Ja źle rozmieszałem cukier do refermentacji i kilka butelek było 'z niespodzianką'. W wielkanoc z bratem po cichutku, w piwnicy otwierałem nam po piwku, żeby jego żona nie sapała. Jak jebło, to dzieciaki pobudziłem piętro wyżej i zaczeły ryczeć, a sobie rozwaliłem okulary. Jakbym ich nie miał, to bym pewnie nie miał oka.
Zamiast strzelać z kapsla i patrzeć jak połowa butelki wypływa do kubła, można dobrze schłodzić i upuszczać delikatnie gaz. Trochę to potrwa, ale i tak będzie dobrze nagazowane. Powodzenia przy kolejnych warkach.
Dobre...
Przypomniała mi opowieść dziadka - jak podczas wojny jego ojciec piwo zrobił... a lato cieplutkie było - piwo w izbie stało i w środku nocy strzelać zaczęło... pradziad słysząc strzały, długo nie myślał (ruskie ido), chwycił pepeszkę i puścił kilka serii po sąsiedzku... nikogo nie ubił, nikt się sądzić nie chciał, ale na piwo sąsiady przyszły dnia następnego