Letnim, niedzielnym popołudniem wracając z "pewnego miejsca" rodzice zabrali nas na lody. Ja, jak zawsze wybrałem 2 gałki śmietankowych (jeszcze po 50gr/szt.). Aby skonsumować owe słodkości zaszliśmy na plac zabaw i posadziliśmy dupy na huśtawkach, gdzie oddawaliśmy się zabawie co chwila liżąc lodowe specjały.
Pech chciał, że na mojej huśtawce, tuż nad moją głową siedziała wielka, sk***iała, biała mewa, która jak gdyby nigdy nic posadziła kloakę wprost na mojego loda, tak że gówno pociekło mi aż po palcach. Ja zajęty zabawą, myśląc że to lód mi się roztopił zacząłem zlizywać gówno z palców i dłoni. Na przeciwko, w odległości około 10 metrów siedzieli rodzice. Matki miny nie zapomnę do dzisiaj, jakby zobaczyła za mną Jezusa, a ojciec cisną bekę nie mogąc wydusić z siebie ani słowa...
Raz opowiedzieli tę historię przy mojej dziewczynie... teraz byłej dziewczynie