Kiedyś w nielicznem gronie znajomych opowiadał:
— Miałem wtedy swoich 300 sanek. Każdy zaprzęg w 3 konie. „Jamszczyki” — chłopy na schwał. Nigdy nie brałem takiego, który nie mógłby zarzucić sobie na plecy worka wagi 400 funtów i przejść z nim kilometra. To była moja próba. Miałem „jamszczyków”, którzy nosili po 1000 funtów. Teraz już takich niema! Jechaliśmy z ładunkiem herbaty z Kiachty do Kazania. Zima była surowa. Mróz do 40° R.[1] trzymał cały miesiąc. Konie i ludzie w swych kożuchach, futrem wywróconych nazewnątrz, szli jak białe widma.
Miałem takiego sąsiada - górnika. Ksywa "ja sam". Bo sk***iel potrafił na kopalni dwa podkłady kolejowe lub stalowe ringi nosić. 45 lat życia i wózek...
kiedyś miałem kolegę co był rolnikiem. Ćwiczyliśmy razem na siłowni j***ny silny był i szła mu siła jak poj***ny. Ale pewnego dnia zarzucił sobie worek zboża, czyli około 50 kg na plecy i mu jebnął kręgosłup. Później jego max wysiłek na siłowni to była 1/3 tego co podnosił wcześniej. A morał z tego taki, że jak masz j***ny wózek lub taczkę to jej używaj bo nikt zdrowia ci nie odda.