Ale muszę sie wam sadole przyznać... kilka dni temu wyszedłem z moją suką na spacer. Na łąkę. Śnieg pada od wielu dni. Jest raz 0+ raz -5, -10. Ogólnie na ścieżce na łące zrobił się lód i przysypał go śnieg.
Jak można sobie wyobrazić, wychodząc wieczorem z pieskiem oczywiście się poślizgnąłem, i tu pointa...
...jestem doświadczony w poślizgiwaniu się, gdyż, po pierwsze primo nie raz się alkoholizowałem, po druigie secundo nie raz już się wyjebywałem...
Zatem na spacer z psem założyłem dresy, a nie dżinsy, i idę, aaa zapomniałem, jeszcze jointa paliłem (a już po osimu piwach) no i ten... idę, nagle chyc, dźwang, bźdynk i lecę, podłoże się zbliża i wiem, że będzie boleć...
Łokciem przypie**oliłem w lód, głową też trochę w glebę, ale większość upadku przyjąłem na dupę - mięsiste dupsko (lata wpie**alania golonek wreszcie się na coś przydały) tylko kwiknęło...
No i, mimo 40 lat na karku, wyjaranego jointa, 8 piw, wyszedłem z tego bez szwanku!
wygląda na złamanie ale pewności nie mam ????!!!!??? jak nie złamanie to co ? Że niby nagle gietkości kości dostał ??
Zgodnie z postępowaniem medycznym, to jest uraz ręki. O złamaniu (czyli diagnozie) można mówić, dopiero kiedy gówniak zostałby zbadany przez lekarza (z badaniem RTG włącznie) i ten stwierdziłby owo złamanie kości (łokciowej i promieniowej).