ja kiedyś puściłem córkę z Górki Szczęśliwickiej, bała się jak cholera, ale została niespodziewanie popchnięta już tam na dole trafiła w jakiś dołek i wyk***iła takie figury w powietrzu i chwile później na śniegu, że się zastanawiałem gdzie tu najbliższy ostry dyżur, a ta wstała złapała sanki i zaczęła się na górę wspinać. Male dzieci są nieśmiertelne...
Z moim synem było tak- jak się "wywrócił" bez epitetów żeby nie było-że oj jak boli, jak strasznie itd..
Dziecko obserwuje i się uczy a przykład bierze od rodziców co do zachowań itd..
Nie lamentować a pomóc wstać i dalej zabawa..
Gorzej było z rodzicielką he he .. Ale i na to też jest sposób..