Najlepiej z tymi pchlarzami bezpańskimi poradzili sobie bodajże w Brazylii. Nie pie**olili się w tańcu tylko wabili je i wykorzystując ich ufność odstrzeliwali na miejscu.
Kiedyś na wsiach jak suka miała cieczkę, to właściciel dawał ją do jakiegoś pomieszczenia gospodarczego i czekał. Jak zjawiał się pies, to w najlepszym przypadku ginął przy pierwszym strzale. Te, które miały mniej szczęścia, dobijano pałką.
Szacunek dla tradycji, ale o sukie w cieczce czasami ciężko, więc tradycyjnie szło mięso ż zyletkami, haczykami i tym podobnym. Czasami wnyki i potem kołek.
Innym razem zapedzało sie do stodoły lub na podwórze i tam wykańczało widłami.