Spadochroniarz ląduje, paralotniarz startuje. W tym przypadku mamy akurat do czynienia z paralitykiem, ten z kolei napie**ala w okoliczne przeszkody np drzewa, linie wysokiego napięcia, kominy, minarety itp.
Wygląda niegroźnie ale to tylko pozory. Mogło nim jebnąć o asfalt i poszedłby do piachu. Takie rzeczy się zdarzają ale gdyby te cioty zamiast miotać się chwyciłyby część linek i sciagneły jedeną stronę skrzydła w kierunku ziemi, byłoby po problemie.