzi, wiec takze prosilbym o link, niemniej jednak:
Cytat:

Pierwsze próby rozpędzenia studentów przy użyciu lokalnych oddziałów wojskowych zakończyły się niepowodzeniem

Oznacza to, ze studenci zostali wczesniej ostrzezeni, o potencjalnych skutkach takiego przesiadywania i protestowania, MIMO TEGO nie chcieli sie rozejsc, a ja wyznaje zasade volenti non fit iniuria, wiec uwazam, ze protestanci mieli pelne prawdo dac sie rozjechac przez czolgi. Jeszcze jedno, czerwony krzyz twierdzi, ze zginelo tam nieco ponad 2 tysiace osob, tego samego dnia, prawdopodobnie wiecej zginelo w Chinach na drogach, wiec nie uwazam tego za szczegolna masakre, ani zbrodnie na ludzkosci, sa rzeczy wazniejsze od zycia, no i inna sprawa, smierc dwoch tysiecy protestantow ocalila zycie miliardowi chinczykow, gdyby ich postulaty weszly w zycie, miliard chinczykow by zbiednial, i z glodu umarlo by znacznie wiecej niz 2 tysiace. Na koniec dodam, ze nie jestem fanem chin ani ich rzadu, uwazam, ze dzialaja jak pod wplywem rozdwojenia jazni, sami nie do konca wiedzac czy buduja socjalizm czy kapitalizm, prawdopodobnie jest to efektem roznic cywilizacyjnych, nasze ustroje po prostu nie pasuja ich rozumowaniu zycia, jednak na placu, rzad zadzialal calkowicie poprawnie, jednym z zadan rzadu jest tlumienie powstan/buntow itp. Te kilka tysiecy osob, bylo w moich oczach przestepcami, ktorzy uprzykrzali zycie reszczie mieszkancow. Jesli uda im sie jeszcze obalic rzad, to oni beda pisali historie, i beda rewolucjonistami przeciwko zlemu rzadowi, na razie jednak sa buntowniczymi przestepcami.

Cytat:

A już z TO, to uczciwy człowiek mu nie powinien ręki podawać:

Jak dla mnie filmik o zerowej wartosci, czlowiek wyrazajacy swoja opinie, na temat zbrodni, ktora juz dawno ulegla przedawnieniu (w ogole nie wiem, co to za moda, zeby wyciagac wszystkie zbrodnie sprzed 50lat, i rozpatrywac je, tak jakby to mialo dzisiaj cos zmienic, albo mialo jakiekolwiek znaczenie), nie ma to ZADNEGO wplywu na jego polityke, i nie wiem czemu mialoby mnie interesowac co na ten temat mysli.
Cytat:

Ale każda sekta wyznaje zasadę "kto nie z nami, ten przeciw nam"

Slowo sekta, definicja: grupa społeczna stanowiąca odłam wśród wyznawców jakiejś ideologii. (pomijam czesc religijna tego slowa)
Nie wiem na jakiej podstawie twierdzisz, ze jakies sekty mialyby wyznawac ta zasade, i ze wyborcy knp mieliby nalezec do jakiejs sekty.
Paskudny Stary Dżon napisał/a:

więc mimo, że jestem bardziej prawicowy i bardziej wolnościowy od niejednego z was pewnie

Nie wyglada mi na to, wg. ciebie, rzad chinski nie mial prawa do tlumienia protestow? To moze nie powinien rozjezdzac biednych chinczykow, bo moze "Volenti fit iniuria"?
Paskudny Stary Dżon napisał/a:

, to i tak będziecie pierdolić te swoje farmazony

Dopoki nas nie przekonasz przynajmniej.
Paskudny Stary Dżon napisał/a:

Dowodów dałem dość

wypisywales tylko swoje domysly, i niczym nie poparte tezy, przykro mi ale tezom, i teoriom daleko troche do dowodow.
Cytat:

jesteście ślepi.

"Niemy mysli, ze to ten drugi jest gluchy".


A co do dyskredytowaniu przez Korwina prawicy: o tej prawicy nikt w Polsce nie slyszal, wiec jak mozna ja dyskredytowac? Niezaleznie od tego, jakby sie nie wyglupil, nic to nie zmieni, nie ma to wplywu na poglady gospodarcze czytelnikow, wiec nie ma to wplywu na popularnosc innej prawicy. Takie tlumaczenie jest po prostu efektem m.in. zazdrosci, a po drugie to po prostu ladna wymowka "Cos wam nie idzie, nikt w Polsce o was nie slyszal, jak ktos nawet uslyszy to wysmieje, a i dzialalnosc bez efektow."
-"To wina Korwina, osmiesza prawice"
Ladnie to brzmi, ale nie ma przelozenia na rzeczywistosc.


Pozdrawiam
  Temat: Dirlewangerowcy
sufomir

Odpowiedzi: 3
Wyświetleń:

PostForum: Historia i dokument   Wysłany: 2013-08-13, 18:03   Temat: Dirlewangerowcy
Wspomnienia sapera - Mathiasa Schenka

Moj warszawski szal. Druga strona Powstania

W Warszawie stoczylem 19 walk na noze i bagnety. W piwnicach. Piwnice to byla druga Warszawa. Kiedy walczysz w piwnicy, jest cicho, nic nie widzisz Bylem szybszy. Zabilem tego Polaka. Warszawa to moje najstraszniejsze przezycia.


Lato 1944. W gospodzie jedza zupe fasolowa, Mathi Schenk z Peterem, kolega z wojska. Obaj w mundurach Wehrmachtu. Urwali sie z koszar na miasto. Gadaja o tym durniu Felsie i ze wczoraj jakims chlopakom znowu udalo sie zwiac z wojska. Mathi nie moze uciekac, bo gestapo zagrozilo, ze wezma jego ojca na front wschodni. Jest najmlodszy w 46. Brygadzie Szturmowej, wolaja na niego Bubi. Niedawno skonczyl 18 lat. Stacjonuja pod Bonn. Do brygady wzieli ich podstepem. Najpierw szukali chetnych do SS, potem ochotnikow do nowej brygady szturmowej. Nikt sie nie zglosil. To oglosili, ze potrzebuja szoferow ciezarowek. Chlopacy sie pchali. Kazdy chcial pojezdzic. Mathi byl szczesliwy, ze sie dostal. Dali im nowe mundury, okulary ochronne i przywiezli pod Bonn. Tu przywital ich porucznik Fels: - Bezczelne swinie, co sie tak wystroiliscie jak cyrkowcy, zdjac te okulary!

O ciezarowkach nie bylo juz mowy.
Oberzysta podkreca radio. Mowia o Führerze, ze byl zamach, ze chyba nie zyje. W gospodzie robi sie cicho. Po ulicy jezdza zolnierze na motocyklach. Slychac rozkazy. Nagle sala pustoszeje. Jedzenie zostaje. Nikt nie placi. Oberzysta chowa sie za lade. Mathi z kumplem uciekaja tylnymi drzwiami.
W koszarach zamieszanie, wyja syreny. - Czy Hitler nie zyje? - pyta jakis zolnierz
- Zamknac mordy! Nawet jesli zostalismy calkiem sami, pozostaniemy wierni naszemu Führerowi. Kto sie zawaha, bedzie rozstrzelany! - wrzeszczy Fels. Ustawia warty wokol koszar, a zolnierze sie podsmiewaja, ze przeciez jeszcze broni nie maja.
Karabiny i granaty dostali po kilku dniach. Gotowosc. Grala orkiestra. Pomaszerowali na dworzec. Byli pewni, ze jada do Francji. Cieszyli sie, bo tam latwiej zwiac. Prowiant na dwa dni i pelno czerwonego wina w 20-litrowych kanach. Wagony otwarte, na podlodze siano. Wygodnie. Pija, spiewaja. Graja w karty. Ludzie na polach machaja. Na postoju poslali Bubiego na tyl pociagu, zeby zalatwil nastepne 20 l wina. Pociag byl dlugi, kiedy ruszyl, Bubi nie zdazyl do swojego wagonu. Noc przesiedzial na schodku miedzy wagonami. Dlatego, jak o swicie wjechali miedzy male wioski, tylko on byl trzezwy. Od razu pomyslal, ze to Polska, bo plasko, chaty pod strzecha. Znow zaczelo sie picie. Bylo goraco, 1 sierpnia. Lezeli na sianie i wsluchiwali sie w stukot kol. Nagle zobaczyl, jak drewno z desek wagonu dziwnie odpryskuje. Krzyki, krew. - Ktos do nas strzela! Pociag zaczal sie cofac. Ranni umierali, pijani sie budzili. - Cholera, na ruski front nas wywiezli. Nawet dowodca kompanii sie zataczal; byl niezdolny do walki. Jakies dzieci prosily o chleb. Przez pola biegl zolnierz; mial podarty mundur, twarz umazana krwia. - W Warszawie wybuchlo powstanie! - krzyczal.

W "Bakowie"

Lato 2004. 1200 km z Warszawy do Büllingen, malej belgijskiej wioski przy granicy z Niemcami [po jednej stronie ulicy knajpa belgijska, po drugiej niemiecka]. Okolica malownicza, wiatraki-elektrownie. Mathias Schenk mieszka w chatce po przodkach z zona i najmlodszym synem. Chata kryta strzecha. Dziadkowie nazwali to miejsce "Bakowem" od roju bakow, ktore gniezdzily sie w starym debie.
Nad kominkiem Matka Boska Czestochowska. Dar od polskich chlopow z Ochodzy, ktorzy w 1945 roku uratowali Mathiasowi zycie.
Pojechalismy do "Bakowa", zeby wysluchac relacji z Powstania Warszawskiego. Relacji drugiej strony.
Opowiada 78-letni Belg Mathias Schenk, wtedy 18-letni Sturmpionier, [saper szturmowy - torowal droge SS-manom]. Jego pociag byl ostatnim, ktory 1 sierpnia wjechal do powstanczej Warszawy.
Tego sie nie da tak opowiedziec... - krzywi sie staruszek. - Jak sie pali ciala, to one sie poruszaja. Slychac odglosy, jakby jeki. Wtedy myslalem, ze oni naprawde jeszcze zyja. I te muchy, robaki. Ilu ludzi zostalo zabitych w Warszawie? Chyba ze 350 tys. Tak?

Ordynans kapitana

- Od dziecka chcialem zostac weterynarzem. Mielismy gospodarstwo. Kiedy w 1940 roku niemieckie wojsko pojawilo sie w naszej wiosce, mialem 14 lat. [Region Eupen-Malmedy to dzisiaj Belgia niemieckojezyczna. Jako teren przygraniczny przechodzil z rak do rak, w 1919 roku zostal przyznany Belgii traktatem wersalskim. Hitler po zajeciu Belgii traktowal te tereny jak czesc Rzeszy]. Niektorzy sasiedzi zaczeli sie witac "Heil Hitler!". U nas mowilo sie po staremu "Guten Tag". Patrzyli na nas jak na zdrajcow, bo nie wywiesilismy w oknach swastyk. Nazisci pytali ojca, dlaczego nie jestem w Hitlerjugend. Przesluchiwali rodzicow, bo dwaj moi bracia uciekli w glab Belgii. Bylo gestapo, mnie tez pytali o braci. Trzeci brat ukrywal sie w okolicy. Zlapali go. Wrocil z frontu rosyjskiego ciezko ranny.
Najlepszym moim przyjacielem byl kuzyn Daniel, uzdolniony majsterkowicz Zrobil nawet potajemnie radio. Skrzynka odbierala tylko BBC. Na sluchaniu audycji przylapali nas ojcowie. Dali lanie i rozbili skrzynke.
Daniela powolali do Wehrmachtu. Zostal radiotelegrafista; polegl na Krymie.
Od dziecka znalem droge przez zielona granice. Pomagalismy uciekac do Belgii Zydom z Niemiec, szmuglowalismy jedzenie. Ostatni raz szedlem przez nia na Wielkanoc 1944, juz w niemieckim mundurze. Zlapali mnie, ale mialem szczescie, bo sluzbe pelnil pan Furt, szewc z Losheim. Przed wojna szyl nam buty. Pozwolil uciec.
Wezwanie do obowiazkowej pracy dla Rzeszy dostalem w pazdzierniku 1943 roku. Pierwsze Boze Narodzenie poza domem. Przepustek nie bylo. W dwudziestu przeskoczylismy plot i poszlismy na pasterke. Za kare musielismy oprozniac latryny, biegac po kupie gnoju i spiewac koledy.
Pol roku pozniej wzieli mnie do wojska specjalnosc saper. Czesc chlopakow zwiala. Ja nie moglem, bo moja rodzina byla juz na cenzurowanym i grozili, ze wysla ojca na front wschodni. Na szkoleniu saperskim nie cierpialem cwiczen wodniackich. Plywac sie nie nauczylem, bo kapitan wzial mnie na ordynansa.
Kombinowalem jak moglem, zeby wyrwac sie na pare dni do domu. Kiedy szef kompanii zapytal, kto ma w domu dosc kur, zeby przywiezc sto jaj na sniadanie wielkanocne, sklamalem i dostalem cztery dni urlopu. Zbieralem jaja po sasiadach. W wiosce zlapali akurat rosyjskiego jenca, ktory uciekl z obozu. Pedzili go bosego ulica, ludzie go okladali. Wtedy obowiazywala juz instrukcja, jak traktowac podludzi. Moja mama dala nieszczesnikowi pare butow i maslo. Sasiedzi doniesli i nie dostalismy kartek na buty i maslo.
Kiedy wracalem do wojska, matka dala mi rozaniec z czarnych paciorkow.

Gdzie byliscie, swinie?!

- Wkraczalismy do Warszawy po kocich lbach. Polacy strzelali, ale nie bylo ich widac. Na domach biale flagi. Skoczylem przez wybite okno. Na schodach lezeli mezczyzna i kobieta zabici strzalem w czolo.
Szturmowalismy kolejne domy, wszedzie cywile, kobiety, dzieci. Wszyscy z dziura w glowie. Dotarlismy do koszar SS. Druga kompania, ktora przyjechala ciezarowkami, zle skrecila i trafila wprost pod polskie pozycje. Kilka ciezarowek plonelo, zolnierze uciekali. Wielu bieglo pod lufy Polakow. Sierzant upadl kilka metrow ode mnie.
Nastepnego dnia mielismy zdobyc jakas droge. Szlismy przez ogrodki dzialkowe. Nasz dowodca porucznik Fels gnal nas na przod. Trzeba bylo wysadzic drzwi domu, z ktorego strzelali najbardziej. Wrzucilismy granaty i wskoczylismy do srodka. Otoczyli nas Polacy, krotka walka na noze i ucieczka w krzaki. Czterech z naszego wagonu zginelo. Fels znowu gnal nas do ataku, ale Polacy siedzieli dobrze ukryci. Nie moglismy sie wycofac, bo z tylu tez strzelali. Cala noc siedzielismy w ogrodkach jak sploszone zwierzeta. Chcialo mi sie pic. Znalazlem pomidory. Polacy ciagle nas ostrzeliwali. Nastepnego dnia pod wieczor przyszla na pomoc piechota, ale nie posunelismy sie naprzod. Potem nadciagnal oddzial SS. Dziwnie wygladali, nie nosili dystynkcji, cuchneli wodka. Zaatakowali z marszu, "Hurraa!" i gineli tuzinami. Ich dowodca w czarnym skorzanym plaszczu szalal z tylu, pedzac nastepnych do ataku.

[... wielki SS-man w czarnym skorzanym plaszczu... Oskar Dirlewanger]

Przyjechal czolg. Pobieglismy za nim z esesmanami. Kilka metrow przed budynkami czolg zostal trafiony. Wybuchl, czapka zolnierza poleciala wysoko w powietrze. Znowu ucieklismy. Drugi czolg wahal sie. My oslanialismy przod, a esesmani wypedzali z okolicznych domow cywilow i obstawiali nimi czolg, kazali siadac na pancerzu. Pierwszy raz widzialem cos takiego. Pedzili Polke w dlugim plaszczu; tulila mala dziewczynke. Ludzie scisnieci na czolgu pomagali jej wejsc. Ktos wzial dziewczynke. Kiedy oddawal ja matce, czolg ruszyl. Mala wysunela sie matce z rak. Spadla pod gasienice. Kobieta krzyczala. Jeden z esesmanow skrzywil sie i strzelil jej w glowe. Pojechali dalej. Tych, co probowali uciekac, esesmani zabijali.
Atak sie udal. Polacy cofali sie. Bieglismy za nimi. Za nami z piwnic wychodzili ludzie z podniesionymi rekami. "Nis partizani!" [nie jestesmy partyzantami], krzyczeli. Nie widzialem, co sie tam dzieje, bo ostrzeliwalismy sie z Polakami, ale slyszalem, jak ten esesman w skorzanym plaszczu krzyczal do swoich ludzi, zeby zabijali wszystkich. Kobiety i dzieci tez.
Wpadlismy za Polakami do jakiegos domu. Bylo nas trzech. My na parterze, Polacy atakowali z pieter i piwnicy. Cala noc palilismy w pokoju rozne sprzety, zeby troche widziec. Co chwila walczylismy na bagnety. O swicie zobaczylem, ze zostalismy we dwoch, trzeci kolega lezal z poderznietym gardlem. W kazdym pokoju byly ciala. Z dachu domu naprzeciwko strzelal snajper. Trafilismy go, zwalil sie i zahaczyl noga o belki. Wisial z glowa w dol. Zyl jeszcze dlugo.
Kiedy wracalismy, na ulicach lezaly ciala Polakow. Nie bylo miejsca, trzeba bylo isc po zwlokach; w tej goraczce szybko sie rozkladaly. Slonce zaslanial kurz i gesty dym. Mnostwo robakow i much. Bylismy usmarowani krwia, mundury sie lepily. Przywital nas porucznik Fels, glupi fanatyk: "Gdzie byliscie, bezczelne swinie?!". Chwalil SS za dobra robote. Nic nie moglem zjesc, wymiotowalismy.

Mowilismy o nim "rzeznik"

W koszarach Bubi uslyszal, ze ten wielki SS-man w czarnym plaszczu to Oskar Dirlewanger, a jego ludzie to kryminalisci wyciagnieci z wiezien. Wiecej o "towarzyszach broni" dowiedzial sie dopiero po wojnie. [...]
- Wtedy w piwnicach Warszawy mowilismy o nim "rzeznik". Ale po cichu, bo u Dirlewangera droga na sznur byla krotka. Mial zwyczaj wieszania co czwartek, Polakow albo swoich, za byle co. Czesto sam odkopywal wieszanym stolki.
W restauracji stary Schenk siada w kacie, zawsze plecami do sciany.
- Glupi zwyczaj - usmiecha sie - tez pamiatka z Powstania.
- Po paru dniach walk zostalismy przydzieleni do Dirlewangera, po trzech saperow szturmowych na kazdy pluton SS. Mielismy torowac esesmanom droge, wysadzac przeszkody i drzwi. Wskakiwalismy do domow i wypedzalismy z nich ludzi. Podlegalismy Felsowi, ale w walce wykonywalismy rozkazy dirlewangerowcow.
Zawsze na przodzie. Podbiec, zalozyc ladunek i po detonacji wskoczyc do budynku. Za nami szla horda Dirlewangera. Wygladali jak lumpy; mundury brudne, podarte, nie wszyscy mieli bron, brali zabitym. Rano dostawali wodke. My, saperzy, tez. Pilo sie na pusty zoladek, przed atakiem sie nie je. Jak trafia w pusty brzuch, to sie moze wylizesz, jak w pelny, to zdychasz w bolach.
Dirlewanger szedl z tylu, czasem jechal w czolgu, zawsze dobrze oslaniany. Pedzil swoich. Tym, ktorzy sie ociagali, strzelal w plecy.

Pielegniarka z mala biala flaga

- Do zwyklych drzwi od kamienic i domow wystarczyl duzy lom. Pod te mocniejsze podkladalismy ladunek wybuchowy albo wiazanke z trzech granatow. Ciezkie podwojne drzwi Palacu Biskupiego wylecialy w dwie strony. W srodku wszystko bylo purpurowe. W jadalni stalo jedzenie na stole. Jeszcze cieple. Nie sprobowalismy, balismy sie, ze zatrute.
Trzeba wiedziec, gdzie podlozyc ladunek. Z boku, na srodku. To zalezy od tego, w ktora strone maja wyleciec drzwi. I wszystko jak najciszej, bo Polacy za drzwiami sluchali i strzelali. Wiec jak sie zakladalo ladunek z lewej albo na srodku, to sie najpierw skrobalo drzwi z prawej strony, zeby zmylic Polakow.
Podkladalem ladunek pod duze drzwi, gdzies na Starym Miescie. Uslyszelismy ze srodka: "Nicht schießen! Nicht schießen!" [Nie strzelac]. W drzwiach stanela pielegniarka z mala biala flaga. Weszlismy do srodka z nastawionymi bagnetami. Ogromna hala z lozkami i materacami na podlodze. Wszedzie ranni. Oprocz Polakow lezeli tam ciezko ranni Niemcy. Prosili, zeby nie zabijac Polakow. Polski oficer, lekarz i 15 polskich siostr Czerwonego Krzyza oddalo nam lazaret. Ale za nami biegli juz dirlewangerowcy. Zdazylem wepchnac jedna z siostr za drzwi i zakluczyc. Slyszalem po wojnie, ze przezyla. Esesmani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im glowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i plakali. Potem dirlewangerowcy rzucili sie na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypedzili na warte. Slychac bylo krzyki kobiet. Wieczorem na Adolf Hitler Platz [plac Pilsudskiego] byl wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapalismy sie z kolega po gruzach, zeby zobaczyc, co sie dzieje. Zolnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kaminskiego, chlopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawolywania. Dirlewanger stal ze swoimi ludzmi i sie smial. Przez plac pedzili pielegniarki z tego lazaretu, nagie, z rekami na glowie. Po nogach ciekla im krew. Za nimi ciagneli lekarza z petla na szyi. Mial na sobie kawalek szmaty, czerwonej, moze od krwi, i kolczasta korone na glowie. Szli pod szubienice, na ktorej kolysalo sie juz kilka cial. Kiedy wieszali jedna z siostr, Dirlewanger odkopnal jej cegly spod nog. Nie moglem na to patrzec. Pobieglismy z kolega do kwatery, ale na ulicach kozacy Kaminskiego pedzili cywilow. Mowilismy na nich Hiwis - od Hilfswillige [ochotnicy, chetni do pomocy]. Obok upadla Polka w ciazy. Jeden z Hiwis zawrocil i zdzielil ja pejczem. Probowala uciekac na czworaka. Stratowali ja konmi.

Polacy spiewali cos skocznego

- Spalismy w piwnicach. Na kwaterze miedzy kolejnymi szturmami pilo sie duzo wodki, gadalo. "Moze jutro mnie postrzela - mowilismy - i wroce do domu".
Mielismy koszmary, krzyczalem przez sen. Wtedy towarzysze cucili mnie zimna woda. "Bubi, du hast den Warschaukoller" [Bubi, masz warszawski szal] - mowili.
Spalismy w ubraniach, ciagle alarmy; "Raus! Raus!" - wrzeszczal Fels. Nieraz gdzies przez sciane slychac bylo Polakow. Raz nawet spiewali cos skocznego. Czasem sobie poplakalem. Bo jak szturmujesz, to strachu nie ma, ale na kwaterze sie trzesiesz Pilismy.

Komando wniebowstapienia

- Wysadzilismy mur, ktory zaslanial duze podworze. SS chcialo szturmowac budynki naprzeciwko. Kiedy kolega walil lomem w drzwi, zobaczylem po lewej Polaka. Pociagnalem kolegow w dziure w scianie, ale obaj juz dostali. Jeden caly magazynek, drugi w pluco, kula odbila sie od niesmiertelnika. Kiedy oddychal, z ust wyplywala krew. Dziure w plucach zatkalem mu ziemia. Lezalem z martwym i rannym, przycisnalem sie do muru, modlilem sie. Kolega zajeczal, Polacy rzucili granaty. Jeden odrzucilem, drugi poturlal sie za daleko. Bylem czerwony od krwi i kawalkow miesa. Po poludniu czterech z Wehrmachtu przybieglo z noszami. Udalo nam sie przejsc, ale ranny kolega dostal trzy strzaly i zmarl. Nie moglem wydobyc z siebie slowa, mialem dreszcze i ciagle wymiotowalem. Major dal mi dzien odpoczynku, wiec widzialem, jak grzebali kolegow. Sciagneli im buty, wrzucili do wykopu z innymi zabitymi. Posypali wapnem. Polscy cywile musieli robic to wszystko.

Koledzy gineli, przydzielali mi nowych. Mialem glupie szczescie, moze przez to, ze kiedy Fels gnal mnie do akcji, zyczyl, zebym "zdechl jak pies" [Schenk sie smieje]. Chyba mnie nie lubil. Nasza grupe saperow szturmowych nazywalismy wtedy Himmelfahrtskommando [komando wniebowstapienia], bo zawsze szlismy na przodzie, a Polacy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, skad strzela. Kulka swisnie i lecisz do nieba. Szybko sie jednak uczylismy od sprytnych Polakow, jak sie kryc. Potrafili strzelac spod lekko uniesionej dachowki. Wielu walczylo w niemieckich mundurach i bardzo dobrze mowilo po niemiecku. Nie moglismy nosic naszych stalowych helmow, bo Polacy je nosili. Balismy sie, ze zaczniemy strzelac do swoich.
Na poczatku kiepsko strzelalem. Karali mnie za brak celnosci. Nie umialem przymknac lewego oka. Podejrzewali, ze symuluje. Wyslali do lekarza. Kazal strzelac z drugiej strony. Zostalem strzelcem lewoocznym. Odwrotna pozycja przydawala sie w walkach ulicznych.
Kiedys w walce wrecz Polak wyszarpnal nowemu koledze karabin. Przybiegl Fels z esesmanami, kazal chlopakowi go odzyskac. Ten drzal jak osika. Ale Fels chwycil pistolet i pognal chlopaka za Polakami. Chlopak zaraz wrocil bardzo poraniony nozem; krwawil i krzyczal.
Znow zostalem sam. Moi towarzysze z grupy uderzeniowej byli ciezko ranni od noza i bagnetu. Byl 6 sierpnia. Od tego momentu daty mi sie zacieraja. Tylko najciezsze walki moge podac w jakiejs kolejnosci, ale bez dat. Pamietam, ze 14 sierpnia dostalem kartke od pastora z Manderfeld, ostatnia wiadomosc z domu. 15 wrzesnia patrzylem na drugi brzeg Wisly. Zobaczylem rosyjski czolg. Potem drugi, trzeci. Podjechaly do brzegu. U nas wybuchla panika. Rosjanie musieli doskonale widziec nasze pozycje, nie strzelali. Czolgi znikly miedzy domami.

Cos goracego

Lezalem w pokoju na trzecim pietrze. Oficer SS rozkazal nam utrzymac dom. Cale mieszkanie bylo wysypane gruba warstwa piasku. Dobry pomysl, podziwialem mieszkancow. Tez bym tak zrobil. Musieli sie napracowac. Piach chronil je przed ogniem. "Po wojnie tylko go usuna", myslalem. Przez okno rzucalem w kierunku sasiedniego kina zapalajace butelki z benzyna. Dom obrzucony takimi butelkami stawal zwykle w plomieniach. Myslalem, ze wykurzylismy Polakow, ale oni ciagle strzelali i rzucali granaty. W kurzu kolejnego wybuchu zaczalem zbiegac po schodach. Kiedy mijalem okno na klatce, poczulem bol jak od uderzenia pejczem i cos goracego. Twarz i rece we krwi. Czulem, ze jestem ciezko ranny. Koledzy tez. Zdarli mi spodnie i zaczeli kulac ze smiechu. Na posladku mialem mala szrame. Kula trafila w manierke z kawa.

Gefreiter Bubi w gazecie

Chyba jakos wtedy awansowali Bubiego na Gefreitera [kaprala]. Awans byl automatyczny po 15 walkach wrecz Kazda walke wpisywali do ksiazeczki wojskowej. Nawet Fels baknal cos o dzielnosci Schenka. Tym bardziej ze we frontowym "Das Weichselblatt" ["Wislanej Gazecie"] napisali, ze Gefreiter Schenk uwolnil niemieckich jencow.
- To byl czysty przypadek. Po prostu wysadzalem kolejne drzwi. Zakladam ladunek i slysze: "Nicht schießen!". Biala flaga w oknie. Drzwi sie otworzyly i wyszlo 30 niemieckich zolnierzy. Plakali z radosci, wycalowali mnie. Mowili, ze Polacy, ktorzy wzieli ich do niewoli, traktowali ich dobrze.
Za Warszawe Bubi dostal Krzyz Zelazny drugiej klasy.

Zona spi dlugo, ja probuje ich policzyc

- Czasem pokazuja na filmach jakies sceny z Powstania, ale tam nie ma nic, co ja widzialem. Nikomu jeszcze tak dokladnie nie opowiadalem. Tak o wszystko pytacie. Macie prawo. Ale wszystko sie znowu budzi. Wtedy nie mielismy pojecia, ze ci zabici nigdy nie umra, ze beda zawsze obok. Wszystko dzialo sie tak szybko. Krzyki, strzaly. Pojedyncze twarze. Jakos bardzo mocno sie uczepily mojej pamieci.
[Schenk chowa twarz w dloniach].
- Wysadzilismy drzwi, chyba do szkoly. Dzieci staly w holu i na schodach. Duzo dzieci. Raczki w gorze. Patrzylismy na nie kilka chwil, zanim wpadl Dirlewanger. Kazal zabic. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali glowki kolbami. Krew ciekla po tych schodach. Tam w poblizu jest teraz tablica, ze zginelo 350 dzieci. Mysle, ze bylo ich wiecej, z 500.
Albo ta Polka [Schenk nie pamieta, jaka to byla akcja]. Za kazdym razem, kiedy szturmowalismy piwnice, a byly w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwalcili. Czesto kilku ta sama, szybko, nie wypuszczajac broni z rak. Wtedy, po jakiejs walce wrecz, trzaslem sie pod sciana, nie moglem sie uspokoic; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wzial kobiete. Byla ladna, mloda. Nie krzyczala. Gwalcil ja, przyciskajac mocno jej glowe do stolu. W drugiej rece mial bagnet. Najpierw rozcial jej bluzke. Potem jedno ciecie, od brzucha po szyje. Krew chlusnela. Czy wiecie, jak szybko zastyga krew w sierpniu...?
Jest tez to male dziecko w rekach Dirlewangera. Wyrwal je kobiecie, ktora stala w tlumie na ulicy. Podniosl wysoko i wrzucil do ognia. Potem zastrzelil matke.
A tamta dziewuszka, ktora wyszla nagle z piwnicy, byla chuda i niewysoka, jakies 12 lat. Ubranko podarte, wlosy rozczochrane. Z jednej strony my, z drugiej Polacy. Stala pod sciana, nie wiedziala, gdzie uciec. Podniosla raczki, powiedziala: "Nis partizani". Machnalem do niej, zeby sie nie bala, zeby podeszla. Szla z raczkami do gory. W jednej cos sciskala. Byla juz blisko, padl strzal, glowka jej odskoczyla. Z reki wypadl kawalek chleba. Wieczorem podszedl do mnie plutonowy, byl z Berlina. "Czyz to nie byl mistrzowski strzal?" - usmiechnal sie z duma.
Czesto przychodzily do nas dzieci. Nie mogly znalezc rodzicow. Chcialy chleba. Maly Polak przynosil nam jedzenie na warte. Chyba nie byl jencem. Nie wiem. Mialem wtedy warte w fabryce tekstyliow w piwnicy. Nie mowil po niemiecku, ale potrafilismy porozumiewac sie gestami. Jak mialem, dawalem mu papierosy. Przechodzil esesman. Kiwnal na niego, maly poszedl za nim. Uslyszalem strzal. Pobieglem, chlopiec lezal martwy na schodach. Esesman skierowal pistolet na mnie. Patrzyl dlugo, ale odszedl. Tak bylo w Warszawie.
Nasza maskotka byl kaleki chlopiec, tez ze 12 lat. Stracil noge, ale potrafil bardzo szybko skakac na drugiej. Byl z tego bardzo dumny. Zawsze skakal wokol zolnierzy, w ta i z powrotem. Mowilismy, ze to na szczescie. Troche pomagal. Ktoregos dnia zawolali go esesmani. Skoczyl do nich chetnie. Smiali sie, kazali mu skakac w strone drzew. Widzialem z daleka, jak wsuwaja mu dwa granaty do torby. Nie zauwazyl. Skakal, a oni sie smiali: "Schneller, schneller!" [szybciej, szybciej]. Wylecial w powietrze.
Zwykle budze sie bardzo wczesnie, moja zona spi dlugo. Czasem w polsnie widze przed soba zabitych. Czasem probuje liczyc tych, ktorych sam zabilem. Nie moge policzyc.

Kara za niebieskie gatki

- Wody w Warszawie bylo bardzo malo. W punkcie opatrunkowym stala wanna, do ktorej dolewano swiezej wody. Kiedys do niej wskoczylem. Wielu tam wskakiwalo. Znajomy sanitariusz powiedzial, ze w opuszczonej piwnicy jest duzo bielizny. Byla niebieska, nieregulaminowa. Swoje wojskowe lumpy wyrzucilem. Potem za te niebieskie cywilne gatki dostalem od sierzanta tydzien kompanii karnej. Musialem nosic miny nad Wisla.
Druga karna warte dostalem za ksiedza. Wysadzalismy tylne drzwi do klasztoru - bardzo ciezkie, prowadzily do piwnicy. Klasztor, ogromny budynek niedaleko Starego Miasta, byl juz bardzo uszkodzony przez bomby i granaty. Wskoczylismy we dwoch do srodka. Przed nami stal ksiadz Trzymal oplatek i kielich. Moze to byl odruch, nie wiem, ukleklismy, dal oplatek. Wpadl trzeci z naszej grupy, tez dostal oplatek. Wlecieli esesmani, jak zwykle strzaly, krzyki, jeki. Siostry byly w habitach. Kilka godzin pozniej zobaczylem tego ksiedza w rekach dirlewangerowcow. Pili wino z kielicha, hostia lezala polamana. Obsikiwali krzyz oparty o mur. Dreczyli ksiedza mial zakrwawiona twarz, rozerwana sutanne. Zabralismy im tego ksiedza, to byl jakis odruch. Esesmani byli zdumieni, ale tak pijani, ze nie wiedzieli, co sie dzieje. Nastepnego dnia tez niczego nie pamietali. Ksiedza oddalismy do naszego batalionu, wiecej nic o nim nie slyszalem, ale po drodze natknelismy sie na Felsa. Dostalem za ksiedza samotna warte na moscie, chyba Kierbedzia. Mosty na Wisle byly juz wysadzone, ale czesc przesel stala. Rosjanie mieli stanowisko karabinu maszynowego po swojej stronie, my po naszej. Mialem w polowie mostu dzien i noc trzymac straz wywiadowcza. Ukrywalem sie za stalowymi dzwigarami. Noc byla spokojna. Od czasu do czasu oba karabiny sie ostrzeliwaly, raczej tak na wiwat, bo byly za daleko. W dzien Rosjanie poruszali sie dosc beztrosko. Na zapleczu jezdzily male samochody, przywiozly kuchnie polowa. Oficerowie z szerokimi pagonami obserwowali przez lornetki nasza czesc Warszawy. Zolnierze sie opalali.
Na innej karnej warcie ukryty w belach z materialami w jakiejs fabryce tekstyliow obserwowalem Polakow. W razie ataku mialem wystrzelic czerwona race i uciekac. Bylo ich ze 40. Dowodzil oficer w mundurze. Wygladali nedznie. Wielu rannych. Widzialem kobiety z bronia, cywilow, dzieci. Bron mieli kiepska. Wieczorem wrocilem z meldunkiem, rano szturmowalismy kryjowke powstancow.
Juz nie pamietam, ktorego dnia postanowilismy zabic te swinie Felsa. Zeby przezyc, bo gnal nas ciagle naprzod. W siedmiu czy osmiu losowalismy karabiny. Dwa byly nabite. Jak tylko Fels znalazl sie z przodu, wypalilismy mu w plecy. Padl, a my ucieklismy. Nowy dowodca byl bardziej ludzki.

Portki ciezkie od zlota

- Dzis juz nie wiem, czy wtedy wysadzalismy Panstwowa Wytwornie Papierow Wartosciowych, czy raczej Bank Polski. W kazdym razie gdzies w centrum. Nie moglismy dlugo tego zdobyc. Kazali nam zrobic podkop. Kopalismy we dwoch, tylko w slipach. Zmienialismy sie na przodku. Kiedy bylem na przodzie, poczulem dziwny zapach, potem kolega przestal odbierac ziemie. Podczolgalem sie, lezal martwy. Podkop wychodzil na piwnice. Uslyszalem Polakow. Pewnie odbili piwnice. W nocy sie wyczolgalem i piwnicami doszedlem do swoich. Nie moglem rozpoznac wartownika. Kazal mi polozyc sie na ziemi. Wykrzyczalem swoje nazwisko i haslo: "Heidekrug" [Dzban wrzosu]. Pytal, dlaczego jestem w majtkach. W koncu uwierzyl.
Nastepnego dnia przywiezli goliata. Cywile musieli torowac mu droge, bo Polacy nauczyli sie wysadzac goliaty jeszcze przy naszej linii i duzo zolnierzy ginelo. Goliat wywalil dziure w murze. Cala noc gonilismy sie z Polakami po piwnicach i pietrach. Rano przyjechal czolg i budynek zostal zdobyty. W piwnicach lezalo pelno zlotych monet. Upychalismy je sobie po kieszeniach, az portki spadaly. Potem zloto zniklo. Nasi szeptali, ze Dirlewanger je gdzies wywiozl.

Wiedzialem, kto ile bedzie zyl

- To byla chyba moja ostatnia akcja w Warszawie. Zdobywalismy jakis budynek, bieglem przez pole. Lezal ranny zolnierz Dalem mu wody z mojej manierki i pobieglem wysadzic drzwi. SS szlo za nami. Jak wracalem, zatrzymal mnie Dirlewanger. Wskazal rannego: "Ty dales tej swini pic?". Dopiero teraz zauwazylem, ze na niemieckim mundurze ranny ma brudna bialo-czerwona opaske.
"Zastrzel go!" - Dirlewanger dal mi swoj pistolet.
Stalem bez ruchu, mialem dosc wszystkiego. Dirlewanger byl tak wsciekly, ze nie rozumialem, co wrzeszczy. Ten Polak patrzyl na mnie. Nie zapomne tego wzroku. W Warszawie nauczylem sie poznawac, czy ranny pozyje dziesiec minut, czy kilka godzin. Jak sie widzi tylu umierajacych, to sie juz wie, ile kto bedzie zyl. Jeden z SS-manow Dirlewangera wyrwal mi pistolet i zastrzelil Polaka.
Dirlewanger wrzeszczal, ze mnie rozstrzela. Ale przybiegli zolnierze z Wehrmachtu, wiec zaczal grozic sadem wojennym. Jakis oficer piechoty zaczal z nim ostro dyskutowac. Dalem noge.
- Pod koniec wrzesnia podeszli do mnie trzej Polacy z podniesionymi rekami. Oddali karabin maszynowy i dwa pistolety. Jeden mowil perfekcyjnie po niemiecku. Stalem sam na posterunku. Nie wiedzialem, co mam z nimi zrobic. Powiedzialem, ze musza zaczekac i lepiej, zeby ich nikt nie zauwazyl. Mialem szczescie, szybko znalazlem naszego nowego porucznika. Odebral jencow osobiscie i zaprowadzil do SS.
Ostatni przyczolek Powstania skapitulowal. Jakis wysoki oficer przyszedl jako przedstawiciel narodu z biala flaga. Zaprowadzilismy go do dowodcy batalionu. Widzialem tam naszego majora Wullenberga, Dirlewangera i innych dowodcow. Po paru godzinach Polacy przyszli, ciagnac za soba mase ludzi i bron. Wszystkich rannych polozono w wielkim magazynie fabryki octu. Nam rozkazano wyjsc. Z zewnatrz slyszelismy krzyki i strzaly. Wiem, co tam sie stalo.
W dniach kapitulacji natknalem sie na Felsa. Byl ciezko ranny, ale przezyl nasz zamach. Obszedlem go z daleka. Dirlewangera widzialem ostatni raz, jak szedl wsrod ruin z dwiema pieknymi kobietami. Miasto plonelo, na ulicach trupy. Jego skorzany plaszcz byl podarty. One - blondynka i brunetka - bardzo eleganckie, zadbane. Szczebiotaly wesolo. Nie wiem, czy to Polki, bylem za daleko.
To, co pozostalo z Warszawy, wysadzali minerzy. Zostalismy przeniesieni, ale w listopadzie znowu tam bylismy. Gralismy w pilke. Pilka wpadla do piwnicy. Wskoczylem, zeby ja wyciagnac. W piwnicy lezaly niezliczone ciala, juz prawie szkielety.

Rusek, Niemiec czy Mateusz

W Ochodzy, malej wsi pod Gnieznem, jeszcze pamietaja Mateusza, ale nie z czasow, kiedy ukrywal sie w stajni Brzewinskich, tylko jako eleganckiego pana, ktory w latach 80. przyjezdzal busem pelnym jedzenia i zachodnich ciuchow. Dary ksiadz rozdzielal wsrod parafian.
Zajrzelismy do zagrody Libnerow. Jozef Libner zmarl w ubieglym roku. Byl rowiesnikiem Mateusza lubili sie mocowac, tarzali sie po podworku, ale Mateusz, zaprawiony w walkach wrecz, kladl go na lopatki.
Syn Libnera pokazal nam date wycieta na scianie drewnianej ubikacji: "1946 M.S." - Juz dwa razy przerabialismy ubikacje, ale tata kazal te deski zostawic, bo to pamiatka po Mateuszu.
- Wycialem scyzorykiem, jak wyjezdzalem - Schenk sie wzrusza, kiedy opowiadamy o Ochodzy. - Z Jozefem bylismy bracmi krwi. Nacielismy sobie nadgarstki i przylozylismy je jak Indianie.
Odwrot spod Warszawy sapera szturmowego Schenka to osobna opowiesc. Spisal ja pare lat temu. Z zolnierzy, z ktorymi 1 sierpnia przyjechal do Warszawy, zostalo trzech. Zima 1944 roku uciekali przed rosyjskimi czolgami i komandami SS, ktore wieszaly uciekinierow na drzewach. Glodni i wycienczeni kierowali sie do Goscieszyna [Godesberg] pod Gnieznem, gdzie rozproszonym zolnierzom wyznaczono miejsce zgrupowania.
- Wyrzucilismy prawie wszystka bron. Pasy, helmy. Kilku mialo rany, ktore probowali ukryc, zeby ich koledzy nie zostawili. Iwany tropily w sniegu nasze slady. Odcieli nam droge do lasu. Ucieklismy na srodek zamarznietego jeziora. Nie weszli za nami na lod, ale czolg strzelal w jezioro. Kolega zaczal odmawiac "Ojcze nasz", mowil coraz ciszej, az zamilkl. Umarl. Kiedy chmury zaslonil ksiezyc, podpelzlismy do brzegu. Rosjanie palili papierosy, czolgalismy sie miedzy posterunkami. Ukrylismy sie w lesie, ale w poludnie czolg znowu jechal naszym sladem. Nie mialem juz sil, polozylem sie w rowie na skraju lasu. Na mundurze mialem bialy kombinezon ochronny, podobne nosili Rosjanie.
Znalezli mnie polscy chlopi. "Rusek? - zapytali. - Niemiec?" - kiwnalem glowa. Wtedy ten najwyzszy powiedzial po niemiecku: "Biedny chlopcze, jestes glodny?". Zaciagneli mnie do domu. Balem sie. "Polacy sa przebiegli, podstepni i falszywi" - uczyli mnie w wojsku. Kiedy do kuchni weszla dziewczyna z duzym nozem, myslalem, ze mnie zarzna. Rozciela mi buty, bo nie mogli ich zdjac. Mialem zlamana noge, reke i liczne odmrozenia. Dali cieplego mleka. Tak trafilem do braci Brzewinskich z Ochodzy [juz nie zyja]. Na starszego, Ignacego, mowilem "ojciec", a na Wincentego - "wuj". Na mnie wolali Mateusz Ukrywali mnie w stajni z trzema konmi, Mucka, Gniadym i Murzynem. W mrozne noce spalem nad parownikiem do ziemniakow.
Rosjanom, ktorzy zagladali do wsi, Brzewinscy powiedzieli, ze jestem ciezko chorym synem, a chorych Rosjanie omijali z daleka. Polskim wladzom wmowili, ze juz pol roku sie u nich ukrywam, bo zdezerterowalem z Wehrmachtu.

Dlaczego mnie uratowalil Nigdy sie nie dowiedzialem. Chyba z litosci; wygladalem jak pobity dzieciak. Kiedys mi powiedzieli, ze przez czarny rozaniec, ktory znalezli na piersi, jak zdzierali ze mnie mundur.

Bylbym Polakiem

Kiedys "ojciec" powiedzial: "Hitler kaputt", "wojna kaputt" i Mateusz juz sie nie musial ukrywac. Wies lubila Mateusza, on byl w Ochodzy szczesliwy. Pomagal w gospodarstwie.
- Przesluchiwali mnie w Trzemesznie, Polak i Rosjanin. Kazali mi sie rozebrac. Ogladali, czy nie mam tatuazy SS. Na podworzu lezal rozstrzelany chlopak w mundurze Hitlerjugend. Krecili nosem na te 19 walk wrecz w Warszawie, ktore mialem w ksiazeczce. Ale "ojciec" poreczyl za mnie, a ksiazeczke zamurowal w scianie.
Pamietam, jak miejscowy proboszcz wrocil z obozu koncentracyjnego. Parafianie wyjechali mu naprzeciw. "Ojciec" tez mnie zabral. Ksiadz szedl, wspierajac sie laska, chudy i blady, w pasiaku. Pojechalismy do kosciola. Pierwszy raz po dlugim czasie uslyszalem Tantum Ergo, brzmialo tak jak w domu. Ksiadz szedl, spiewajac, przez kosciol i blogoslawil. Mnie tez. Bylem szczesliwy, pelen wstydu i winy.
Mateusz wyjechal z Ochodzy w czerwcu 1946 roku. Brzewinscy dali mu na droge 200 zl, chleb i maslo.
- Prowizoryczna ambasada belgijska byla w Warszawie. Siedzialem na schodkach budynku, ktory kiedys zdobywalem. Ludzie mieszkali w ruinach piwnic. Tylko tramwaj jezdzil przez Wisle na Prage. Wracalem do domu trzy miesiace. Przez polskie areszty, amerykanski oboz jeniecki w Berlinie. Belgijska zandarmeria zabrala mnie do Brukseli na przesluchania. Belgowie mnie nie chcieli. Nie mialem dokumentow. Kazdy mogl powiedziec, ze jest Belgiem.
Zone poznalem po wojnie. Na granicy belgijsko-niemieckiej wszyscy wtedy szmuglowali. Niosla do Belgii prosiaka, ja do Niemiec kawe. Spotkalismy sie w lesie, wrocilem do domu z prosiakiem.
Mathias Schenk ma trzech synow i corke. Przez 30 lat produkowal w Brukseli szpachlowke do samochodu i szlifowal karoserie. Szpachlowke Schenk Braun sprzedawal w calej Europie. Teraz firme prowadza syn z zieciem.
Dziesiec lat chodzil w pielgrzymkach pokutnych do Banneux, gdzie Matka Boska ukazala sie malej dziewczynce. W latach 80. organizowal w Brukseli akcje pomocowe dla Polakow. 32 razy wiozl do Polski jedzenie, ubrania i pampersy.
- Znowu bylem w Warszawie. Spotkalem sie z weteranami Powstania. Byli mili. Jeden opowiadal, jak 1 sierpnia ostrzelal ostatni niemiecki pociag.

W Ochodzy nie wiedzialem juz, kim jestem - Belgiem, Niemcem, Mateuszem? Nawet nie wiedzialem, czy Belgia jeszcze istnieje. Myslalem, ze moja rodzina nie zyje.

Gdybym w marcu 1946 roku nie dostal od nich wiadomosci, zostalbym w Ochodzy. I bylbym Polakiem, tak jak wy.
  Temat: Rzeczywistość, a reklama.
wdiko

Odpowiedzi: 86
Wyświetleń:

PostForum: Czarne fotki   Wysłany: 2013-08-05, 19:44   Temat: Rzeczywistość, a reklama.
Dobra widze ze musze zedytowac komenta bo z byt duzo ludzi na opak rozumuje przeslanie.
Chcialem tylko:
-zwrocic uwage na:
*hamskie zachowania
*nieuczciwosc pracodawcy wzgledem pracowniokow jak i klientow
*i dac ludzia z Lubina cynk o tym co tam moga zjesc.

Nie przecze ze w innym MC moze byc inaczej ja opisalem ten z Lubina i tego sie trzymam. Kto wie ze gdzies jest lepiej to albo nalezy on do korporacji lub do goscia ktory szanuje pracownikow.

I jak pisalem MC w Lubinie znajduje sie w TOP 10 NAJGORSZYCH RESTAURACJI MC W POLSCE

-standard takiego zarcia bo widze ze duzo ludzi zamiast spedzac czas na domowym obiadku szturmuja co chwila maka (kiedy ja mialem te kilka lat eh.. i wy sadole cofnijcie sie troszke w czasie ze kiedys a dzis to w chuj co innego) kiedys szlo sie z rodzina do MC z jakiejs okazji no nie wiem urodziny, dzien dziecka, za dobre oceny w szkole, a dzisiaj ? A dzisiaj MC szturmowany jest przez mlodych rodzicow z dziecmi dzien w dzien i tylko tym je karmia.

Jedna osoba juz mnie pozdrowila i pisala o tym ze wie o tym samym co ja pisze....
  Temat: Można Jej nie lubić, ale trzeba Ją szanować!
cubus

Odpowiedzi: 70
Wyświetleń:

PostForum: Czarne filmiki   Wysłany: 2013-08-03, 01:30   Temat: Można Jej nie lubić, ale trzeba Ją szanować!
kiedys mozna bylo walczyc o ten kraj. kiedy jakies idealy wskazywaly nam kierunek. a dzisiaj? jakie idealy nami rzadza? dzisiaj mam ochote opuscic ten kraj jak tonacy statek