18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Czerwiec 2017
PNWTŚRCZPTSOND
   1234
567891011
12131415161718
19202122232425
2627282930  
Lipiec 2017
PNWTŚRCZPTSOND
     12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31      
Sierpień 2017
PNWTŚRCZPTSOND
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031   


Ciemność, podziemia i okultyzmy

Lord_Louie • 2017-07-29, 19:43
92
Nie samym MRU polsza podziemna stoi. Fotorelacja z nocnej wycieczki do trzewi miasta, okraszona odrobiną literackiej bredni (choć tytuł to nie bait - opisane wydarzenia są autentico fantastico)
_______________________________

Klik.
Żarnik latarki mógłby w tym momencie zalać fasadę budynku jaskrawym, pięciusetlumenowym snopem światła, lecz to byłoby cokolwiek nierozsądne. Stojąc na wąskim pasie wykarczowanej zieleni, z nieuchronną karą grzywny przed sobą i złowrogim szczekaniem psa za plecami, zdecydowanie nie powinienem rzucać się w oczy. Świecę więc tyle, ile potrzebuję, by widzieć czubki butów, jednocześnie macając ceglany mur w poszukiwaniu wejścia. Kątem oka zerkam na zegarek. Kilka minut temu wybiła północ, ciemność zalała już przestwór nieba całą swą okazałością. Witaj ponownie, przyjaciółko, dawno nie mieliśmy okazji do spotkania tylko we dwoje. Dzisiejszej nocy oswoję się z tobą na nowo.

Dłoń nie natrafia na zimną fakturę ściany, niemal tracę przy tym równowagę. Oświetlam latarką coś, co w założeniu architektów najprawdopodobniej miało być oknem, a dziś posłuży mi jako drzwi. Jasna plama rozmywa czerń w promieniu pięciu, może sześciu metrów, głębiej nie sięga. Po karku przebiega dreszcz. Czy przyjemny? Zaraz się okaże.
Wchodzę.



Odczuwam chłód. Tu, gdzie roczna amplituda temperatur waha się najwyżej o kilka kresek na termometrze, nawet przy trzydziestostopniowym upale panującym na zewnątrz można szybko zatęsknić za cieplejszą bluzą. Sam nie wiem, ile w tym cyrkulacji powietrza, a ile strachu. Od ostatniej samotnej wyprawy w podziemia minęły mi już dwa lata, a lęk ciemności – ciężko temu zaprzeczyć – lubi zapuszczać korzenie na nowo.

Cichną, a po chwili zupełnie milkną szczekanie psa i dźwięki aut wjeżdżających z dużą prędkością w głębokie kałuże. Zastępują je odgłosy rytmicznie kapiących kropli i całych strug wody, spływających w głąb podziemnego systemu szczelinami zasypanych wywietrzników i transzejami pęknięć w posadzce. TAP…Tap…tap… Spadają w synchronicznej zmowie, cierpliwie żłobią wiekowy beton, drążą otwory w moim umyśle z mocą wiertarki udarowej. I jeszcze to echo – powtarza każdy dźwięk, każdy najmniejszy szmer, wysyłając w odmęt zakodowaną informację o mojej obecności.
– HALO…Halo…halo… JEST TU KTO…Tu kto…kto…?
Cisza. I dobrze. Gdybym usłyszał teraz jakiś niestandardowy hałas, moja podróż zdecydowanie skończyłaby się w tym miejscu.




Pierwszy poziom to istny labirynt. W każdej sali trafiam na co najmniej parę drzwi prowadzących do dalszych pomieszczeń. Ów system rozgałęzia się kilkukrotnie, nim doprowadza do ślepego zaułku. Z żeliwnych rur zwisają strzępy waty przemysłowej, przeżarty rdzą kocioł ukrywa się gdzieś w rogu przed światłem, gromady pająków przemykają po ścianach, po suficie. Poza tym nic szczególnego, tylko nieprzyjemny odór stęchlizny w powietrzu, chmury pyłu i wilgoć pod podeszwą. W obawie o drogi oddechowe, zakładam maskę.

A skoro już tak nie śmierdzi, to sprawdźmy, co kryje się na niższym poziomie.




Wydaje mi się, czy temperatura naprawdę spadła znacząco, gdy pokonałem zaledwie kilkanaście stopni spiralnych schodów prowadzących głębiej pod ziemię? Tu, będąc całkowicie niewidocznym z zewnątrz, pozwalam sobie na włączenie najsilniejszego trybu latarki, by rozejrzeć się po tym, co wygląda mi na oszałamiająco dużą, pustą przestrzeń. Snop światła utwierdza mnie w przypuszczeniach.

Korytarz o łukowym sklepieniu ciągnie się przez dobre sto metrów. Muszę przejść nim w tę i z powrotem, by zbadać wszystkie zakamarki; gdy stoję w jednym punkcie i świecę wokoło, znaczna część tunelu pozostaje w cieniu. Jest tu dużo śmieci – wygląda to tak, jakby pracownicy zakładów działających na powierzchni traktowali wywietrzniki oraz częściowo odsłonięty szyb windy towarowej jako dodatkowe śmietniki. Walają się roztrzaskane świetlówki, gumowe węże pozbawione miedzianych wnętrzności, metalowe obejmy beczek, których drewniane struktury dawno już spróchniały, tu i ówdzie zalega plastikowy zbiornik z niewiadomego pochodzenia cieczą albo obudowa lampy zerwanej ze ściany. Poza tym jest pusto. Żadnych maszyn, mebli, wyposażenia. Z ciemności wyłania się pustka.




Staram się nieprzerwanie fotografować i szukać dobrych scenerii do zdjęć, by tłumić obrazy zakrzywionej rzeczywistości, które rozstrojone instynkty usiłują wepchać mi do głowy z siłą prasy hydraulicznej. Gdy patrzę w głąb jednej z wielu hal, słyszę urojone dźwięki dobiegające z korytarza za moimi plecami. Odwracam się gwałtownie, dając przy tym słowo, że po po drodze przez ułamek sekundy oświetliłem jakiś kształt, lecz gdy nieco wolniej powtarzam ruch, nie znajduję niczego wyróżniającego się.

TAP…Tap…tap…TUP…Tup…tup…
To jeszcze odgłos kapiących kropli, czy stawianych kroków?

Zamieram, gdy z przeciwległego końca korytarza wydobywa się metaliczny dźwięk, jakby zderzenie dwóch prętów. A przynajmniej tak go odbieram, zniekształconego wielokrotnym rykoszetem. Krzyczę. Nie, jednak uciekam. Może lepiej zawołać? Chyba zdecydowanie lepiej uciec. Krzyczę. Uciekam. Krzyczę. Uciekam. Krzyczę. Krzyczę. Krzyczę…
– KTO TAM JEST?!…Tam jest…jest…




Raz. Dwa. Dziesięć. W sumie milion. Mam wrażenie, że tyle sekund stałem w bezruchu, nasłuch*jąc pożądanej/niepożądanej (niepotrzebne skreślić) odpowiedzi. Na wszystkich bogów i bożków, w których nie wierzę, dlaczego przychodzą mi do głowy sceny z tych wszystkich filmów grozy?! Pszczółka maja! Pszczółka maja! PSZCZÓŁKA MAJA, DO JASNEJ CHOLERY!

I tak stąd nie wyjdę, nie minąwszy miejsca, z którego rozległ się tamten dźwięk. Chyba, że szybem windy towarowej… Zaglądam w ciasną wyrwę między stropem, a szczytem hałdy śmieci, i natychmiast oceniam szanse jako znikome. Nie mam pojęcia, ile czasu wytrzyma jeszcze latarka, ale mając na uwadze fakt, że prawie nie zmieniam najjaśniejszego trybu świecenia, mogą to być minuty. Redukuję z piątki na trójkę, przeklinam mocno ograniczony zasięg widzenia, z olbrzymim oporem stawiam pierwszy krok.




Po drodze niepewnie patroszę snopem światła trzewia kolejnych hal. Każda jest długa na co najmniej czterdzieści metrów, wyraźnie widzę może na jedną trzecią tego dystansu. Przeciwległe ściany skutecznie ukrywają się w mroku. Pierwsza – nic szczególnego, kilka lamp zwisa na kablach z łukowego sklepienia. Druga – to samo. Trzecia – rzucone w nieładzie palety niszczą schemat poprzednich sal. Czwarta – nic nowego. Piąta…

Chwileczkę! Dziesięć kroków w tył, obrót o dziewięćdziesiąt stopni, uruchomienie żelaznych rezerw światła, potocznie zwanych piątym trybem. Latarka gaśnie gwałtownie, choć powinna najpierw redukować stopnie, podobnie jak biegi w samochodzie. Jasność nie trwała nawet sekundy, ale tyle wystarczyło, by oczy przetworzyły obraz i wysłały do mózgu propozycję przeprowadzenia nieplanowanego zawału serca. I sam już nie wiem, czy wolałem widzieć, czy nie widzieć.



Momentalnie wyostrzają się zmysły, w szczególności słuch.

TAP…Tap…tap…TUP…Tup…tup… – słyszę teraz znacznie wyraźniej, niż wcześniej. Mam omamy. Miałem. Chyba. Czy na pewno zobaczyłem to, co myślę, że zobaczyłem? Sylwetka człowieka. No… chyba człowieka. Ale jeśli nie, to czego innego? Myśl racjonalnie, myśl racjonalnie, MYŚL RACJONALNIE! Ktoś robi sobie jaja, specjalnie hałasował i nie odpowiadał na wołanie. Musiał widzieć błysk, nie ma innej opcji. A ja po omacku i tak stąd nie wyjdę, więc…

I stała się jasność. Światło bez zapowiedzi znów uczyniło czwartą halę widzialną. Jednak anormalny sposób działania latarki wzbudza we mnie nie tak duże uczucie zakłopotania, co fakt, że owa hala jest zupełnie pusta. Choć wytężam wzrok, na pierwszy rzut oka nie widzę niczego, co mogłoby BYĆ tamtym tajemniczym kształtem, lub co mogłoby rzucać tak specyficzny cień.
– HALO!…Halo…halo… – wołam, ale nikt nie odpowiada.




Chyba najwyższa pora opuścić to miejsce. Nim jednaj zbieram się do drogi, zauważam coś leżącego w oddali, jakby klapa albo wieko jakiegoś zbiornika. Kierowany ciekawością, powstrzymywany strachem, przestępuję próg sali w duchu sprzecznych emocji, smagając wszystko wokół snopem światła, niczym latarnia morska na wybrzeżu. Po dziesięciu krokach dostrzegam, że wokół niezidentyfikowanego przedmiotu nakreślone jest białe koło, a cień na przeciwległej ścianie przypomina odwrócony krzyż.

PIP. Pierwszy sygnał ostrzegawczy.

Po dwudziestu krokach nasiąkam obawami, iż może to być coś, czego zdecydowanie nie chciałbym znaleźć w TAKIM miejscu i o TAKIEJ porze.

PIPIP! Drugi sygnał ostrzegawczy.

Po trzydziestu krokach jestem pewny dwóch rzeczy. Pierwsza – dobrze, że wypróżniłem się przed wyjściem, bo w przeciwnym razie zrobiłbym to teraz. Druga – niewiedza bywa zbawienna, zdecydowanie nie warto było oglądać tylu horrorów.

Stoję na skraju białego okręgu, a dwa metry przede mną leży improwizowana plansza „Ouija”. Groteskowości dodaje fakt, że została wykonana z kartonu od pizzy, lecz wcale mnie to nie uspokaja. Strach, jakkolwiek irracjonalny, jest ciężki do opisania. W przypływie adrenaliny zaczynam szybkim krokiem wycofywać się, byle jak najdalej od tej planszy, jak najdalej od tego miejsca, już pal licho zdjęcia. Wykorzystam to, co mam. Nie chcę tu być ani minuty dłużej.



Przyśpieszone kroki echo potęguje do odgłosu biegnącego tłumu. Narastająca panika generuje proporcjonalne nasilenie fantasmagorii, teraz nie zauważam już pojedynczych kształtów, lecz nieskończoność wyimaginowanych straszydeł wyciągających z ciemności swoje łapska i próbujących dosięgnąć mnie nimi. Na ostatnim poziomie już niemal biegnę, nie troszcząc się nawet o rozwiązane sznurowadło. Dopiero, gdy mogę odetchnąć powietrzem nienasiąkniętym zapachem stęchlizny, gdy w oddali ukazują się światła ulicznych latarni, a uszu dobiega hałaśliwe szczekanie czujnego psa, wraca względny spokój, uspokaja się bicie serca, słabną skrajne emocje. Dopiero teraz decyduję się spojrzeć na zegarek. Podświetlona tarcza wskazuje osiem minut po trzeciej. Nie wierzę w coś takiego, jak „godzina demonów”, mimo to zbieżność jest zastanawiająca.

Mogę odhaczyć pierwszą nocną eksplorację, która tylko w połowie zakończyła się powodzeniem. Najwyraźniej przyjaciółka nie miała tej nocy ochoty na spotkanie. Mi natomiast wystarczy wrażeń na długo i nieprędko podejmę się kolejnej próby pokonania lęku przed ciemnością. Na szczęście już niebawem niebo wytraci detale odległych gwiazdozbiorów, a bladoróżowy świt wyjrzy zza horyzontu, tłamsząc wspomnienia tej bądź co bądź „ekscytującej” nocy.

KONIEC.

Wincyj na mojej strone: www.sojer.pl oraz na facebook'u
Halman • 2017-07-29, 19:45  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (36 piw)
po dwóch linijkach tego "opisu" stwierdziłem że niech sobie go czyta ten co go napisał... jeszcze mnie nie poj***ło.

Kobiety w buzię uderzenie

fantastico • 2017-07-29, 22:55
90
Kobieta w buzię przyjmuje gonga przez sprzeczkę na drodze, do której doszło wcześniej, a była ona zapalnikiem zaistniałej sytuacji.

Czym jest agresja drogowa?

Agresja drogowa nie jest pojęciem nowym chociaż coraz mocniej daje się ją zaobserwować w ostatnich latach. Pierwsze wzmianki o agresywnych kierowcach pojawiły się już 1949 roku, gdy dwóch kanadyjskich psychiatrów przeanalizowało zachowania taksówkarzy i wskazało zależność między stylem życia a wypadkowością. Grupa o nieustabilizowanej sytuacji rodzinnej i lekceważąca prawo częściej miała wypadki niż kierowcy funkcjonujący w rodzinach i przestrzegający norm prawnych.

Pierwsze definicje agresji drogowej powstały w latach 80. dwudziestego wieku i opisywały to pojęcie w sposób następujący – rzeczywiste lub zamierzone działanie skutkujące krzywdą psychiczną lub fizyczną.

Obecnie chyba najpełniej agresję drogową definiuje Leo Tasca - agresja drogowa to świadome prowadzenie samochodu w sposób, który zwiększa ryzyko wypadku, motywowane zniecierpliwieniem, zdenerwowaniem, wrogim nastawieniem lub próbą zaoszczędzenia czasu.

Agresja w ruchu drogowym ma 3 wymiary, które wyrażają natężenie agresywnego zachowania. Pierwszy to agresywna jazda, która cech*je się m.in. brakiem poszanowania dla przepisów ruchu drogowego oraz nadmierną prędkością. Kolejny wymiar to gniew za kierownicą – przejawia się on nadużywaniem klaksonu, błyskaniem światłami, krzyczeniem, wrogimi gestami oraz jazdą zderzak w zderzak. Najsilniejszym przejawem zachowania agresywnego jest tzw. road rage – drogowa furia. W tym przypadku dochodzi do fizycznego ataku na innego kierowcę z użyciem pojazdu lub innego niebezpiecznego narzędzia.

kothletino • 2017-07-30, 02:57  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (38 piw)
Kobiety? Ja tam widzę ponton z założonymi wiosłami.

Gówniak z 20 piętra sobie spada

fantastico • 2017-07-29, 23:06
90
Lecące dziecko spada w dół na ziemię, na której dokonuje się jego żywot.

Ciało puszczone z pewnej wysokości spada. Oznacza to, że musi działać na nie jakaś siła powodująca przyspieszanie ruchu ciała. Przyspieszenie powyższe nazywane jest przyspieszeniem ziemskim, zaś samo zjawisko spadku nazywane jest spadkiem swobodnym. Spadek swobodny powodowany jest grawitacją.
W czasie spadku bez oporu powietrza:
przyspieszenie jest stałe
prędkość ciała rośnie

Oznacza to, że ruch jest jednostajnie przyspieszony.
Przyspieszenie tego ruchu na Ziemi wynosi średnio ok. g = 9,81 m/s2.

'murica fuck yeah!

Velture • 2017-07-29, 09:49
84
(tak, tak. Tłumaczone luźno a źródło na dole.)

Ofiary gwałtów muszą powiadomić swojego gwałciciela zanim dokonają aborcji w stanie Arkansas, USA.


Nowe prawo stanowi, że płód podczas aborcji jest traktowany jako członek rodziny i wymaga aby oboje 'rodzice' wyrazili zgodę na jego śmierć.


Arkansas ostatnio wprowadziło wiele niepokojących poprawek odnośnie aborcji, w tym taką która zmusza kobietę aby powiadomiła ojca swojego dziecka zanim podda się aborcji.

(bardzo luźno tłumaczę i skracam)
Wymagane jest aby płód został potraktowany na równi z człowiekiem i jeśli ta osoba za życia nie powiedziała co chce aby zrobiono z jej ciałem to w takim wypadku decydują o tym członkowie jej rodziny.

Zgodnie z prawem odbywa się to w następującej kolejności:
najpierw małżonkowie, potem dzieci, potem żyjący rodzice a na końcu dziadkowie.
Płód nie może mieć małżonków ani dzieci więc wymagana jest zgoda rodziców na 'pozbycie' się płodu. W przypadku osób niepełnoletnich taką decyzję podejmują dziadkowie.

Lekarz nie może przeprowadzić aborcji bez "racjonalnej próby" kontaktu z ojcem płodu.
Jednak jest to niezgodne z podstawowymi prawami prywatności. Kobieta może nie chcieć aby ktoś wiedział cokolwiek o jej intymnej historii medycznej.

(dalej mi się nie chce już. Jak ktoś ma ochotę na 2 kolejne akapity tego pojebaństwa to zapraszam do źródła)

źródło: https://broadly.vice.com/en_us/article/nev3vx/rape-victims-must-notify-their-rapist-before-getting-an-abortion-in-arkansas

Brawo ameryko!
Samo prawo jako takie uważam za słuszne bo decyzję o aborcji powinien mieć prawo również podjąć ojciec ale mogli doprecyzować, że nie w przypadku ciąży z gwałtu i byłoby git.

Dobry komentarz :amused:
dobra.wróżka • 2017-07-29, 10:05  Najlepszy komentarz Najlepszy komentarz (28 piw)
No już doprawdy, k***a, bez przesady.

Dokonanie morderstwa w salonie fryzjerstwa

fantastico • 2017-07-29, 23:02
55
Fryzjer najpewniej za złe obcięcie klienta doznaje śmierci na skutek zastrzelenia.

Fryzjer – rzemieślnik zajmujący się zgodnie z życzeniami klientów strzyżeniem włosów, ich pielęgnacją, układaniem, farbowaniem, myciem, dekoloryzacją.

Zawód fryzjera należy do grupy zawodów usługowych.

Dzięki posiadanym umiejętnościom fryzjer może prowadzić własny zakład usługowy.

Umarcie z szoku eletrycznego

fantastico • 2017-07-29, 23:23
54
Prąd tyknął człowieka życia mu zabierając przez przebiegnięcie przez jego ciało.

Prąd elektryczny jest w istocie ruchem cząstek obdarzonych ładunkiem, zwanych nośnikami ładunku. Umownie przyjęło się określać kierunek przepływu prądu poprzez opisanie ruchu ładunków dodatnich, niezależnie od tego jaki jest rzeczywisty znak i kierunek ruchu nośników w danym materiale.

50
Wypadek zrobiony dwóm motocyklistom kończy się ich przejechaniem.

Samochód ciężarowy – pojazd samochodowy przeznaczony konstrukcyjnie do przewozu ładunków. Określenie to obejmuje również samochód ciężarowo-osobowy, przeznaczony konstrukcyjnie do przewozu ładunków i osób w liczbie od 4 do 9 (łącznie z kierowcą)[1].

Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 27 września 2003 r. w sprawie szczegółowych czynności organów w sprawach związanych z dopuszczeniem pojazdu do ruchu oraz wzorów dokumentów w tych sprawach, w załączniku nr 4 Klasyfikacja pojazdów - Tabela nr 1 – Rodzaje i podrodzaje pojazdów - przypisuje samochody ciężarowe do kategorii homologacyjnej N1, N2, N3.

Pojazdy kategorii N to pojazdy przeznaczone głównie do przewozu ładunków, dzieli się je na 3 podkategorie:

Kategoria N1: Pojazdy kategorii N o masie maksymalnej nieprzekraczającej 3,5 tony.
Kategoria N2: Pojazdy kategorii N o masie maksymalnej przekraczającej 3,5 tony, ale nieprzekraczającej 12 ton.
Kategoria N3: Pojazdy kategorii N o masie maksymalnej przekraczającej 12 ton.

Ciężarną swą żonę pod autobus wepchnięcie

fantastico • 2017-07-29, 22:58
44
Kobieta będąca przy nadziei zostaje przez swojego faceta wepchnięciem wrzucona pod autobus przejeżdżający jej nogi ale nie dziecko. Facet najpewniej nie chciał mieć dziecka bo zrobił to by go nie mieć.

Ciąża, brzemienność – okres od zapłodnienia bądź implantacji do porodu oraz całokształt zmian zachodzących w tym okresie w organizmie zapłodnionej kobiety.

U ludzi moment zapłodnienia uznawany jest za trudno uchwytny i dlatego za początek ciąży przyjmuje się pierwszy dzień ostatniej miesiączki. I tu wartość obliczeń czasu trwania ciąży może być problematyczna, gdyż nie każda kobieta dzień ten sobie notuje. W takiej sytuacji czas trwania ciąży określa się na podstawie badań ultrasonograficznych płodu.