Niedaleko mnie był sobie bar przydrożny. Lat temu dużo. Chyba Gniewko nazwa jego była. Ojciec kumpla tam kraty zamontował, bo pogróżki od bandytów właściciel dostawał. Nie chciał płacić. Trzy dni później, albo krócej, lokal podpalono. Stróż nie sp***olił, bo ogień od drzwi, a oknem ni ch*ja.